wtorek, 30 kwietnia 2013

Rozważania na temat płodności

Jestem szczęśliwą mamą. Ubóstwiam swojego szkraba, jest niemal całym moim światem.
Jednak czasem brak mi spontaniczności. Takich chwil jak kiedyś że wsiadałam w pociąg i jechałam sobie na wycieczkę. Odwiedzałam wtedy Kraków, chadzałam po uliczkach tego cudnego miasta. Miałam czas na rozmyślania, czytanie książki nad Wisłą. To był wspaniały okres, całkowicie beztroski.
Marzy mi się taki beztroski wyjazd, a póki co nie jest mi dany. Chciałabym zrobić coś tak tylko dla siebie. Teraz już tego czasu mam niewiele. Zwykłe czynności nie są już tak proste jak dawniej. Dzisiaj o 11-tej przyjedzie do mnie Mizia na pogaduchy. Wiadomo do kawy trzeba coś mieć, by się milej gawędziło ;). Niestety mój M. (który wiecznie jest na diecie) wszystko zjadł i trzeba było podjechać do sklepu, a z dzieciątkiem  to nie jest prosta sprawa. Akurat mały zasnął i co tu robić. Jak go wyrwę ze snu będzie wrzask i będzie zmierzły, no ale zostawić dziecko same w domu nawet na 10 min to skrajna nieodpowiedzialność... Niestety wybrałam to drugie. Nie było mnie 10 min, jak wróciłam mały nadal spał, ale stres z zostawieniem go na tą chwilę w domu był ogromny. Wiem że to było nieodpowiedzialne, nie musicie mi tego pisać :(
No własnie wszystko co teraz robię jest bardziej skomplikowane. Oczywiście radzę sobie, ale brakuje mi czasem tej beztroski.
Mam ochotę pojechać sobie do Krakowa, Wrocławia, albo Warszawy, nacieszyć się gwarem takiego dużego miasta. Odwiedzić kilka moich ulubionych miejsc i wrócić do domu, przyjemnie zmęczona. Potem przespać całą noc. Bez wstawania na siku, czy karmienie małego...
Póki co mogę zapomnieć, o ile nie na zawsze...
Myślę o drugim dziecku. Czy ja to wszystko ogarnę. Czy wystarczy mi czasu i sił. Czy na pewno chcę się tak uwiązać. Alex rośnie i będzie coraz bardziej samodzielny, a mi się marzy kolejna mała kruszynka?
Nie wiem już czego chcę...
A tak a propos Aśka jest w ciąży :)) Jestem bardzo szczęśliwa że w końcu po tylu latach się im udało. Bardzo chcieli mieć dużą rodziną a jak dotąd skończyło się na jednym dziecku. Na szczęście pomimo wielu kryzysów, pozbierali się psychicznie po tym wszystkim (m.in. poronienie) i zawalczyli o własne szczęście. Zaczęli się leczyć i skutkiem tego jest mała fasolka która już sobie rośnie w brzuchu A. Jestem bardzo szczęśliwa. Aż się wzruszyłam na tę cudną wiadomość! Trzymam kciuki by wszystko dobrze się ułożyło.
Ach... co będzie ze mną? Nie wiem, naprawdę nie wiem. Nie zabezpieczamy się z M., ale jakoś nie chcę odstawiać Alexa od piersi wiec póki co na zapłodnienie szanse są minimalne. Może to i dobrze bo będę miała czas na przemyślenie tego wszystkiego.
Widziałam się też dwa razy z exem. Było to nieplanowane, przypadkowe spotkanie, ale mieliśmy sporo czasu by na spokojnie usiąść i pogadać. Jakoś po tych spotkaniach dziwnie się czuję. Nie wiem dokładnie jak to ująć w słowach, bo nie do końca wiem co o tym myśleć. Nie tęsknie za nim, nie czuję właściwie nic poza sentymentem. Tak sobie człowiek myśli, że on ma łatwiej, bo nie mamy dziecka i tworząc nowy związek z inną (również bezdzietną kobietą) właściwie zaczyna od zera. Nie muszą przechodzić przez to co my. Mi czasem bywa ciężko. Chciałabym budować nasze szczęście nie myśląc o tym że rodzice M. faworyzują S., Że sam M. ma lepszą więź z S., że w naszym domu trzeba zrobić miejsce dla S., że trzeba go zabierać z nami na wakacje, trzeba dbać o jego uczucia i poczucie bezpieczeństwa, że musi spędzać z nami tak wiele czasu....
No nie wiem czasem mnie to przerasta i chciałabym byśmy byli tylko my, ja M. i Alex. Było by znacznie łatwiej, ale nie jest i nie będzie, a ja muszę sobie poradzić z własnymi emocjami, by nie zniszczyć tego co udało nam się zbudować.

