piątek, 31 stycznia 2014

Myśli poranne...

Miało być dzisiaj spotkanie z psiapsiółą Aśką, ale się nie udało (znowu).... Tym razem jej syn coś sobie zrobił w nogę na wczorajszym judo :/ Efekt jest taki, że znowu się nie zobaczymy, bo Aśka zamiast do mnie musi pojechać do lekarza. Eh te dzieciaki... Z dwójką maluchów pewnie nie czeka mnie nic lepszego :(
            Dzieciątko regularnie porusz się w moim brzuchu. Miło jest czuć że tam w środku coś jest. Oswoiłam się z myślą że będę mamą dwóch chłopaków. Pogodziłam się z tym faktem, przyjmuję na klatę i zaczynam cieszyć, że znowu zostanę mamą ;)
Wiem fajnie było by mieć córcię, bo nawet marzyłam o tym, że kiedyś to ona przejmie po mnie pisanie naszego rodzinnego bloga. Faceci chyba nie lubią takich rzeczy, więc troszkę mi żal, że z czasem wszystko to co przez lata prowadzić będę (ku pamięci) obumrze śmiercią naturalną...
Wiem, wiem nie jest powiedziane, że któryś z synów nie przejmie po mnie duszy artystycznej i prawdę mówiąc po cichu na to liczę ;)
            Nie mam jeszcze pomysłu na imię... Jakoś kompletnie nie jestem przekonana do żadnego. Pomysłów może i kilka mam, ale nic konkretnie się nie klaruje :/ Wiem, czasu jest sporo, ale miło by było pisać o Kropeczce jakoś tak bardziej imiennie.
            W tej chwili delektuję się spokojem. Alex śpi, a ja mam czas na buszowanie po blogach. Od poniedziałku wszystko się zmieni... Wracam przecież do pracy :) Ciekawa jestem jak to będzie... Jak będę się czuła wśród dorosłych ludzi. Czy będę tęsknić za synkiem? Czy będę bardziej zmęczona pracą niż byciem z dzieckiem? Czy po takiej przerwie będę miała duże zaległości w pracy? Moja znajomość przepisów, jest w tej chwili żenująca.... Ale wiem że szybko wpadnę w rytm. Gorsze jest to że jako kierownik nie wypada mi nie wiedzieć, więc w weekend na pewno przysiądę i przejrzę co istotnego się zmieniło i poczytam interpretacje...
Będzie dobrze! Przecież tęskniłam za tym. Za adrenaliną i podejściem zadaniowym.
            Poza tym w domu rewolucja. M. zszokowany moją przemianą. Postanowiłam, że mam dość bycia usługiwaczką. Koniec z tym. Lista obowiązków wisi na lodówce. Omówiony punkt po punkcie. Nie dam się dłużej wykorzystywać i nie będę brała wszystkiego na swoje bary. Faceci, wiadomo są wygodni. Ale co się im dziwić.... W kwestii rozleniwienia się M. w dużej mierze to przecież moja wina... Sama nauczyłam go że wszystko zrobię lepiej i we wszystkim go wyręczałam. Jednak koniec z tym. Zmądrzałam :)

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Płeć już znana!

No i wszystko jasne...
Długo wyczekiwane usg w końcu mamy za sobą. Z dzieciną wszystko w porządku i płeć w końcu znana. Lekarz potwierdził, że to będzie chłopiec.
Leżałam na usg i obserwowałam jak maluszek się porusza. Widziałam śliczne stopki do całowania i łapusie, które skrupulatnie zasłaniały buzinkę. Słyszałam bicie serca i chciałam już wziąć w ramiona.
Wiem, tak strasznie marzyłam o dziewczynce, choć w głębi duszy czułam, że nie będzie mi dana. Zbyt wiele łaski i szczęścia, a wiem że nie zasługuję.
Przez chwilę walczyłam ze łzami i uśmiechałam się do M. pomimo iż nie miałam na to ochoty.
Teraz już chyba jest dobrze. Myślę że nie będę płakać, tylko po prostu kochać.
Marzyłam o kokardkach, warkoczykach, laleczkach i wspólnych zakupach z córcią. Tego nie będzie. Zamiast tego będę miała w domu 4 chłopaków...
S. chciał brata, M. też wolał chłopca, tylko mi się marzyła mała kopia mnie. Tak dla minimalnej równowagi, by nie zwariować wśród samych chłopaków.
Niestety nie jest mi to dane.

No chyba jednak będę płakać. Bo właśnie mi się przypomniało, że chłopcy choć kochani, to jednak mniej związani w dorosłym życiu z rodziną. Pomyślałam o eksie oraz o M. obaj mają kontakt z rodzicami bardzo okazjonalny. To smutne, bo z drugiej strony patrzę na moje relacje z moimi rodzicami i tak strasznie mi żal, że tego nie będzie :(

Rozmawiałam z mamą. Było jej mnie szkoda. bo wiedziała o czym marzę. Powiedziała, że mam się nie przejmować, bo dom jest duży i za jakiś czas możemy znowu spróbować...
Tak pewnie chciałabym trzecie dziecko z nadzieją, że w końcu moje marzenie się spełni, ale chyba nie w obecnej sytuacji. Przecież M. ma już syna, którego to my utrzymujemy, a wiadomo, życie jest drogie i nie stać by nas było na utrzymanie czwartego dziecka... :(
Rozmawiałam też z AsiąZ i słyszałam zawód w głosie. Rozumiała mnie. Doskonale wiedziała co czuję i że jest mi smutno. Nie rozmawiałyśmy długo, bo właśnie się jej zaczynały zajęcia z języka, ale ta chwila wystarczyła, bym poczuła się ciut lepiej. Ona ma dwójkę dzieci. Samuel (mój chrześniak) ma już 5 lat, a Sara urodziła się miesiąc temu.
Do Mizi nie zadzwoniłam. Nie mam ochoty, nie czuję się na siłach. Zbytnio się od siebie oddaliłyśmy i już właściwie nie potrafię z nią normalnie rozmawiać. Nie wiem jak potoczą się nasze losy... Nigdy nie zaakceptuję jej faceta i nie wybaczę tego co nam zrobił. Nie chcę rozmawiać z Mizią, bo wiem że i on będzie wszystko wiedział, a zwyczajnie w świecie nie chcę. Wolałabym by go nie było, nie chcę by cokolwiek o nas wiedział. Trudno mieć normalne relacje z Mizią w tak chorej sytuacji...

S. wrócił już do mamy, ten tydzień spędzi z nią. Bałam się trochę jak to będzie, ale jak mam być szczera, to nawet mi za nim tęskno. On jest członkiem naszej rodziny i choć czasem to wiele komplikuje, to jednak bez niego jest trochę pusto. Jak dzieciaki są razem to nasz dom tętni życiem. M. jest szczęśliwy mając syna przy sobie, a i sam S. wydaje się być mega szczęśliwy. Eksowa twierdzi, że S. ma depresję i jest z nim źle. Może trudno to zaobserwować prze 3-4 dni w tygodniu, ale teraz był z nami przez 9 dni i w życiu bym nie powiedziała, że chłopak ma jakieś problemy. Był pełen energii, wesoły, krzykliwy, wszędzie było go pełno. Myślę, że jemu też jest z nami dobrze.

Ależ ten post chaotyczny, tak jak i moje myśli. Próbuję sobie wszystko poukładać i pogodzić się z zaistniałą sytuacją, ale trzeba na to czasu...

wtorek, 21 stycznia 2014

Minęła 12-ta. Nie ta w nocy lecz w samo południe, a ja sobie leżę w łóżeczku z laptopem, szklanką mleka i talerzykiem z okruchami po cieście które piekłam kilka dni temu.
Chwila relaksu dla "styranej" mamy ;)
Niunio powinien sobie smacznie spać, ale strajkuje i co chwilę sobie postękuje. Czasem tak już ma, choć z reguły po prostu wkładam go do łóżeczka, dziecię przyciska pluszaka do pysiątka i zasypia.
S. siedzi w pokoju i ma przez godzinę czytać lekturę, tak więc można powiedzieć, że mam spokój. O ile oczywiście Niuniek zdecyduje się zasnąć.
Od lutego wracam do pracy na jakieś 2-3 miesiące. Ciekawa jestem jak to będzie. M. śmiał się i dziwił że chcę do pracy, zwłaszcza że brzusio coraz większy. Cóż, większy czy nie, wyrwać się trzeba. Sama nie wiem jak będzie, czy uda mi się wysiedzieć 8h i czy będę umiała odrzucić wszystkie stresujące sytuacje...
Stres w mojej pracy to codzienność, dlatego tak trudno znaleźć dobrych pracowników, którzy wytrzymają tą presję i nie uciekną po kilku miesiącach.
Niuniem zajmą się moi rodzice. Jak powiedziałam teściowej że wracam do pracy, to właściwie udała że nie słyszy i od razu zmieniła temat. Nie zapytała od kiedy wracam i czy mam opiekę dla dziecka, czy może nam pomóc... Nie... nie mają już dla nas czasu, wiadomo mają już ukochanego wnusia któremu poświęcają 100% uwagi i na inne zobowiązania nie ma już czasu.
Nigdy nie zapomnę jak teściu skomentowała wiadomość o tym że spodziewamy się dziecka... Stwierdził, że mamy się skupić na S. bo przez pierwsze lata życia maluszek i tak nie będzie nic rozumiał. Cóż oni stosują tę zasadę i wciąż jeszcze zapominają o tym, że mają dwóch wnuków. Ja nie muszę się z tym godzić i trudno bym udawała że nie jestem mamą...
Kocham synka! I nikt mi tego nie będzie zabraniał.


poniedziałek, 20 stycznia 2014

Ciało

Czy czuję się już piękna?
Nie...
Czuję się gruba i nieatrakcyjna :(
Choć przyznaję bywają chwile gdy jest dobrze i czuję się sexi, ale zbyt rzadko... Zdecydowanie za rzadko...
Myślę że to już tak jest w ciąży i już. Za pierwszym razem też czułam się dziwnie. Miałam wrażenie że w moim brzuchu zamieszkał kosmita.
Teraz znowu ciało nie należy do mnie. Znowu stałam się inkubatorem. Jestem w 20-tym tygodniu ciąży. To już w zasadzie półmetek. Jeszcze nie czuję wszechogarniającej miłości do dziecka które noszę. Prawda jest taka, że bywają chwile, że zapominam że jestem w ciąży.
Przy drugim dziecku jest zdecydowanie inaczej...
Chciałabym mieć już Kropeczkę na rękach. Poczuć ją, usłyszeć jej płacz, a przede wszystkim upewnić się że jest zdrowa.
Nie zastanawiam się jeszcze nad imieniem. Mam jeszcze dużo czasu... No i przede wszystkim nie znam płci dziecka...
W przyszły poniedziałek mam wizytę u lekarza i mam nadzieję w końcu się wszystko rozstrzygnie :)

PS Póki co lista założeń jakie sobie przyjęłam, jest w pełni realizowana :))

sobota, 18 stycznia 2014

Jestem tylko człowiekiem

No tak miałam ambitny plan :D, który niemal został zrealizowany...
Tzn. chyba po prostu nie zawsze się tak da i muszę się z tym pogodzić...
Wczoraj do 13-tej znowu biegałam w powyciąganym zaplamionym farbą dresie. Nie z lenistwa, a wręcz przeciwnie. Tato przyjechał koło 8-ej rano, by zająć się maluszkiem. Wtedy ja z piżamki wskoczyłam w dresik i popędziłam na dół malować ostatni już pokój...
Sufit pomalowany i kawałek ściany z czystej ciekawości by sprawdzić cóż to za kolor wybraliśmy (czytaj: M. wybrał). Szczerze to kolor jest... dziwny. Nie wiem czy ładny czy nie... Chyba jeszcze nie potrafię zdecydować. W pierwszej chwili się przestraszyłam, w drugiej pomyślałam, że może jednak nie jest najgorzej.
Za to dzisiaj od rana jestem, ładnie ubrana, pomalowana i nawet poczesana :)
Ale chyba i tak zaraz wskoczę znowu w dresik i zabiorę się do malowania :/ Samo niestety się nie zrobi... :(

czwartek, 16 stycznia 2014

Czas na zmiany!

Zaniedbałam ten blog. Nie mam czasu dla siebie, nie mam czasu na pisanie...
Bycie mamą to trudna sztuka pogodzenia tego że jest się nie tylko matką, ale przede wszystkim kobietą. Czasem o tym zapominam. Zapominam o tym by się pomalować, ładnie ubrać, czy też poczesać. Bo właściwie po co?
Do tego by odkurzyć i powycierać podłogi? A może po to by włączyć pralkę, albo przewinąć czy nakarmić małego?
No więc chodzę po domu w powyciąganym dresie, z włosami ściągniętymi na czubku głowy gumką... Makijaż? Jaki makijaż? Po co mi on, chyba tylko po to by jeszcze bardziej zapchał moje pory...
No więc czuję się jak ten ostatni flejtuch i się dziwię, że mąż też patrzy na mnie jakoś inaczej. Już nie jestem tą seksowną kocicą, którą byłam jakiś czas temu...
Jaka rada? Czas coś zmienić. Przestać w kółko chodzić w tym nieszczęsnym szarym dresie i zadbać o swoje samopoczucie. No a powiedzcie mi jak mam się dobrze czuć widząc w lustrze tego okropnego flejtucha?!
No więc koniec z tym!
Ogłaszam strajk, a dres chowam głęboko do szafy, na specjalne okazje typu bieganie, grabienie liści w ogrodzie, czy może jakieś ognisko...
Po co szanować ubrania, które mają już lat kilka i właściwie niewiele mają wspólnego z obecnie panująca modą. Po co trzymać sukieneczki i bluzeczki, których szkoda ubrać?
No powiedzcie mi. Po co?
Więc zaczynam od jutra, piątek 17 styczeń 2014 roku.
Postanowienie: Wyciągam z szafy te wszystkie swoje (może mniej wygodne, ale bardziej efektowne) fatałaszki i zakładam na siebie, co by się troszkę "przewietrzyły" ;)
Zaczynam dbać o siebie!
Ostatnio brakowało czasu na relaksacyjną kąpiel i z tym też coś trzeba zrobić!
Postanowienie: co najmniej 3 razy w miesiącu kąpiel w pianie, maseczka na twarz i włosy, relaks przy świecy lub z książką w zależności od potrzeby ;)
Czas zadbać też o włosy... Chciałabym mieć piękne, lśniące i długie. No ale jak mają takie być skoro wciąż je farbuję, związuję mocno gumką, szczotkuję tylko po myciu, rwąc te biedne włosy... Z tym też stop!
Postanowienie: co najmniej 1 raz w tygodniu olejowanie włosów oraz maska na włosy.
Oby się nie poddać za szybko to więcej wymyślać nie będę, bo zaraz się okaże, że choć postanowienia jak najbardziej słuszne, to niemożliwe do zrealizowania. Dodam tylko jeszcze jedną rzecz, którą i tak robię już od jakiegoś czasu.
Postanowienie: co najmniej 3 razy w tygodniu nakładanie olejku zmiękczającego do skórek, oraz nakładanie olejku rycynowego na brwi i rzęsy.
No to trzymajcie kciuki ;))

środa, 8 stycznia 2014

Jadę do pracy

Nastała tu straszna cisza...
Na moim blogu hula wiatr...
Brak mi czasu, weny twórczej, sama nie wiem czego...
Dużo się przecież dzieje. Nie jest tak że nie ma o czym pisać, ale trudno mi znaleźć chęci i stąd ta cisza.
Jest 10:19. Alex marudzi w swoim  łóżeczku. Zazwyczaj o tej porze ma 1 drzemkę, ale nie dzisiaj. Jakby czuł, że mi na tym zależy... Jak się dziecię wyśpi jadę z nim do pracy. Pokażę mojego skarba, a przy okazji zamienię kilka zdań z szefem.
Od dłuższego czasu noszę się z myślą by wrócić na trochę do pracy. Urlop wychowawczy kończy mi się z początkiem lutego. Mogłabym go przedłużyć do dnia porodu, albo zwyczajnie pójść na L-4. Prawda jest taka, że choć kocham swego syna ogromnie czuję potrzebę wyrwania się z tej monotonii. Chcę znowu wyjść do ludzi. Porozmawiać na innym poziomie. Byłam z synem ponad rok i czuję, że zatrzymałam się w rozwoju.
Zobaczymy co na to szef. Jak przyjmie moją propozycję o powrocie. Sprawa nie jest taka prosta, bo choć mają straszne zaległości i brakuje im rąk do pracy, myślę że szef nadal nie pogodził się z tym, że jestem w związku z M. Przecież on sam próbował mnie zaprosić na kawę i nie raz robił głupie podchody. Teraz czuje się idiotycznie, bo nie wie ile wie M.
Na rozmowę z szefem zabieram Alexa, bo nie chcę tam siedzieć za długo. Jak przyjadę z dzieckiem rozmowa będzie mam nadzieję krótka. Myślę że nie wejdę do gabinetu szefa z Alexiem bo pewnie przejmie go tatuś i reszta pracowników, ale przecież nie mogę zostawić tak dziecka samopas na zbyt długo, by nie odciągać reszty od pracy ;)