wtorek, 3 maja 2011

Wrzesień 2009

29 września 2009
 Siedzę w pociągu i spoglądam za okno. Pada deszcz... jesień już jest... niestety. Nie lubię krótkich pochmurnych dni i tych smutnych monotonnych wieczorów. Trzeba się przyzwyczaić do tego smutnego i zimnego okresu jesienno zimowego.
W weekend byłam chyba już ostatni raz w tym roku na rolkach. Strasznie mi przykro z tego powodu bo uwielbiam rolki. Taki wypad zawsze dodaje mi energii i sił, a teraz nie pozostaje już nic prócz siłowni. A tak, zapomniałam, mam jeszcze do dyspozycji siedzenie po godzinach w pracy i weekendy na uczelni... Być, żyć, nie umierać.
Rozmowy z Bossem trwają. Cieszę się, że prawie cały wrzesień mnie nie było bo pewnie maglowałby mnie codziennie. W sumie nie powinnam nawet o nim pisać, bo obiecałam sobie że oddzielę pracę od życia prywatnego, a dokładniej mówiąc, zepchnę ją na dalszy plan. Tak też staram się robić i rzeczywiście w ostatnich postach o pracy jest niewiele (pomijamy fakt urlopu i licznych delegacji). Skupiam się bardziej na sobie i otaczających mnie ludziach i rzeczach. Cieszą mnie codzienne rzeczy, tak proste i rutynowe jak robienie porządków, czy siedzenie na huśtawce w ogrodzie z czasopismem w ręku. Relacje z mężownikiem uległy drastycznej poprawie. Fakt że mało czasu spędzamy razem, ale przynajmniej potrafimy się cieszyć gdy wspólny wieczór się nam trafi. Jestem bardziej otwarta i staram się go nie krytykować na każdym kroku, bo z całą pewnością to w niczym nie pomaga. Nie wiem jak długo potrwa sielanka, ale dobrze wiedzieć, że jeśli tylko chcemy, możemy miło spędzać czas. Nie ukrywam że jest to miła odmiana po ostatnich kryzysach.
11 groszy

28 września 2009
Ostatnio coś się zmieniło… Nie wiem dokładnie dlaczego, ale znowu zaczynam dostrzegać piękno natury. Kiedyś bardzo lubiłam obserwować przyrodę. Podziwiałam jak wiosną budziła się do życia a zimą szykowała do długiego snu. Odkąd zaczęłam pracować tu gdzie pracuję teraz, wszystko się zmieniło. Przestałam dostrzegać jak szybko zmieniają się dni tygodnia, pory roku i zawsze brakowało mi czasu. W miesiącu wrześniu zdecydowanie zwolniłam, chyba głównie przez ponad dwu tygodniowy urlop i dodatkowo tygodniową delegację do Gdańska. W tym miesiącu naprawdę niewiele pracowałam i przez to trochę się wyciszyłam. Jestem szczęśliwsza bo zaczynam dostrzegać poranną mgłę opierającą się o korony drzew, wstające lub zachodzące słońce… Nadal nie bardzo kojarzę jaki jest dzień tygodnia, ale w końcu szczęśliwi czasu nie liczą J
5 groszy