wtorek, 23 kwietnia 2013

Mijają kolejne dni, ostatnio dość beztrosko. Słońce za oknem pozytywnie mnie nastraja i dodaje sił. Mały jest moim oczkiem w głowie, choć ostatnio bywa nieznośny. Od dwóch dni jak tylko coś mu się nie spodoba wpada w taką histerię, jakby go ktoś ze skóry obdzierał. Nie wiem skąd się to u niego wzięło, ale podejrzewam że zaczyna testować na ile może sobie pozwolić, chyba że taki będzie miał charakterek. Staram się być silna i nie ulegać jego zachciankom. Nie ma noszenia na rękach kiedy mu się to zamarzy. Wiem że jest malutki, ale myślę, że już próbuje sprawdzić co sprawia że dostaje to czego chce. Zabawne bo gdy wpadał w taki histeryczny szał, po prostu zaczęłam się głośno z niego śmiać (to już z bezradności), a on w tym momencie po prostu zgłupiał. Przestał płakać i zaskoczony zaczął mi się przyglądać.
Może on i jest malutki, ale wcale nie taki głupiutki, bo przy tych swoich chwilach szału i wściekłości uważnie mi się przygląda i obserwuje moje reakcje. Taki mały człowieczek to jednak bystre stworzonko i dobry psycholog, a ja staram się mu pokazać, że to jednak nie on tu rządzi.
Kocham mojego maluszka, chyba najbardziej na świecie. Jest całym moim życiem i nie wyobrażam sobie by mogło go już nie być. Kiedyś nie sądziłam, że można tak bardzo kochać, a jednak to możliwe. Marzę o tym by wyrósł na dobrego i mądrego mężczyznę, czasem boję się że to mi się nie uda, że popełnię gdzież błąd, którego nie będę potrafiła naprawić.
Nadal marzę o kolejnym dziecku. To się nie zmieniło. Piszę o tym, bo to wciąż mnie zadziwia. Poród był okropnie bolesnym przeżyciem, a jednak o tym nie myślę. Wiem że to tylko kilka/kilkanaście godzin, a potem będzie już po wszystkim. Nie myślę do siebie myśli że coś może pójść nie tak. jedyną opcję jaką dopuszczam do siebie to to, że szybko zajdę w ciążę, dzieciątko będzie zdrowe, a poród będzie szybki i jak najmniej bolesny.
Póki co życie jest cudowne. Pogoda za oknem wspaniała, codziennie chodzimy sobie na spacerki i jest wprost idealnie :)
W dalszym ciągu plan jest taki że w czerwcu wprowadzamy się do naszego domku. Do zakończenia urządzania jeszcze bardzo daleka droga, ale to nam nie przeszkadza i wystarczy że zakończą się prace remontowe. Jak tylko w domu będzie można zamieszkać to się przeprowadzamy. Jeszcze nie wiem jak mi tam będzie, ale mimo to jestem podekscytowana i czekam już z niecierpliwością na ten moment.

czwartek, 18 kwietnia 2013

Na spacerku :))

Ależ dzisiaj był cudowny dzień. Wspaniałe słońce, a temperatura typowo wakacyjna. Wybrałam się z maluszkiem na spacer. A oto kilka fotek ;)





środa, 17 kwietnia 2013

Moje narzekania

Aleksander ma niecałe 4 miesiące, a ja naprawdę bardzo intensywnie myślę o kolejnym dziecku. Czasem aż mnie to przeraża. Kiedyś wydawało mi się, że ja to raczej nie mam instynktu macierzyńskiego i jeśli się kiedyś w ogóle zdecyduję na dziecko, to nie więcej jak jedno. A tu taki psikus...
Myślę że dwójka dzieciaczków dostarczy nam więcej radości i lepiej wpłynie na ich rozwój. Jak się jest jedynakiem to jednak jest się tak naprawdę bardzo samotnym.
Czasem martwię się jednak tym że nie mam wsparcia w M. On ewidentnie nie radzi sobie z niemowlakiem.  Nie jestem pewna czy sama poradzę sobie z dwójką dzieci.
Rozumiem, że on ma dwa etaty i musi pracować, ale ja też potrzebuję czasem pomocy, a dziecko ojca. Są takie dni że sama nie daję rady, a on nie potrafi wtedy pokazać że mnie wspiera. Myślałam że w związku to ważne by nawzajem się wspierać i dopingować. Niestety to chyba nie działa u nas w obie strony. M. powinien się zaangażować, teraz kiedy jestem chora, zamiast tego zawsze znajduje wymówkę.
Wczoraj poprosiłam by wykapał dziecko. Nie czułam się dobrze, wiedział że jestem przeziębiona. Niestety usłyszałam, że musi pracować... Tak musi, wiem o tym, ale kąpiel dziecka to 15-20 min. Potem miał przecież czas by czytać newsy i oglądać jakiś program. Zupełnie nie myślał o mnie.
Było mi jakoś przykro, bo kiedy on był chory ja dbałam o niego, gotowałam rosołki. Widać działa to tylko w jedną stronę. Nie podoba mi się, że jest takim egoistą.
Dzisiaj wysłał mi sms że mnie kocha... Cóż to tylko słowa, dla mnie liczą się czyny.
Nie rozumiem dlaczego on taki jest :(

wtorek, 16 kwietnia 2013

Gardło boli :(

Już po chrzcinach. Wszystko przebiegło pomyślnie i było naprawdę miło. Maluch był naprawdę grzeczny i kochany.
Niestety ja jestem teraz trochę przeziębiona i nie czuję się najlepiej. Boli gardło, doskwiera katar...
Mimo to nie wytrzymałam i zaliczyłam dzisiaj wiosenny spacer w parku :)

czwartek, 11 kwietnia 2013

Z ostatnich dni

     Tyle się ostatnio dzieje że już po prostu autentycznie nie nadążam...
Po pierwsze gratuluję Ani :))) Doczekała się wspaniałej nowiny... zostanie mamą :))
     Tak poza tym to M. chory i Alex niestety też. Nie wiem co się z tym M. porobiło, że tak często choruje. Najgorsze, że zaraził maluszka i tak szczerz mówią to mam przesrane. Mam tylko nadzieję, że do niedzieli się chłopaki wykurują, bo przecież będzie chrzest Aleksandra.
Ostatnie dni były bardzo męczące, ale na szczęście wszystko zmierza ku dobremu.
      Remont domu posuwa się bardzo powoli, mimo to mam nadzieję że w czerwcu będziemy już tam mieszkali. To wersja optymistyczna, ale nie nierealna ;)
      M. przez niemal cały tydzień miał czas tylko dla siebie i S. Ja z Aleksandrem przeniosłam się do rodziców, by odseparować go od chorego M. Jestem ciekawa jak będzie się opiekował maluchem jak jutro wrócimy do domu. Choć pewnie niewiele będzie się angażował, bo niestety nadal jest podziębiony, no ale choroba w końcu minie.
      U rodziców było mi bardzo dobrze, bo jakby nie było miałam w nich dużą pomoc. Mały był marudny przez tą chorobę i samej było by naprawdę ciężko.
      Z rzeczy przyjemnych, byłam dzisiaj na zakupach i mam nowe spodnie (białe dżinsy) i taką cielisto-różową bluzeczkę. Idealny zestaw na nadchodzącą wiosnę :D
     No i byłam sobie dzisiaj u kosmetyczki. W końcu! Ostatnio byłam na jakimś zabiegu jakoś tuż przed ślubem, czyli w czerwcu, albo lipcu... Miło było poddać się takiej przyjemności, w końcu trzeba zadbać o siebie i sprawić by samopoczucie było trochę lepsze.
   
     PS Dzisiaj na zakupach, nieustannie zauważałam kobiety w ciąży. Może to przez Anię, a może dlatego, że jeszcze niedawno sama myślałam o kolejnym dziecku. Bycie w ciąży, było dla mnie wspaniałym doświadczeniem (pomijając 9 miesiąc). Czasem nachodzi mnie myśl że fajny by było gdyby było nas więcej... Prawda jest jednak taka, że ostatnie zachowania M. oraz choroba Alexa trochę ostudziły mój zapał. Chyba po prostu nie jestem pewna, czy tego chcę jeśli M. ma być taki wycofany... Co ma być to będzie. Czas pokaże jaką wybrać drogę. Teraz chyba jeszcze za wcześnie na takie decyzje.

sobota, 6 kwietnia 2013

Tata? Jaki tata?

Jestem jakaś taka rozdrażniona. Po prostu wkurza mnie podejście teściów do Alexa. Przykro mi i chowam w sobie żal. W dodatku mamy S. do czwartku i też mnie to jakoś tak irytuje. Mam żal do M. że nie potrafi się zająć maluszkiem, ale jakoś dla drugiego syna ma czas. Myślę sobie, że po co jeszcze ja mam się w to wszystko angażować. Po co być miłą dla S. i poświęcać mu swój cenny czas, który mogła bym poświęcić swojemu dziecku. Po co mam dbać o uczucia tego chłopca, skoro ojciec nie dba o uczucia Alexa. Chodzi mi po głowie że powinnam oddać każdą wolną chwilę swojemu dziecku a nie "marnować" ją na ich dziecko...
Nie rozumiem M. Nie wiem dlaczego jest taki zimny. Jakoś nie potrafię pojąć tłumaczenia, że Alex jest jeszcze mały i trudno z nim nawiązać kontakt. Ja tak nie uważam... Jest mały i potrzebuje tak niewiele, czułości, miłości i bodźców do prawidłowego rozwoju. Wychowywanie takiego maluszka nie ogranicza się do karmienia i zmiany pieluchy. On przecież rozumie bardzo wiele i reaguje na różne sytuacje. Rozpoznaje moją twarz, odwzajemnia uśmiech gdy się do niego śmieję lub mówię. Widzi kiedy jestem rozdrażniona, bo sam ma wtedy taką niepewną, trochę może nawet przestraszoną minkę. To dziecko czuje i potrzebuje więzi również z ojcem.
Zupełnie tego nie rozumiem, po prostu nie pojmuję.
Z jednej strony M. również myśli o powiększeniu rodziny, a z drugiej zachowuje się jakby wciąż miał tylko jedno dziecko. Od urodzenia Aleksandra zajmuję się nim wyłącznie ja, bez pomocy M. Nie potrzebuję nakazów, rozkazów czy instrukcji, typu "zrób mu herbatkę". Do cholery gościu wstań, zrób dziecku herbatkę i podaj mu ją, przecież to nic trudnego! Jak płacze, nie czekaj aż przestanie ryczeć tylko zajmij jego uwagę czymś innym, wtedy od razu zapomni o płaczu. A i jeszcze jedno, nie mów mi że to wyższa szkoła jazdy i nie każdy jest taki "świetny" jak ja! Nie potrzebuję kpiny. Weź się w garść i weź zwykły worek foliowy... jak zaszeleścisz tym, dziecko od razu się zainteresuje. I mów do niego... Wiem jest mały, nie rozumie co mówisz, ale poznaje tembr głosu i rozpoznaje emocje. Teraz jest czas na budowanie więzi... Od Ciebie zależy czy to spieprzysz, czy też nie...

środa, 3 kwietnia 2013

Za dużo na głowie.

Wszystko się jakoś tak zbiegło w czasie i trochę nas to wszystko przytłacza, a może nawet przerasta. Remont domu ruszył już na dobre, więc nadszedł czas podejmowania poważnych decyzji, typu kolor i rodzaj drzwi, kolor ścian, gładź czy tapeta, jakie kafelki, kontakty, oświetlenie i mnóstwo innych tego typu dylematów. Przy M3 które mam nie było takich problemów, bo powierzchnia sporo mniejsza więc wszystko było jakieś takie do ogarnięcia. Teraz mamy 3 kondygnacje do ogarnięcia i każda z nich jest sporo większa od tego w czym mieszkamy teraz. Dla mnie to nie lada wyzwanie. No bo np. taki salon który ma wymiary około 940x410 też musi być jakieś oświetlenie... Teoretycznie będą dwie strefy wypoczynkowa i jadalna no i nie mam pojęcia jakie tam dać oświetlenie. Tyle się już lamp naoglądałam i nadal nic nie wybrane, a prace już trwają i na zmiany będzie za chwilę za późno... Myślałam, że urządzanie domu będzie straszną frajdą, ale prawda jest taka, że jestem tak umęczona i niewyspana, że nie mam już sił na szperanie w sieci i szukanie jakichś inspiracji. Chodzi o to by było ładnie i praktycznie, a z tym drugim to akurat problem, bo wiadomo ze dopiero jak się coś użytkuje to się okazuje czy coś jest dobre czy nie.
Jakby problemów było mało, do kompletu dorzuciłam sobie jeszcze chrzest małego, który odbędzie się  14.04 czyli już za 11 dni. Nie mam jeszcze wynajętego lokalu, nie wybrałam menu, nie zaprosiłam jeszcze wszystkich osób (całe szczęście chrzestni już poinformowani). My musimy odbyć spotkanie przed chrztem, a i jeszcze małego trzeba jakoś ubrać...
Trzeba też wreszcie podjąć decyzję w sprawie nowej pracy, bo mamy już przecież kwiecień. No ale i to nie jest takie proste i oczywiste, bo podjęliśmy tez z M. inną ważną decyzję, otóż postanowiliśmy, że chcemy by ten duży dom był pełen radości, a co za tym idzie postaramy się o jeszcze jedno maleństwo :) Nie wiem kiedy to nastąpi, bo aktualnie karmię maluszka, a co za tym idzie zajście w ciąże jest mocno ograniczone. Póki co chcę by Aleksander był karmiony piersią, bo wiadomo że mocno go uodparnia i ponoć nie ma nic lepszego od mleka matki. No ale może od wakacji ograniczę karmienie piersią i wtedy kto wie może się uda ;)
Oczywiście kwestia dziecka nie jest przesądzona, bo przecież zdanie można jeszcze zmienić, poza tym nie wiadomo czy nam się uda. Pamiętacie pewnie że poprzednio staraliśmy się 8 długich miesięcy i już niemal straciłam nadzieję. Zobaczymy jak będzie tym razem...
Do tej trudnej i ważnej rozmowy doszło w niedzielę 24 marca. O dziwo, choć M. boi się o to, że będzie starym ojcem, stwierdził że też myślał o kolejnym dziecku i chyba fajnie by było gdybyśmy byli taką większą rodziną. Sami jesteśmy jedynakami i wiemy doskonale jak to jest wychowywać się samemu. Choć Aleksander ma przyrodniego brata, to jednak dzieli ich ponad 10 lat i myślę, że nie będzie między nimi silnej więzi, choć mam nadzieję że jednak się mylę.
W telegraficznym skrócie to tyle... Czekałam z tym newsem tak długo, bo myślałam, że w końcu znajdę czas by napisać szerzej o tym wszystkim, ale niestety doba ma tylko 24h i za cholerę nie chce się wydłużyć :/