poniedziałek, 31 grudnia 2012

Podsumowanie 2012 roku

Dzisiaj sylwester, ostatni dzień 2012 roku... To chyba czas podsumowań...
Jaki był ten 2012 rok? Niesamowity, pełen niespodziewanych wydarzeń. Spotkało mnie w tym roku wiele dobrego. Przede wszystkim zaszłam w ciążę i urodziłam ślicznego, zdrowego chłopca, poślubiłam M. i jeszcze kupiliśmy wspaniały dom...
Jestem wdzięczna losowi za to co dal mi w tym roku i z mam wielką nadzieję że 2013 rok nie przyniesie nam nic złego. Nie mam wielkich marzeń czy wymagań. Mama tylko nadzieję że Alex będzie zdrowo się rozwijał i uda nam się skończyć remont i zamieszkać w naszym domu :)

Wam życzę zdrowia i spokoju, by wszystkie wyznaczone cele udało się Wam zrealizować. Oby 2013 rok był dla Was łaskawym rokiem.

piątek, 28 grudnia 2012

Sinusoida emocjonalna

Dzisiaj jest już lepiej. Nie płaczę, przynajmniej na razie ;) Odwiedziła nas dzisiaj położna i zobaczyła moje krocze. Uspokoiła mnie i powiedziała że nacięcie jest malutkie i mam się nie przejmować tym że szew trochę się rozszedł w jednym miejscu. Kazała smarować maścią Solcoseryl żeby blizna się ładnie goiła. Skoro mówi że nie ma powodu do paniki to ok, już mi lepiej i myślę sobie że za tydzień, czy dwa będzie jeszcze lepiej, bo rana się bardziej zabliźni.
Noce są coraz lepsze, dzisiaj to pospałam nawet 3 godz. ciągiem :)) Mały jest cudowny, nie mogę się na niego napatrzeć, zwłaszcza jak śpi ;)


czwartek, 27 grudnia 2012

Baby blues

Baby blues już jest i to od kilku dni. Płaczę na każdym kroku i niemal bez powodu. Ciężko mi się odnaleźć w nowej sytuacji. Zagubiłam gdzieś jakąś cząstkę siebie, a świadomość tego, że "wolność" już nigdy nie wróci jest trudna do zaakceptowania. Teraz już zawsze będę przede wszystkim mamą.
Jakby zginęła moja kobieca strona, ta niezwiązana z macierzyństwem. Brakuje mi czułości, wyjścia na randkę z M. Brakuje mi nas leżących nago, wtulonych w siebie, oglądających tylko telewizję lub kochających się po raz kolejny i kolejny...
Staram się ładnie ubrać, poczesać zrobić makijaż, ale to nie pomaga poczuć się seksownie. Mam kilka zbędnych kilogramów, obolałe i poranione krocze, jak w takiej sytuacji mogę być seksi. Boję się że to już nie wróci ta moja dawna kobieca strona. Nie chcę być tylko przenośnym barem mlecznym. M. choć ma wolne do 6 stycznia, niewiele jest w domu, bo wykorzystuje wolny czas na remont w domu. Nie mogę mieć mu tego za złe, bo przecież robi co może. Miała być ekipa remontowa, ale nie ma kredytu więc co się da musimy zrobić swoimi siłami.

Wrócił M.... nareszcie. Nie będę sama, bo to mi nie służy. Przyniósł szampana na sylwester :)) Kochany jest.
Nagromadzę pokarmu i uczczę Nowy Rok. Potrzebuję choć odrobiny normalności.

niedziela, 23 grudnia 2012

Wesołych Świąt Bożego Narodzenia

Z okazji Świąt Bożego Narodzenia życzę Wam wszystkim dużo zdrowia, radości i życzliwości. Oby te święta były pełne ciepła i rodzinnej atmosfery, by nikt z Was nie czuł się samotny, by niczego nie zabrakło na wigilijnym stole i by każdy znalazł pod choinką jakiś drobiazg lecz kupiony z miłością :))

Buziole :*

sobota, 22 grudnia 2012

Aleksander jest już z nami :))

Urodził się 19.12.2012 o godz. 2:25. Waga 3340g, długość ciała 54cm :)
Udało się urodzić naturalnie i bez z znieczulania, choć łatwo oczywiście nie było ;)
To mój mały skarb :))
Wczoraj wieczorem wyszliśmy ze szpitala. Mały dał mi w nocy popalić więc nie jestem w stanie napisać więcej. Najważniejsze już wiecie :))
Buziole :*

wtorek, 18 grudnia 2012

Coś się zaczyna dziać

Pojawiły się skurcze... kto wie być może jeszcze dzisiaj się zacznie, o ile to nie fałszywy alarm ;)
Na razie nie regularne, ale dość częste i mam przeczucie że w nocy mogę zacząć rodzić. Oby to było to i oby poszło gładko.

poniedziałek, 17 grudnia 2012

Poród ciągle jeszcze przede mną

Niestety dziewczyny jeszcze nie urodziłam i nie rodzę. Po prostu potrzebowałam trochę czasu. Poza tym wiele się działo, bo cały czas jestem na chodzie, więc załatwialiśmy mnóstwo rożnych spraw. W sobotę było też spotkanie z pracy na którym się pojawiłam, nie na długo, ale ponieważ byliśmy w pobliżu miejsca spotkania postanowiliśmy z M. wpaść do towarzystwa chociaż na chwilę. Fajnie było, zjadłam smakowite tiramisu, wypiłam gorącą czekoladę i wróciliśmy do domu. Fajnie było się zobaczyć z moimi dziewczynami z działu, pośmiałyśmy się, poplotkowałyśmy.
Poza tym codziennie odbieram mnóstwo telefonów czy to już, czy rodzę, czy coś się dzieje, a może już urodziłam... No i zaczynam się tym denerwować, bo codziennie powtarzam to samo... NIE. Każdemu po kolei tłumaczę, że Alex jeszcze siedzi sobie wygodnie w brzuszku, nic się nie dzieje i czekam. No cóż ja mogę zrobić? Tylko czekać. Nie obijam się codziennie coś robię i coś załatwiam. W sobotę jak wyszliśmy z domu o 11-tej to wróciliśmy po 19-tej. Już po prostu padałam ze zmęczenia. Wieczorem miałam nawet skurcze, ale nieregularne no i przeszły. W sumie to odetchnęłam z ulgą, bo byłam tak umęczona, że chyba nie miała bym siły przeć.
Marzyło mi się, że Alex przyjdzie na świat dzisiaj. Data 17 pasowała by idealnie do naszej rodzinki... Ja urodziłam się 7, M. 27, a Alex mógłby dzisiaj, czyli 17 :) Ale nie wiedzę by coś się działo i raczej wątpię by nagle się zaczęło. Jestem sceptycznie nastawiona :( i jeszcze sama ta myśl, że mogę spędzić święta na porodówce, dodatkowo mnie irytuje :/

czwartek, 13 grudnia 2012

Gdyby nie było śmierci, życie nie wydawałoby nam się takie piękne.

Odszedł, choć nie do końca z własnej woli. Był tak słaby, że już ledwo chodził. Stary schorowany, nasz kochany kompan, towarzysz, członek rodziny. Psiak który sporo w życiu przeżył i może właśnie z tego powodu był tak czuły, wierny i towarzyski.
Nie znałam jego całej historii, tylko jej strzępki, a w naszym życiu pojawił się trochę z przypadku. Po prostu mieszkał sobie na ogródku działkowym, który zamierzaliśmy kupić. Poprzedni właściciele chcieli szybko sprzedać działkę, najlepiej z psem, ewentualnie bez, ale wtedy pewnie oddali by go do schroniska skąd wcześniej go zabrali. Pokochaliśmy tego psa od niemal pierwszego wejrzenia i nie było mowy na skazanie go na dalszą tułaczkę. Przeżył już wystarczająco dużo skoro wylądował w schronisku, a i ci ludzie którzy go stamtąd zabrali podobno nie dbali o niego i pies często bywał głodny.
Daliśmy my dom jakiego być może nigdy nie miał. Już nie chodził głodny, miał ocieploną murowaną budę z kołderką w środku. Wychodził na spacery poza swój ogród. Dostał dużo miłości, ale już go nie ma.
Trzeba było go uśpić, bo dla niego nie było już nadziei. Teraz ogród nie będzie już tym samym miejscem, już nikt nie będzie nas tam witał. Stanie się tylko pustym kawałkiem ziemi.
Żegnaj Spajki :*


poniedziałek, 10 grudnia 2012

Po weekendzie

Znowu minął kolejny weekend. I jest już 40-ty tydzień ciąży. Jeden z terminów (z USG) wskazywał że poród może się odbyć 9.12. ale nie urodziłam ;) Za to miałam wczoraj ciężki wieczór i noc. Miałam dość silne bóle. Nie wiedziałam jak usiąść, czy się położyć i niemal całą noc się męczyłam. Brzuch twardniał i napinał się, do tego czułam takie rwanie, kłocie w dole brzucha no i ból krzyża. Wody jednak nie odeszły, a teraz czuję się już lepiej. Głownie leżę i odpoczywam, choć zdążyłam już zrobić jedno pranie, posprzątać kurze i podłogi. Więc odpoczywam, ale nie tak całkowicie, beztrosko ;)
Dzisiaj mam wizytę u lekarza zobaczymy co mi powie. Wczoraj autentycznie myślałam, że to może już pierwsze skurcze i poród się zaczyna. Trochę się nawet zestresowałam, że to już ;)
*             *             *             *             *             *             *
Od piątku był z nami S. Po szkole jechaliśmy na Mikołajki do drugiej pracy M. S. nawet się w miarę zachowywał. Miał kilka wpadek, bo generalnie nie panuje chyba nad mimiką twarzy i wciąż nie pamięta o tym by okazywać wdzięczność, a nawet jak już pamięta to widać, że jest wymuszona... No ale pracujemy nad tym.
Poza tym widać, że choć wariuje na punkcie brata, to jest też zazdrosny i chce mieć wszystko lepsze. Walczyliśmy z tym filcowym napisem dla S. i ciągle się przejmował żeby nie wyszedł gorszy. Ciężko z tym walczyć, bo na każdym kroku chce być lepszy i ważniejszy. W dodatku dał nam trochę popalić w niedzielę wieczorem  Ja byłam słaba i źle się czuła, M. też chciał już chwilę odpocząć, a S. ciągle marudził żeby się nim zajmować. Na nic tłumaczenia, że poświęciliśmy mu uwagę przez cały weekend i przez godzinę chociaż mógłby się zająć sam sobą. Ja już byłam cała nerwowa, bo wszystko bolało, a on właził mi na kolana, bo potrzebował zainteresowania. No zrzędził strasznie i nie dało się z nim porozmawiać. W końcu zapytałam, czy w domu mama też spędza z nim cały czas, czy tam sam się sobą zajmuje. Przyznał że mama nic z nim nie robi i siedzi tylko przed kompem. M. widziałam że nie był z tego zadowolony i słusznie, bo S. siedzi nam na głowie przez calusieńki dzień a ona choć nawet teraz nie pracuje nic z nim nie zrobi. Siedzenie przed komputerem przez cały weekend raczej jest mało rozwojowe, ale tak jest jej widać wygodniej. Pewnie dlatego S. tak lubi być u nas, bo zawsze coś się dzieje. Uczymy się, gramy w coś, rysujemy, wygłupiamy się, idziemy na spacer, rower, basen, czy coś tam jeszcze. Jakaś atrakcja zawsze jest, tyle że S. nie ma umiaru i chce nas wykorzystać maksymalnie, tzn. czas spędzony z nami. trzeba go uczyć że musi się zająć też sobą. Chłopak nie ma przecież 5 lat żeby mu wymyślać ciągle jakieś atrakcje. Musi być też kreatywny i mając prawie 11-lat też musi zadbać sam o to by robić coś fajnego. Cała szafka zabawek zupełnie go nie interesuje, zdecydowanie woli nas.
Dzisiaj mamy wolne od S. ale od wtorku znowu jest z nami. Ja też mam jakby mniej cierpliwości jak wszystko boli, a on ciągle chce się przytulać. Nie odrzucam go, by nie zranić jego uczuć, ale czasem już nie wytrzymuję i tłumaczę mu, że to boli nie pozwalam mu wchodzić na kolana. Poza tym chyba go dopada jakiś syndrom niemowlaka. Sam czasem się kuli i udaje że jest niemowlęciem. To się podobno zdarza u dzieci, jak się pojawia nowe rodzeństwo. Krytykujemy takie zachowanie i tłumaczymy, że jest już za duży żeby się tak zachowywać i to jest niefajne. Ma być starszym bratem, który daje dobry przykład, a nie udawać niemowlaka.
Pewnie wiele czeka nas problemów jak się pojawi Alex. To co jest teraz to tylko drobnostki, które nikogo nie krzywdzą, ale obawiam się, że to dopiero początek.
Już się martwię by kiedyś nie doszło do tego że S. będzie krzywdził Alexa, bo wtedy to nie wiem co zrobię i czy będę potrafiła utrzymać nerwy na wodzy... Oby wszystko się ułożyło.
*             *             *             *             *             *             *
Jestem już po wizycie u gina i jak się okazuje te wczorajsze bóle są uzasadnione bo wygląda na to że lada dzień urodzę. Szczegółów pisać nie będę, ale generalnie szyjka się skraca, a to jeden ze znaków nadchodzącego porodu.
Dostałam L-4 na tydzień, ale gin stwierdziła że możemy się już nie zobaczyć... przed porodem oczywiście ;)
Cóż, cieszę się że to już blisko. Naprawdę strasznie mi się ciężko porusza i dobrze będzie jak mały Alex zacznie już rosnąć na własną rękę ;)). Jak wróciłam do domu (a nie obyło się bez przygód), to M. już się niecierpliwił czy wszystko ok i jakie wieści. Powiedziałam, że poród tuż tuż i oszalał. Zobaczyłam błędny wzrok, zaczął biegać po domu, szukać aparatu, ładować baterie, no jakieś szaleństwo go ogarnęło.
Też poczułam dreszczyk emocji na wieść że to już prawie, ale jestem daleka od obłędu który dosięgnął M.
Po raz setny zaczęłam mu tłumaczyć, które torby bierzemy do szpitala, a które ma przywieźć jak będziemy z niego wychodzić, ale szczerze mówiąc wątpię czy coś do niego dotarło. Pogłaskałam go tylko po twarzy i powiedziałam, że już się boję co się będzie działo jak dam sygnał, że wody mi odeszły... ;D
Dodatkowo miałam przygodę, gdy wracałam od gina. Otóż chciałam jeszcze kupić mały chodniczek do przedpokoju by się piach nie roznosił po całym mieszkaniu. No i wracałam drogą zupełnie niestandardową. jadę sobie spokojnie i nagle co widzę? Starszą kobietę, półleżącą na chodniku z porozrzucanymi torbami. Zjechałam na bok, wysiadłam z samochodu i podeszłam do niej. Zapytałam czy wszystko w porządku i czy potrzebuje pomocy. Pomogłam jej wstać bo sama nie była w stanie, tak się potłukła. Do tego wszystkiego nie bardzo mogła ruszać jedną ręką. Chciałam wezwać karetkę, ale nie chciała, więc pozbierałam jej torby i podrzuciłam ją do domu. Dodałam jeszcze, że nie powinna lekceważyć tej ręki bo może być złamana i powinna wezwać pogotowie. Nie wiem czy to zrobi. Odstawiłam ją do domu, wiem że nie mieszka sama bo w domofonie odezwał się mąż, więc zakładam że już sobie poradzi. Najgorsze jest to, że ta kobiecina powiedziała że chwilę przede mną, przechodził w pobliżu niej jakiś facet i zamiast zapytać czy trzeba jej pomóc, śmiał się... A to przecież nie ma żartów. Jak się jest młodym, to się człowiek pozbiera, ale starsza osoba już nie jest taka żwawa...

sobota, 8 grudnia 2012

Po:mikołajkowo/urodzinowo

Spotkanie mikołajkowe w drugiej firmie M. było bardzo sympatyczne. Szkoda że w naszej Szef jest przeciwnikiem zacieśniania się więzi między pracownikami i nie lubi jak cokolwiek świętujemy.
W moim dziale zawsze jakoś tak obchodziłyśmy różne okazje (urodziny, mikołajki, itp.) ale oczywiście z rana gdy jeszcze Szefa nie ma w firmie. A szkoda że tak trzeba się ukrywać, bo to nie chodzi o to że nam się robić nie chce, ale chwila wytchnienia i odstresowania każdemu się przyda.
Ku memu zdziwieniu, choć nie ma mnie przecież od kilku miesięcy w firmie i tym razem dziewczyny nie zapomniały o mnie i kupiły mi śliczny prezencik.
No i znowu się wzruszyłam, bo zupełnie się tego nie spodziewałam. Ach ciągle ktoś mnie zaskakuje i takie to sympatyczne. Teraz własnie popijam ciepłe mleczko z tego ślicznego kubeczka :))
Za chwilę muszę się doprowadzić do ładu, bo wybieram się z Mizią na małe zakupy. Muszę coś jeszcze dokupić dla mojego M. pod choinkę i dla taty nie mam jeszcze prezentu niestety. Poza tym chciałam jeszcze się za innymi rzeczami rozejrzeć, zobaczę na ile będę w stanie obskoczyć te wszystkie sklepy.
Chłopaki, to znaczy M. z synem poszli na spacer, bo u nas dzisiaj znowu słonecznie, choć niestety mroźnie.

Wieczorem tzn. koło 17 jestem umówiona z kolejną znajomą, bo kupiła sobie psiaka i koniecznie przed porodem chciałam zobaczyć tego szczeniaczka. Zostałam zaproszona na dzisiaj, więc zapowiada się dość rozrywkowy dzień. Tylko moje chłopaki nie są zadowolone, bo marudzą, że nie będę miała dla nich czasu. Tłumaczenia że przecież wczoraj miałam, a dzisiaj czas coś zrobić dla mnie jakoś do nich nie trafiają.

PS S. wczoraj znowu mnie zaskoczył stwierdzeniem, że cieszy się że jestem z jego tatą. Myślę że chłopak jak jest z nami to czuje się szczęśliwy. To miłe.

piątek, 7 grudnia 2012

Urodzinowo/Mikołajkowo

Stuknęło mi 32 lata... szkoda że nie 23 :/
Ponieważ dzisiaj jedziemy na spotkanie mikołajkowe z S. moje urodziny obchodziliśmy wczoraj z M. Tak się jeszcze pechowo złożyło, że M. był wczoraj w delegacji, więc nie mogliśmy zarezerwować stolika w mojej ulubionej restauracji. Na szczęście wrócił w miarę wcześnie, choć niestety nie wystarczająco byśmy się załapali na stolik w "Bocianie" :(. Cóż to nie jedyna sprawdzona restauracja (choć tą odwiedzam od liceum, więc sentyment jest) i pojechaliśmy do innej. Tam niestety brak klimatu który lubię, ale jedzenie jest pyszne. Po kolacji wróciliśmy do domu, wzięliśmy prysznic i wskoczyliśmy do łóżka, by pooglądać serial "True Blood". Od M. dostałam piękny bukiet kwiatów i okularki przeciwsłoneczne.

Teraz leżę w łóżku i słucham radia Chillout, chyba muszę zmienić stację bo ta mnie wprowadza w jakiś melancholijny stan. Zmieniona. Jestem już po śniadanku, dzisiaj zjadłam w łóżku :) W południe wpadną na chwilę rodzice, pewnie złożyć życzenia, a ja mam w planie dzisiaj wyprać firanki, poprasować i zrobić się na bóstwo na popołudniowe wyjście mikołajkowe.

Jakoś mi smutno... Nie przepadam za urodzinami. Może też liczyłam, że będzie już Alex. Sama nie wiem skąd taki smutny nastrój :/

środa, 5 grudnia 2012

Chyba byłam grzeczna

Już grudzień... Wierzyć się nie chce, że tak szybko to minęło... Kończy się kolejny rok i wkrótce zacznie następny. Alex może się pojawić lada dzień. Czekam już niecierpliwie, a powodów jest wiele :)
Po pierwsze chciałabym go już zobaczyć, po drugie chciałabym mieć poród już za sobą, no i niecierpliwię się tym by wrócić do normalności. Brzuch do olbrzymich raczej nie należy, ale i tak fajnie było by wrócić do tego co było ;) Ciekawa jestem jak szybko uda mi się wrócić do normalnej wagi, już nie wspomnę o tym by była taka jak przed ciążą, bo na to pewnie będzie trzeba więcej czasu. Powoli sobie planuję dietę i zestaw ćwiczeń, tyle że nie wiem czy będę w stanie. Po samym porodzie też raczej nie powinnam jakoś specjalnie ćwiczyć, poza tym pewnie będę obolała. Najważniejsze to mieć plan i nie zaniedbać się... Mam nadzieję że się uda. Rozstępy póki co się nie pojawiły, więc myślę że jest spora szansa, że już się nie pojawią. Nad resztą będę musiała popracować.

Jeszcze kilka godzin temu zaczęłam pisać, że jakoś w tym roku świąt nie czuję. No ale musiałam zmienić treść bo niespodziewanie odwiedził mnie Mikołaj i wszystko się zmieniło. Zobaczcie jaki słodki i te jego dzwoneczki :) No do mnie właśnie zawitały święta :))



Bardzo dziękuję za tą niespodziankę :*

poniedziałek, 3 grudnia 2012

Emocjonalne wyznania

Nadal męczy mnie bezsenność i coś mi się zdaje że już tak zostanie :/ Nie wiem co się dzieje, czy to kwestia tego że jest mi niewygodnie i ciągle się kręcę, czy raczej to przez myśli które siedzą w mojej głowie i nie dają spokoju nawet w nocy.
Weekend minął bardzo szybko i dość łagodnie. Był u nas S. i jego zachowanie dało mi wiele do myślenia. W sumie to i M. mnie jakoś tak zaskoczył, ale po kolei.
S. nie odstępuje mnie na krok. Ciągle chce się przytulać, spędzać ze mną czas, rozmawiać, bawić się, grać, itp. Tzn. na ogół właśnie tak jest, dlatego po tych kilku dniach zawsze czuję się zmęczona. Nie chcę go ciągle odpychać, ale oczywiście nie jestem w stanie cały czas się nim zajmować. Mam swoje obowiązki, też chcę trochę odpocząć więc mówię mu, że teraz ma się zająć sobą, albo iść do taty. Zwracam mu też uwagę gdy robi coś nie tak, więc to nie jest tak, że jestem dla niego jakaś taka sztucznie miła. Po prostu jestem sobą. Poświęcam mu czas gdy jest z nami, ale w granicach rozsądku i skupiam się w te dni na wychowywaniu go. Tłumaczę i pilnuję by i M. go uczył, że trzeba mówić proszę, dziękuję, przepraszam, dzień dobry, do widzenia itp. Zwracam uwagę na to jak powinien się zachowywać przy posiłkach, no takie zwykłe rzeczy, które wpływają na kulturę osobistą. Czasem go chwalę a czasem krytykuję jego zachowanie. Staram się zachowywać jak matka, bo niedługo pojawi się Alex i o jego wychowanie tez będę dbać, a zdaję sobie sprawę, że będzie wpatrzony w starszego brata.
S. mówi że kocha Alexa i chce żeby już się urodził. Mimo to widać że jest też zazdrosny... Ciągle się do niego porównuje, choć jeszcze Alex siedzi w moim brzuszku. Pyta kogo będziemy kochali bardziej, kto będzie słodszy, itp. Staramy się mu tłumaczyć, że to jest taka sama miłość i że wszystkie małe dzieci są tak samo słodkie i kochane i że mamy nadzieję że Alex będzie taki grzeczny jak on był jako noworodek.
Najtrudniej jest mi, bo przecież S. nie jest moim synem, więc pewnie Alexa będę darzyła głębszym uczuciem. Jednak nie mogę tego powiedzieć temu dziecku, które tak ciągle się upewnia, czy ja będę go kochała.
Wczoraj S. pomagał mu przy zakładaniu osłonki na łóżeczko Alexa i nagle powiedział, że jego mama chyba tak nie kochała. Szczena mi opadła i po chwili zapytałam dlaczego tak mówi. A on na to że jego mama nie robiła dla niego takich rzeczy jak ja... Początkowo nie wiedziałam o co mu chodzi i co właściwie mam powiedzieć. Zapytałam więc jakich rzeczy. A on na to, że nie miał takiej fajnej osłonki jak Alex i uderzał głową o szczebelki. M. wytłumaczył mu, że miał osłonkę, ale inną bo kiedyś takich nie było i że i tak ją ściągał bo chyba nie lubił być przysłonięty. Po chwili dodał, że mama nie robiła dla niego różnych rzeczy, tzn. nie uszyła pościli z takim misiem i nie zrobiła takich literek z imieniem...
Wzruszyłam się i jakoś mi się tak go żal zrobiło. Wytłumaczyłam mu że nie każdy potrafi szyć i to lubi i że na pewno mama robiła dla niego inne rzeczy których on teraz nie pamięta. Potem zaproponowałam że jak mu się tak ten napis podoba to dla niego też zrobię ale oczywiście z jego pomocą. To go bardzo ucieszyło. Zobaczyłam błysk w oku i powiedział że bardzo by chciał.
No więc czeka mnie kolejna ręczna robótka, tyle że tym razem będę miała pomocnika ;)

Wieczorem, kiedy już byliśmy sami, M. powiedział, że właśnie rano myślał o tym, że któregoś dnia S. zacznie dostrzegać pewne rzeczy i będzie zazdrosny o to że jego mama tak o niego nie dba. Powiedziałam, że chyba nie powinien tak o niej mówić bo przecież na pewno dba tak jak potrafi. M. się zamyślił i powiedział że jej nie znam, a dziecko samo widzi jak jest i teraz ma porównanie.
Zaskoczył mnie, bo choć wiedziałam że eksowa to lekkoduch, to jednak nie spodziewałam się takich problemów.
Powiedziałam, że na nią wpływu nie mamy, ale my będziemy się starać by u nas czuł się kochany i doceniony.
M. przytulił mnie mocno i powiedział, że bardzo mnie kocha i warto było przechodzić przez te wszystkie trudne chwile, bo nigdy nie była tak szczęśliwy.

czwartek, 29 listopada 2012

Skoki hormonów

Zbliża się 22-ga... Mam jakiś wstręt do nocy. Przez dokuczającą bezsenność tylko się meczę w tym cholernym łóżku przewracając się z boku na bok i wędrując po kilka razy w ciągu nocy do toalety :/ Zwariować można.
Zamiast korzystać z tego, że jeszcze mogłabym spokojnie przespać całą noc, męczę się i nie mogę się tak normalnie wyspać.
Generalnie zrobiłam się też płaczliwa i każdy problem, przeszkoda wytrąca mnie z równowagi. Wiadomo kłopoty jakoś nas nie omijają i ciągle się coś dzieje i jak słyszę o kolejnych złych wieściach, to już po prostu opadam z sił. Najgorsza jest bezradność i świadomość tego, że nic nie można zrobić.

poniedziałek, 26 listopada 2012

Byle do przodu...


Zaczął się już 39 tydzień ciąży. Jest coraz trudniej. Ciąża staje się mniej przyjemna. Ciężko się wstaje, siada, schyla, już niemal każda czynność jest uciążliwa. Patrzę w lustro i widzę wieloryba L Ale wiem że to już tak niewiele czasu zostało że trzeba się wziąć w garść. Lada chwila pojawi się Alex i będą inne problemy ;).
Do tej pory lubiłam wychodzić i spotykać się ze znajomymi. Teraz nie mam na to najmniejszej ochoty. Czuję się tak ociężała że ostatnią rzeczą na jaką mam ochotę to spotkania ze znajomymi. Jutro jesteśmy umówieni z Mizią i jej facetem, najchętniej bym to odwołała, ale może jednak spróbuję pójść i dobrze się bawić.
Teraz najchętniej to po prostu sobie leżę i czytam. Oczywiście nadal mam manię czystości i biegam ze szmatka, ale szybko się męczę więc głównie odpoczywam ;).
W piątek przyjeżdża już mama. Chciała w tym roku być na moich urodzinach, ale jakoś mam przeczucie że to nie o moje urodziny chodzi tylko Alexa ;) Tak czy siak, fajnie że będzie i mam nadzieję że mi jakoś pomoże ogarnąć to wszystko w pierwszych tygodniach życia maluszka.
Wczoraj kupiliśmy już nosidełko, więc można powiedzieć że wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy już mamy gotowe na przyjście naszego bobo. Nosidełko jest oczywiście wielofunkcyjne, bo służy jako fotelik, nosidełko do noszenia, a także do wpinania do wózka.

Moja torba do szpitala w większości jest już spakowana. Muszę jeszcze zrobić listę przyjmowanych leków, położnej i lekarza pediatry. Dzisiaj wszystko przejrzę i ocenię czy na pewno wszystko jest. Trzeba się też wybrać do szpitala, by zobaczyć jak wygląda oddział i ustalić gdzie się mamy udać jak się zacznie poród, by nie biegać w panice. Chcę być przygotowana, by się nie stresować rzeczami które można przecież ustalić wcześniej.
W planie mam też depilację, by czuć się świeżo i komfortowo. Choć niedawno depilowałam nogi i pachy widać że włoski już odrastają, trzeba je wyplenić ;) Właściwie to może zajmę się tym od razu zamiast tylko o tym pisać J
Ok. gotowe, choć łatwo nie było. Schylanie się z wielkim arbuzem w brzuchu nie jest takie proste. Potem jeszcze wyreguluję brwi i może zrobię sobie peeling buzi i nałożę maseczkę na twarz.
Poradnik o ciąży już przeczytany, tak samo jak wszystkie inne broszurki które się nazbierały przez te 9 m-cy. Planuję jeszcze przejrzeć notatki ze szkoły rodzenia i jakoś je sobie uporządkować bo w tej chwili panuje w nich mały chaos ;) Jak to wszystko zrobię o czym pisałam można uznać że jestem „gotowa” do przyjścia na świat Alexa.
Dzisiaj jest już 26 listopad, a to oznacza, że poprzedni właściciel domu musi się wyprowadzić z niego max za 4 dni. Zgodnie z umową miał czas do końca miesiąca tego miesiąca na opuszczenie domu. Zastanawiam się czy wszystko pójdzie z planem i rzeczywiście nie będzie żadnego poślizgu… Generalnie ciągle były jakieś problemy więc właściwie przewiduję że problem się pojawi i termin będą chcieli przesunąć… Ach nawet nie chcę się denerwować. Może nie będzie tak źle i miło się zaskoczę.

piątek, 23 listopada 2012

Artystycznie i nie tylko

Tak jak zapowiadałam zabrałam się za handmade ;)
A rezultatem jest filcowe imię mojego syneczka. M. jak to zobaczył to stwierdził że teraz to już nie ma się co zastanawiać nad zmianą imienia zostaje Aleksander :)





  



 





*            *            *            *            *            *            *

M. jest dzisiaj na spotkaniu z kuzynem, a ja spędzam samotny wieczór w domu. Początkowo też chciałam się z kimś spotkać ale ostatecznie lenistwo wygrało i siedzę sama w domciu. Wahałam się też nad buszowaniem po sklepach, ale i to nie sprawiło by mi przyjemności. Czuję się zbyt ociężała i to mi trochę doskwiera. Puchną mi nawet palce u rąk i nie mam ochoty się nigdzie szwędać. Zamiast tego zapaliłam świece, włączyłam Radio Zet i miło spędzam wieczór :)
Zaraz zabieram się za sałatkę z pora, bo mnie naszła ochota. Bardzo ją lubię, mniam.... to zabieram się do roboty :))

środa, 21 listopada 2012

(nie)Matka Polka ;)

Od ostatniego postu niewiele się zmieniło, tzn. nadal jestem jakaś taka niezorganizowana i rozkojarzona ;)
Ach... i jeszcze ta świadomość że już wkrótce czeka mnie rozwiązanie. Czas biegnie nieubłaganie, czuję podekscytowanie i niedowierzanie. Dziwne to bo moje instynkty macierzyńskie były raczej przytłumione i raczej nie byłam jedna z tych które zawsze marzyły o mężu, gromadce dzieci i domku z ogrodem... Jakoś się tak złożyło że w końcu i ja dotarłam do tego etapu w życiu. Chyba nie do końca dowierzam że wkrótce zostanę matką. Czasem zapominam o tym. Zabawne, bo czasem, gdy przypadkowo spoglądam w lustro, ze zdziwieniem dostrzegam brzuch. Coraz większy, coraz bardziej krągły i dociera do mnie że zostanę mamą...
Zabawne to uczucie. Poniżej zdjęcie, żebyście zobaczyły co muszę dźwigać ;)



Dzisiaj odbierałam ze szkoły S. Teraz młody walczy z zadaniami, na tapecie jest akurat matma. Cóż w takich chwilach mogę się już poczuć jak matka ;)
Wracając ze szkoły wstąpiłam do pasmanterii i kupiłam kilka drobiazgów. Pisałam już wcześniej, że mam ochotę coś stworzyć no i w tym celu musiałam się zaopatrzyć w kilka niezbędnych rzeczy. Nie będzie to osłonka do łóżeczka, bo okazało się że tą dostanę od A. ale coś innego... Pochwalę się jak już zrobię, o ile zdążę hihihi ;)

piątek, 16 listopada 2012

Minęła połowa listopada. Jestem coraz grubsza, coraz słabsza i coraz bardziej zniecierpliwiona. Gdybym tylko miała więcej sił, przewróciłabym dom do góry nogami. Jest tyle do zrobienia, a czasu tak niewiele.
Nawet nie mam weny do pisania...
Myśli są tak rozbiegane, że nie jestem w stanie się skupić przez dłuższą chwilą na jednej.

czwartek, 8 listopada 2012

USG 35 tydzień

Miałam dzisiaj usg i ku mojemu zdziwieniu maleństwo przyjęło prawidłowe położenia, tzn. główkowe podłużne i oby tak już zostało ;)
Wygląda też na to, że kawał z niego chłopa, bo waży już 2,5kg, a przewidywany termin porodu to 9-13.12, czyli już tuż tuż...
Generalnie samopoczucie mam dobre, tylko martwią mnie częste krwotoki z nosa. Dzisiaj znowu się obudziłam czując, że coś mi cieknie z nosa. Najgorsze, że akurat założyłam świeżą pościel której nie zdążyłam uchronić od plamy krwi. Zakładam że to zwykłe przesilenie i z czasem problem minie. Poza tym czuję się szczęśliwa i cieszę się patrząc na mój falujący brzuszek :)). Ostatnio doszłam nawet do wniosku, że będzie mi tego brakowało... Synek jeszcze się nie urodził a mi już żal, że więcej już tego nie poczuję. Głupie to trochę, bo przecież macierzyństwo to nie wakacje i czeka mnie jeszcze wiele trudnych chwil, a ja tu sobie myślę, że może chciałabym kolejne... Bez sensu, wiem :/ Pewnie po porodzie mi się odechce, ale póki co jakoś mi szkoda.
Może gdybyśmy byli młodsi... Może gdybyśmy nie kupili domu... Może gdyby M. nie miał już syna...
Może wtedy postaralibyśmy się o jeszcze jednego potomka. Jednak w obecnej sytuacji, mając świadomość że będę musiała wrócić do pracy po macierzyńskim oraz mając na uwadze to że jest już S., raczej nie powinnam nawet myśleć o kolejnym dziecku. Właściwie to nie wiem po co zaprzątam sobie tym głowę. Powinnam się skupić na synku i cieszyć każdą chwilą, a nie szukać dziury w całym.
Nawet nie wiem o co mi chodzi... Może to dlatego że sama jestem jedynaczką i nie chciałabym by synek była sam, a może łudzę się że jeszcze będę miała tą swoją dziewczynkę :(
Jedno jest pewne synek jest teraz najważniejszy i to o nim powinnam myśleć.

M. jest dzisiaj w delegacji, z której planowo miał wrócić wcześnie, a niestety spotkanie się przeciągnęło i zamiast 2h siedzi tam od rana i końca jakoś nie widać, choć jest już po 17-tej. Jeszcze musi do mnie dojechać więc trzeba doliczyć jakieś 3h :(. Brakuje mi go. Chciałam dzisiaj wyjść na kolację, bo ciągle tylko w domu siedzimy i praca, dom i S. Tak w kółko, a chciałabym się z nim trochę rozerwać póki jeszcze możemy.
W sobotę jest promocja na bilety w CinemaCity i zarezerwowałam już 2 miejsca na SkyFall zobaczymy czy wart jest obejrzenia. Wcześniej może pójdziemy na jakiś kolacjo obiad :)

Z rzeczy przyziemnych. Kolejny bank odmówił kredytu ze względu na wpisy w dziale 3 KW. To już kolejny i chyba więcej nie będziemy się starać, bo jak widać procedury w różnych bankach są jednak takie same i czepiają się martwych zapisów np. z 1935, 1908, 1945. Zapisy są tak stare i śmieciowe że nie mamy wyjścia jak tylko złożyć wniosek do sądu o wykreślenie tych wpisów, ale takie sprawy czasem mogą się ciągnąć latami więc, na kredyt nie ma co liczyć. Cóż będzie inaczej niż to sobie zaplanowaliśmy, ale chyba już się z tym pogodziłam. Jakoś to połapiemy, bo nie ma przecież innej opcji.

Ach tyle mi dzisiaj po głowie chodzi, że coś mi się zdaje post będzie strasznie chaotyczny, ale co zrobić ;)
Cóż zbliża się termin porodu i należało by wybrać rodziców chrzestnych... Po części, tzn. ojciec chrzestny jest już wybrany i przyjął naszą prośbę, natomiast mam problem z wyborem matki chrzestnej. Myślę że to nie takie proste i decyzja powinna być mądra i przemyślana. Opcje mam dwie, bo i dwie psiapsióły, czyli Mizia i A. Naprawdę nie wiem którą wybrać...
Mizia nie jest zbyt wierząca i do kościoła raczej nie chodzi. Natomiast A. jest religijna aż nadto, tzn. należy do jakiegoś ruchu przykościelnego, w którym żywo uczestniczy. Teoretycznie właśnie ona byłaby najlepszą matka chrzestną, zwłaszcza że ja nie należę do osób praktykujących. A. jak się ostatnio okazało została poproszona o bycie chrzestną innego dziecka, którego chrzciny mają się odbyć w grudniu i nie jestem pewna czy związku z tym powinnam ją o to w ogóle prosić. Bo wiadomo głupio odmówić, a ja nie chcę ja do niczego przymuszać.
Z Mizią mam zdecydowanie bliższe kontakty ze względu na bliskie jej sąsiedztwo, ale kwestia jej wiary chyba ją dyskwalifikuje.
Kurcze no naprawdę nie wiem... Troszkę się pokomplikowało :/

piątek, 2 listopada 2012

Leżę już w łóżku choć pora jeszcze wczesna. Chyba trochę przesadziłam, bo poza tym że spotkałam się dzisiaj z psiapsiułą A. to zarówno przed spotkaniem jak i po wzięłam się za wielkie porządki. Czasem mi odbija i zapominam, że jestem już w zaawansowanej ciąży i powinnam więcej odpoczywać, a nie przewracać dom do góry nogami. Lubię porządek, ale chyba powinnam się zacząć przyzwyczajać, że nie będzie już tak jak do tej pory, bo po prostu nie dam rady.

Przeziębienie też jakoś nie chce mnie opuścić i w nocy kiepsko spałam :( Może dzisiaj będzie lepiej.

Czasem z zazdrością podglądam blogi typu handmade i tak sobie myślę czy by nie spróbować czegoś stworzyć... Generalnie zawsze lubiłam szyć, choć od lat w zasadzie poza naprawami nic nie szyję. Trochę mnie jednak kusi by stworzyć coś dla maluszka. Brakuje mi osłonki do łóżeczka i być może spróbuję ją uszyć sama... To mogło by być zabawne i satysfakcjonujące. Musze się tylko rozejrzeć za jakąś fajną pasmanterią...

wtorek, 30 października 2012

Przeziębiona

Niestety pogoda jak jest wiemy... za oknem praktycznie zima...
To niestety nie mi nie sprzyja i jakoś się wczoraj przeziębiłam. Nie wiem czy mnie po prostu przewiało, czy też zostałam zarażona gdyż prowadząca w szkole rodzenia była nieźle zakatarzona. efekt był taki że po zajęciach wyszłam już z bólem gardła. Dzisiaj rano wcale nie czułam się lepiej, gdyż doszedł jeszcze katar.
Rano zadzwoniłam do lekarza i przełożyłam badanie usg na inny termin, by z domu nigdzie nie wychodzić.
Napaliłam w piecu i kaloryfery aż skwierczą od temperatury. Mam tu przyjemnie ciepło, tylko za oknem przerażający widok. M. też okazał się kochany, bo gdy rano wspomniałam o tym, że zjadłabym świeże pieczywo, powiedział że niestety nie zdąży przed pracą, ale bardzo mnie zaskoczył bo po 10 min wrócił ze świeżym i pachnącym chlebkiem :)) Mniam ależ mi śniadanko smakowało.
Poza tym popijam mleko z czosnkiem i miodem i naprawdę gardło już tak nie boli, a i katar nie leci ciurkiem z nosa. Głównie wylegiwałam się w łóżku, ale koło południa gdy odzyskałam siły zabrałam się za małe porządki (kurze, podłogi, pranie), a teraz gotuję rosołek :)

poniedziałek, 29 października 2012

Złe wieści

Jakoś ciągle nam pod górkę... Weekend miał być spokojny, relaksująco i spędzony w gronie rodziny.
Towarzystwo dopisało jednak zabrakło spokoju i relaksu.
W piątek załatwialiśmy, a raczej próbowaliśmy załatwić formalności związane z tymi nieszczęsnymi starymi wpisami w księdze wieczystej. Niestety nie udało się odnaleźć żadnej z widniejących tam osób. Spędziliśmy na tym cały dzień. Przeglądanie ksiąg wieczystych, szukanie tych ludzi poprzez wydział geodezji, parafie kościelne, bo prawdopodobnie część z tych osób już nie żyje, i nic... Po prostu nic. Cały dzień w zasadzie zmarnowany. Ktoś nam podsunął pomysł by zatrudnić do tego geodetę który zajmuje się tego typu sprawami. Dostaliśmy namiary na kogoś takiego, ale usłyszeliśmy, że tego typu sprawy są bardzo trudne, czasem wręcz niemożliwe do ustalenia i na pewno będzie to sporo kosztować...
Jak by tego było mało, zadzwonili z banku z informacją że niestety bez porządku w księdze wieczystej kredyty nie dostaniemy... Problem w tym, że wyjaśnianie może potrwać nawet kilka lat, a i tak nie ma pewności ze uda się wyjaśnić wszystko.
Takiego obrotu sprawy się nie spodziewaliśmy, jak byliśmy się orientować n/t kredytu przed jego zakupem to wszyscy wskazywali problem związany z zadłużeniem wpisanym w księdze, a o pozostałych warunkach nikt nawet słowem nie wspomniał. Teraz kiedy zadłużenie jest spłacone, w księdze wieczystej jest to już wyczyszczone, pojawia się kolejny warunek, którego nie jesteśmy w stanie spełnić. Prawda jest taka, że to bardzo zła wiadomość. Nie wiem jak to w związku z tym połapać. Trzeba oddać pieniądze rodzicom, a sami jesteśmy już bez grosza. Zanim uzbieramy jakiś sensowny pieniądz minie sporo czasu, a przecież trzeba zrobić remont ogrzewania w domu no i naprawić taras. To spory wydatek i takie minimalne minimum do zrobienia... Do tego wszystkiego ja wnet urodzę, pojawi się Alex i planowałam, że po macierzyńskim trochę z nim pobędę. Chciałam wziąć wychowawczy i pobyć z nim jeszcze rok. W obecnej sytuacji nie ma na to najmniejszych szans i będę musiała oddać półroczne dziecko do żłobka, by wrócić do pracy. Wiem takie są czasy, dużo ludzi tak postępuje, ale po prostu nie tak sobie to planowałam. Przykro mi że obcy ludzie będą się nim zajmować, a nie ja matka. Trochę to wszystko boli. Pojawia się też zazdrość, na myśl o exowej która z S. była przez 3 lata i mogła się zajmować swoim dzieckiem. Ja nie będę miała szans na taką więź i jeszcze ta świadomość, co mnie czeka po powrocie do firmy... Wątpię by Szef jakoś się już pozbierał, bo nawet dziewczyny mówiły że czasem coś o mnie wspomni i to raczej z przekąsem. To że związałam się z M. nadal bardzo go boli i przez to lubił się na mnie wyładowywać. Nie wiem czy to wszystko zniosę. Chyba łapię doła.

środa, 24 października 2012

Większa i większa...

Nie wiem czy każda przyszła mama tak ma, ale ja nie mogę na siebie patrzeć. Czuję się jak gruba beza. W życiu tyle nie ważyłam i jak spoglądam w lustro, to nie mogę uwierzyć że to naprawdę ja. Męczę się bo z jednej strony ciągle jestem głodna, a z drugiej czuję, że nie powinnam tyle jeść. Gubię się w tym nie wiem co właściwi zrobić, ćwiczę, ale boję się by nie przesadzić, a najchętniej poszłabym na siłownię i dała sobie konkretny wycisk.
Dzisiaj miałam w planie wybrać się do centrum handlowego i może zaliczyć jakieś małe zakupy. Zamiast tego wolałam jednak zostać, bo czuję się zbyt gruba i ociężała. Ostatnią rzeczą na jaką mam ochotę to wychodzić do ludzi. Jutro mam się widzieć z Mizią, ale też jakoś średnio mam ochotę. Ona wygląda świetnie, a ja jak gruba bela... Do tego wszystkiego cera też się trochę pogorszyła, ach jak tylko urodzę wezmę się za siebie. Do porodu zostały niecałe 2 miesiące, a kilogramów przybyło prawie 11 :( Najgorsze, że to pewnie jeszcze nie koniec.
Teoretycznie tyję w normie, ale.. ale to i tak mnie nie pociesza, bo wolałabym być w dolnej granicy tycia, a może nawet poniżej. Wiem, że nie mogę myśleć egoistycznie, że to tylko kilka miesięcy, a zdrowie syneczka powinno być najważniejsze. Wiem o tym, choć to strasznie trudne...

poniedziałek, 22 października 2012

Mama

Będę mamą i jakoś czasem nadal jest to dla mnie trochę abstrakcyjne. Widzę jak zmieniło się moje ciało, jak urósł brzuch i jak czasem trudno się schylić. Coraz częściej coś mnie boli i coraz więcej ruchów w moim brzuchu. Tyle że z uczuciami jestem chyba trochę na bakier. Tzn. nie czuje jakiejś przeogromnej miłości, nie czuję że zostanę matką. Towarzyszy mi raczej uczucie ciekawości, niecierpliwości, bo przecież wiem że wkrótce wszystko się zmieni, tylko nie do końca zdaję sobie sprawę z wagi tych zmian.
S. ciągle bombarduje mnie różnymi pytaniami, czy się cieszę, czy już się nie mogę doczekać, dlaczego wcześniej nie miałam dzieci, itp. Te wszystkie pytania są pewnie naturalne ale wczoraj zapytał też kogo kocham bardziej jego czy Alexa... Nie wiedziałam co odpowiedzieć, by nie skrzywdzić S. Ostatecznie powiedziałam prawdę, tzn. że Alexa chyba jeszcze nie kocham, tzn. bardzo się cieszę, że go będziemy mieli i nie mogę się doczekać kiedy się pojawi na świecie, ale trudno jest pokochać kogoś kogo się jeszcze nie widziało i nawet się go nie zna.
Chyba taka odpowiedź mu wystarczyła, bo już nie wracał do tego pytania. Ja w sumie czułam się dziwnie, bo wiem że właściwie nigdy nie pokocham S. tak jak pewnie będę kochała swoje własne dziecko. Poza tym S. ma swoją mamę i chyba właśnie ze względu na nią do tej pory mam problem z uczuciami do S., bo wciąż widzę w nim matkę. Natomiast pomyślałam sobie że dobrze to kamufluję, bo chłopak raczej nie wyczuwa moich rozterek skoro ma poczucie że go kocham...
Swoją drogą z ekxową znowu są jakieś problemy. Wszystkiego nie wiem bo M. chyba nie chce mnie obciążać jej problemami, ale wiem że nie jest najlepiej.
Okazuje się, że eksowa jednak nie ma już pracy, chyba od ponad tygodnia (przyczyn nie znam). Do tego w całej rodzinie wrze bo choć nie pracuje i teoretycznie powinna mieć więcej czasu S. chodzi do szkoły bez śniadań, bo exkowa ma problem z organizacją czasu. Poza tym problem jest tez z zadaniami. Przez weekend S. robił u nas zaległe zadanie, którego wcześniej nie zrobił bo nie miał kartki A3. Nie wiem czy dostał pałę czy tylko upomnienie bo M. tylko coś pod nosem przebąkną o tym zadaniu, a dziecka o szczegóły nie chciałam wypytywać.
W sumie cała sprawa jakaś dziwna z M. nawet nie chcę chyba zaczynać rozmowy, bo właściwie pewnie to nie moja sprawa, a to tej całej akcji ze spóźnianiem i chodzeniem bez śniadań do szkoły dowiedziałam się od teściowej. Żaliła się że nie może na to wszystko patrzeć, że najchętniej zabrałaby S. do siebie. Powiedziałam że to nie takie proste, bo ona jest matką, sami też proponowaliśmy że się chłopcem zajmiemy, ale oczywiście to nie wchodzi w grę.
S. był u nas od piątku do niedzieli wieczora. Potem znowu jest od środy do soboty wieczora i uważam że to po prostu wykorzystywanie mnie. Bo ona siedzi w domu a dzieckiem się nie zajmie i ja obca dla chłopca kobieta mam się zajmować jej dzieckiem. Powtarzam to bez końca i zdania raczej nie zmienię, jak tak to ma wyglądać, że u nas jest coraz częściej i jeszcze trochę i będzie więcej niż u niej, to trzeba sądownie ustalić wszystko i nie płacić jej alimentów skoro pieniądze nie idą na dziecko!
Pokręcone to wszystko i niestety pewnie najbardziej zawsze odbija się na dziecku, ale z drugiej strony przecież to ona jest matką i powinna chcieć dla dziecka jak najlepiej a nie liczyć na to, że ktoś inny się nim zajmie. Najbardziej wkurza mnie to, że nie pracuje i jeszcze ma czelność wydzwaniać do M. (który pracuje na 2 etaty), że ma jej pomóc, bo ona ma za dużo na głowie i brać go częściej.
Najgorsze jest to, że tak mnie to wkurwia, a mimo to ulegam (chyba dla M. to robię) i godzę się na pewne ustępstwa, dzięki temu ona dostaje to czego chce. Ona dostaje kasę, a ja zajmuję się jej dzieckiem.
W tym tygodniu zgodziłam się na 4 dni, ale niech nie liczy że to będzie norma. Musze się postawić i trzymać tego co powiem, bez ulegania.

piątek, 19 października 2012

USG

Wczoraj byliśmy na usg 4D zobaczyć co tam słychać u naszego maluszka.
Generalnie nie bardzo chciał się pokazać. Chyba jest wstydliwy ;) Zmienił pozycję i niestety nie jest już ułożony główką do dołu :( Mam nadzieję, że zmieni jeszcze pozycję. Wolałabym urodzić naturalnie, wizja cesarki raczej mnie nie cieszy :/ Lekarz powiedział, że teoretycznie ma jeszcze 2 do 3 tygodnie na zmianę położenia, bo dzieci zmieniają układ jeszcze do 35 tygodnia. Dodał też że chłopak jest duży więc nie wiadomo jak będzie... Teraz leży trochę po przekątnej i jest zwrócony buzią w kierunku kręgosłupa dlatego na usg niewiele było widać.
Poza tym chyba będzie akrobatą, bo nie wiem jak to zrobił, ale w trakcie usg przez jakiś czas miał stopę przy buzi... Sami zobaczcie ;)


Wiem jakość zdjęć nie jest najlepsza, ale może coś wam się tam uda dostrzec ;)
Czasem jeszcze pojawiał się w mojej głowie problem związany z płcią dziecka, ale jak patrzę na to maleństwo, po prostu się w nim zakochuję. Mam nadzieję że tak już zostanie i będę kochać mojego chłopca :))

czwartek, 18 października 2012

Zmiany

Na blogu wprowadziłam trochę zmian. Dodałam m.in. strony z muzyką i książkami które ostatnio przeczytałam. Muzyka jest dla mnie ważna, więc chciałam by również znalazła miejsce na tym blogu. Książki też ostatnio zajmują spore miejsce w moim życiu, a ponieważ pamięć ludzka jest ulotna postanowiłam, że i one będą miały swoją stronkę. Już widzę jak niewiele pamiętam. Przecież w tym roku przeczytałam znacznie więcej książek niż te kilka które umieściłam na blogu, ale póki co nie mogę sobie przypomnieć ich tytułów. Wygląda więc na to, że tym bardziej powinnam to gdzieś spisywać, tak dla swojej wiedzy/pamięci ;)

Stosunki z M. nadal nie są idealne. Tzn. nie kłócimy się, ale też mało ze sobą rozmawiamy. Czułość okazujemy sobie tylko w nocy wtulając się w siebie. Dzisiaj M. prawie mnie zmiażdżył silnym uściskiem z którego trudno się było uwolnić.

Od jutra jest z nami S. Nie cieszy mnie to, bo właśnie z jego powodu były ostatnie spięcia. Trudno mi być obojętna na to wszystko. Kiedy jest najtrudniej? Gdy S. wtula się we mnie, a mi tak cholernie trudno poradzić sobie z emocjami. Czasem to nawet złość, że jej dziecko jest kartą przetargową, że z jego powodu  te wszystkie przykrości. Wiem to tylko dziecko. W kółko to sobie powtarzam dlatego te uczucia to wewnętrzna walka, której inni raczej nie dostrzegają.

Idę dzisiaj na usg. Takie 4D by zobaczyć maluszka. Takie bajery są raczej drogie, ale udało mi się kupić taki pakiet na Gruponie. Ciesze się że zobaczę swojego maluszka :) Na razie na monitorze, ale już za niecałe dwa miesiące być może będę go już trzymała na rękach... To niewiarygodne jak ten czas szybko leci...

wtorek, 16 października 2012

Poranek

Jest już 9-ta rano a ja nadal w łóżku. Za oknem pochmurno i tak jakoś mgliście. W tle słychać "Raid", jakoś wpadła mi w ucho.
Z M. stosunki nadal są raczej chłodne. Nie są to całkowicie ciche dni, ale jednak niewiele rozmawiamy, raczej się mijamy i czułości też sobie nie okazujemy. Każde czuje się urażone i każde ma do tego prawo i ja i on. Przykre że zanim zaczęły się te wszystkie rozmowy n/t S. było tak cudownie i romantycznie. Czasem chciała bym go wymazać, jego i exową, bo gdy jesteśmy sami z M. jestem taka szczęśliwa. Niestety nie mogę. Muszę się pogodzić z ich obecnością w moim życiu i już.
Nie wiem jak sobie poradzić z obecną sytuacją, więc nie robię nic. Bo cóż mogę? Owszem zgodzić się na to by S. był z nami w większym wymiarze czasu. Będę opierać jej dziecko, odrabiać z nim lekcje, dokarmiać, taka darmowa niania. Cudowne rozwiązanie, a ona w tym czasie będzie leżeć do góry brzuchem i się opierdalać. Nie, raczej odpada. Chciała by dziecko mieszkało z nią, dostaje wysokie alimenty na jego utrzymanie więc niech się dzieckiem zajmuje. To ja w tym czasie odpocznę. Poczytam książkę, posłucham muzyki, poleżę, posprzątam i po raz kolejny przejżę rzeczy Alexa...

Ex małż wrzucił na fb zdjęcia z ich ślubu. Już je widziałam, ładne są. Cieszę się że jest szczęśliwy, ale mu zazdroszczę, tego że oni mogą żyć bez komplikacji w postaci ex rodzin. Nic mnie z ex już nie łączy, nie musi przyjeżdżać po dziecko i kontaktować się ze mną gdy tego nie chce. Ja nigdy nie będę tak miała i choć tak bardzo z M. się kochamy nie zawsze jest łatwo.


niedziela, 14 października 2012

Dopadły mnie smutki

Teoretycznie dzień zapowiadał się bardzo przyjemnie i spokojnie. Ale tak się nie skończył. Niestety zaczęły się rozmowy o S. o zapłaceniu za jego wakacje w przyszłym roku, o zmianie harmonogramu i wydłużenie spotkania w jednym z tygodni o kolejny dzień... Nie są to dla mnie łatwe sprawy i bardzo mnie stresują. M. oczywiście chciałby by S. był z nami jak najwięcej, ja chcę też mieć swoje/nasze życie.
Jakoś mi strasznie przykro. Czasem mnie to przerasta i zazdroszczę mojemu ex małżowi, że może żyć normalnie.
Nie jest łatwo tkwić w tym wszystkim. Wiem, wiedziałam co brałam, wiedziałam że ma syna, ale nie wiedziałam że to będzie miało aż tak duży wpływ na moje życie.
Czuję się jakaś taka zmiażdżona tym wszystkim. Za dużo problemów, za dużo innych ludzi, za dużo negatywnych emocji...

M. też pewnie cierpi, bo dla niego rodziną jesteśmy gdy jesteśmy z S. Ja cierpię, bo daję z siebie (jak mi się wydaje) wystarczająco dużo. Nie potrafimy dojść do porozumienia. Zwykły konflikt interesów. M. uważa że źle do tego podchodzę. Mam przestać myśleć o niej, bo tak naprawdę to robię to dla niego i S.

Nie potrafię. Nie potrafię przestać myśleć, że ona nas wykorzystuje i ma darmową nianię dla swojego dziecka, czyli mnie.

sobota, 13 października 2012

Troszkę sobie dzisiaj po marudzę...

Bóle kręgosłupa są coraz bardziej uciążliwe. Czuję się gruba, ociężała i nieatrakcyjna, choć M. stara się mnie przekonać że jest inaczej. Nic nie poradzę na to, że widzę siebie w taki a nie inny sposób.
Z kredytem mamy ciągle problemy, to brakuje dokumentów, to problem że jestem w ciąży, to że jakiś dziwny wpis w księdze wieczystej itp...
Jedyny plus taki, że we wtorek M. podpisuje umowę sprzedaży swojego mieszkania, bo udało się kupcom załatwić kredyt. To dobra wiadomość bo będą pieniądze na to by spłacić ostatnią części za dom. Teoretycznie mamy czas do końca listopada by zapłacić, ale facet wydzwania i ciągle nas nęka swoimi problemami. Ciągle chce jakieś pieniądze bo te które dostał jakoś się rozpłynęły. Dzisiaj znowu dzwonił i wpadł na genialny pomysł otóż żeby mu przelać jakieś 30 tyś., a jeśli nie możemy to on sobie wynajmie mieszkanie jakieś, a my będziemy płacić ten wynajem do czasu aż nie zapłacimy reszty!!??!! Zwariował czy jak?! No już po prostu przegina na całej linii. Mam tylko nadzieję, że ustępstwa na jakie poszliśmy do tej pory nie obrócą się przeciwko nam. Teraz nie ma mowy na żadne dogadywanie się powiedziałam M. że jak będzie znowu dzwonił i coś wymyślał to ma mu powiedzieć, żeby sprawdził datę na kalendarzu, a potem przeczytał umowę jaką podpisaliśmy i niech nam da spokój.

Marzę o tym by się wyspać i odzyskać spokój. Do póki nie zamkniemy sprawy z domem będzie to raczej trudne...

Wczoraj złożyłam już łóżeczko dla maluszka :)) Powoli robi się już taki mały kącik dla mojego syneczka. Co do imienia nie mamy jeszcze pewności które wybierzemy, choć skłaniamy się ostatnio w kierunku Alexa (Aleksander). M. już nawet tak się zwraca do brzuszka, więc być może tak już zostanie ;)

Marti mnie trochę pogarszające się samopoczucie... Często twardnieje mi brzuch, co jest nieprzyjemne i bolesne. Do tego ból pachwin, a przed wczoraj złapał mnie taki ból/skurcz podbrzusza że aż osunęłam się na łóżko. W środę mam wizytę u gina więc dowiem się jak wyszły wyniki badań. Dodatkowo w czwartek idę na usg i zobaczę maluszka :)) Mam nadzieję że wszystko jest w porządku i Alex nie zrobi mi niespodzianki i uzna że chce się pojawić wcześniej na świecie. Wolę by się jeszcze rozwijał w moim bezpiecznym brzuszku, nawet za cenę przytycia jeszcze kilku kilogramów :(
Już nawet nie wchodzę na wagę, bo łapię doła. Trudno mi na siebie patrzyć, na taką okrągłą wersję mnie. Boję się by się nie nabawić jakichś zaburzeń żywieniowych. Już teraz zauważam pewne zachowania które mi się nie podobają, ale nadwaga to coś czego się strasznie boję...


wtorek, 9 października 2012

Sprawy rodzicielskie

Czuję się dzisiaj mega zmęczona. Przez pół dnia załatwiałam różne sprawy i teraz naprawdę nic mi się już nie chce.
Zjadłam, włączyłam kompa, muzykę i piszę... To chwila relaksu dla mnie. Po pracy M. przywiezie S. Będzie u nas do czwartku rana (M. zawozi go prosto do szkoły). Więc tym bardziej chcę się zrelaksować i odstresować, bo dzisiejszy dzień jakoś nie należał do najlepszych, a ponieważ jeszcze trochę go zostało, postaram się zmienić złą passę.
Po 16-tej jadę do Mizi na pogaduchy. Długo siedzieć nie będę bo zapomniałam, że na wieczór jestem umówiona w sprawie łóżeczka. Jednak myślę że 1-1,5h pogaduchów też wystarczy ;)

Do M. odezwała się w poniedziałek jego ex. Właściwie trudno powiedzieć o co dokładnie chodziło, chyba tak ogólnie chciała się pożalić, że czuje się samotna i wszystko jest na jej głowie. Bo się okazało że S. ma jakąś książkę 200 str. do przeczytania na środę, a sobie o tym zapomnieli. W sumie dopiero co sama do M. dzwoniła z krzykiem że nie zauważył jakiegoś zadania które S. miał zrobić, a sama też nie dopełnia swoich obowiązków. Może i dobrze, że tak wyszło, bo przynajmniej na drugi raz się w język ugryzie zanim zadzwoni z pretensjami. Generalnie musiała się przyznać, bo akurat S. jest u nas w tym czasie i wyszło by, że się nie przygotował do szkoły. Miała chyba pretensje, że to ona musi o wszystkim pamiętać.
Do końca nie rozumiem o co jej dokładnie chodzi. Jak S. jest u nas sporo czasu poświęcamy na naukę, zwłaszcza na angielski. To nie jest tak, że przyjeżdża i zadań nie odrabia i się nie uczy. Jak jest z nami my odpowiadamy za to by do szkoły chodził przygotowany.
Poza tym dała do zrozumienia M. że ex nie ma swojego życia, że ona nie ma czasu dla siebie itp. Dodała też że jest jej ciężko i że S. chce być więcej u nas...
Cóż... przyznam że dla mnie to problem bo i tak uważam, że bardzo się angażujemy w wychowanie S. Oczywiście nie tak gdyby M. był z nimi, to oczywiste, ale przecież się rozwiedli.
Kiedyś kiedy trwała rozprawa rozwodowa i ustalali warunki wychowania S., M. oczywiście proponował, że może się nim zająć i on przejmie nad nim główną opiekę, ale się nie zgodziła. Teraz exowa ma pretensje, że to głównie ona sprawuje nad nim opiekę.
Nie wiem, naprawdę nie wiem co o tym wszystkim myśleć. Oczywiście jeśli chodzi o M. to dla niego im częściej będzie z nami S. tym lepiej. Ja sobie myślę że to ich dziecko i oczywiście angażuję się w jego wychowanie, ale dlaczego ma być aż tak dużą częścią mojego życia.
Generalnie S. jest z nami co tydzień, cyklicznie, co drugi weekend (odbieramy go po szkole) i jest do niedzieli wieczora (tak 20:30-21:00), oraz co drugi tydzień jest u nas dwa dni w tygodniu (odbieramy go we wtorek po szkole i jest u nas do czwartku rana tzn. w czwartek M. odwozi go do szkoły, a po szkole odbiera go już exowa. Teoretycznie nie jest to ani dużo ani mało, ale jest to tak rozdzielone by miała czas co drugi weekend i była odciążona też kilka dni w tygodniu od szkoły. Chciała sprawować opiekę nad S. dostaje wysokie alimenty, piekliła się o samochód by mogła chłopca wozić do szkoły. Wszystko dostała. Czego chce jeszcze? Nie odda nam S. pod opiekę, ale chce by był więcej z nami...
Generalnie nie dba o nawyki żywieniowe chłopca i naprawdę jest mega szczuplutki. Ale jak sam mówi w domu są głownie chrupki i właściwie głównie je płatki z mlekiem. No na tym na pewno mężczyzna nie urośnie. Jak jest u nas zawsze gotuje obiady i staram się by było to co lubi, do tego jakieś podwieczorki, typu budyń, racuchy, naleśniki i wcina chłopak aż miło. No ale to nie ja jestem mamą, tylko ona więc głownie ona powinna o chłopca dbać. Raczej niech nie liczy, że będzie brała alimenty, a S. będzie tak naprawdę głównie u nas.
A tak przy okazji z tą utratą przez nią po raz kolejny pracy to fałszywy alarm był. Po prostu się żaliła teściom że jest jej tam źle i nie wiadomo jak długo tam zostanie. Tak się robią plotki... bo ojciec M. wszystko przekręcił i tylko nas zestresował.
Pytałam M. co odpowiedział exowej, na te jej żale związane z wychowywaniem S. Powiedział że niewiele, po prostu stwierdził by się zastanowiła nad tym wszystkim i coś zaproponowała. Tzn. jak jej zdaniem miało by to wszystko wyglądać i zastanowimy się co z naszej strony możemy zrobić. Zobaczymy czy coś wymyśli, czy po prostu miała gorszy dzień i chciała się wyżalić.
M. zapytał mnie co ja na to byśmy brali małego częściej. Powiedziałam, że chyba nie chcę, bo uważam że i tak nie mamy na nic czasu. M. po pracy pracuje w drugiej, a ja nie chcę się zajmować więcej niż muszę dzieckiem które nie jest moje.
Nie wiem, po prostu trudne to wszystko. Stwierdziłam że nie będę jej jeszcze bardziej ułatwiać. Ona mi nie pomoże przy wychowaniu dziecka, więc dlaczego ja mam odciążać ją. M. daje z siebie tyle ile może, poza tym pomagają tez jego rodzice. Przy czym przypomnę, że jak informowaliśmy teściów że spodziewamy się dziecka usłyszałam że na nich już mamy nie liczyć bo są za starzy. To wszyscy będziemy pomagać biednej exowej, a ja mam sobie radzić sama ze wszystkim. Nie raczej nie dam się w nic więcej wmanewrować.
A wy co myślicie? Może jednak ja przesadzam...

sobota, 6 października 2012

Zakupowo

M. przewozi dzisiaj rzeczy ze swojego mieszkania do naszego domu. Sporo było pakowania i zabezpieczania ale w końcu się z tym uporaliśmy. Dzisiaj będą to wszystko przewozić by w końcu opróżnić mieszkanie.
Jak sobie pomyślę że czeka mnie jeszcze jedno takie pakowanie tyle że sporo większe z obecnego mieszkania to już mnie głowa boli, zwłaszcza że będzie już maluch na świecie...
Rozmawiałam też już z Mizią i jej facetem, bo kiedyś wspomnieli że chyba chcieli by wynająć to nasze mieszkanie. Niestety stwierdzili że jednak na razie się nie przenoszą z obecnego. Przeczekają jeszcze trochę i może jednak wezmą kredyt i kupią coś swojego.
Trochę mi przykro, że będę musiała wynająć moje kochane mieszkanko komuś obcemu, ale co zrobić, takie życie... Tak więc oprócz remontu domu, przeniesienia się do naszego nowego gniazdka, czeka mnie jeszcze pokazywanie mieszkania ewentualnym zainteresowanym. Przypuszczam że będzie też trzeba pomyśleć o odświeżeniu mieszkania. Szkoda że nie można chociaż części rzeczy zrealizować teraz kiedy jeszcze noszę synka w brzuszku.

Wczoraj byłam na zakupach i kupiłam w końcu prezent urodzinowy dla mojego M. Od dawna wiedziałam co to będzie tylko jakoś nic mi się nie podobało aż w końcu trafiłam na coś co przykuło moją uwagę.
Szukałam fajnej męskiej torby na ramię, ale większość wyglądała jakoś tak tandetnie :/
A to torba którą upolowałam ;) Mam nadzieję że M. będzie zadowolony.


Przy okazji i ja skorzystałam bo kupiłam sobie białą bawełnianą bluzeczkę, bo mój brzuch mieści się w coraz mniej rzeczy. Do tego dokupiłam jeszcze ciążowe ciepłe rajstopy i na koniec jeszcze ciepłą zimową czapę ;)




Polowałam jeszcze na jakieś buty, bo robi się coraz chłodniej i baleriny trzeba będzie odłożyć na wiosnę. W szafie dominują szpilki, a mi coraz trudniej w nich chodzić :/ Niestety nic ciekawego nie znalazłam więc trzeba będzie się jeszcze pomęczyć. Najgorsze że w każdym sklepie jest niemal to samo :(

środa, 3 października 2012

Wstaję rano, jem śniadanko i siadam na kanapie przed tv. Zazwyczaj oglądam "Dzień dobry TVN" i czytam newsy w necie. Generalnie błogie lenistwo.
W nocy źle sypiam i zazwyczaj budzę się koło 4-tej rano. Trochę się przewracam z boku na bok, ale zazwyczaj po prostu biorę książkę i czytam.
Nie wiem skąd się bierze ta bezsenność, chyba zaczynam się stresować remontem domu do którego się przymierzamy. Może to też strach przed zmianą otoczenia. Tam będę sama, zero przyjaciół, znajomych, czy rodziny w zasięgu ręki. Być może z czasem się tam zadomowimy, ale pewnie trochę to potrwa...


W ubiegłym tygodniu widziałam się z ex małżem. Spotkanie nie trwało długo. Trochę pogadaliśmy pokazał mi zdjęcia z wakacji i ślubu. Ja pokazałam mu zdjęcia syneczka z usg i kilka zdjęć domu który kupiliśmy z M. Generalnie rozmawiało się bardzo fajnie, jak ze starym dobrym znajomym. Mimo to trochę to dziwne, bo przecież byliśmy ze sobą przez 10 lat, a teraz oglądamy zdjęcia z nowymi partnerami...
Jego żona Kasia wyglądała ładnie i myślę że do siebie pasują, ja nie byłam dobrą wybranką dla ex małża. Myślę że teraz jest szczęśliwy, a ze mną już nie potrafił być, tak jak ja z nim. Jak tak go słuchałam to miałam wrażenie, że czasem trochę się przechwalał jakby chciał pokazać, widzisz odeszłaś ode mnie, a teraz tak dobrze mi się powodzi i potrafię być szczęśliwy. Bardzo się cieszę że jest szczęśliwy, bo i ja jestem. Nie tęsknię za nim. Jestem szczęśliwa z M., choć nie jest to beztroski związek dwojga nastolatków.

czwartek, 27 września 2012

Dni mijają bardzo szybko. W zasadzie codziennie coś się dzieje. Dużo formalności rozmaitych i w zasadzie nie ma czasu dla nas, dla mnie i M. Tzn. jest ale niewiele, a potrzeby mam duże ;)
Wczoraj załatwialiśmy kredyt w kolejnym banku, potem jechaliśmy do rodziców M. na herbatkę i ciacho, a koło 19:30 miałam jeszcze spotkanie z dwoma koleżankami z pracy. Spotkanie skończyło się koło 22-giej i szczerze mówiąc byłam już umęczona. Natomiast fajnie było się zobaczyć i porozmawiać.
Dziewczyny stwierdziły że wyglądam kwitnąco i ciąża mi służy :) Szczerze mówiąc tak się tez czułam i dumnie eksponowałam swój krąglutki brzuszek.

wtorek, 25 września 2012

Spacerkowo

Dzisiaj po szkole odbierałam S. A ponieważ była piękna pogoda postanowiłam, że pójdziemy sobie na spacer.
Stałam pod szkołom i czekałam na S. i trochę dziwnie się czułam. Tym razem odbierałam ich syna, kiedyś będę odbierała swojego...
Na spacerze było bardzo sympatycznie, myślę że oboje spędziliśmy naprawdę fajne chwile. Dużo rozmawialiśmy, a S. ciągle przytulał się do brzusia i rozmawiał z nim.
Poniżej fotorelacja ze spaceru:





niedziela, 23 września 2012

Sielankowo

Chłopcy szkolą się w angielskim, a ja odpoczywam w pokoju obok.
Weekend z S. minął bardzo spokojnie, a wręcz sielankowo. Ciągle się śmialiśmy wygłupialiśmy i przytulaliśmy. S. ma ewidentne braki w czułościach i sam domagał się pieszczot. Może potrzebuje potwierdzenia że jest kochany i ważny. Staramy się to okazywać, tak by nie czuł się gorszy.
Dzisiaj powiedział że mnie lubi, a potem to dodał, że to dziwne że będę matką jego brata. Zapytałam dlaczego tak myśli. Odpowiedział że nie wie, to dziwne, ale w sumie fajne.
Być może dla niego dziwne jest to że będzie miał brata, który będzie miał tego samego tatę, ale mamę już nie.
Póki co S. bardzo się cieszy z rodzeństwa. Głaszcze mnie po brzuchu, przytula się mówi do niego...
Tworzymy taką porozbijaną, ale jednak rodzinkę, która mimo wszystko potrafi być ze sobą szczęśliwa.


piątek, 21 września 2012

Poranne przemyślenia

Zjadałam śniadanko, dzisiaj w łóżku i znowu troszkę leniuchuję. Wczoraj troszkę się napracowałam pranie, prasowanie, gotowanie obiadku, pieczenie ciasta dyniowego, a potem na kolację placuszków dyniowych i oczywiście sprzątanie, zmywanie i takie tam... Ale jakoś wczoraj chciało mi się poszaleć więc  dogadzałam kulinarnie mojemu M. ;)
Przywiozłam ogromna dynie z ogródka i trzeba było z nią w końcu coś zrobić. Przed wczoraj gotowałam zupę dyniową i jak ktoś lubi takie kremowe zupy to polecam :)
Poniżej zdjęcie zupki:

Zupa z dyni:
odrobinę imbiru drobno pokroić i przesmażyć na oleju, dodać 500g pokrojonej w kostkę dyni, 1\2l wody, vegeta, całość gotować 20-25minut, następnie całość zmiksować i dodać łyżkę śmietany i sok z jednej dużej pomarańczy. Przyprawić do smaku octem balsamicznym.
Ja podaje zupkę z grzankami.
*           *           *           *           *
Na weekend jest z nami S. Jakoś tym razem nawet się nie stresuję. Bo często tak właśnie bywa, że już na kilka dni przed jego wizytą jestem spięta. Tym razem odczuwam spokój, a to dobrze, bo przecież negatywne emocje nie są mi teraz do niczego potrzebne ;). Skupiam się tylko na innych (ważniejszych dla mnie rzeczach), reszta się jakoś nie liczy i dzięki temu jest we mnie więcej spokoju, choć może powinnam się martwić...
Ex mojego M. rozstała się ostatnimi czasy ze swoim partnerem. Fakt to nie powód do niepokoju, bo przecież ludzie się czasem rozstają, ale chyba szkoda mi trochę S. To kolejny wujek w jego życiu który się pojawił i zniknął. Nie wiem jak to może wpłynąć na psychikę dziecka, ale chyba ma jednak jakiś wpływ bo czasem pyta nas czy się kochamy i na pewno nie rozstaniemy...
Exowa zwierzyła się M. że jej związek się rozpadł, bo facet nie chciał zobowiązań. Myślę, że mogło ją zaboleć że my spodziewamy się dziecka, wzięliśmy ślub, a teraz kupiliśmy też dom. Idziemy na przód, coś wspólnie budujemy, a u niej chyba tak nie było. 
Zastanawiam się czy S. już wie i czy będzie zadawał jakieś trudne pytania. Czasem po prostu człowiek nie bardzo wie co odpowiedzieć.
Poza tym dowiedzieliśmy się wczoraj od taty M., że Exowa już nie pracuje...
Nie wiemy z jakiej przyczyny. Być może nie przedłużyli z nią umowy a być może sama zrezygnowała, bo podobno nie była zadowolona z obecnej pracy i była w niej tylko dlatego że nie mogła zrezygnować przez rok bo musiałaby zwrócić koszty szkolenia. Tyle że rok jeszcze nie minął a zaledwie pół więc nie wiemy co się stało.
Tak czy siak, M. znowu się zmartwił, że to wpłynie na S. no bo płaci alimenty by chłopcu było dobrze, a nie po to by z nich żyła również ona. Martwi się jak S. będzie sobie z tym radził. My pewnie wkrótce przeniesiemy się do dużego domu, a on będzie z mama która nie pracuje i będzie im może ciężko. Może pojawić się zazdrość, sami nie wiemy.
Trudno powiedzieć co pojawi się w głowie dorastającego chłopca. Nam też jest teraz ciężko, ale radzimy sobie i jak tylko uregulujemy formalności będzie dobrze. Powtarzam sobie, że to tylko kilka trudnych miesięcy, a potem znowu będzie jak dawniej (no prawie bo pojawi się przesyłka specjalna, czyli maluszek). 
Problem w tym, że S. nie będzie widział z jakimi problemami się borykamy i nie będzie też pamiętał, że jeszcze niedawno mieszkaliśmy w małym i ciasnym mieszkanku. Dla dziecka liczy się chyba tu i teraz...
Powiedziałam M. by się nie martwił na zapas, bo może ona tylko zmienia prace na inną i nie ma sensu dramatyzować. Poza tym on chyba też otrzeźwiał i stwierdził że nie może się całe życie przejmować jej wyborami. On wywiązuje się z obowiązków ojca, utrzymuje dziecko, utrzymuje z nim regularny kontakt, pomaga w lekcjach, przytuli i skarci jak trzeba. A ona, cóż czas by zadbała o siebie i o dziecko, które tak bardzo kocha, a nie liczyła na nas...
Powiedziałam M. że jeśli zobaczy że S. jest ciężko z matką, to możemy go wziąć do siebie, choćby na jakiś czas do póki ona sobie nie ułoży wszystkich spraw. S. jest bardzo zżyty z matką więc może nawet nie będzie tego chciał, ale jeśli pojawią się takie pytania z jego strony, to przecież go przygarniemy. W końcu to brat mojego dziecka, a w domu na pewno znajdzie się dla niego miejsce.
Problem w tym że oboje z M. zdajemy sobie sprawę, że ona raczej się na to nie zgodzi, bo z czego by wtedy żyła... A tak, ciężko bo ciężko, ale jednak ma za co żyć. A ja się nie zgadzam by S. mieszkała z nami, a jej nadal będziemy płacić alimenty... Nie zgadzam się na to by utrzymywać obcą kobietę. Nie musi do dziecka dokładać ani złotówki, ale niech nie liczy, że będziemy ja finansować. Na to nigdy się nie zgodzę, a dla S. drzwi są otwarte.


czwartek, 20 września 2012

Sielankowo :)

Jest rano, jeszcze nie minęła 8:00. Leżę sobie w łóżko z kawą, laptopem i muzyczką w tle.

Rozmyślam sobie o wszystkim co było i będzie. Ostatnio ciągle od wszystkich słyszę że wyglądam kwitnąco. Hmm... nie zawsze się tak czuję, ale to miłe że jestem tak postrzegana. Ja czuję się grubo, ociężale, z odwiecznym problem w co się ubrać, a i z bólami krzyża... Ale to moje odczucia, skoro inni tego nie widzą jest dobrze ;)
M. też patrzył tak na mnie wczoraj i powiedział, że jestem ostatnio taka rozpromieniona i on również jest szczęśliwy bo lubi mnie właśnie taką. 
Każdy ma jakieś problemy, my też je mamy, ale sobie radzimy, raz lepiej, raz gorzej, ale najważniejsze że bilans wychodzi na plus ;)
Ja sama czuję wewnętrzne szczęście. To pewnie hormony, przygotowują mnie na to co się wydarzy.
Maluszek się wierci :)
Chciałabym go już zobaczyć, dotknąć, przytulić... Już niedługo i pewnie nie ma się do czego tak spieszyć, bo wtedy skończy mi się ta sielanka.



Do pracy póki co nie wracam, nawet nie musiałam prosić o L-4, gin sama powiedziała że mam przyjść po następne 08.10. Poczułam ulgę. M. mówi że źle się dzieje teraz w firmie, awantury, trzaskanie drzwiami to codzienność. Wczoraj podobno Szef był tak wściekły że na jednym z zebrań już nawet pokazał im fuck off.
No więc za pracą bynajmniej nie tęsknię :) Dobrze mi tu w domku. Wczoraj wyprałam pierwszą partię ubranek, więc dzisiaj je ładnie wyprasuję i poukładam w szafeczce małego. Teraz tylko takimi rzeczami chcę sobie zawracać głowę, a wszystko co negatywne niech odejdzie chen daleko.
Musze też zająć się planem remontu. Tzn. wstępnie wiemy co trzeba zrobić i w jakiej kolejności, ale trzeba by rozrysować plan w jakimś programiku i zastanowić się gdzie co powinno się znaleźć. Trzeba by poszukać fachowców od ogrzewania gazowego, kominkowego, kogoś kto wyburzy ścianę, zrobi podłogi, ściany, trzeba wybrać drzwi, znaleźć konstruktora który sprawdzi czy na pewno ścianę można wyburzyć, itp. itd. Naprawdę dużo tego... Ale to przecież nasz wymarzony dom i z przyjemnością włożę serce w jego remont :)

środa, 19 września 2012

Coś dla maluszka

Ubranka dotarły. Duuużo tego... ;))
Póki co przeglądam, układam, przekładam i czekam na M. by mu wszystko pokazać. Potem wszystko wypiorę, wyprasuję i poukładam rozmiarami, bo lubię mieć wszystko posegregowane.
Oj będę stroić tego małego bąbla ;)
Dzisiaj mam wizytę u gina, pokażę te moje usg i poproszę o kolejne L-4 bo do pracy wracać już nie chcę. M. sam wczoraj stwierdził że nasz szef wariuje i dobrze że mnie nie ma bo ciężko z nim wytrzymać. Oj pamiętam te jego humory, pamiętam. Szkoda że tak jest, bo prawdę mówiąc brakuje mi pracy i gdyby była inna sytuacja (mniej stresująca) na pewno bym w domu siedzieć nie chciała.
Ciągle myślę czym mogłabym się zająć, bo do firmy naprawdę bardzo nie chcę wracać. Niestety nic sensownego nie wymyśliłam :/ Mam jeszcze czas, ale naprawdę zależy mi by zrobić coś ze swoim życiem. Teraz trzeba tylko wymyślić co ;)