wtorek, 30 października 2012

Przeziębiona

Niestety pogoda jak jest wiemy... za oknem praktycznie zima...
To niestety nie mi nie sprzyja i jakoś się wczoraj przeziębiłam. Nie wiem czy mnie po prostu przewiało, czy też zostałam zarażona gdyż prowadząca w szkole rodzenia była nieźle zakatarzona. efekt był taki że po zajęciach wyszłam już z bólem gardła. Dzisiaj rano wcale nie czułam się lepiej, gdyż doszedł jeszcze katar.
Rano zadzwoniłam do lekarza i przełożyłam badanie usg na inny termin, by z domu nigdzie nie wychodzić.
Napaliłam w piecu i kaloryfery aż skwierczą od temperatury. Mam tu przyjemnie ciepło, tylko za oknem przerażający widok. M. też okazał się kochany, bo gdy rano wspomniałam o tym, że zjadłabym świeże pieczywo, powiedział że niestety nie zdąży przed pracą, ale bardzo mnie zaskoczył bo po 10 min wrócił ze świeżym i pachnącym chlebkiem :)) Mniam ależ mi śniadanko smakowało.
Poza tym popijam mleko z czosnkiem i miodem i naprawdę gardło już tak nie boli, a i katar nie leci ciurkiem z nosa. Głównie wylegiwałam się w łóżku, ale koło południa gdy odzyskałam siły zabrałam się za małe porządki (kurze, podłogi, pranie), a teraz gotuję rosołek :)

poniedziałek, 29 października 2012

Złe wieści

Jakoś ciągle nam pod górkę... Weekend miał być spokojny, relaksująco i spędzony w gronie rodziny.
Towarzystwo dopisało jednak zabrakło spokoju i relaksu.
W piątek załatwialiśmy, a raczej próbowaliśmy załatwić formalności związane z tymi nieszczęsnymi starymi wpisami w księdze wieczystej. Niestety nie udało się odnaleźć żadnej z widniejących tam osób. Spędziliśmy na tym cały dzień. Przeglądanie ksiąg wieczystych, szukanie tych ludzi poprzez wydział geodezji, parafie kościelne, bo prawdopodobnie część z tych osób już nie żyje, i nic... Po prostu nic. Cały dzień w zasadzie zmarnowany. Ktoś nam podsunął pomysł by zatrudnić do tego geodetę który zajmuje się tego typu sprawami. Dostaliśmy namiary na kogoś takiego, ale usłyszeliśmy, że tego typu sprawy są bardzo trudne, czasem wręcz niemożliwe do ustalenia i na pewno będzie to sporo kosztować...
Jak by tego było mało, zadzwonili z banku z informacją że niestety bez porządku w księdze wieczystej kredyty nie dostaniemy... Problem w tym, że wyjaśnianie może potrwać nawet kilka lat, a i tak nie ma pewności ze uda się wyjaśnić wszystko.
Takiego obrotu sprawy się nie spodziewaliśmy, jak byliśmy się orientować n/t kredytu przed jego zakupem to wszyscy wskazywali problem związany z zadłużeniem wpisanym w księdze, a o pozostałych warunkach nikt nawet słowem nie wspomniał. Teraz kiedy zadłużenie jest spłacone, w księdze wieczystej jest to już wyczyszczone, pojawia się kolejny warunek, którego nie jesteśmy w stanie spełnić. Prawda jest taka, że to bardzo zła wiadomość. Nie wiem jak to w związku z tym połapać. Trzeba oddać pieniądze rodzicom, a sami jesteśmy już bez grosza. Zanim uzbieramy jakiś sensowny pieniądz minie sporo czasu, a przecież trzeba zrobić remont ogrzewania w domu no i naprawić taras. To spory wydatek i takie minimalne minimum do zrobienia... Do tego wszystkiego ja wnet urodzę, pojawi się Alex i planowałam, że po macierzyńskim trochę z nim pobędę. Chciałam wziąć wychowawczy i pobyć z nim jeszcze rok. W obecnej sytuacji nie ma na to najmniejszych szans i będę musiała oddać półroczne dziecko do żłobka, by wrócić do pracy. Wiem takie są czasy, dużo ludzi tak postępuje, ale po prostu nie tak sobie to planowałam. Przykro mi że obcy ludzie będą się nim zajmować, a nie ja matka. Trochę to wszystko boli. Pojawia się też zazdrość, na myśl o exowej która z S. była przez 3 lata i mogła się zajmować swoim dzieckiem. Ja nie będę miała szans na taką więź i jeszcze ta świadomość, co mnie czeka po powrocie do firmy... Wątpię by Szef jakoś się już pozbierał, bo nawet dziewczyny mówiły że czasem coś o mnie wspomni i to raczej z przekąsem. To że związałam się z M. nadal bardzo go boli i przez to lubił się na mnie wyładowywać. Nie wiem czy to wszystko zniosę. Chyba łapię doła.

środa, 24 października 2012

Większa i większa...

Nie wiem czy każda przyszła mama tak ma, ale ja nie mogę na siebie patrzeć. Czuję się jak gruba beza. W życiu tyle nie ważyłam i jak spoglądam w lustro, to nie mogę uwierzyć że to naprawdę ja. Męczę się bo z jednej strony ciągle jestem głodna, a z drugiej czuję, że nie powinnam tyle jeść. Gubię się w tym nie wiem co właściwi zrobić, ćwiczę, ale boję się by nie przesadzić, a najchętniej poszłabym na siłownię i dała sobie konkretny wycisk.
Dzisiaj miałam w planie wybrać się do centrum handlowego i może zaliczyć jakieś małe zakupy. Zamiast tego wolałam jednak zostać, bo czuję się zbyt gruba i ociężała. Ostatnią rzeczą na jaką mam ochotę to wychodzić do ludzi. Jutro mam się widzieć z Mizią, ale też jakoś średnio mam ochotę. Ona wygląda świetnie, a ja jak gruba bela... Do tego wszystkiego cera też się trochę pogorszyła, ach jak tylko urodzę wezmę się za siebie. Do porodu zostały niecałe 2 miesiące, a kilogramów przybyło prawie 11 :( Najgorsze, że to pewnie jeszcze nie koniec.
Teoretycznie tyję w normie, ale.. ale to i tak mnie nie pociesza, bo wolałabym być w dolnej granicy tycia, a może nawet poniżej. Wiem, że nie mogę myśleć egoistycznie, że to tylko kilka miesięcy, a zdrowie syneczka powinno być najważniejsze. Wiem o tym, choć to strasznie trudne...

poniedziałek, 22 października 2012

Mama

Będę mamą i jakoś czasem nadal jest to dla mnie trochę abstrakcyjne. Widzę jak zmieniło się moje ciało, jak urósł brzuch i jak czasem trudno się schylić. Coraz częściej coś mnie boli i coraz więcej ruchów w moim brzuchu. Tyle że z uczuciami jestem chyba trochę na bakier. Tzn. nie czuje jakiejś przeogromnej miłości, nie czuję że zostanę matką. Towarzyszy mi raczej uczucie ciekawości, niecierpliwości, bo przecież wiem że wkrótce wszystko się zmieni, tylko nie do końca zdaję sobie sprawę z wagi tych zmian.
S. ciągle bombarduje mnie różnymi pytaniami, czy się cieszę, czy już się nie mogę doczekać, dlaczego wcześniej nie miałam dzieci, itp. Te wszystkie pytania są pewnie naturalne ale wczoraj zapytał też kogo kocham bardziej jego czy Alexa... Nie wiedziałam co odpowiedzieć, by nie skrzywdzić S. Ostatecznie powiedziałam prawdę, tzn. że Alexa chyba jeszcze nie kocham, tzn. bardzo się cieszę, że go będziemy mieli i nie mogę się doczekać kiedy się pojawi na świecie, ale trudno jest pokochać kogoś kogo się jeszcze nie widziało i nawet się go nie zna.
Chyba taka odpowiedź mu wystarczyła, bo już nie wracał do tego pytania. Ja w sumie czułam się dziwnie, bo wiem że właściwie nigdy nie pokocham S. tak jak pewnie będę kochała swoje własne dziecko. Poza tym S. ma swoją mamę i chyba właśnie ze względu na nią do tej pory mam problem z uczuciami do S., bo wciąż widzę w nim matkę. Natomiast pomyślałam sobie że dobrze to kamufluję, bo chłopak raczej nie wyczuwa moich rozterek skoro ma poczucie że go kocham...
Swoją drogą z ekxową znowu są jakieś problemy. Wszystkiego nie wiem bo M. chyba nie chce mnie obciążać jej problemami, ale wiem że nie jest najlepiej.
Okazuje się, że eksowa jednak nie ma już pracy, chyba od ponad tygodnia (przyczyn nie znam). Do tego w całej rodzinie wrze bo choć nie pracuje i teoretycznie powinna mieć więcej czasu S. chodzi do szkoły bez śniadań, bo exkowa ma problem z organizacją czasu. Poza tym problem jest tez z zadaniami. Przez weekend S. robił u nas zaległe zadanie, którego wcześniej nie zrobił bo nie miał kartki A3. Nie wiem czy dostał pałę czy tylko upomnienie bo M. tylko coś pod nosem przebąkną o tym zadaniu, a dziecka o szczegóły nie chciałam wypytywać.
W sumie cała sprawa jakaś dziwna z M. nawet nie chcę chyba zaczynać rozmowy, bo właściwie pewnie to nie moja sprawa, a to tej całej akcji ze spóźnianiem i chodzeniem bez śniadań do szkoły dowiedziałam się od teściowej. Żaliła się że nie może na to wszystko patrzeć, że najchętniej zabrałaby S. do siebie. Powiedziałam że to nie takie proste, bo ona jest matką, sami też proponowaliśmy że się chłopcem zajmiemy, ale oczywiście to nie wchodzi w grę.
S. był u nas od piątku do niedzieli wieczora. Potem znowu jest od środy do soboty wieczora i uważam że to po prostu wykorzystywanie mnie. Bo ona siedzi w domu a dzieckiem się nie zajmie i ja obca dla chłopca kobieta mam się zajmować jej dzieckiem. Powtarzam to bez końca i zdania raczej nie zmienię, jak tak to ma wyglądać, że u nas jest coraz częściej i jeszcze trochę i będzie więcej niż u niej, to trzeba sądownie ustalić wszystko i nie płacić jej alimentów skoro pieniądze nie idą na dziecko!
Pokręcone to wszystko i niestety pewnie najbardziej zawsze odbija się na dziecku, ale z drugiej strony przecież to ona jest matką i powinna chcieć dla dziecka jak najlepiej a nie liczyć na to, że ktoś inny się nim zajmie. Najbardziej wkurza mnie to, że nie pracuje i jeszcze ma czelność wydzwaniać do M. (który pracuje na 2 etaty), że ma jej pomóc, bo ona ma za dużo na głowie i brać go częściej.
Najgorsze jest to, że tak mnie to wkurwia, a mimo to ulegam (chyba dla M. to robię) i godzę się na pewne ustępstwa, dzięki temu ona dostaje to czego chce. Ona dostaje kasę, a ja zajmuję się jej dzieckiem.
W tym tygodniu zgodziłam się na 4 dni, ale niech nie liczy że to będzie norma. Musze się postawić i trzymać tego co powiem, bez ulegania.

piątek, 19 października 2012

USG

Wczoraj byliśmy na usg 4D zobaczyć co tam słychać u naszego maluszka.
Generalnie nie bardzo chciał się pokazać. Chyba jest wstydliwy ;) Zmienił pozycję i niestety nie jest już ułożony główką do dołu :( Mam nadzieję, że zmieni jeszcze pozycję. Wolałabym urodzić naturalnie, wizja cesarki raczej mnie nie cieszy :/ Lekarz powiedział, że teoretycznie ma jeszcze 2 do 3 tygodnie na zmianę położenia, bo dzieci zmieniają układ jeszcze do 35 tygodnia. Dodał też że chłopak jest duży więc nie wiadomo jak będzie... Teraz leży trochę po przekątnej i jest zwrócony buzią w kierunku kręgosłupa dlatego na usg niewiele było widać.
Poza tym chyba będzie akrobatą, bo nie wiem jak to zrobił, ale w trakcie usg przez jakiś czas miał stopę przy buzi... Sami zobaczcie ;)


Wiem jakość zdjęć nie jest najlepsza, ale może coś wam się tam uda dostrzec ;)
Czasem jeszcze pojawiał się w mojej głowie problem związany z płcią dziecka, ale jak patrzę na to maleństwo, po prostu się w nim zakochuję. Mam nadzieję że tak już zostanie i będę kochać mojego chłopca :))

czwartek, 18 października 2012

Zmiany

Na blogu wprowadziłam trochę zmian. Dodałam m.in. strony z muzyką i książkami które ostatnio przeczytałam. Muzyka jest dla mnie ważna, więc chciałam by również znalazła miejsce na tym blogu. Książki też ostatnio zajmują spore miejsce w moim życiu, a ponieważ pamięć ludzka jest ulotna postanowiłam, że i one będą miały swoją stronkę. Już widzę jak niewiele pamiętam. Przecież w tym roku przeczytałam znacznie więcej książek niż te kilka które umieściłam na blogu, ale póki co nie mogę sobie przypomnieć ich tytułów. Wygląda więc na to, że tym bardziej powinnam to gdzieś spisywać, tak dla swojej wiedzy/pamięci ;)

Stosunki z M. nadal nie są idealne. Tzn. nie kłócimy się, ale też mało ze sobą rozmawiamy. Czułość okazujemy sobie tylko w nocy wtulając się w siebie. Dzisiaj M. prawie mnie zmiażdżył silnym uściskiem z którego trudno się było uwolnić.

Od jutra jest z nami S. Nie cieszy mnie to, bo właśnie z jego powodu były ostatnie spięcia. Trudno mi być obojętna na to wszystko. Kiedy jest najtrudniej? Gdy S. wtula się we mnie, a mi tak cholernie trudno poradzić sobie z emocjami. Czasem to nawet złość, że jej dziecko jest kartą przetargową, że z jego powodu  te wszystkie przykrości. Wiem to tylko dziecko. W kółko to sobie powtarzam dlatego te uczucia to wewnętrzna walka, której inni raczej nie dostrzegają.

Idę dzisiaj na usg. Takie 4D by zobaczyć maluszka. Takie bajery są raczej drogie, ale udało mi się kupić taki pakiet na Gruponie. Ciesze się że zobaczę swojego maluszka :) Na razie na monitorze, ale już za niecałe dwa miesiące być może będę go już trzymała na rękach... To niewiarygodne jak ten czas szybko leci...

wtorek, 16 października 2012

Poranek

Jest już 9-ta rano a ja nadal w łóżku. Za oknem pochmurno i tak jakoś mgliście. W tle słychać "Raid", jakoś wpadła mi w ucho.
Z M. stosunki nadal są raczej chłodne. Nie są to całkowicie ciche dni, ale jednak niewiele rozmawiamy, raczej się mijamy i czułości też sobie nie okazujemy. Każde czuje się urażone i każde ma do tego prawo i ja i on. Przykre że zanim zaczęły się te wszystkie rozmowy n/t S. było tak cudownie i romantycznie. Czasem chciała bym go wymazać, jego i exową, bo gdy jesteśmy sami z M. jestem taka szczęśliwa. Niestety nie mogę. Muszę się pogodzić z ich obecnością w moim życiu i już.
Nie wiem jak sobie poradzić z obecną sytuacją, więc nie robię nic. Bo cóż mogę? Owszem zgodzić się na to by S. był z nami w większym wymiarze czasu. Będę opierać jej dziecko, odrabiać z nim lekcje, dokarmiać, taka darmowa niania. Cudowne rozwiązanie, a ona w tym czasie będzie leżeć do góry brzuchem i się opierdalać. Nie, raczej odpada. Chciała by dziecko mieszkało z nią, dostaje wysokie alimenty na jego utrzymanie więc niech się dzieckiem zajmuje. To ja w tym czasie odpocznę. Poczytam książkę, posłucham muzyki, poleżę, posprzątam i po raz kolejny przejżę rzeczy Alexa...

Ex małż wrzucił na fb zdjęcia z ich ślubu. Już je widziałam, ładne są. Cieszę się że jest szczęśliwy, ale mu zazdroszczę, tego że oni mogą żyć bez komplikacji w postaci ex rodzin. Nic mnie z ex już nie łączy, nie musi przyjeżdżać po dziecko i kontaktować się ze mną gdy tego nie chce. Ja nigdy nie będę tak miała i choć tak bardzo z M. się kochamy nie zawsze jest łatwo.


niedziela, 14 października 2012

Dopadły mnie smutki

Teoretycznie dzień zapowiadał się bardzo przyjemnie i spokojnie. Ale tak się nie skończył. Niestety zaczęły się rozmowy o S. o zapłaceniu za jego wakacje w przyszłym roku, o zmianie harmonogramu i wydłużenie spotkania w jednym z tygodni o kolejny dzień... Nie są to dla mnie łatwe sprawy i bardzo mnie stresują. M. oczywiście chciałby by S. był z nami jak najwięcej, ja chcę też mieć swoje/nasze życie.
Jakoś mi strasznie przykro. Czasem mnie to przerasta i zazdroszczę mojemu ex małżowi, że może żyć normalnie.
Nie jest łatwo tkwić w tym wszystkim. Wiem, wiedziałam co brałam, wiedziałam że ma syna, ale nie wiedziałam że to będzie miało aż tak duży wpływ na moje życie.
Czuję się jakaś taka zmiażdżona tym wszystkim. Za dużo problemów, za dużo innych ludzi, za dużo negatywnych emocji...

M. też pewnie cierpi, bo dla niego rodziną jesteśmy gdy jesteśmy z S. Ja cierpię, bo daję z siebie (jak mi się wydaje) wystarczająco dużo. Nie potrafimy dojść do porozumienia. Zwykły konflikt interesów. M. uważa że źle do tego podchodzę. Mam przestać myśleć o niej, bo tak naprawdę to robię to dla niego i S.

Nie potrafię. Nie potrafię przestać myśleć, że ona nas wykorzystuje i ma darmową nianię dla swojego dziecka, czyli mnie.

sobota, 13 października 2012

Troszkę sobie dzisiaj po marudzę...

Bóle kręgosłupa są coraz bardziej uciążliwe. Czuję się gruba, ociężała i nieatrakcyjna, choć M. stara się mnie przekonać że jest inaczej. Nic nie poradzę na to, że widzę siebie w taki a nie inny sposób.
Z kredytem mamy ciągle problemy, to brakuje dokumentów, to problem że jestem w ciąży, to że jakiś dziwny wpis w księdze wieczystej itp...
Jedyny plus taki, że we wtorek M. podpisuje umowę sprzedaży swojego mieszkania, bo udało się kupcom załatwić kredyt. To dobra wiadomość bo będą pieniądze na to by spłacić ostatnią części za dom. Teoretycznie mamy czas do końca listopada by zapłacić, ale facet wydzwania i ciągle nas nęka swoimi problemami. Ciągle chce jakieś pieniądze bo te które dostał jakoś się rozpłynęły. Dzisiaj znowu dzwonił i wpadł na genialny pomysł otóż żeby mu przelać jakieś 30 tyś., a jeśli nie możemy to on sobie wynajmie mieszkanie jakieś, a my będziemy płacić ten wynajem do czasu aż nie zapłacimy reszty!!??!! Zwariował czy jak?! No już po prostu przegina na całej linii. Mam tylko nadzieję, że ustępstwa na jakie poszliśmy do tej pory nie obrócą się przeciwko nam. Teraz nie ma mowy na żadne dogadywanie się powiedziałam M. że jak będzie znowu dzwonił i coś wymyślał to ma mu powiedzieć, żeby sprawdził datę na kalendarzu, a potem przeczytał umowę jaką podpisaliśmy i niech nam da spokój.

Marzę o tym by się wyspać i odzyskać spokój. Do póki nie zamkniemy sprawy z domem będzie to raczej trudne...

Wczoraj złożyłam już łóżeczko dla maluszka :)) Powoli robi się już taki mały kącik dla mojego syneczka. Co do imienia nie mamy jeszcze pewności które wybierzemy, choć skłaniamy się ostatnio w kierunku Alexa (Aleksander). M. już nawet tak się zwraca do brzuszka, więc być może tak już zostanie ;)

Marti mnie trochę pogarszające się samopoczucie... Często twardnieje mi brzuch, co jest nieprzyjemne i bolesne. Do tego ból pachwin, a przed wczoraj złapał mnie taki ból/skurcz podbrzusza że aż osunęłam się na łóżko. W środę mam wizytę u gina więc dowiem się jak wyszły wyniki badań. Dodatkowo w czwartek idę na usg i zobaczę maluszka :)) Mam nadzieję że wszystko jest w porządku i Alex nie zrobi mi niespodzianki i uzna że chce się pojawić wcześniej na świecie. Wolę by się jeszcze rozwijał w moim bezpiecznym brzuszku, nawet za cenę przytycia jeszcze kilku kilogramów :(
Już nawet nie wchodzę na wagę, bo łapię doła. Trudno mi na siebie patrzyć, na taką okrągłą wersję mnie. Boję się by się nie nabawić jakichś zaburzeń żywieniowych. Już teraz zauważam pewne zachowania które mi się nie podobają, ale nadwaga to coś czego się strasznie boję...


wtorek, 9 października 2012

Sprawy rodzicielskie

Czuję się dzisiaj mega zmęczona. Przez pół dnia załatwiałam różne sprawy i teraz naprawdę nic mi się już nie chce.
Zjadłam, włączyłam kompa, muzykę i piszę... To chwila relaksu dla mnie. Po pracy M. przywiezie S. Będzie u nas do czwartku rana (M. zawozi go prosto do szkoły). Więc tym bardziej chcę się zrelaksować i odstresować, bo dzisiejszy dzień jakoś nie należał do najlepszych, a ponieważ jeszcze trochę go zostało, postaram się zmienić złą passę.
Po 16-tej jadę do Mizi na pogaduchy. Długo siedzieć nie będę bo zapomniałam, że na wieczór jestem umówiona w sprawie łóżeczka. Jednak myślę że 1-1,5h pogaduchów też wystarczy ;)

Do M. odezwała się w poniedziałek jego ex. Właściwie trudno powiedzieć o co dokładnie chodziło, chyba tak ogólnie chciała się pożalić, że czuje się samotna i wszystko jest na jej głowie. Bo się okazało że S. ma jakąś książkę 200 str. do przeczytania na środę, a sobie o tym zapomnieli. W sumie dopiero co sama do M. dzwoniła z krzykiem że nie zauważył jakiegoś zadania które S. miał zrobić, a sama też nie dopełnia swoich obowiązków. Może i dobrze, że tak wyszło, bo przynajmniej na drugi raz się w język ugryzie zanim zadzwoni z pretensjami. Generalnie musiała się przyznać, bo akurat S. jest u nas w tym czasie i wyszło by, że się nie przygotował do szkoły. Miała chyba pretensje, że to ona musi o wszystkim pamiętać.
Do końca nie rozumiem o co jej dokładnie chodzi. Jak S. jest u nas sporo czasu poświęcamy na naukę, zwłaszcza na angielski. To nie jest tak, że przyjeżdża i zadań nie odrabia i się nie uczy. Jak jest z nami my odpowiadamy za to by do szkoły chodził przygotowany.
Poza tym dała do zrozumienia M. że ex nie ma swojego życia, że ona nie ma czasu dla siebie itp. Dodała też że jest jej ciężko i że S. chce być więcej u nas...
Cóż... przyznam że dla mnie to problem bo i tak uważam, że bardzo się angażujemy w wychowanie S. Oczywiście nie tak gdyby M. był z nimi, to oczywiste, ale przecież się rozwiedli.
Kiedyś kiedy trwała rozprawa rozwodowa i ustalali warunki wychowania S., M. oczywiście proponował, że może się nim zająć i on przejmie nad nim główną opiekę, ale się nie zgodziła. Teraz exowa ma pretensje, że to głównie ona sprawuje nad nim opiekę.
Nie wiem, naprawdę nie wiem co o tym wszystkim myśleć. Oczywiście jeśli chodzi o M. to dla niego im częściej będzie z nami S. tym lepiej. Ja sobie myślę że to ich dziecko i oczywiście angażuję się w jego wychowanie, ale dlaczego ma być aż tak dużą częścią mojego życia.
Generalnie S. jest z nami co tydzień, cyklicznie, co drugi weekend (odbieramy go po szkole) i jest do niedzieli wieczora (tak 20:30-21:00), oraz co drugi tydzień jest u nas dwa dni w tygodniu (odbieramy go we wtorek po szkole i jest u nas do czwartku rana tzn. w czwartek M. odwozi go do szkoły, a po szkole odbiera go już exowa. Teoretycznie nie jest to ani dużo ani mało, ale jest to tak rozdzielone by miała czas co drugi weekend i była odciążona też kilka dni w tygodniu od szkoły. Chciała sprawować opiekę nad S. dostaje wysokie alimenty, piekliła się o samochód by mogła chłopca wozić do szkoły. Wszystko dostała. Czego chce jeszcze? Nie odda nam S. pod opiekę, ale chce by był więcej z nami...
Generalnie nie dba o nawyki żywieniowe chłopca i naprawdę jest mega szczuplutki. Ale jak sam mówi w domu są głownie chrupki i właściwie głównie je płatki z mlekiem. No na tym na pewno mężczyzna nie urośnie. Jak jest u nas zawsze gotuje obiady i staram się by było to co lubi, do tego jakieś podwieczorki, typu budyń, racuchy, naleśniki i wcina chłopak aż miło. No ale to nie ja jestem mamą, tylko ona więc głownie ona powinna o chłopca dbać. Raczej niech nie liczy, że będzie brała alimenty, a S. będzie tak naprawdę głównie u nas.
A tak przy okazji z tą utratą przez nią po raz kolejny pracy to fałszywy alarm był. Po prostu się żaliła teściom że jest jej tam źle i nie wiadomo jak długo tam zostanie. Tak się robią plotki... bo ojciec M. wszystko przekręcił i tylko nas zestresował.
Pytałam M. co odpowiedział exowej, na te jej żale związane z wychowywaniem S. Powiedział że niewiele, po prostu stwierdził by się zastanowiła nad tym wszystkim i coś zaproponowała. Tzn. jak jej zdaniem miało by to wszystko wyglądać i zastanowimy się co z naszej strony możemy zrobić. Zobaczymy czy coś wymyśli, czy po prostu miała gorszy dzień i chciała się wyżalić.
M. zapytał mnie co ja na to byśmy brali małego częściej. Powiedziałam, że chyba nie chcę, bo uważam że i tak nie mamy na nic czasu. M. po pracy pracuje w drugiej, a ja nie chcę się zajmować więcej niż muszę dzieckiem które nie jest moje.
Nie wiem, po prostu trudne to wszystko. Stwierdziłam że nie będę jej jeszcze bardziej ułatwiać. Ona mi nie pomoże przy wychowaniu dziecka, więc dlaczego ja mam odciążać ją. M. daje z siebie tyle ile może, poza tym pomagają tez jego rodzice. Przy czym przypomnę, że jak informowaliśmy teściów że spodziewamy się dziecka usłyszałam że na nich już mamy nie liczyć bo są za starzy. To wszyscy będziemy pomagać biednej exowej, a ja mam sobie radzić sama ze wszystkim. Nie raczej nie dam się w nic więcej wmanewrować.
A wy co myślicie? Może jednak ja przesadzam...

sobota, 6 października 2012

Zakupowo

M. przewozi dzisiaj rzeczy ze swojego mieszkania do naszego domu. Sporo było pakowania i zabezpieczania ale w końcu się z tym uporaliśmy. Dzisiaj będą to wszystko przewozić by w końcu opróżnić mieszkanie.
Jak sobie pomyślę że czeka mnie jeszcze jedno takie pakowanie tyle że sporo większe z obecnego mieszkania to już mnie głowa boli, zwłaszcza że będzie już maluch na świecie...
Rozmawiałam też już z Mizią i jej facetem, bo kiedyś wspomnieli że chyba chcieli by wynająć to nasze mieszkanie. Niestety stwierdzili że jednak na razie się nie przenoszą z obecnego. Przeczekają jeszcze trochę i może jednak wezmą kredyt i kupią coś swojego.
Trochę mi przykro, że będę musiała wynająć moje kochane mieszkanko komuś obcemu, ale co zrobić, takie życie... Tak więc oprócz remontu domu, przeniesienia się do naszego nowego gniazdka, czeka mnie jeszcze pokazywanie mieszkania ewentualnym zainteresowanym. Przypuszczam że będzie też trzeba pomyśleć o odświeżeniu mieszkania. Szkoda że nie można chociaż części rzeczy zrealizować teraz kiedy jeszcze noszę synka w brzuszku.

Wczoraj byłam na zakupach i kupiłam w końcu prezent urodzinowy dla mojego M. Od dawna wiedziałam co to będzie tylko jakoś nic mi się nie podobało aż w końcu trafiłam na coś co przykuło moją uwagę.
Szukałam fajnej męskiej torby na ramię, ale większość wyglądała jakoś tak tandetnie :/
A to torba którą upolowałam ;) Mam nadzieję że M. będzie zadowolony.


Przy okazji i ja skorzystałam bo kupiłam sobie białą bawełnianą bluzeczkę, bo mój brzuch mieści się w coraz mniej rzeczy. Do tego dokupiłam jeszcze ciążowe ciepłe rajstopy i na koniec jeszcze ciepłą zimową czapę ;)




Polowałam jeszcze na jakieś buty, bo robi się coraz chłodniej i baleriny trzeba będzie odłożyć na wiosnę. W szafie dominują szpilki, a mi coraz trudniej w nich chodzić :/ Niestety nic ciekawego nie znalazłam więc trzeba będzie się jeszcze pomęczyć. Najgorsze że w każdym sklepie jest niemal to samo :(

środa, 3 października 2012

Wstaję rano, jem śniadanko i siadam na kanapie przed tv. Zazwyczaj oglądam "Dzień dobry TVN" i czytam newsy w necie. Generalnie błogie lenistwo.
W nocy źle sypiam i zazwyczaj budzę się koło 4-tej rano. Trochę się przewracam z boku na bok, ale zazwyczaj po prostu biorę książkę i czytam.
Nie wiem skąd się bierze ta bezsenność, chyba zaczynam się stresować remontem domu do którego się przymierzamy. Może to też strach przed zmianą otoczenia. Tam będę sama, zero przyjaciół, znajomych, czy rodziny w zasięgu ręki. Być może z czasem się tam zadomowimy, ale pewnie trochę to potrwa...


W ubiegłym tygodniu widziałam się z ex małżem. Spotkanie nie trwało długo. Trochę pogadaliśmy pokazał mi zdjęcia z wakacji i ślubu. Ja pokazałam mu zdjęcia syneczka z usg i kilka zdjęć domu który kupiliśmy z M. Generalnie rozmawiało się bardzo fajnie, jak ze starym dobrym znajomym. Mimo to trochę to dziwne, bo przecież byliśmy ze sobą przez 10 lat, a teraz oglądamy zdjęcia z nowymi partnerami...
Jego żona Kasia wyglądała ładnie i myślę że do siebie pasują, ja nie byłam dobrą wybranką dla ex małża. Myślę że teraz jest szczęśliwy, a ze mną już nie potrafił być, tak jak ja z nim. Jak tak go słuchałam to miałam wrażenie, że czasem trochę się przechwalał jakby chciał pokazać, widzisz odeszłaś ode mnie, a teraz tak dobrze mi się powodzi i potrafię być szczęśliwy. Bardzo się cieszę że jest szczęśliwy, bo i ja jestem. Nie tęsknię za nim. Jestem szczęśliwa z M., choć nie jest to beztroski związek dwojga nastolatków.