czwartek, 27 września 2012

Dni mijają bardzo szybko. W zasadzie codziennie coś się dzieje. Dużo formalności rozmaitych i w zasadzie nie ma czasu dla nas, dla mnie i M. Tzn. jest ale niewiele, a potrzeby mam duże ;)
Wczoraj załatwialiśmy kredyt w kolejnym banku, potem jechaliśmy do rodziców M. na herbatkę i ciacho, a koło 19:30 miałam jeszcze spotkanie z dwoma koleżankami z pracy. Spotkanie skończyło się koło 22-giej i szczerze mówiąc byłam już umęczona. Natomiast fajnie było się zobaczyć i porozmawiać.
Dziewczyny stwierdziły że wyglądam kwitnąco i ciąża mi służy :) Szczerze mówiąc tak się tez czułam i dumnie eksponowałam swój krąglutki brzuszek.

wtorek, 25 września 2012

Spacerkowo

Dzisiaj po szkole odbierałam S. A ponieważ była piękna pogoda postanowiłam, że pójdziemy sobie na spacer.
Stałam pod szkołom i czekałam na S. i trochę dziwnie się czułam. Tym razem odbierałam ich syna, kiedyś będę odbierała swojego...
Na spacerze było bardzo sympatycznie, myślę że oboje spędziliśmy naprawdę fajne chwile. Dużo rozmawialiśmy, a S. ciągle przytulał się do brzusia i rozmawiał z nim.
Poniżej fotorelacja ze spaceru:





niedziela, 23 września 2012

Sielankowo

Chłopcy szkolą się w angielskim, a ja odpoczywam w pokoju obok.
Weekend z S. minął bardzo spokojnie, a wręcz sielankowo. Ciągle się śmialiśmy wygłupialiśmy i przytulaliśmy. S. ma ewidentne braki w czułościach i sam domagał się pieszczot. Może potrzebuje potwierdzenia że jest kochany i ważny. Staramy się to okazywać, tak by nie czuł się gorszy.
Dzisiaj powiedział że mnie lubi, a potem to dodał, że to dziwne że będę matką jego brata. Zapytałam dlaczego tak myśli. Odpowiedział że nie wie, to dziwne, ale w sumie fajne.
Być może dla niego dziwne jest to że będzie miał brata, który będzie miał tego samego tatę, ale mamę już nie.
Póki co S. bardzo się cieszy z rodzeństwa. Głaszcze mnie po brzuchu, przytula się mówi do niego...
Tworzymy taką porozbijaną, ale jednak rodzinkę, która mimo wszystko potrafi być ze sobą szczęśliwa.


piątek, 21 września 2012

Poranne przemyślenia

Zjadałam śniadanko, dzisiaj w łóżku i znowu troszkę leniuchuję. Wczoraj troszkę się napracowałam pranie, prasowanie, gotowanie obiadku, pieczenie ciasta dyniowego, a potem na kolację placuszków dyniowych i oczywiście sprzątanie, zmywanie i takie tam... Ale jakoś wczoraj chciało mi się poszaleć więc  dogadzałam kulinarnie mojemu M. ;)
Przywiozłam ogromna dynie z ogródka i trzeba było z nią w końcu coś zrobić. Przed wczoraj gotowałam zupę dyniową i jak ktoś lubi takie kremowe zupy to polecam :)
Poniżej zdjęcie zupki:

Zupa z dyni:
odrobinę imbiru drobno pokroić i przesmażyć na oleju, dodać 500g pokrojonej w kostkę dyni, 1\2l wody, vegeta, całość gotować 20-25minut, następnie całość zmiksować i dodać łyżkę śmietany i sok z jednej dużej pomarańczy. Przyprawić do smaku octem balsamicznym.
Ja podaje zupkę z grzankami.
*           *           *           *           *
Na weekend jest z nami S. Jakoś tym razem nawet się nie stresuję. Bo często tak właśnie bywa, że już na kilka dni przed jego wizytą jestem spięta. Tym razem odczuwam spokój, a to dobrze, bo przecież negatywne emocje nie są mi teraz do niczego potrzebne ;). Skupiam się tylko na innych (ważniejszych dla mnie rzeczach), reszta się jakoś nie liczy i dzięki temu jest we mnie więcej spokoju, choć może powinnam się martwić...
Ex mojego M. rozstała się ostatnimi czasy ze swoim partnerem. Fakt to nie powód do niepokoju, bo przecież ludzie się czasem rozstają, ale chyba szkoda mi trochę S. To kolejny wujek w jego życiu który się pojawił i zniknął. Nie wiem jak to może wpłynąć na psychikę dziecka, ale chyba ma jednak jakiś wpływ bo czasem pyta nas czy się kochamy i na pewno nie rozstaniemy...
Exowa zwierzyła się M. że jej związek się rozpadł, bo facet nie chciał zobowiązań. Myślę, że mogło ją zaboleć że my spodziewamy się dziecka, wzięliśmy ślub, a teraz kupiliśmy też dom. Idziemy na przód, coś wspólnie budujemy, a u niej chyba tak nie było. 
Zastanawiam się czy S. już wie i czy będzie zadawał jakieś trudne pytania. Czasem po prostu człowiek nie bardzo wie co odpowiedzieć.
Poza tym dowiedzieliśmy się wczoraj od taty M., że Exowa już nie pracuje...
Nie wiemy z jakiej przyczyny. Być może nie przedłużyli z nią umowy a być może sama zrezygnowała, bo podobno nie była zadowolona z obecnej pracy i była w niej tylko dlatego że nie mogła zrezygnować przez rok bo musiałaby zwrócić koszty szkolenia. Tyle że rok jeszcze nie minął a zaledwie pół więc nie wiemy co się stało.
Tak czy siak, M. znowu się zmartwił, że to wpłynie na S. no bo płaci alimenty by chłopcu było dobrze, a nie po to by z nich żyła również ona. Martwi się jak S. będzie sobie z tym radził. My pewnie wkrótce przeniesiemy się do dużego domu, a on będzie z mama która nie pracuje i będzie im może ciężko. Może pojawić się zazdrość, sami nie wiemy.
Trudno powiedzieć co pojawi się w głowie dorastającego chłopca. Nam też jest teraz ciężko, ale radzimy sobie i jak tylko uregulujemy formalności będzie dobrze. Powtarzam sobie, że to tylko kilka trudnych miesięcy, a potem znowu będzie jak dawniej (no prawie bo pojawi się przesyłka specjalna, czyli maluszek). 
Problem w tym, że S. nie będzie widział z jakimi problemami się borykamy i nie będzie też pamiętał, że jeszcze niedawno mieszkaliśmy w małym i ciasnym mieszkanku. Dla dziecka liczy się chyba tu i teraz...
Powiedziałam M. by się nie martwił na zapas, bo może ona tylko zmienia prace na inną i nie ma sensu dramatyzować. Poza tym on chyba też otrzeźwiał i stwierdził że nie może się całe życie przejmować jej wyborami. On wywiązuje się z obowiązków ojca, utrzymuje dziecko, utrzymuje z nim regularny kontakt, pomaga w lekcjach, przytuli i skarci jak trzeba. A ona, cóż czas by zadbała o siebie i o dziecko, które tak bardzo kocha, a nie liczyła na nas...
Powiedziałam M. że jeśli zobaczy że S. jest ciężko z matką, to możemy go wziąć do siebie, choćby na jakiś czas do póki ona sobie nie ułoży wszystkich spraw. S. jest bardzo zżyty z matką więc może nawet nie będzie tego chciał, ale jeśli pojawią się takie pytania z jego strony, to przecież go przygarniemy. W końcu to brat mojego dziecka, a w domu na pewno znajdzie się dla niego miejsce.
Problem w tym że oboje z M. zdajemy sobie sprawę, że ona raczej się na to nie zgodzi, bo z czego by wtedy żyła... A tak, ciężko bo ciężko, ale jednak ma za co żyć. A ja się nie zgadzam by S. mieszkała z nami, a jej nadal będziemy płacić alimenty... Nie zgadzam się na to by utrzymywać obcą kobietę. Nie musi do dziecka dokładać ani złotówki, ale niech nie liczy, że będziemy ja finansować. Na to nigdy się nie zgodzę, a dla S. drzwi są otwarte.


czwartek, 20 września 2012

Sielankowo :)

Jest rano, jeszcze nie minęła 8:00. Leżę sobie w łóżko z kawą, laptopem i muzyczką w tle.

Rozmyślam sobie o wszystkim co było i będzie. Ostatnio ciągle od wszystkich słyszę że wyglądam kwitnąco. Hmm... nie zawsze się tak czuję, ale to miłe że jestem tak postrzegana. Ja czuję się grubo, ociężale, z odwiecznym problem w co się ubrać, a i z bólami krzyża... Ale to moje odczucia, skoro inni tego nie widzą jest dobrze ;)
M. też patrzył tak na mnie wczoraj i powiedział, że jestem ostatnio taka rozpromieniona i on również jest szczęśliwy bo lubi mnie właśnie taką. 
Każdy ma jakieś problemy, my też je mamy, ale sobie radzimy, raz lepiej, raz gorzej, ale najważniejsze że bilans wychodzi na plus ;)
Ja sama czuję wewnętrzne szczęście. To pewnie hormony, przygotowują mnie na to co się wydarzy.
Maluszek się wierci :)
Chciałabym go już zobaczyć, dotknąć, przytulić... Już niedługo i pewnie nie ma się do czego tak spieszyć, bo wtedy skończy mi się ta sielanka.



Do pracy póki co nie wracam, nawet nie musiałam prosić o L-4, gin sama powiedziała że mam przyjść po następne 08.10. Poczułam ulgę. M. mówi że źle się dzieje teraz w firmie, awantury, trzaskanie drzwiami to codzienność. Wczoraj podobno Szef był tak wściekły że na jednym z zebrań już nawet pokazał im fuck off.
No więc za pracą bynajmniej nie tęsknię :) Dobrze mi tu w domku. Wczoraj wyprałam pierwszą partię ubranek, więc dzisiaj je ładnie wyprasuję i poukładam w szafeczce małego. Teraz tylko takimi rzeczami chcę sobie zawracać głowę, a wszystko co negatywne niech odejdzie chen daleko.
Musze też zająć się planem remontu. Tzn. wstępnie wiemy co trzeba zrobić i w jakiej kolejności, ale trzeba by rozrysować plan w jakimś programiku i zastanowić się gdzie co powinno się znaleźć. Trzeba by poszukać fachowców od ogrzewania gazowego, kominkowego, kogoś kto wyburzy ścianę, zrobi podłogi, ściany, trzeba wybrać drzwi, znaleźć konstruktora który sprawdzi czy na pewno ścianę można wyburzyć, itp. itd. Naprawdę dużo tego... Ale to przecież nasz wymarzony dom i z przyjemnością włożę serce w jego remont :)

środa, 19 września 2012

Coś dla maluszka

Ubranka dotarły. Duuużo tego... ;))
Póki co przeglądam, układam, przekładam i czekam na M. by mu wszystko pokazać. Potem wszystko wypiorę, wyprasuję i poukładam rozmiarami, bo lubię mieć wszystko posegregowane.
Oj będę stroić tego małego bąbla ;)
Dzisiaj mam wizytę u gina, pokażę te moje usg i poproszę o kolejne L-4 bo do pracy wracać już nie chcę. M. sam wczoraj stwierdził że nasz szef wariuje i dobrze że mnie nie ma bo ciężko z nim wytrzymać. Oj pamiętam te jego humory, pamiętam. Szkoda że tak jest, bo prawdę mówiąc brakuje mi pracy i gdyby była inna sytuacja (mniej stresująca) na pewno bym w domu siedzieć nie chciała.
Ciągle myślę czym mogłabym się zająć, bo do firmy naprawdę bardzo nie chcę wracać. Niestety nic sensownego nie wymyśliłam :/ Mam jeszcze czas, ale naprawdę zależy mi by zrobić coś ze swoim życiem. Teraz trzeba tylko wymyślić co ;)


poniedziałek, 17 września 2012

Po weekendzie

Weekend minął pod znakiem lenistwa. Sobotę całą przeleżeliśmy, głównie dlatego że wciąż jeszcze nie najlepiej się czułam. W niedzielę było już znacznie lepiej i po kilku dniach męczarni z przeziębieniem w końcu mogłam odetchnąć. Pojechaliśmy załatwić formalności w banku, zrobić drobne zakupy, a potem po obiadku poszliśmy na miły spacer. Dobrze mi było tak we dwoje, tylko ja i on... Brakuje mi takich chwil, jest ich zbyt mało. W następny weekend znowu jest z nami S. i naprawdę mnie to nie cieszy, bo wiem jak wygląda tydzień i weekend to w zasadzie jedyny czas kiedy możemy pobyć ze sobą. Natomiast rozumiem że M. potrzebuje też spotkań z S. Myślę jednak żeby z nim porozmawiać i ustalić, że to są 2 weekendy w miesiącu ,a pozostałe spotkania niech odbywają się w tygodniu, bo efekt jest taki, że mamy dla siebie albo jeden weekend albo w ogóle, a w tygodniu z czasem jest krucho. Nie podoba mi się, że tylko dla mnie tego czasu jest mało...
Ach znowu marudzę... i po co... W końcu to jego dziecko, chyba powinnam zrozumieć że M. tęż za nim tęskni.

A teraz z innej beczki.
W weekend troszkę szperałam w necie i kupiłam śliczne ubranka dla malucha. To rzeczy używane, ale bardzo ładne a takie maluchy tak szybko rosną że nie zdążą chyba za bardzo zniszczyć ;)
Wybór był spory, a ja kupiłam duży zestaw ubranek, więc chyba właściwie maluch będzie miał już wszystko. Wklejam kilka wybranych zdjęć byście mogły zobaczyć i ocenić ;)) Ja się zakochałam i z niecierpliwością czekam na paczuszkę .








piątek, 14 września 2012

Minęło 26 tygodni

Mam wrażenie, że jestem coraz większa i większa... Skóra się naciąga, brzuch rośnie nieubłaganie, a maleństwo i tak ciągle się rozpycha. Do tego mam niesamowity apetyt... mogłabym ciągle tylko jeść i jeść ;)
Od początku ciąży przytyłam 7kg. to chyba sporo zważywszy na to, że jeszcze prawie 3 m-ce przede mną. Boję się że nie zapanuję nad apetytem i się za bardzo roztyję. Dobrze jest być szczuplej i zależy mi by tak zostało. Zdaję sobie też sprawę jak ważne jest odżywanie się w czasie ciąży i raczej niczego sobie nie omawiam, bo w końcu jak urodzę mogę schudnąć a brak odpowiedniej ilości pożywienia w czasie ciąży może mieć znacznie poważniejsze skutki dla mojego maleństwa.
A to kilka zdjęć mojego pękatego brzuszyska, byście miały rozeznanie co muszę dźwigać ;)

 Skończone 26 tygodni ciąży



czwartek, 13 września 2012

Nie będzie sukieneczek i falbanek...

Będę miała chłopca...
Dziwnie się z tym czuję. Nie jestem pewna czy się cieszę czy nie, szczerze mówiąc, choć boje się to powiedzieć głośno,chyba jestem rozczarowana że to jednak nie dziewczynka. Od początku przeczuwałam że to chłopak, ale i tak miałam nadzieję, że może jednak nie...
Chodzi o więź, o to, że z chłopakiem pewnie nie będę miała tak silnych emocji i wielu rzeczy nie będziemy nawzajem rozumieć. Z dziewczynka pewnie było by inaczej...
Nawet zaczęłam prowadzić bloga dla mojej pociech, tak by pozostała pamiątka, ale czy chłopca to w ogóle zainteresuje...?
Jestem szczęśliwa że maleństwo jest zdrowe to z całą pewnością jest najważniejsze, jednak pozostał taki mały smuteczek, że jednak nie będę miała tej "małej księżniczki" w kokardkach.
Zdaję sobie sprawę, że to maleństwo wewnątrz mnie też potrzebuje miłości. Jeszcze tego nie czuję, tego wszechogarniającego szczęścia, bo póki co jeszcze nie do końca pogodziłam się płcią malca. Przykro mi że w ogóle mam takie odczucia i chyba powinnam się ich wstydzić. Czuję jak on się we mnie porusza, być może czuje to co czuję ja i przykro mu, że nie potrafię go tak od razu pokochać.
Przeglądałam dzisiaj w necie ubranka dla chłopców i chyba właśnie wtedy dopadło mnie małe przygnębienie, że nie będzie sukieneczek i falbanek. A te ubranka dla chłopaków są takie jakieś szare, bure i ponure. Jestem matką chrzestną chłopca i zawsze mam z nim problem, co mu kupić i jak nawiązać z nim kontakt. Pamiętam, że wtedy też byłam trochę rozczarowana, że to nie dziewczynka :( Ach te chłopaki... Nawet M. ma syna... Wszędzie w koło sami chłopcy. 
Nie wiem czy oglądacie może czasem serial Rodzinka.pl, tam też są sami chłopcy i zawsze jak go oglądam to sobie myślę że współczuję matce, bo im starsze te chłopaki tym więcej z nimi kłopotów i coraz mniejsza więź...
Cóż mam czas by się z tym pogodzić i zacząć się cieszyć tym że będę matką (przecież marzyłam o tym), a nie skupiać się na tym, że nie będę miała córeczki.

środa, 12 września 2012

Dopadły mnie jakieś takie smutki

Weekend spędziliśmy w Niemczech, na weselu mojego kuzyna. Podróż i cała ta wyprawa chyba dały mi trochę w kość, bo niestety dopadło mnie jakieś przeziębienie.
Wczoraj byłam u lekarza, ale na nic się to zdało, bo w ciąży raczej nie powinnam łykać leków i lepiej stosować domowe sposoby. Tak też robię. Leżę w łóżku i dużo odpoczywam.
Mam też jakieś stany przygnębienia, może to ze względu na zbyt dużą ilość wolnego czasu i pustkę w domu.
Mam jakiś taki żal do M. że nie ma dla mnie czasu i tak mało pomaga w domu. To, że nie pracuję, nie znaczy że on nie musi już kompletnie nic robić. Nie chce do tego dopuścić, bo jak przyjdzie dziecko na świat to już całkiem zostanę z wszystkim sama.
Wczoraj wpadłam w furię, gdy minęła 19-ta, a on nadal nie pozmywał po obiedzie i do tego porozkładał na stole rzeczy z szafki, gdy kilka godzin wcześniej szedł na rower. Generalnie wyglądało to tak jakby do kuchni wpadła jakaś bomba. Może bym się tak nie denerwowała, ale ostatnio ciągle przekładał zmywanie po obiedzie (choć to akurat jego obowiązek), z reguły na następny dzień kiedy to jakimś cudem się "same umyły". W końcu powiedziałam dość. Jestem chora i nie mam ochoty być służącą.
To on powinien się trochę zaopiekować mną i włączyć w przygotowania do przyjścia na świat naszego dziecka, a póki co mam wrażenie w ogóle go to nie obchodzi.
Będę matką po raz pierwszy więc oczywiście to dla mnie ważny moment, dla niego jakoś chyba nie. Tzn. niby się cieszy że będzie dziecko, ale nie interesuje się nami.
Chciałabym by zrobiła mi masaż, nasmarował brzusio kremem. By robił nam co tydzień zdjęcie, tzn. rosnącemu brzuszkowi. Niestety nie robi, chyba zrobił tylko jedno gdy właśnie narzekałam, że w ogóle nie dokumentuje jak nasze maleństwo się rozwija i było to chyba w lipcu. Teraz jest wrzesień i nadal nie było na to czasu.
Przykro mi bo jest czas dla S., jest czas na odpoczywanie i wiele innych rzeczy, a nie ma czasu na to co dla mnie jest ważne. Przecież pewnie to się już nie powtórzy i nie będziemy tego ponownie przeżywać.
Zastanawiam się czy jak czekał na swoje pierwsze dziecko to też to tak wyglądało... Pewnie nie. Pewnie był zafascynowany całą tą sytuacją, teraz tylko ja jestem. Nie jest łatwo być drugą żoną i mieć z nim dziecko które nie jest tym pierwszym upragnionym i wyczekiwanym. Czuje jakbym była sama a niby nie jestem. Czasem ma przebłyski, przyjdzie przytuli brzusio, pogłaszcze, niestety bardzo rzadko robi to sam od siebie.
Jego zachowanie i obojętność bardzo ranią. O samym porodzie w zasadzie nie rozmawiamy, no może kilka razy ale to bardziej z inicjatywy znajomych którzy pytali czy będziemy rodzić razem. M. zawsze powtarza, że nie chciałby przy tym być, bo już raz był i nie było to przyjemne doświadczenie, ale jak będzie mi zależało to będzie. Kiedyś też myślałam, że facet przy porodzie to jednak nie najlepszy pomysł, gdyż nie jest to łatwe doświadczenie. Z drugiej strony mam wątpliwości, bo to przecież nasze dziecko, jego również i powinien być i przeżywać to wszystko razem ze mną. Natomiast skoro jemu nie zależy by w tym uczestniczyć i przeciąć pępowinę łączącą dziecko ze mną... cóż nie zamierzam go zmuszać. Mogę to zrobić sama, a jeśli akurat będzie mama w Polsce, to może ona będzie przy mnie.
Teoretycznie termin porodu przesunął się na 9 grudnia. Ach jak ten czas szybko leci, a ja jeszcze nie mam ani jednej rzeczy dla mojego maleństwa i w tym miesiącu na pewno nic nie kupię. Póki co nie mamy kredytu bo nawet nie możemy się o niego ubiegać dopóki nie dostaniemy prawomocnej decyzji komornika o spłacie zadłużenia nieruchomości i nie wyczyścimy tego wpisu w księdze wieczystej. Tak więc póki co będziemy żyć z miesiąca na miesiąc.
No i nie wiem dlaczego tak się rozkleiłam... Ach te hormony...

Lana Del Rey - Summertime Sadness


wtorek, 11 września 2012

Synuś jest zdrowy

Z maluszkiem jednak wszystko w porządku. Jeszcze w tym samym dniu umówiłam się na badania prenatalne i jak się okazało pomiary były zupełnie inne. Po pierwsze z główką wszystko w porządku i nie ma ryzyka wodogłowia, bo parametry są poprawne. Wynik wynosił około 8mm, a nie powyżej 13mm...
Waga płodu też wyszła zupełnie inna, na zwykłym usg wyszło powyżej 700gr, a na prenatalnym powyżej 900gr...
Generalnie nie wyszły żadne nieprawidłowości więc naprawdę odetchnęliśmy z ulgą. Tyle, że jak tak teraz nad tym myślę, to jaką mam pewność, że usg prenatalne daje naprawdę rzetelne wyniki....?
Oj napędzili mi stracha, nie chciałabym przez to przechodzić po raz kolejny i obym nie musiała.

czwartek, 6 września 2012

Wzloty i upadki - diagnoza wodogłowie?

Byłam dzisiaj na USG.
Wybierając się na badanie byłam zupełnie spokojna, bo stres który mi towarzyszył ostatnimi czasy, jakoś opadł. Zastanawiałam się co tam w brzuszku mam i choć od początku czułam że to chłopak, to jeszcze rozmyślałam sobie że może jednak będzie dziewczynka. W końcu płeć określa się na podstawie badania usg a nie przeczuć.
Lekarka była bardzo miła, pokazała mi maleństwo i przekazała tę długo wyczekiwaną nowinę. Będzie chłopak. W pierwszej chwili poczułam lekkie ukłucie, że to jednak nie dziewczynka, czyli mała księżniczka o jakiej marzyłam, ale potem pomyślałam jaka będzie radość bo i M. i S. obstawiali chłopaka.
Chwile radości o rozwianej tajemnicy płci mojego maleństwa szybko została rozwiana, bo jak się okazało jeden z wyników jest niepokojący i muszę zrobić kolejne badania tym razem prenatalne.
Maleństwo ma przekroczoną normę tylnej komory bocznej (13,6mm), a to w praktyce oznacza, że istnieje ryzyko wodogłowia, ale by to ustalić potrzebne są bardziej szczegółowe badania.
Szperałam w necie bo chciałam się czegoś więcej dowiedzieć i niestety wygląda na to, że rokowania nie są najlepsze:
"Jeśli szerokość komory bocznej mózgu wynosi poniżej 12 mm, można spodziewać się zupełnie prawidłowego rozwoju dziecka aż w 97 proc. przypadków. Nieco gorsze statystyki związane są z szerokością komory 12 mm i więcej. Z tych dzieci już tyko 77 proc. będzie rozwijać się prawidłowo."
źródło: http://www.poradnia.pl/wodoglowie-u-plodu-diagnostyka-rokowanie-i-postepowanie.html
Nadal jestem w szoku, właściwie to nie wiem co z sobą zrobić...

środa, 5 września 2012

Sądny dzień

Jestem już spokojna. Na szczęście wszystko okazało się jednym wielkim nieporozumieniem, na które ja zareagowałam bardzo emocjonalnie. Jestem uczciwa i szczera dlatego tak mi ciężko gdy ktoś próbuje to wykorzystać lub jest wobec mnie nieszczery.
Wstałam, zjadłam śniadanie, teraz popijam soczek pomarańczowy i czekam...
O 13-tej okaże się czy zostaniemy właścicielami tego wymarzonego domu. Ciągle chodzimy zestresowani i zastanawiamy się, czy jeszcze o czymś czasem nie zapomnieliśmy. Bank nam nie pomaga, bo wczoraj dostaliśmy wstępną odpowiedź że nie pójdą nam na rękę i nie udzielą kredytu do póki nie uregulujemy całości za dom. Procedury są jakie są i chyba tego nie przeskoczymy. Jakoś sobie poradzimy, rodzina poczeka na pieniądze więc jak bardzo zaciśniemy pasa, to jakoś powinniśmy dać radę, chyba.
Wiemy że warto się poświęcić, to tylko kilka trudnych miesięcy, a przed nami całe życie.
Wyprawka dla dziecka?
Nie mam zupełnie nic. Martwi mnie to trochę, ale liczę na to, że jakoś się wszystko ułoży. Wiem już że głęboki wózek uda się pożyczyć od Asi. Resztę też jakoś powoli się uzbiera, a przecież wiele rzeczy można już kupić po urodzeniu dziecka :)
Zafarbowałam włosy bo odrost był już naprawdę spory, a przecież w weekend bawimy się na weselu i chcę jakoś wyglądać ;)
Sukienkę mam ładną, bardzo mi się podoba więc też się cieszę, że będę się w niej dobrze czuła i ładnie wyglądała.
              *              *              *              *              *              *              *              *
Z ostatniej chwili
Dom jest nasz!!!

wtorek, 4 września 2012

Jedna łza, druga łza, trzecia.......

Oczy mam tak opuchnięte od płaczu, że ledwo się otwierają.
Wczorajszy dzień nie należał do najlepszych już od samego rana, a wieczorem kolejne rzeczy spadły mi na głowę i nie dały zasnąć niemal całą noc. Nie będę opisywała co się wydarzyło, bo wciąż trawię i jestem nieco oszołomiona.
Z dzieckiem wszystko dobrze, taką mam przynajmniej nadzieję, rusza się i daje o sobie znać. Martwiłam się czy coś się złego nie stanie. Wstrząs jakiego doznałam, zmiażdżył moje poczucie beztroski i bezpieczeństwa. Nie mogłam uwierzyć w swoją naiwność i łatwowierność. W nocy na przemian chlipałam do poduszki, albo nerwowo spacerowałam po mieszkaniu. Bolało mnie serce, czułam też skurcze/ucisk w brzuchu i bałam się że za chwilę wyląduję na pogotowiu. Wiedziałam że muszę się uspokoić, ale nie potrafiłam zapanować nad emocjami.
Teraz rano nadal boli, zwłaszcza serce i dusza. Jednak teraz w dzień wszystko wygląda już tak jakoś lepiej, już nie tak strasznie jak pod osłoną nocy. Muszę sobie przypomnieć jaka jestem silna i że poradzę sobie z wszystkim.


*                     *                     *                     *                     *
Dopisane (po 17-tej)
Miałam dzisiaj troszkę załatwiania, ale teraz jestem już w domu i odpoczywam w łóżku z laptopem, relaksacyjną muzyką i szklanką zimnego kefiru.
Przed chwilą zadzwonił Szef, chciał mnie przeprosić za wczorajsze zachowanie. Tłumaczył skąd ten wybuch no i że przesadził. Powiedziałam ok. ale miłe to nie było, bo przyjeżdżam do firmy, bo chcę im pomóc, a w zamian on się na mnie wyładowuje. Na szczęście rozmowa nie była długa, ale to znowu kolejny niepotrzebny dla mnie stres. Żal mi tego bobo, że musi sobie radzić z tym wszystkim i mam tylko nadzieję, że jest wystarczająco silne, by wszystkie te wydarzenia nie miały na nim negatywnego wpływu.
Nie wiem dlaczego jestem taka krucha i wrażliwa. Jeszcze kilka lat temu byłam twarda i nie tak łatwo było mnie skrzywdzić. Dzisiaj jestem strzępkiem nerwów. Może tych ciosów jest zbyt wiele, nie wiem. Przykre jest to, że nawet nie potrafię ochronić maleństwa przed tym wszystkim i przez swoją słabość narażam je na niebezpieczeństwo.
Widziałam się też dzisiaj z ex teściową na ogródku. Było miło, bo naprawdę się ucieszyła że mnie widzi i chyba aż się wzruszyła, bo wydawało mi się że jej się oczy zaszkliły. Przytuliła mnie, pogratulowała i powiedziała że bardzo się cieszy tylko szkoda że to nie będzie też ich wnuk... Dla mnie to też było wzruszające.

poniedziałek, 3 września 2012

Myśli poplątane

Napisałam pół strony o tym jak to nie mogę spać i męczy mnie sprawa z domem. Jednak postanowiłam trochę oddalić te myśli na dalszy plan, bo nie mam już sił się zadręczać.
W piątek Szef rozmawiał z moim M. czy nie chciałabym się zająć dodatkowym projektem w domu. Szczerze mówiąc nie, ale w obecnej sytuacji raczej nie mam wyjścia, bo pieniądze są bardzo potrzebne. Dzisiaj pojadę do firmy bo muszę zabrać pewne dokumenty by dla S. wyrobić kartę EKUZ w związku z wyjazdem na wesele. Przy okazji porozmawiam tez z szefem jakie ma oczekiwania i jak zamierza się ze mną rozliczyć. W sumie to nawet się cieszę, bo dodatkowy pieniądz naprawdę się bardzo przyda, zwłaszcza że dla dziecka nie mam jeszcze ani jednej rzeczy. W dodatku w weekend wyjazd do Niemiec, trzeba zatankować, opłacić sobie noclegi i dać prezent... W normalnych warunkach to nie byłby problem bo wiemy o weselu od pół roku więc można się było przygotować, ale teraz każdy pieniądz będzie nam potrzebny.
Jakoś damy radę, wiem o tym. Mama zaoferowała że opłaci noclegi i benzynę po stronie Niemieckiej a to naprawdę bardzo duża pomoc, bo w zasadzie pozostała już kwesta włożenia pieniążków do koperty. Sukienkę pożyczyłam od Asi (mojej psiapsióły) więc nawet nie muszę inwestować w ubranie :).
W planie był też fryzjer ale ponieważ mam długie proste włosy, poproszę mamie by podcięła mi końcówki, a farbę już kupiłam i w środę sama ją sobie nałożę. Trzeba sobie radzić ;)
Koło południa jestem umówiona z koleżanką która wkrótce też urodzi więc będą spólne tematy i pogaduchy o rzeczach bardziej mamuśkowatych. Poplotkujemy, rozerwiemy się, oby nam się to przyda ;)


                *                *                *                *                *                *                *

Dopisane - Z ostatniej chwili
Niepotrzebny jest mi stres, niepotrzebne dodatkowe nieprzyjemności, ale co tam pojawiłam się więc można było się na mnie wyładować.
Szef był dzisiaj w bardzo złym nastroju niestety co odczułam na własnej osobie. Pojawiłam się w firmie bo potrzebowałam zabrać pewne dokumenty z kadr, przy okazji chciałam też nim porozmawiać o jego piątkowej propozycji. Zapytałam czego dokładnie ode mnie oczekuje, co mam zrobić i w jakim terminie. A on cóż zwyczajnie się wściekł stwierdzając, że sama powinnam wiedzieć najlepiej na jakim etapie są prace. Chyba zapomniał, że nie ma mnie już od kilku tygodni i nie ja byłam odpowiedzialna za ten projekt...
Dodał z wrzaskiem, że wszyscy są na L-4 i nikomu się robić nie chce i że skoro nie znam tematu to chyba szkoda czasu na wtajemniczanie. Byłam twarda i nie dałam się ponieść emocjom, stwierdziłam krótko że to rzeczywiście strata czasu i muszę już iść bo jestem umówiona.
W jego gabinecie emocji nie okazała, ale w środku aż wszystko we mnie wrzało. Od razu poczułam skurcze brzucha i ból w klatce piersiowej. Zanim się uspokoiłam minęła godzina. Nie wiem jak mogłam być tak głupia i tak szybko zapomnieć jakim jest cholerycznym dupkiem.
Pieniądze są nam bardzo potrzebne ale może nie będzie tak źle i po załatwieniu niezbędnych formalności dostaniemy kredyt. Moje zdrowie jest najważniejsze. Teraz może nawet na kolanach błagać bym się czymś zajęła, nie mam zamiaru drugi raz wyciągać ręki. Niech się sam zajmie robotą.

A to nutka dla ukojenia niespokojnej duszy: