wtorek, 27 września 2011

Czuję pustkę

Czuję pustkę, właściwie nie wiem dlaczego. Chyba mnie to wszystko przerasta. Jestem przemęczona i zestresowana. Najchętniej zaszyła bym się w swoich czterech ścianach i jeszcze wyłączyła telefon.
W pracy, jak to w pracy, nawał zleceń i niezliczona ilość ustaleń do poczynienia. Moje dziewczyny już też mnie wykańczają. O wszystko ciągle się pytają, nikt samodzielnej decyzji nie podejmie, bo to wiąże się z ewentualnymi konsekwencjami. Jestem zasypywana pytaniami i @ z prośbą o podjęcie decyzji, ustalenie, priorytetów, zaakceptowanie zmian, spotkań z klientami, akceptacją poszczególnych wysyłanych @. No zwariować można od ilości tego wszystkiego.
Po pracy przychodzę już psychicznie padnięta a tu telefon od mamy której się wysypał komputer z pretensją, że ma do dumy kompa, że system który ma też jest do dupy, bo ciągle się jej coś dzieje. No zwariować z nimi wszystkimi można.
Mam serdecznie dość wysłuchiwania jakichkolwiek pretensji i żalów, jedyne czego chcę, to trochę spokoju.
Poza tym od przyszłego miesiąca jedna z pracownic, która niedawno wróciła z wychowawczego, a aktualnie pracowała tylko na niewielką część etatu, miała przejść na pełen etat. Bardzo się cieszyłam, bo jest nam potrzebne wsparcie. W sumie to się w tej kwestii nic nie zmieniło. Dziewczyna będzie od przyszłego tygodnia na pełen etat, tyle tylko, że podzieliła się ze mną pewnym newsem, otóż jest w ciąży.... z czwartym już dzieckiem.
W sumie to fajnie, cieszę się jej szczęściem, nie mniej jednak trochę mnie wiadomość dobiła, bo miało być troszkę lepiej a wygląda na to że będzie jeszcze ciężej... Bez kolejnej osoby, chyba się wykończę już do reszty.
Poza tym dopadł mnie też smutek. Bo jej udało się po raz czwarty, a ja wygląda na to że jestem do dupy, bo nawet raz nie mogę zostać mamą.
Troszkę się w tym wszystkim nie mogę odnaleźć. Bardzo chciałam mieć rodzinę, taką własną, a nie wypożyczaną. Póki co jej nie mam, a zważywszy na problemy natury biologicznej które się ostatnio pojawiły, wygląda na to że raczej marnie to będzie wyglądało.
Nie wiem jak to wpłynie na nasz związek. Czas pokaże. Póki co jestem wycofana, bo mam wrażenie, że tylko ja mam z tym problem. M. ma już syna i gdyby nie to, że mnie kocha i wie, że ja też chcę być matką, pewnie nie zdecydowałby się na dziecko. Mam wręcz wrażenie że obecny stan rzeczy bardzo by mu odpowiadał. Mi nie i wiem, że będzie mi ciężko jeśli się nie uda.
Nie wiem jak będą wyglądały nasze relacje, ale widzę po sobie że łatwo mi nie będzie.
Wkrótce exżona wyprowadzi się z mieszkania M. i on za wszelką cenę próbuje mnie namówić na przeprowadzkę. Jego mieszkanie jest większe, o lepszym standardzie, ale nie jest moje i ja nie chcę tam mieszkać. Tu czuję się dobrze i bezpiecznie. Wiem że tego co tu stworzę, nikt mi nie zabierze. Tam zawsze będę obca. Gdyby cokolwiek mu się stało, wylecę stamtąd na zbity pysk, bo wtedy mieszkanie przejmie exk z synem. Nie chcę tracić pieniędzy i energii na coś co nie jest moje. Dom to ma być moja oaza, miejsce w którym mnie nikt nie skrzywdzi i do którego zawsze będę mogła wracać.
Między mną a M. doszło nawet do małej sprzeczki w kwestii przeprowadzi, bo on naciska, a ja nie odpuszczam. Powiedziałam krótko, że mu nie ufam, bo już mi pokazał czyje dobro się dla niego liczy i sama muszę o siebie zadbać, a w związku z tym nigdzie się stąd nie ruszę. Jeśli ma takie życzenie może się przeprowadzić, ale beze mnie, zawsze możemy mieszkać oddzielnie.
*             *             *             *             *             *             *             *             *
Chyba jestem niesprawiedliwa dla M. Jestem rozgoryczona i nie potrafię sobie sama ze sobą poradzić.
Wieczorem był taki czuły. Przytulał, całował i mówił że wszystko się ułoży, że mnie kocha i nie wie jak mi pomóc. Martwi go to co się ze mną dzieje i pytał czy może coś dla mnie zrobić.
Był naprawdę kochany.

poniedziałek, 26 września 2011

Los

Wizyta u lekarza umówiona niestety, najwcześniejszy wolny termin jest dopiero za 3 tygodnie... Ale co tam... mogło być i trzy miesiące. Biorąc pod uwagę innych lekarzy specjalistów, okres oczekiwania wcale nie jest taki długi.
A mówiąc poważnie, to aż się wszystkiego odechciewa. Co mi jest nie wiem i jak widać nieprędko się dowiem.
W sumie trzymam się nieźle. Co ma być to będzie, jak widać nie na wszystko ma się wpływ.
Za oknami jesień. Pod nogami plączą się kasztany. Taka słoneczna ma swój urok, tylko te dni coraz krótsze wprawiają mnie w melancholijny nastrój.



niedziela, 25 września 2011

Kolejna troska

Znowu plamię... Te krwawienie mnie martwią.
Powinnam była iść do gina już dwa tygodnie temu, ale jakoś się nie wybrałam... Chyba bałam się, że usłyszę coś niedobrego. Łatwiej jest się łudzić, że wszystko jest ok  i jak tylko przyjdzie właściwa pora, doczekam się swojego potomka.
Wcześniej nie miewałam takich problemów. Okres był regularny i między okresowych plamień nie było.
Może po prostu znowu się nie udało.
Może nie potrzebnie się martwię i wyolbrzymiam całą tą sytuację, ale jednak nie wydaje się to być normalne i stąd ten cały mój niepokój.
W pracy stres mnie nie oszczędza. Dzieje się dużo, problemów jest coraz więcej. W tym tygodniu miałam też dwie mało przyjemne rozmowy z pracownicami w dziale. Jedna notorycznie się spóźniała, druga zaczęła stawiać warunki, odmawiała wykonywania poleceń służbowych. Oj działo się działo. Na szczęście w obu przypadkach udało mi się odnieść pozytywny skutek. Problem spóźniania odszedł w niepamięć, a niesubordynacja została stłamszona w zarodku. Obie dziewczyny znowu są do rany przyłóż i oby tak już zostało.
Pracujemy w dużym stresie i naprawdę wiele jestem w stanie zrozumieć, ale dziewczyny muszą pamiętać, że chcę dla nich dobrze i nie mam już sił i energii by walczyć jeszcze z problemami w dziale. Od początku staję za nimi murem. Wiedzą to, myślę że doceniają, ale jak każdy czasem maja tez gorszy dzień ;)
Smutno mi. Być może właśnie przez te wszystkie spięcia, awantury, starcia z Bossem, wyssały ze mnie całą energię, a skutkiem tego może jest właśnie, kolejna utracona szansa na bycie matką...

środa, 21 września 2011

Kto to będzie czytał?

Piszę te swoje gryzmoły od lat nastu. W blogowym świcie istnieję od 6 lat.
Skrzętnie notuję wszystkie te swoje przemyślenia, choć czasem zastanawiam się po co.
Do przeszłości wracam rzadko, głównie z braku czasu. Nie wiem czy kiedyś się coś w tej kwestii zmieni, może na emeryturze. Pytanie czy jej dożyję.
Mimo to pisze dalej, bo naprawdę tego potrzebuję. Chyba jestem trochę uzależniona. Chyba łatwiej mi napisać co czuję niż o tym opowiadać...
*            *            *            *            *            *            *            *
Byliśmy dzisiaj z M. na spacerze. Resztki promieni słońca oświetlały nasze ciała. Ciepły, przyjemny wieczór.
Fajnie było. Lubię spacery.
Tylko troszkę przeszłość mnie męczyła. Kiedyś spacerowałam tam z małżem. Byliśmy wtedy szczęśliwi. Trzymaliśmy się za ręce. Snuliśmy plany na przyszłość. Dzisiaj już nie ma nas...
Czasem się boję, że z M. będzie podobnie. Przecież nic nie trwa wiecznie, a kiedy iskra zgaśnie, trudno ją wzniecić.
Co przyniesie mi przyszłość? Nie wiem. Może to i dobrze, czasem lepiej nie wiedzieć.
Raz podjętej decyzji nie wolno żałować. Każda zmiana wzbogaca nas o nowe doświadczenia. Jesteśmy silniejsi. Decyzja o tym, że chcę być z M. była słuszna. On daje mi dużo szczęścia i choć pamiętam również o tych wszystkich łzach, wiem że musiało tak być.
Czego żałuję?
Tego, że skrzywdziłam małża, bo nie zasłużył na to. Dzisiaj więcej rozumiem, ale nie ma to już znaczenia.
Może gdybym wcześniej spotkała M...
Wyrzuty będą mnie dręczyły już zawsze. Nie zmienię przeszłości, muszę z nią żyć.

wtorek, 20 września 2011

Cicho sza...

W blogowym światku jakiś zastój. Mało piszecie. Zaglądam niemal codziennie ale napotykam raczej głuchą ciszę. Wiosną myślałam że to przesilenie, latem że się wczasujecie, ale już niemal jesień i wygląda na to, że to zmęczenie materiału...
*               *               *               *               *
Ciężko się wraca po urlopie. Dobrze było mi w domu. Taki weekend tylko dla mnie naprawdę dobrze mi zrobił. Odżyłam trochę. Zatrzymałam się i zwolniłam. Wyciszyłam się i nabrałam dystansu.
W pracy nic się nie zmieniło, dużo stresów i brak możliwości realizacji projektów w wymaganym czasie. Głową muru nie przebiję, czarodziejskiej różczki nie mam, jest jak jest, a praca to tylko praca. Nie można się zarzynać!

poniedziałek, 19 września 2011

One Lovely Blog Award

Zasady zabawy:
1. Podziękowanie osobie która nas nominowała.
2. Wklejenie logo nagrody.
3. Nominowanie kolejnych blogerow.
4. Napisać o sobie w siedmiu zdaniach.
5. Powiadomić nominowanych



1. Serdecznie dziekuje Suelen oraz Sunshine :) Czytam was już od dawna i zawsze z zaciekawieniem czekam na kolejny post, mam nadzieję że ta "historia" nigdy się nie skończy...


2. Logo nagrody:

3. Nominuję:
Triss, Cokaine, Czarną Mambę
Bez was nie było by tak samo...


4. No i najgorszy punkt zabawy, czyli czas napisać coś o sobie ;)
I. Jestem po rozwodzie.
II. Szukam swojego miejsca na ziemi.
III. Nie boję się ryzykownych decyzji.
IV. W życiu stosuję zasadę ograniczonego zaufania.
V. Mam fioła na punkcie porządków.
VI. Mam duszę artysty. Lubię coś tworzyć
VII. Dzień zaczynam od cudownej kawy z mlekiem.


5. No to pędzę powiadomić nominowanych :)

sobota, 17 września 2011

Porządki

M. wraca już jutro.
Czy się stęskniłam? nie wiem, chyba tak, szczególnie nocą. W ciągu dnia miałam tyle zajęć, że nie bardzo było się kiedy nudzić.
Wieczorem dla relaksu zrobiłam porządki ze starymi zdjęciami, które leżały w kącie i czekały aż je ponownie poukładam, po tym jak podzieliliśmy się nimi z małżem. Dzisiaj w końcu nadszedł ten dzień gdy znalazła się chwila by je uporządkować. Dziwnie było je oglądać.
Czasem te dwa światy się przenikają, mylą mi się wspomnienia. Nagle w moim życiu pojawił się inny mężczyzna. Zaczęłam kłaść się z nim do łóżka i budzić się z nim rano. Wspólne posiłki, wyjazdy, prasowanie jego koszul... To trochę tak jakbym przeszła operację plastyczna twarzy i patrząc w lustro nie rozpoznaję osoby którą w nim widzę.
Przyglądam się sobie, zastanawiam się co ja właściwe zrobiłam, kim teraz jestem, gdzie jest moje miejsce, jak będzie wyglądała przyszłość. Nic nie wiem, ale jestem spokojna. Mam swoją oazę spokoju odzyskałam ją. Mój dom, miejsce do którego zawsze wracam z ulgą. Dobrze mi tu z M., z małżem też kiedyś było...
Boję się by tego nie utracić, tego co łączy mnie teraz z M. Widzę że on bardzo mnie kocha. Znosi te wszystkie moje gorsze dni, wierzy w nas w to że pewnego dnia staniemy się normalną rodziną. Coraz mniej we mnie egoizmu, więc jest szansa...
Plan na dzisiaj został zrealizowany, tzn. umyłam ostatnie brudne okno ;) Poza tym zrobiłam też zakupy, więc jest co jeść, przesadziłam kwiatek, wyszorowałam podłogi, wyprałam pranie, przyrządziłam moja ulubioną sałatkę, ugotowałam pyszny obiadek. Jestem zmęczona, ale jest mi dobrze. Miło było dla odmiany nie wysilać tylko umysłu.
To był naprawdę dobry dzień i wiecie co? Jutro też będzie :)

piątek, 16 września 2011

Ten weekend jest mój

Ten weekend jest mój, tylko mój.
M. pojechał do rodzinki i wróci w niedzielę wieczorem. Ja miałam wyjechać z Mizią w góry, ale jak już wcześniej pisałam, wystawiła mnie.
Postanowiłam, że skoro już jestem sama, to wykorzystam ten czas dla siebie.
Wyszłam dzisiaj wcześniej z pracy zaliczyłam zakupy. Kupiłam nowe narzuty na kanapę, szafkę nocna do sypialni, wieszak na drzwi (bo wiecznie jest problem gdzie np. powiesić szlafrok) i kubeczki na mała kawę.
Jakoś to wszystko wniosłam choć łatwo nie było. Idąc po schodach myślałam, że mi serce z klatki piersiowej wyskoczy.
Szczęśliwa dotarłam na górę. Rozłożyłam nowe narzuty, umyłam kubeczki, zrobiłam sobie pyszną kawkę i włączyłam tv. Po godzinie leżenia, zabrałam się za skręcanie nocnej szafki, które zakończyło się sukcesem.
Był też długi prysznic, peeling i maseczka z glinki zielonej.
Teraz leżę w łóżku, słucham lekkiej muzyki i relaksuję się tym moim weekendem...
Nie mam sprecyzowanych planów na jutro, poza tym że chciała bym umyć ostatnie brudne okno. Pewnie wybiorę się też na zakupy głównie spożywcze, może kupię sobie winko na wieczór :)
Mizia chciała mnie namówić na to bym spała u niej, ale odmówiłam, bo chcę po prostu pobyć sama ze sobą. Poza tym nie zapomniałam, że pokrzyżowała wyjazdowe plany. Potrzebuję więcej czasu by ochłonąć.
Przede wszystkim potrzebuję się odstresować :)
Będę robiła to na co mam ochotę... pośpię do południa, albo wstanę skoro świt... Na obiad przyrządzę coś pysznego, coś na co od dawna mam ochotę, ale brakuje mi czasu...
Jest mi tak dobrze... już czuję się mega zrelaksowana! ;)

piątek, 9 września 2011

Strach

Nie jest łatwo stać z boku i cierpliwie czekać. Nie jest łatwo gdy bardzo by się chciało. Nie jest łatwo gdy patrzę na M. i jego syna, gdy on dzwoni o dowolnej godzinie dnia i nocy. Gdy ten dzieciak wtula się w niego i we mnie, a ja tego chyba nie czuję. Chcę mieć swojego skarba. Od dawna się do tego przygotowuję. Na początku roku odłożyłam tabletki antykoncepcyjne. Od tego czasu łykam kwas foliowy, troszkę przytyłam, zdrowo się odżywiam, staram się unikać alkoholu. Nic więcej nie mogę zrobić, niestety na stres niewiele mogę poradzić.
Nie uprawiam seksu jak króliki, nie leżę na łóżku z nogami do góry, nie mierzę temperatury czy nie wiem tam czego jeszcze. Wszystko jest normalne i naturalne, nie robię z tego jakiejś szopki. Chciałam by było normalnie i naturalnie, ale jak widać nie każdemu się udaje.
Jakiś tydzień temu dowiedziałam się że w ciąży jest moja koleżanka, która od około 10 lat bierze tabletki. Najgorsze jest to że ciąża nie jest planowana, a jest wpadką, raz zapomnianej tabletki.... To najbardziej mnie dobija. Zazdroszczę jej i cieszę się z jej szczęścia.
Tak, wiem, nie można popadać w paranoję, ale strach przed tym, że nie będę miała nigdy dzieci jest paraliżujący.

wtorek, 6 września 2011

Smutki

Jakiś smutek mnie dopadł. W zasadzie to nie wiem czym się martwię i czy aby trochę nie przesadzam. Jak wiecie ja i M. staramy się o dziecko. Z nadzieją czekam na dwie kreski na teście ciążowym, ale w ubiegłym miesiącu ich nie zobaczyłam. Teraz jest kolejny miesiąc, kolejne nadzieje i oczekiwania. Za kilka dni powinnam dostać (albo i nie) okres. Niestety już dziś zauważyłam czerwoną plamkę na bieliźnie. Teraz siedzę taka przygnębiona. Nie wiem czy to już okresowość mnie dopadła, szybciej niż zwykle, czy może to po prostu takie wczesne poronienie... Tak czy siak smutno mi...

165014bol_smutek_lzy[1].jpg

poniedziałek, 5 września 2011

Rozważania

Popijam swoje ziółka. Może trochę mnie uspokoją. Ostatnio jestem strzępkiem nerwów, bo w pracy tyle się dzieje. Roboty w trzy i trochę, a rąk do pracy niewiele... Nie ma komu zadań przydzielać :/.
Nalezę do osób sumiennych i jak coś robię to staram się to robić najlepiej jak potrafię. Szkoda że nie wszyscy mają takie podejście do sprawy i większość trzeba za rączkę prowadzić. Cholera mnie bierze jak patrzę na to wszystko.
Myślę o tym że chciałabym zmienić pracę. Uciec gdzieś gdzie mogłabym więcej zdziałać, a już najlepiej było by pracować dla siebie. Wciąż o czymś myślę, szukam pomysłów na biznes dla siebie, ale póki co na myśleniu się kończy.
Musze coś zrobić ze swoim życiem, bo w tej firmie nie chcę utknąć na kolejnych kilka lat....