poniedziałek, 31 grudnia 2012

Podsumowanie 2012 roku

Dzisiaj sylwester, ostatni dzień 2012 roku... To chyba czas podsumowań...
Jaki był ten 2012 rok? Niesamowity, pełen niespodziewanych wydarzeń. Spotkało mnie w tym roku wiele dobrego. Przede wszystkim zaszłam w ciążę i urodziłam ślicznego, zdrowego chłopca, poślubiłam M. i jeszcze kupiliśmy wspaniały dom...
Jestem wdzięczna losowi za to co dal mi w tym roku i z mam wielką nadzieję że 2013 rok nie przyniesie nam nic złego. Nie mam wielkich marzeń czy wymagań. Mama tylko nadzieję że Alex będzie zdrowo się rozwijał i uda nam się skończyć remont i zamieszkać w naszym domu :)

Wam życzę zdrowia i spokoju, by wszystkie wyznaczone cele udało się Wam zrealizować. Oby 2013 rok był dla Was łaskawym rokiem.

piątek, 28 grudnia 2012

Sinusoida emocjonalna

Dzisiaj jest już lepiej. Nie płaczę, przynajmniej na razie ;) Odwiedziła nas dzisiaj położna i zobaczyła moje krocze. Uspokoiła mnie i powiedziała że nacięcie jest malutkie i mam się nie przejmować tym że szew trochę się rozszedł w jednym miejscu. Kazała smarować maścią Solcoseryl żeby blizna się ładnie goiła. Skoro mówi że nie ma powodu do paniki to ok, już mi lepiej i myślę sobie że za tydzień, czy dwa będzie jeszcze lepiej, bo rana się bardziej zabliźni.
Noce są coraz lepsze, dzisiaj to pospałam nawet 3 godz. ciągiem :)) Mały jest cudowny, nie mogę się na niego napatrzeć, zwłaszcza jak śpi ;)


czwartek, 27 grudnia 2012

Baby blues

Baby blues już jest i to od kilku dni. Płaczę na każdym kroku i niemal bez powodu. Ciężko mi się odnaleźć w nowej sytuacji. Zagubiłam gdzieś jakąś cząstkę siebie, a świadomość tego, że "wolność" już nigdy nie wróci jest trudna do zaakceptowania. Teraz już zawsze będę przede wszystkim mamą.
Jakby zginęła moja kobieca strona, ta niezwiązana z macierzyństwem. Brakuje mi czułości, wyjścia na randkę z M. Brakuje mi nas leżących nago, wtulonych w siebie, oglądających tylko telewizję lub kochających się po raz kolejny i kolejny...
Staram się ładnie ubrać, poczesać zrobić makijaż, ale to nie pomaga poczuć się seksownie. Mam kilka zbędnych kilogramów, obolałe i poranione krocze, jak w takiej sytuacji mogę być seksi. Boję się że to już nie wróci ta moja dawna kobieca strona. Nie chcę być tylko przenośnym barem mlecznym. M. choć ma wolne do 6 stycznia, niewiele jest w domu, bo wykorzystuje wolny czas na remont w domu. Nie mogę mieć mu tego za złe, bo przecież robi co może. Miała być ekipa remontowa, ale nie ma kredytu więc co się da musimy zrobić swoimi siłami.

Wrócił M.... nareszcie. Nie będę sama, bo to mi nie służy. Przyniósł szampana na sylwester :)) Kochany jest.
Nagromadzę pokarmu i uczczę Nowy Rok. Potrzebuję choć odrobiny normalności.

niedziela, 23 grudnia 2012

Wesołych Świąt Bożego Narodzenia

Z okazji Świąt Bożego Narodzenia życzę Wam wszystkim dużo zdrowia, radości i życzliwości. Oby te święta były pełne ciepła i rodzinnej atmosfery, by nikt z Was nie czuł się samotny, by niczego nie zabrakło na wigilijnym stole i by każdy znalazł pod choinką jakiś drobiazg lecz kupiony z miłością :))

Buziole :*

sobota, 22 grudnia 2012

Aleksander jest już z nami :))

Urodził się 19.12.2012 o godz. 2:25. Waga 3340g, długość ciała 54cm :)
Udało się urodzić naturalnie i bez z znieczulania, choć łatwo oczywiście nie było ;)
To mój mały skarb :))
Wczoraj wieczorem wyszliśmy ze szpitala. Mały dał mi w nocy popalić więc nie jestem w stanie napisać więcej. Najważniejsze już wiecie :))
Buziole :*

wtorek, 18 grudnia 2012

Coś się zaczyna dziać

Pojawiły się skurcze... kto wie być może jeszcze dzisiaj się zacznie, o ile to nie fałszywy alarm ;)
Na razie nie regularne, ale dość częste i mam przeczucie że w nocy mogę zacząć rodzić. Oby to było to i oby poszło gładko.

poniedziałek, 17 grudnia 2012

Poród ciągle jeszcze przede mną

Niestety dziewczyny jeszcze nie urodziłam i nie rodzę. Po prostu potrzebowałam trochę czasu. Poza tym wiele się działo, bo cały czas jestem na chodzie, więc załatwialiśmy mnóstwo rożnych spraw. W sobotę było też spotkanie z pracy na którym się pojawiłam, nie na długo, ale ponieważ byliśmy w pobliżu miejsca spotkania postanowiliśmy z M. wpaść do towarzystwa chociaż na chwilę. Fajnie było, zjadłam smakowite tiramisu, wypiłam gorącą czekoladę i wróciliśmy do domu. Fajnie było się zobaczyć z moimi dziewczynami z działu, pośmiałyśmy się, poplotkowałyśmy.
Poza tym codziennie odbieram mnóstwo telefonów czy to już, czy rodzę, czy coś się dzieje, a może już urodziłam... No i zaczynam się tym denerwować, bo codziennie powtarzam to samo... NIE. Każdemu po kolei tłumaczę, że Alex jeszcze siedzi sobie wygodnie w brzuszku, nic się nie dzieje i czekam. No cóż ja mogę zrobić? Tylko czekać. Nie obijam się codziennie coś robię i coś załatwiam. W sobotę jak wyszliśmy z domu o 11-tej to wróciliśmy po 19-tej. Już po prostu padałam ze zmęczenia. Wieczorem miałam nawet skurcze, ale nieregularne no i przeszły. W sumie to odetchnęłam z ulgą, bo byłam tak umęczona, że chyba nie miała bym siły przeć.
Marzyło mi się, że Alex przyjdzie na świat dzisiaj. Data 17 pasowała by idealnie do naszej rodzinki... Ja urodziłam się 7, M. 27, a Alex mógłby dzisiaj, czyli 17 :) Ale nie wiedzę by coś się działo i raczej wątpię by nagle się zaczęło. Jestem sceptycznie nastawiona :( i jeszcze sama ta myśl, że mogę spędzić święta na porodówce, dodatkowo mnie irytuje :/

czwartek, 13 grudnia 2012

Gdyby nie było śmierci, życie nie wydawałoby nam się takie piękne.