23 września 2009
 Spacerując ulicami Starego Miasta naszła mnie myśl... Co powoduje, że ludzie decydują się na zdradę? Jakim trzeba być człowiekiem, by podjąć się dźwigania tego ciężaru? Czy to oznaka słabości, a może ogromnej siły charakteru...? A co z wyrzutami sumienia?
Myślę, że każdy z nas jest inny i inne są przyczyny, dla których zdecydowalibyśmy się na zdradę. Wiem, że nie potrafiłabym zdradzać dla „sportu”. Decyzja o zdradzie zapadła by tylko wówczas gdybym się zakochała. Jestem w stanie usprawiedliwić się sama przed sobą tylko wtedy gdy uważam że decyzja jest słuszna, tzn. dla mojego dobra. Ponieważ nieustannie szukam swojego raju, mogłabym go odnaleźć w ramionach innego mężczyzny i nie uważałabym tego za jakąś ogromną podłość. Wytłumaczenie byłoby takie: Nie kocham już swojego męża, on mnie też dlatego nie widzę powodu by tkwić dalej w takim związku. Być może to nie on był moim księciem z bajki, co nie znaczy, że taki nie stąpa po tej ziemi.
Oczywiście wszystko zależy od punktu widzenia. Powyższe wytłumaczenie jest ok. pod warunkiem, że to nie my jesteśmy zdradzani, bo wtedy chyba nie ma dobrej wymówki. Nikt nie chce być zdradzany. To powoduje że tracimy wiarę w siebie i w innych ludzi. Najgorsze jest to, że jest to zdrada nie tylko seksualna, ale również emocjonalna, a zaufanie trudno jest odzyskać.
Być może mam stereotypowe podejście do sprawy, ale uważam że z innych powodów zdradzają kobiety, a z innych mężczyźni. Kobiety szukają miłości, czułości, poczucia bezpieczeństwa, a mężczyźni nowych wrażeń, kolejnej kobiety na już i tak długiej liście „zdobyczy”. Taka jest moim zdaniem różnica między kobietą a mężczyzną, choć pewnie jak od każdej reguły również od tej z całą pewnością są wyjątki.
Czego boję się najbardziej? Tego że moje małżeństwo nie wytrzyma upływu czasu i pewnego dnia
dowiem się, że jestem zdradzana, lub sama z jakiegoś powodu zdecyduję się na ten krok.
10 groszy

19 września 2009
Tak trudno komuś zaufać i powierzyć swoje smutki, żale czy radości. Wymiana informacji z dnia codziennego jest równie trudna… Dlaczego? Nie wiem, dla mnie to chyba kwestia ograniczonego zaufania. Zawsze trzymam dystans i bardzo trudno mi go zmniejszyć. Jestem bardzo ufna tylko do momentu w którym ktoś nie nadużyje mojego zaufania, a do tego naprawdę niewiele trzeba. Na ogół wystarczy jakaś błahostka, a ja od razu stawiam gruby mur.
Bywają dni gdy czuję się bardzo samotna bo nie mam z kim porozmawiać od serca… Nie, co ja w ogóle wypisuję?! Mam z kim porozmawiać tylko że nie potrafię tego szczerze zrobić. Może to i lepiej… Bo ludzie są różni i łatwo mogli by wykorzystać moje słabości przeciwko mnie…
Tak naprawdę wszyscy jesteśmy bardzo samotni i nikt nie jest w stanie nas zrozumieć. Każdy ma inne życie bo dorastał w innym otoczeniu. Tu w sieci wydaje nam się że możemy znaleźć bratnią duszę choć w podświadomości doskonale zdajemy sobie sprawę z tego że to niemożliwe…
4 grosze

16 września 2009
Urlop…
Rano kawa i dzień dobry TVN. Potem chwila zastanowienie co by tu zrobić. Dzisiaj okropnie boli mnie głowa więc chwila zastanowienia trwała dłużej niż zwykle. W końcu jak wstałam z kanapy zdecydowałam że umyję chociaż jedno okno i tak też zrobiłam. Potem zadzwoniła mama że mam koniecznie odświeżyć kolor włosów bo wyglądam kiepsko z takim wymytym kolorze… Nie ma to jak kochająca mama… Cóż skoro ona mówi mi że wyglądam źle to pewnie tak właśnie jest więc od razu nałożyłam farbę na włosy. Potem zrobię szybki obiadek i jadę na ogródek, a wieczorem spotkanie z Mizią J
Ot zwykły dzień urlopu J
Zazdrościcie? ;)
14 groszy

