środa, 15 czerwca 2011

Moje ukryte pragnienia.

Moje myśli krążą intensywnie w okół rodziny, czyli dziecka... Drugi raz nie stanę na ślubnym kobiercu, ale mam jeszcze szansę, mieć choć taką niestandardową rodzinę. Stało się to niemal moją obsesją i trochę się o to martwię... Codziennie gdy budzę się rano zastanawiam się jakby to było, gdybym była w ciąży, gdybyśmy mieli własne dziecko.
Nie staramy się o potomka, ale też nie zabezpieczamy się jakoś tak szczególnie. Ja nie biorę już tabletek, a M. nagle zaczął zapominać o prezerwatywach. Gdy prosiłam go by założył to powtarzał że to takie niewygodne, studzi jego temperament i w zasadzie są niepotrzebne, bo jak będzie "wpadka" to nawet dobrze. Chyba po prostu trudno jest sobie powiedzieć, że "tak zakładamy rodzinę", ale jak się przytrafi to już inna sprawa. Jakiś tydzień temu robiłam test bo, mieliśmy małą wpadkę, istniała więc szansa, że mogłam zajść w ciążę, a wybierałam się właśnie na dobrze zakrapianą imprezkę. Test był negatywny i gdy wyszłam z łazienki M. stał już pod drzwiami i czekał na wieści. Gdy przekazałam mu info o wyniku testu, stanął z trochę smutną i powiedział: "no szkoda, byłoby już z głowy".
W mniemaniu faceta, to chyba znaczy, że chciałby usłyszeć że zostanie ojcem. To oczywiście tylko moje domysły, bo w jego głowie nie siedzę, a z przekazu słownego taki, a nie inny wniosek wyciągnęłam.
Właściwie to właśnie od tego czasu zaczęłam nieustannie myśleć o byciu matką. Nakręciłam się na maksa i zaczęłam się panicznie bać co z nami będzie jak nie uda się nam mieć własnego dziecka. Czuję, że dla mnie to niezwykle ważne i trudno będzie mi się odnaleźć w naszym związku bez poczucia, że mamy własna rodzinę, własne dziecko.
Teraz czuję, że mam tylko pożyczoną rodzinę i wiem jak mi z tym źle. Chcę być szczęśliwa. Pragnę poczuć jak to jest być matką. Wiem, trochę późno to wszystko, ale mam dopiero 30-kę więc mam jeszcze szansę spełnić to swoje marzenie, o szczęśliwej i kochającej się rodzinie.

poniedziałek, 13 czerwca 2011

Kilka zdań

Siedzę na łóżku i popijam kawę. Wcinam drożdżówkę choć wiem, że nie powinnam, przecież lato idzie ;)
Cóż mimo wyrzutów biorę kolejny kęs do ust :)
Jestem w Polanicy Zdrój z mamą. Znowu przyjechałyśmy do tego samego chirurga na korektę po operacji sprzed dwóch lat.
Wszystko przebiegło na szczęście sprawnie. Mama czuje się bardzo dobrze i już buszuje w necie ;)
Ja zostawiłam M. samego w domu. Tęsknię choć staram się do niego nie dzwonić i nie dopytywać co robi i czy tęskni. Nie chcę go nękać telefonami i pytaniami. Jestem tu dla mamy i staram sie skupić całą swoja uwagę na niej. Poza tym chcę sprawdzi czy M. myśli o mnie...
Napisałam sms jak dojechałyśmy na miejsce, potem już była cisza z mojej strony. Myślę że moja powściągliwość owocuje bo M. dzwonił już 3 razy hihihi.
Ostatnio układa się nam bardzo dobrze. Oczywiście miewam gorsze dni o których skrupulatnie tu pisze ;) ale odpukać jest znacznie spokojniej. Bardziej skupiamy się na sobie, a ja nie rozpamiętuję już tak bardzo tego że zawiódł mnie kiedyś (choć to nie przestało boleć).

niedziela, 5 czerwca 2011

Złudzenia

Dla kobiety, poczucie bezpieczeństwa w związku to chyba podstawa. Bez tego raczej marne są szanse na trwałość związku.
Czasem obawiam się że M. nie da mi nigdy tego czego potrzebuję. Chciałam czuć się z nim bezpiecznie, a ponieważ zaniedbał mnie na początku, teraz trudno mi uwierzyć że może mi te poczucie zapewnić.
Sytuacja jest dla mnie skomplikowana, bo mam wrażenie niestabilności i odnoszę wrażenie że to że jesteśmy razem to tylko etap przejściowy. Planów wspólnych nie mamy, a nawet wspólny wyjazd na wakacje stanowi problem.
Szef po tym jak urlop mi odwołał, zdążył już zmienić zdanie i mogę wypoczywać nawet 3 tygodnie jeśli bym tego chciała. Prawda jest taka że są momenty gdy myślę sobie, że może było by fajne wypoczywać w trójkę przez ten jeden tydzień, ale zaraz potem przychodzą inne. Na wspólny urlop nie pojadę. Haruję jak wół przez cały rok i podczas urlopu wolałabym jednak odpocząć a przy młodym nie mam na to szans. Druga kwestia to ta finansowa, niestety nie mogę sobie pozwolić na tak długi wypoczynek, gdyż wszystkie oszczędności się "rozeszły" w ostatnim czasie. Postanowiłam więc że pojadę na tyle i za tyle, ile będzie mnie stać, poza tym nie chcę się spłukać do reszty, bo wolę kupić pozostałe rzeczy do mieszkania, bo właściwie to jedyna stała rzecz w moim życiu, więc muszę o nią dbać.
Inna kwesta to taka że odkąd M. zepsuł mi poprzednie wakacje, to okres wakacyjny źle mi się kojarzy i tak prawdę mówiąc to wolę nigdzie nie jechać razem i niech sobie cały ten czas M. spędzi z synem.
Czuję że noszę w sobie ogromne poczucie krzywdy i czasem się boję, że już nigdy nie będę wobec M. tak ufna jak byłam na początku.
Dzisiaj jego syn spędził z nami dzień, choć w sumie ze mną nie cały. Do południa byli na rowerze, a potem przyjechali na działkę gdzie wraz z moimi rodzicami spędziliśmy resztę dnia. Patrzę na mamę i tatę i widzę że cieszą się gdy jesteśmy tam z jego synem. Bawią się z nim i traktują go bardzo dobrze (prawie jak wnuka o którym tak bardzo marzyli). Ja czuję się wręcz odwrotnie. Patrzyłam dzisiaj na nich wszystkich, byli szczęśliwi, wygłupiali się, śmiali, odpoczywali, rozmawiali, a ja czułam się obco.
Spędziłam niedzielę z pożyczona rodziną, na swoją szanse mam raczej marne, bo przecież jesteśmy tylko związkiem na okres próbny, którego statystyka dobrych dni jest raczej kiepska. Zbyt wiele krzywd i zadanych ran, nie wiem czy jestem w stanie się jeszcze w tym wszystkim odnaleźć. Myślę że gdzieś głęboko w sobie słyszę ten cichutki głos który mówi mi by to zakończyć i czasem myślę, że tak było by najłatwiej. Emocjonalnie ten rok był bardzo, bardzo trudny i ciężko mi się pozbierać. Moje marzenia o szczęśliwym domu i kochającej się rodzinie roztrzaskały się jak pył, chyba już dawno temu. Powoli zaczynam dopuszczać do siebie myśl, że nigdy nie będę miała rodziny o jakiej marzyłam...

środa, 1 czerwca 2011

Dzień dziecka

Swojego nie mam. Czy mieć kiedyś będę, tego nie wiem. Czy chciałabym? Trudno powiedzieć... czasem bardzo, a czasem wręcz odwrotnie.
Kiedy jest się po rozwodzie na wiele rzeczy patrzy się inaczej. Już nie żyję w przekonaniu że ja i M. to już na zawsze. Liczy się tylko tu i teraz. Już nie ma przyszłości, jest teraźniejszość. Człowiek jest bardziej samodzielny. Kiedy myślę o przyszłości, to myślę o niej sama. Nie ma wspólnych planów na przyszłość. Jeśli są jakieś to tylko moje. To ja planuję że chciałabym kupić jeszcze jedną szafkę do przedpokoju i duże lustro na ścianę. W przyszłym roku chce pomalować duży pokój i marzy mi się kupno nowej kanapy i chciałabym też mieć stół z krzesłami w pokoju by móc zjeść posiłek przy stole.
Czasem zastanawiam się czy za rok będzie przy mnie M. Tego oczywiście nie wiem. Nasz związek jest pełen wzlotów i upadków. Uczucie jest wielkie, choć nadal nie jestem pewna czy to wystarczy.
Dzisiaj M. spędza dzień z synem. Ja pojechałam do swoich rodziców. Oczywiście M. chciał byśmy go spędzili razem, ale uznałam że zamiast spędzać czas z obcym dzieckiem, pojadę lepiej do rodziców i spędzę czas z nimi. W końcu z bycia dzieckiem się nie wyrasta ;)