Odszedł, choć nie do końca z własnej woli. Był tak słaby, że już ledwo chodził. Stary schorowany, nasz kochany kompan, towarzysz, członek rodziny. Psiak który sporo w życiu przeżył i może właśnie z tego powodu był tak czuły, wierny i towarzyski.
Nie znałam jego całej historii, tylko jej strzępki, a w naszym życiu pojawił się trochę z przypadku. Po prostu mieszkał sobie na ogródku działkowym, który zamierzaliśmy kupić. Poprzedni właściciele chcieli szybko sprzedać działkę, najlepiej z psem, ewentualnie bez, ale wtedy pewnie oddali by go do schroniska skąd wcześniej go zabrali. Pokochaliśmy tego psa od niemal pierwszego wejrzenia i nie było mowy na skazanie go na dalszą tułaczkę. Przeżył już wystarczająco dużo skoro wylądował w schronisku, a i ci ludzie którzy go stamtąd zabrali podobno nie dbali o niego i pies często bywał głodny.
Daliśmy my dom jakiego być może nigdy nie miał. Już nie chodził głodny, miał ocieploną murowaną budę z kołderką w środku. Wychodził na spacery poza swój ogród. Dostał dużo miłości, ale już go nie ma.
Trzeba było go uśpić, bo dla niego nie było już nadziei. Teraz ogród nie będzie już tym samym miejscem, już nikt nie będzie nas tam witał. Stanie się tylko pustym kawałkiem ziemi.
Żegnaj Spajki :*


poniedziałek, 10 grudnia 2012

Po weekendzie

Znowu minął kolejny weekend. I jest już 40-ty tydzień ciąży. Jeden z terminów (z USG) wskazywał że poród może się odbyć 9.12. ale nie urodziłam ;) Za to miałam wczoraj ciężki wieczór i noc. Miałam dość silne bóle. Nie wiedziałam jak usiąść, czy się położyć i niemal całą noc się męczyłam. Brzuch twardniał i napinał się, do tego czułam takie rwanie, kłocie w dole brzucha no i ból krzyża. Wody jednak nie odeszły, a teraz czuję się już lepiej. Głownie leżę i odpoczywam, choć zdążyłam już zrobić jedno pranie, posprzątać kurze i podłogi. Więc odpoczywam, ale nie tak całkowicie, beztrosko ;)
Dzisiaj mam wizytę u lekarza zobaczymy co mi powie. Wczoraj autentycznie myślałam, że to może już pierwsze skurcze i poród się zaczyna. Trochę się nawet zestresowałam, że to już ;)
*             *             *             *             *             *             *
Od piątku był z nami S. Po szkole jechaliśmy na Mikołajki do drugiej pracy M. S. nawet się w miarę zachowywał. Miał kilka wpadek, bo generalnie nie panuje chyba nad mimiką twarzy i wciąż nie pamięta o tym by okazywać wdzięczność, a nawet jak już pamięta to widać, że jest wymuszona... No ale pracujemy nad tym.
Poza tym widać, że choć wariuje na punkcie brata, to jest też zazdrosny i chce mieć wszystko lepsze. Walczyliśmy z tym filcowym napisem dla S. i ciągle się przejmował żeby nie wyszedł gorszy. Ciężko z tym walczyć, bo na każdym kroku chce być lepszy i ważniejszy. W dodatku dał nam trochę popalić w niedzielę wieczorem  Ja byłam słaba i źle się czuła, M. też chciał już chwilę odpocząć, a S. ciągle marudził żeby się nim zajmować. Na nic tłumaczenia, że poświęciliśmy mu uwagę przez cały weekend i przez godzinę chociaż mógłby się zająć sam sobą. Ja już byłam cała nerwowa, bo wszystko bolało, a on właził mi na kolana, bo potrzebował zainteresowania. No zrzędził strasznie i nie dało się z nim porozmawiać. W końcu zapytałam, czy w domu mama też spędza z nim cały czas, czy tam sam się sobą zajmuje. Przyznał że mama nic z nim nie robi i siedzi tylko przed kompem. M. widziałam że nie był z tego zadowolony i słusznie, bo S. siedzi nam na głowie przez calusieńki dzień a ona choć nawet teraz nie pracuje nic z nim nie zrobi. Siedzenie przed komputerem przez cały weekend raczej jest mało rozwojowe, ale tak jest jej widać wygodniej. Pewnie dlatego S. tak lubi być u nas, bo zawsze coś się dzieje. Uczymy się, gramy w coś, rysujemy, wygłupiamy się, idziemy na spacer, rower, basen, czy coś tam jeszcze. Jakaś atrakcja zawsze jest, tyle że S. nie ma umiaru i chce nas wykorzystać maksymalnie, tzn. czas spędzony z nami. trzeba go uczyć że musi się zająć też sobą. Chłopak nie ma przecież 5 lat żeby mu wymyślać ciągle jakieś atrakcje. Musi być też kreatywny i mając prawie 11-lat też musi zadbać sam o to by robić coś fajnego. Cała szafka zabawek zupełnie go nie interesuje, zdecydowanie woli nas.
Dzisiaj mamy wolne od S. ale od wtorku znowu jest z nami. Ja też mam jakby mniej cierpliwości jak wszystko boli, a on ciągle chce się przytulać. Nie odrzucam go, by nie zranić jego uczuć, ale czasem już nie wytrzymuję i tłumaczę mu, że to boli nie pozwalam mu wchodzić na kolana. Poza tym chyba go dopada jakiś syndrom niemowlaka. Sam czasem się kuli i udaje że jest niemowlęciem. To się podobno zdarza u dzieci, jak się pojawia nowe rodzeństwo. Krytykujemy takie zachowanie i tłumaczymy, że jest już za duży żeby się tak zachowywać i to jest niefajne. Ma być starszym bratem, który daje dobry przykład, a nie udawać niemowlaka.
Pewnie wiele czeka nas problemów jak się pojawi Alex. To co jest teraz to tylko drobnostki, które nikogo nie krzywdzą, ale obawiam się, że to dopiero początek.
Już się martwię by kiedyś nie doszło do tego że S. będzie krzywdził Alexa, bo wtedy to nie wiem co zrobię i czy będę potrafiła utrzymać nerwy na wodzy... Oby wszystko się ułożyło.
*             *             *             *             *             *             *
Jestem już po wizycie u gina i jak się okazuje te wczorajsze bóle są uzasadnione bo wygląda na to że lada dzień urodzę. Szczegółów pisać nie będę, ale generalnie szyjka się skraca, a to jeden ze znaków nadchodzącego porodu.
Dostałam L-4 na tydzień, ale gin stwierdziła że możemy się już nie zobaczyć... przed porodem oczywiście ;)
Cóż, cieszę się że to już blisko. Naprawdę strasznie mi się ciężko porusza i dobrze będzie jak mały Alex zacznie już rosnąć na własną rękę ;)). Jak wróciłam do domu (a nie obyło się bez przygód), to M. już się niecierpliwił czy wszystko ok i jakie wieści. Powiedziałam, że poród tuż tuż i oszalał. Zobaczyłam błędny wzrok, zaczął biegać po domu, szukać aparatu, ładować baterie, no jakieś szaleństwo go ogarnęło.
Też poczułam dreszczyk emocji na wieść że to już prawie, ale jestem daleka od obłędu który dosięgnął M.
Po raz setny zaczęłam mu tłumaczyć, które torby bierzemy do szpitala, a które ma przywieźć jak będziemy z niego wychodzić, ale szczerze mówiąc wątpię czy coś do niego dotarło. Pogłaskałam go tylko po twarzy i powiedziałam, że już się boję co się będzie działo jak dam sygnał, że wody mi odeszły... ;D
Dodatkowo miałam przygodę, gdy wracałam od gina. Otóż chciałam jeszcze kupić mały chodniczek do przedpokoju by się piach nie roznosił po całym mieszkaniu. No i wracałam drogą zupełnie niestandardową. jadę sobie spokojnie i nagle co widzę? Starszą kobietę, półleżącą na chodniku z porozrzucanymi torbami. Zjechałam na bok, wysiadłam z samochodu i podeszłam do niej. Zapytałam czy wszystko w porządku i czy potrzebuje pomocy. Pomogłam jej wstać bo sama nie była w stanie, tak się potłukła. Do tego wszystkiego nie bardzo mogła ruszać jedną ręką. Chciałam wezwać karetkę, ale nie chciała, więc pozbierałam jej torby i podrzuciłam ją do domu. Dodałam jeszcze, że nie powinna lekceważyć tej ręki bo może być złamana i powinna wezwać pogotowie. Nie wiem czy to zrobi. Odstawiłam ją do domu, wiem że nie mieszka sama bo w domofonie odezwał się mąż, więc zakładam że już sobie poradzi. Najgorsze jest to, że ta kobiecina powiedziała że chwilę przede mną, przechodził w pobliżu niej jakiś facet i zamiast zapytać czy trzeba jej pomóc, śmiał się... A to przecież nie ma żartów. Jak się jest młodym, to się człowiek pozbiera, ale starsza osoba już nie jest taka żwawa...

sobota, 8 grudnia 2012

Po:mikołajkowo/urodzinowo

Spotkanie mikołajkowe w drugiej firmie M. było bardzo sympatyczne. Szkoda że w naszej Szef jest przeciwnikiem zacieśniania się więzi między pracownikami i nie lubi jak cokolwiek świętujemy.
W moim dziale zawsze jakoś tak obchodziłyśmy różne okazje (urodziny, mikołajki, itp.) ale oczywiście z rana gdy jeszcze Szefa nie ma w firmie. A szkoda że tak trzeba się ukrywać, bo to nie chodzi o to że nam się robić nie chce, ale chwila wytchnienia i odstresowania każdemu się przyda.
Ku memu zdziwieniu, choć nie ma mnie przecież od kilku miesięcy w firmie i tym razem dziewczyny nie zapomniały o mnie i kupiły mi śliczny prezencik.
No i znowu się wzruszyłam, bo zupełnie się tego nie spodziewałam. Ach ciągle ktoś mnie zaskakuje i takie to sympatyczne. Teraz własnie popijam ciepłe mleczko z tego ślicznego kubeczka :))
Za chwilę muszę się doprowadzić do ładu, bo wybieram się z Mizią na małe zakupy. Muszę coś jeszcze dokupić dla mojego M. pod choinkę i dla taty nie mam jeszcze prezentu niestety. Poza tym chciałam jeszcze się za innymi rzeczami rozejrzeć, zobaczę na ile będę w stanie obskoczyć te wszystkie sklepy.
Chłopaki, to znaczy M. z synem poszli na spacer, bo u nas dzisiaj znowu słonecznie, choć niestety mroźnie.

Wieczorem tzn. koło 17 jestem umówiona z kolejną znajomą, bo kupiła sobie psiaka i koniecznie przed porodem chciałam zobaczyć tego szczeniaczka. Zostałam zaproszona na dzisiaj, więc zapowiada się dość rozrywkowy dzień. Tylko moje chłopaki nie są zadowolone, bo marudzą, że nie będę miała dla nich czasu. Tłumaczenia że przecież wczoraj miałam, a dzisiaj czas coś zrobić dla mnie jakoś do nich nie trafiają.

PS S. wczoraj znowu mnie zaskoczył stwierdzeniem, że cieszy się że jestem z jego tatą. Myślę że chłopak jak jest z nami to czuje się szczęśliwy. To miłe.

piątek, 7 grudnia 2012

Urodzinowo/Mikołajkowo

Stuknęło mi 32 lata... szkoda że nie 23 :/
Ponieważ dzisiaj jedziemy na spotkanie mikołajkowe z S. moje urodziny obchodziliśmy wczoraj z M. Tak się jeszcze pechowo złożyło, że M. był wczoraj w delegacji, więc nie mogliśmy zarezerwować stolika w mojej ulubionej restauracji. Na szczęście wrócił w miarę wcześnie, choć niestety nie wystarczająco byśmy się załapali na stolik w "Bocianie" :(. Cóż to nie jedyna sprawdzona restauracja (choć tą odwiedzam od liceum, więc sentyment jest) i pojechaliśmy do innej. Tam niestety brak klimatu który lubię, ale jedzenie jest pyszne. Po kolacji wróciliśmy do domu, wzięliśmy prysznic i wskoczyliśmy do łóżka, by pooglądać serial "True Blood". Od M. dostałam piękny bukiet kwiatów i okularki przeciwsłoneczne.

Teraz leżę w łóżku i słucham radia Chillout, chyba muszę zmienić stację bo ta mnie wprowadza w jakiś melancholijny stan. Zmieniona. Jestem już po śniadanku, dzisiaj zjadłam w łóżku :) W południe wpadną na chwilę rodzice, pewnie złożyć życzenia, a ja mam w planie dzisiaj wyprać firanki, poprasować i zrobić się na bóstwo na popołudniowe wyjście mikołajkowe.

Jakoś mi smutno... Nie przepadam za urodzinami. Może też liczyłam, że będzie już Alex. Sama nie wiem skąd taki smutny nastrój :/

środa, 5 grudnia 2012

Chyba byłam grzeczna

Już grudzień... Wierzyć się nie chce, że tak szybko to minęło... Kończy się kolejny rok i wkrótce zacznie następny. Alex może się pojawić lada dzień. Czekam już niecierpliwie, a powodów jest wiele :)
Po pierwsze chciałabym go już zobaczyć, po drugie chciałabym mieć poród już za sobą, no i niecierpliwię się tym by wrócić do normalności. Brzuch do olbrzymich raczej nie należy, ale i tak fajnie było by wrócić do tego co było ;) Ciekawa jestem jak szybko uda mi się wrócić do normalnej wagi, już nie wspomnę o tym by była taka jak przed ciążą, bo na to pewnie będzie trzeba więcej czasu. Powoli sobie planuję dietę i zestaw ćwiczeń, tyle że nie wiem czy będę w stanie. Po samym porodzie też raczej nie powinnam jakoś specjalnie ćwiczyć, poza tym pewnie będę obolała. Najważniejsze to mieć plan i nie zaniedbać się... Mam nadzieję że się uda. Rozstępy póki co się nie pojawiły, więc myślę że jest spora szansa, że już się nie pojawią. Nad resztą będę musiała popracować.

Jeszcze kilka godzin temu zaczęłam pisać, że jakoś w tym roku świąt nie czuję. No ale musiałam zmienić treść bo niespodziewanie odwiedził mnie Mikołaj i wszystko się zmieniło. Zobaczcie jaki słodki i te jego dzwoneczki :) No do mnie właśnie zawitały święta :))



Bardzo dziękuję za tą niespodziankę :*

poniedziałek, 3 grudnia 2012

Emocjonalne wyznania

Nadal męczy mnie bezsenność i coś mi się zdaje że już tak zostanie :/ Nie wiem co się dzieje, czy to kwestia tego że jest mi niewygodnie i ciągle się kręcę, czy raczej to przez myśli które siedzą w mojej głowie i nie dają spokoju nawet w nocy.
Weekend minął bardzo szybko i dość łagodnie. Był u nas S. i jego zachowanie dało mi wiele do myślenia. W sumie to i M. mnie jakoś tak zaskoczył, ale po kolei.
S. nie odstępuje mnie na krok. Ciągle chce się przytulać, spędzać ze mną czas, rozmawiać, bawić się, grać, itp. Tzn. na ogół właśnie tak jest, dlatego po tych kilku dniach zawsze czuję się zmęczona. Nie chcę go ciągle odpychać, ale oczywiście nie jestem w stanie cały czas się nim zajmować. Mam swoje obowiązki, też chcę trochę odpocząć więc mówię mu, że teraz ma się zająć sobą, albo iść do taty. Zwracam mu też uwagę gdy robi coś nie tak, więc to nie jest tak, że jestem dla niego jakaś taka sztucznie miła. Po prostu jestem sobą. Poświęcam mu czas gdy jest z nami, ale w granicach rozsądku i skupiam się w te dni na wychowywaniu go. Tłumaczę i pilnuję by i M. go uczył, że trzeba mówić proszę, dziękuję, przepraszam, dzień dobry, do widzenia itp. Zwracam uwagę na to jak powinien się zachowywać przy posiłkach, no takie zwykłe rzeczy, które wpływają na kulturę osobistą. Czasem go chwalę a czasem krytykuję jego zachowanie. Staram się zachowywać jak matka, bo niedługo pojawi się Alex i o jego wychowanie tez będę dbać, a zdaję sobie sprawę, że będzie wpatrzony w starszego brata.
S. mówi że kocha Alexa i chce żeby już się urodził. Mimo to widać że jest też zazdrosny... Ciągle się do niego porównuje, choć jeszcze Alex siedzi w moim brzuszku. Pyta kogo będziemy kochali bardziej, kto będzie słodszy, itp. Staramy się mu tłumaczyć, że to jest taka sama miłość i że wszystkie małe dzieci są tak samo słodkie i kochane i że mamy nadzieję że Alex będzie taki grzeczny jak on był jako noworodek.
Najtrudniej jest mi, bo przecież S. nie jest moim synem, więc pewnie Alexa będę darzyła głębszym uczuciem. Jednak nie mogę tego powiedzieć temu dziecku, które tak ciągle się upewnia, czy ja będę go kochała.
Wczoraj S. pomagał mu przy zakładaniu osłonki na łóżeczko Alexa i nagle powiedział, że jego mama chyba tak nie kochała. Szczena mi opadła i po chwili zapytałam dlaczego tak mówi. A on na to że jego mama nie robiła dla niego takich rzeczy jak ja... Początkowo nie wiedziałam o co mu chodzi i co właściwie mam powiedzieć. Zapytałam więc jakich rzeczy. A on na to, że nie miał takiej fajnej osłonki jak Alex i uderzał głową o szczebelki. M. wytłumaczył mu, że miał osłonkę, ale inną bo kiedyś takich nie było i że i tak ją ściągał bo chyba nie lubił być przysłonięty. Po chwili dodał, że mama nie robiła dla niego różnych rzeczy, tzn. nie uszyła pościli z takim misiem i nie zrobiła takich literek z imieniem...
Wzruszyłam się i jakoś mi się tak go żal zrobiło. Wytłumaczyłam mu że nie każdy potrafi szyć i to lubi i że na pewno mama robiła dla niego inne rzeczy których on teraz nie pamięta. Potem zaproponowałam że jak mu się tak ten napis podoba to dla niego też zrobię ale oczywiście z jego pomocą. To go bardzo ucieszyło. Zobaczyłam błysk w oku i powiedział że bardzo by chciał.
No więc czeka mnie kolejna ręczna robótka, tyle że tym razem będę miała pomocnika ;)

Wieczorem, kiedy już byliśmy sami, M. powiedział, że właśnie rano myślał o tym, że któregoś dnia S. zacznie dostrzegać pewne rzeczy i będzie zazdrosny o to że jego mama tak o niego nie dba. Powiedziałam, że chyba nie powinien tak o niej mówić bo przecież na pewno dba tak jak potrafi. M. się zamyślił i powiedział że jej nie znam, a dziecko samo widzi jak jest i teraz ma porównanie.
Zaskoczył mnie, bo choć wiedziałam że eksowa to lekkoduch, to jednak nie spodziewałam się takich problemów.
Powiedziałam, że na nią wpływu nie mamy, ale my będziemy się starać by u nas czuł się kochany i doceniony.
M. przytulił mnie mocno i powiedział, że bardzo mnie kocha i warto było przechodzić przez te wszystkie trudne chwile, bo nigdy nie była tak szczęśliwy.