14 września 2009

12 września 2009
Piątek -04.09.2009r.
Co się robi na urlopie? Już tak dawno go nie miałam że nie bardzo wiem jak się w takiej sytuacji zachować i co z sobą zrobić…
Operacja mamy odbyła się wczoraj. To był stresujący dzień zarówno dla niej jak i dla mnie. Dzisiaj jest już po wszystkim, ale wczoraj… wczoraj byłam zestresowana, przemęczona, niewyspana i zgoniona. Musiałam wszystkiego dopilnować bo mama w stresie o wielu rzeczach mogła pozapominać. Byłam przy niej do momentu gdy w końcu mnie wyproszono bo przecież na blok operacyjny nikogo nie wpuszczają ;) Podczas jej operacji poszłam do banku wybrać pieniążki za operację. Oczywiście nie obyło się bez problemów bo jak to zwykle bywa jakieś przeszkody muszą być. Okazało się że mam przy sobie kartę męża a nie swoją i nie mogą mi wydać pieniążków. Cóż kwota była pokaźna więc musieli wszystko dokładnie sprawdzić, ściągnąć wzór mojego podpisu i sprawdzić moje dokumenty, ale ostatecznie Pan był miły i sympatyczny i pomógł mi na tyle że wszystko sprawnie zakończyliśmy. Potem krążyłam po mieście (z tą mega gotówką), bo nie bardzo wiedziałam co z sobą zrobić. Operacja trwała i miałam czasu jakieś 4 godziny. Po wszystkim było po 19-tej i tak udało mi się wycyrklować czas, że przyszłam idealnie w momencie gdy mamę budzili. Była szczęśliwa gdy mnie zobaczyła, ja też wiedząc że wszystko poszło dobrze. Posiedziałam z nią a potem wróciłam do swojego pensjonatu. Oczy mi się zamykały gdy czekałam na decyzję lekarza czy przywiozą mamę od razu do pokoju czy zostanie jeszcze na Sali do rana. Przed 22-gą zadzwoniła mama że zostaje do rana, a ja odetchnęłam z ulgą bo wiedziałam że tam będzie miała dobrą opiekę. Padłam na łóżko i zasnęłam. Noc szybko minęła i teraz dobiega południe. Leżę w salonie a mama w sypialni śpi. Nadal jestem zmęczona ale w końcu to dopiero mój drugi dzień urlopu, a ten najgorszy dzień mam już za sobą. Teraz ja i mama będziemy sobie wypoczywać, relaksować się i najlepiej nic nie robić ;)
Czego mi w tej chwili brakuje oprócz porządnego snu? Oczywiście Internetu, blogowania i rozmów z Kronosem J
Środa 09.09.2009r.
Śpię w pensjonacie do którego są kierowani niemal wszyscy pacjenci prof. Może to i dobrze bo tu nikomu nie jest dziwna osoba z opatrunkami, a ja mam okazję dowiedzieć się jak szybko dochodzi się do siebie po poszczególnych zabiegach. Większość osób poprawiających swoją urodę to oczywiście kobiety. Standard to oczywiście piersi, nos, lifting i plastyka brzucha. Człowiek kładzie się do łóżka z myślą, a czego mi brakuje… ? Rano zaglądam w lustro… przyglądam się swojej twarzy i widzę za duży nos, potem ściągam piżamę i patrzę na swoje piersi… małe, też do poprawki, potem spoglądam na brzuch… hmmm… może mała liposukcja by się przydała i w zasadzie to by było na tyle. Potem analizuję ile będzie mnie kosztowało to dążenie do ideału. Z przerażeniem stwierdzam że tyle zapłaciłabym za dobrej klasy samochód. Cóż uroda kosztuje. W nocy źle spałam… wciąż analizowałam że mogłabym mieć już zrobiony przynajmniej nos, z piersiami poczekam aż dziecko urodzę. Z liposukcji mogłabym zrezygnować wystarczy karnet na siłownię, więc i na samochód wystarczy.
Po wizycie u prof. Dowiadujemy się żę w zasadzie już dzisiaj możemy wracać do domu. I dobrze bo jeszcze trochę czasu spędzę w tym towarzystwie i zwariuję.
Postanowiłyśmy wyjechać jutro. Dzisiaj pojedziemy sobie na jakąś wycieczkę być może do Kudowej a jutro do domciu… nareszcie J
6 groszy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz