piątek, 29 listopada 2013

Sentymentalnie

Jedziemy. Tylko ja i M. To czas dla nas. Czas na to by odpocząć i się zdystansować.
Jedziemy a ja sobie wspominam i rozmyślam. Jest 2013 rok... W 2009 podczas wyjazdu w delegację (październik) wszystko się zaczęło. Jechaliśmy tą samą trasą. Chyba dlatego wspomnienia odżyły. Potem wszystko poszło jak lawina. Oboje wywrocilismy swoje dotychczasowe życie do góry nogami... Dzisiaj, gdy patrzę na to co się wydarzyło w moim życiu w ciągu ostatnich 3-4 lat, to trochę tak jakbym oglądała film. Film w którym gram jedną z głównych ról.
Odeszłam od męża, zamieszkałam z M. Rozwiodłam się, wyszłam za mąż po raz drugi, urodziłam syna. W tym czasie przeprowadzałam się 3 raz, ale zdążyliśmy w tym czasie kupić dom, więc wygląda na to że teraz już osiądziemy.
A no i jeszcze jedna rzecz się wydarzyła... jestem w ciąży po raz drugi...
Tak w mega skrócie to chyba tyle...
Dzisiaj jedziemy sobie na weekend do spa...
Codzienność bywa trudna, trzeba się zmierzyć ze swoimi demonami. Nie wiem może ja mam ich więcej niż inni, a może po prostu jestem przewrażliwiona. Radzę sobie, raz lepiej raz gorzej, najważniejsze że do przodu.

czwartek, 21 listopada 2013

Egoistka

Generalnie jestem na nie.
Wszystko jest do bani. Wszyscy są źli. Nikt mnie nie lubi. Ja nikogo nie lubię. Itp.....
Nie wiem skąd się to u mnie wzięło, ale tak jest i już.
Jakieś tam przypuszczenia mam...
Zazdrość i chęć bycia nr 1.
Kto tak nie ma?
Ja niestety mam...
Nawet nie wiem od czego zacząć, tyle jest rzeczy, które mi się nie podobają.

Z Mizią jest do dupy! Kontakt ograniczony do minimum. Niewiele rozmawiamy, niewiele o sobie wiemy. Ja praktycznie nie mówię nic, bo nie chcę by Daniel (jej facet, ten chujowy robotnik) wiedział cokolwiek o moim życiu. No a wiadomo skoro są parą, to pewnie czasem o czymś tam gadają. Ja po prostu chcę by ten gościu znikną z naszego życia.
Była impreza urodzinowa M. na której byli wszyscy, oprócz Mizi i jej fagasa. Dlaczego? Bo choć z Mizią byłam blisko jego w swoim domu bym nie zniosła. Poza tym Mizia też jest bardziej wycofana i wiem, że nie przyszła by na imprezę. Przypuszczam że było by dla niej kłopotem przyjechać do nas 20 km. Co prawdę mówiąc jest przykre z uwagi na to, że do tej pory ja do niej jeździłam, choć tyle rzeczy zwaliło mi się na głowę. Dbałam o regularność kontaktów. Teraz nie dbam. Bo nie mam ochoty na rozmowę. Prawdę mówiąc jest drętwo. Choć tyle się dzieje w mojej głowie, milczę jak zaklęta i na pytanie co u nas mówię po prostu ok.
Początkowo jak wyszły problemy remontowe, chciałam ratować naszą przyjaźni i myślałam że jakoś da się to pogodzić. Dzisiaj mam już inne odczucia. Brak szczerej rozmowy nie sprawi że staniemy się sobie bliższe.
Mizia nie wie o kłopotach z Kropeczką. Bo nie mam ochoty o tym mówić. Po części dlatego że swoje problemy zwalam na to co wtedy przeszłam przez jej fagasa. Tak mnie wkurwiła cała ta sytuacja, tyle mnie to nerwów kosztowało, że nie spałam przez kilka nocy, a sama byłam strzępkiem nerwów. Potem kolejni fachowcy którzy mieli dokończyć remont pokazywali ile rzeczy jest spieprzonych i bez poprawek nie skończą. A poprawki nie są drobne. Trzeba skuć kafelki. Trzeba wyciąć część ocieplenia ściany które wykonali, bo nie da się wyregulować bram garażowych przy tak małych otworach jakie zostawili ci partacze. Wylewka na tarasie ma mikroskopijny spad, a powinien być jednak znaczny. Do tego blachy na rogach są wyżej niż środek tarasu więc robi się niecka. Ehhh... można by tak pisać i pisać. Po prostu totalna chujnia. Na samą myśl znowu się denerwuję :( A nie powinnam przecież...

Poza tym zazdrość mnie męczy. Spowodowana zachowaniem teściów. Nie podoba mi się to, że wchodzą ex synowej w zadek, a obecną (czyli mnie) mają w zadzie. Skąd taka ocena tej sytuacji? No proste. Wzięłam ją na podstawie statystyk. Porównałam sobie ile razy biorą do siebie S. odciążając tym samym exową. S. jest u nich średnio 3-4 razy w tygodniu, czyli wtedy gdy nie ma go u nas.... Z Lexiem widują się od święta. Średnio 1-3 razy w miesiącu i to głównie dlatego, że ja dążę do tych spotkań. Nigdy nie zabrali Lexia do siebie na kilka godzin tak sami z siebie. Zdarzyło się to kilka razy, ale tylko dlatego że poprosiłam. Ostatnio chyba gdzieś w czerwcu, a mamy listopad...
M. twierdzi że to moja wina, bo powinnam zadzwonić i powiedzieć by go wzięli. A ja nie dzwonię. Chyba dlatego, że jestem dumna i sama sobie daję radę. Uważam że gdyby chcieli to kontakt byłby częstszy. A skoro nie czują takiej potrzeby, to ja się narzucać nie będę. Poza tym ciężko byłoby się wstrzelić, bo przecież S. ciągle jest u nich...
Tu M. znowu ma wymówkę, twierdząc że znowu jest to moja wina. Bo on by się nie przejmował i niech są przecież razem (S. i Lex) u dziadków. No niby tak ale tłumaczę mu, że exowa to jego przeszłość, nie moja i nie chcę by moje dziecko miało z nią jakikolwiek kontakt. Na to M. że przesadzam i dlaczego właściwie utrudniam kontakt S. z bratem?!! Fuck!!!!!!!!!! No cholery z tym chłopem dostanę!!!!!!!!
Pytam go więc czy przez utrudnianie kontaktu ma na myśli to że S. jest u nas co tydzień na kilka dni?????????
No rozmowa na takim poziomie, że ja wysiadam....

Druga kwestia jest taka, że M. zaszalała i zrobił mi wypasiony prezent urodzinowy... Otóż zorganizował 3-dniowy wyjazd do SPA. No i pięknie... Cudowny prezent, naprawdę się postarał. Pobyt załatwiony na 29.11-01.12, czyli przyszły weekend. Tyle że zorganizował też opiekę dla Lexa na ten czas.... A to mi się już nie spodobało. Przez te trzy dni mieli by się nim zająć teściowie...
Wiem pewnie powiecie o co mi chodzi. Facet pomyślał o wszystkim... Prawda, pomyślał niemal o wszystkim.
Powinnam się cieszyć, skakać ze szczęścia. Wyszłam z wanny. M. czekał. Na stole stała zapalona świeca, a w wazonie ulubione kwiaty. O wazon stała oparta koperta. Oprócz tego były rozłożone sztućce. Na piecu odgrzewała się kolacja, którą kupił na mieście. Było przyjemnie, w kopercie cudowny prezent, którego ja nie potrafiłam docenić.
Ciężko mi zostawić dziecko pod opieką osób, które niemal nie znają mojego syna. Do tego w ciągu tych trzech dni na pewno będzie u nich S. a ja nie mogę się zgodzić na to by exowa zbliżała się do mojego syna. On jest taki mały. Nie wiem co ona, czuje, myśli. Jeśli skrzywdzi moje dziecko on mi o tym nie powie.
Mam schizy na tym punkcie. Mam schizy na jej puncie. Nie chcę jej w moim życiu, w moim świeci.

Takie to wszystko popieprzone.......

sobota, 9 listopada 2013

Kropeczka

Blog to moja odskocznia od życia codziennego. Od świata i ludzi, którzy nie zawsze są dla nas życzliwi.
Czym jest życie? Jak wiele jest warte? Ile znaczymy dla świata? Ile dla najbliższych?
Dla świata znaczymy tyle, ile podatków płacimy. Dla najbliższych jesteśmy sensem życia. Takim motorem, który pomaga nam powstać, nawet wtedy gdy już nie mamy na to sił.

Patrzę na mojego Alexa, słodkie z niego dziecię. Miłość jaką do niego czuję, każe mi wstać w nocy po to by sprawdzić dlaczego płacze. Organizm czasem się buntuje. Chciało by się odwrócić na drugi bok i udawać, że to tylko sen, że tylko mi się wydaje, że maluch płacze. Matczyne serce na to nie pozwala. Wstaję, dreptam na górę, podaję smoczek, okryję kołderką albo utulę.
Taka jest matka, taka jestem ja.

Na usg widziałam Kropeczkę, która taką kropeczką już nie jest. Słyszałam bijące serce, machające łapki i nóżki. Widziałam takie wiercące się słodkie maleństwo.

Dostałam leki. Podobno pęcherzyk płodowy jest za wąski. Kropeczka ma tam dość ciasno. Hormony mają pomóc. Zobaczymy czy pomogą, w przeciwnym razie mogę stracić to dziecko.

Pierwsze zdjęcie Kropeczki, liczę że nie ostatnie.

sobota, 2 listopada 2013

Przemijanie

Co czuję?
Starość.
Że życie ucieka mi przez place.
Że na zbyt wiele rzeczy jest już za późno.
Czasem pojawiają się jeszcze takie chwile, gdy wydaje mi się, że jeszcze tak wiele przede mną, że jeszcze mogę pokierować swoim życiem.
Prawda jest taka, że nie potrafię.
Idę z prądem.
Tak jak mnie rzeka niesie.
Oby po drodze nie było żadnego wodospadu, czy bezkresnego oceanu, bo przepadnę.
Bywa tak coraz częściej, że mam żal do siebie.
Bo mogłam przecież wziąć w garść swoje życie, a nie czekać na to co mi przyniesie...

sobota, 26 października 2013

7 tydzień ciąży

No i oczywiście jest zdjęcie bo jak mogło by być inaczej ;)

Poprzednim razem miałam bardzo mało zdjęć z czasu gdy byłam w ciąży i do dzisiaj nie mogę tego odżałować. Tym razem wzięłam to w swoje ręce i nie będę już biernie czekać aż M. zrobi mi zdjęcie. Mamy aparat, mamy statyw więc to żaden problem, tylko trzeba chcieć ;)

PS Dzisiaj impreza młodzieżowa. Stan gości na dzisiaj 16 osób. Będzie dużo zamieszania, już dzieciaki o to zadbają.
Jutro urodziny M. w rodzinnym gronie i uroczyste wręczenie prezentu... ;))
Wiem już na pewno że S. oszaleje ze szczęścia. Wczoraj powiedział że bardzo by chciał żebyśmy mieli kolejne dziecko, bo jak on miałby dwa takie bobasy, to chyba by oszalał ze szczęścia. Coś mi się zdaje że w niedzielę oszaleje :))

niedziela, 20 października 2013

Mój dociekliwy M.

M. czepia się mnie nieustannie. Ciągle obserwuje mój brzuch, a ja wpadam w paranoję. Nie wiem już czy się rzeczywiście roztyłam, czy to może jednak ciąża. A może on coś wie. może znalazł test, albo włamał się na blog. No nie wiem co myśleć, bo ewidentnie coś mnie bardzo obserwuje.
Muszę wytrwać jeszcze tydzień. Wtedy w końcu nie będę się musiała pilnować.
Nie sądziłam że będzie aż tak ciężko. Niestety jest :/ Ciągle trzeba uważać by się gryźć w język. No bo wiadomo ciągle sobie myślę o tej małej kropeczce w brzuchu. Różne rzeczy chodzą mi po głowie: jakie imię wybrać, gdzie rodzić, jakiego lekarza wybrać... Oj dużo tych wszystkich myśli.

Jeśli dotrwam do niedzieli, wtedy wszyscy dowiedzą się że rodzina się powiększy. Zastanawiam się jak przyjmą to teściowie, którzy generalnie są raczej zimni i ukierunkowani na S. Owszem bywam zazdrosna o to że moje dziecko się dla nich tak niewiele liczy w porównaniu do S. On spędza tam bardzo dużo czasu, a mojego syneczka widują okazjonalnie. Tak, boli to wyróżnienie S., bo chciałabym by byli traktowani równo. Nawet moi rodzice potrafią być ciepli dla S. A teściowie, cóż własnemu wnukowi nie są w stanie poświęcić czasu. Myślę że próbują zrekompensować S. to że rodzice się rozwiedli. Efekt? Cóż chłopiec ich nie szanuje. Kłoci się i jest w stosunku do nich opryskliwy. Jaki będzie dla nich Alex? Nie wiem, myślę że obcy, obojętny.
To taka trochę skrajność bo z jednej strony są dziadkowie, którzy choć mieszkają, jakieś 6 kilometrów od nas widują Lexia raz na miesiąc. Z drugiej strony strony są moi rodzice, którzy nie mogą żyć bez swojego wnuka.

sobota, 19 października 2013

zaczynamy 7 tydzień

:)
Moje maleństwo (to w brzusiu) rośnie sobie powolutku. Teraz ma około 4 milimetrów.
Wow co za kruszynka mała :)
Ciężko utrzymać to w sekrecie. Oj tyle razy już mi się niemal wypsnęło. 
Obliczyłam sobie termin porodu i wychodzi 13.06.2014 :)

piątek, 18 października 2013

6 tydzień Kropeczki

No to zaczynamy fotorelację z mojej drugiej ciąży.
Pierwsze zdjęcie z 6 tygodnia ciąży:

sobota, 12 października 2013

Nasza przyjaźń i wycieczka do Krakowa

Byłam z Mizią w Krakowie.
To taka nasza coroczna tradycja. Obawiałam się, że po ostatnich wydarzeniach, nie uda nam się wytrwać.
Choć myślę, że aktualnie największe urazy mamy już za sobą, to wciąż da się wyczuć napięcie.
Nie wiem jak to dokładnie opisać, bo niby było fajnie, ale dało się wyczuć, że jednak coś wisi w powietrzu.

Wyprawa rozpoczęła się wczesnym rankiem. O 8:30 siedziałyśmy już w busie. Na miejsce dotarłyśmy o 9:45. Galeria handlowa stała już dla nas otworem ;) Wszystko pootwierane i było już naprawdę sporo ludzi.
Dzień zaczęłyśmy od kawy i ciasteczka.

Potem rozpoczęłyśmy sklepowe polowanie. Oj było co chodzić. Przymierzyłyśmy naprawdę spore ilości różnych ubrań. Ostatecznie udało mi się kupić dwie rzeczy. Może efekty buszowania po sklepach były by lepsze, gdyby nie fakt, że przecież będę po raz drugi mamą. To skutecznie wstrzymywało mnie przed większymi zakupami. No bo po co mi nowe dżinsy, skoro pochodzę w nich może miesiąc, a po urodzeniu Kropeczki nie wiadomo jaką będę miała figurę.
Generalnie nachodziłyśmy się po tej galerii tak dużo, że ledwo doszłyśmy do rynku. No, a przyjechać do Krakowa i nie pójść na rynek, to po prostu grzech. Wiadomo, nic się tam nie zmienia ;) ale być trzeba :))



Powrót do domu był dużą ulgą, bo już po prostu nic nie czułyśmy nóg...
Generalnie dużo rozmawiałyśmy z Mizią. Jednak dało się zauważyć, że nie poruszamy pewnych tematów. Ja nie mówiłam o sobie niemal w ogóle. Jedyny temat który poruszyłam to praca, tzn. chęć zmiany pracy, albo otworzenia czegoś swojego.
To dziwne ale naprawdę niewiele mówiłam. Jak już trzeba było coś powiedzieć to raczej mówiłam po prostu o ubraniach, modzie i takie tam.
Mizia była bardziej rozmowna, ale też nie mówiła nic bezpośrednio o Danielu. Owszem powiedziała że jadą poznać jego syna, że się tego boi, że spędzą tam cały tydzień i zastanawia się jak to będzie. No ale to wszystko było takie sztuczne? wymijające?
Kiedyś rozmawiałyśmy o wszystkim. Byłyśmy sobie naprawdę bliskie. Teraz nie dało się zauważyć bariery, którą trudno będzie przeskoczyć.
Jeszcze miesiąc temu, gdybym się dowiedziała że jestem w ciąży, Mizia na pewno by o tym wiedziała. Dzisiaj milczę jak grób.
Jeszcze miesiąc temu dostali by zaproszenie z Danielem na urodziny M. Będzie naprawdę sporo znajomych i trochę to dziwne że ich nie będzie.
Zaczynam się martwić że nie uda się tego poukładać, że to co było już nie wróci...

Zakupy były udane, sama wycieczka z Mizią też, ale było trochę tak jak bym nie była z nią tylko z jakąś zwykłą koleżanką.

Poza tym jakby tego wszystkiego było mało, jeszcze S mnie zirytował i to konkretnie. M. też mnie wkurzył :(  Eh... znowu się zdenerwowałam, a obiecywałam sobie że będę oazą spokoju. Być może reaguję zbyt impulsywnie, bo przecież ogarnia mnie teraz burza hormonów, no ale nie zmienia to faktu, że mnie chłopaki zdenerwowali.

PS Suelen - Kraków pozdrowiony ;))

czwartek, 10 października 2013

Z ostatniej chwili

No i stało się!!!!!!!!!!!!!
A już myślałam że mam schizy, bo od tygodnia czuję się naprawdę kiepsko. Mdłości, wszystko mi śmierdzi, ogólne osłabienie. Już szczytem było zjedzenie sporej ilości nutelli (tak prosto ze słoiczka, bo taka jest przecież najsmaczniejsza), no i oczywiście mnie zmuliło tą słodyczą, więc przygotowałam sobie kanapkę z kiszonym ogórkiem!
No i co? No i wydało mi się to mega podejrzane. Do tego wszystkiego miesiączki nie było już od ponad miesiąca...
Poszłam w niedzielę do łazienki i zrobiłam test. Wyszedł negatywny.
Myślę sobie ok.... przecież miałam dopiero jedną miesiączkę od urodzenie dziecka, więc trzeba pewnie czasu nim się to wszystko wyreguluje.
Wczoraj wieczorem znowu miałam mega mdłości no i niestety kolacja szybko ze mnie "wyszła".
No myślę sobie, coś jest nie tak...
Dzisiaj rano zrobiłam test ponownie no i oto wynik :))
Jak widać na załączonym obrazku, będzie nas trochę więcej ;)
U lekarza jeszcze nie byłam, ani ogólnego, ani gina. No ale w związku z obecną sytuacją to już będę się musiała wybrać ;)
Rozpiera mnie energia! Ehh.. prawdę mówiąc jestem super szczęśliwa :))))))))))))))))))))
Marzyłam o tym by na 40-te urodziny M. przekazać radosną nowinę, że będziemy mieli kolejne dziecię. No i wygląda na to, że mam dla mojego męża cudowny prezent.
Teraz muszę tylko się postarać by utrzymać to w tajemnicy jeszcze przez 2,5 tygodnia...

sobota, 28 września 2013

Czy to już koniec naszej przyjaźni?

Zasada numer jeden
Nie robimy interesów ze znajomymi/rodziną!
Radzę się jej trzymać. Myślałam że ja jestem mądrzejsza, że jestem ponad to, a przyjaźń jest silniejsza.
Eh...
Czułam się lepsza, a jestem jak wszyscy...
Każdy jest taki sam, nie wiem skąd przypuszczenie, że mnie to nie dotyczy :(
Z Mizią przyjaźnimy się od liceum... Kurcze to już jakieś 16 lat...
Wszystko zostało zrujnowane przez remont jaki robił w moim domu jej narzeczony z kolegą.
Remont trwa i trwa.... Końca nie widać. Moja cierpliwość i M. została już dawno wyczerpana.
Cóż mogę powiedzieć. Przyjeżdżali na 10 wyjeżdżali koło 16, czasem wcześniej koło 15, a kilka razy się zdarzyło że koło 17. Nie pojawiali się w pracy i rzadko się zdarzało że dawali znać że ich nie będzie. Średnio w tygodniu przepracowali 3 dni, bo w pozostałe dwa jakoś ciężko było dojechać.
W piątek nie wytrzymałam gdy odwalili kolejną fuszerkę, a po zwróceniu im uwagi Artur (jeden z robotników) się oburzył, że śmiem go krytykować. Stwierdził wówczas, że ma już tego dość i już z Danielem rozmawiali o tym, że skończą tylko środek, chcą kasę, a taras mamy sobie robić sami. Tak się wkur**łam że szok. Powiedziałam że w związku z tym jaką się wynosić od razu, bo nie chcę ich już oglądać.
Banda partaczy i tyle. Jak na początku lipca brali pieniądze (z góry, bo mieli potrzeby) za remont środka, choć nie był dokończony, wiedzieli co nam się nie podoba i obiecali że poprawią. Teraz księżniczki się po obrażały i nie mają zamiaru nic poprawiać, bo jak stwierdzili: "mamy za dużo pieniędzy i nam się w dupach poprzewracało"!
A to kilka fotek ich fuszerki:










To tylko kilka rzeczy które mnie najbardziej bolą, resztę można zignorować, bo przecież nie można mieć wszystkiego.

sobota, 7 września 2013

Przerażający sen.

No i jest, przyszedł, okres...
Przeżyłam to dość dobrze, choć bywało lepiej. Cóż już naprawdę zapomniałam jak to było... M. trochę mi naświetlił sprawę... Będą humorki, od euforii do wściekłości i depresji. Będą tony łez i wielkie, małe smutki...
Wczoraj miałam straszny sen... Tak mną wstrząsną że wylałam morze łez.
Tak w skrócie śniło mi się że wróciłam do pracy, po jakichś 3 latach nieobecności. Jakoś tak się złożyło że koleżanki uważnie mi się przyglądały i zaczęły podejrzewać, że może jestem w ciąży... Cóż przez 3 lata ciągle to słyszałam, więc nie komentowałam. Poszłam do ubikacji, popatrzyłam w lustro, miałam taką smutną, bladą twarz... Poprawiałam włosy i nagle w dłoni została mi ich garść. Przestraszyłam się. Choć już wiedziałam że to coś złego (nie ciąża), ale mimo to ze łzami w oczach powtarzałam jak mantrę:
- Boże żebym ja tylko była w ciąży...
Byłam śmiertelnie chora. Tak strasznie się bałam, o mojego skarba... Lexia... Bałam się że M. wróci do exowej i ona skrzywdzi moje dziecko, by się zemścić za zdradę i odejście M. Czułam w tym śnie jakby ktoś ściskał mi serce.
Boże jak ja się bardzo bałam...
Okropny był ten sen. Przez niemal cały dzień nie mogłam do siebie dojść. Rano jak tylko M. wyszedł, zaczęłam głośno szlochać. Przytuliłam Lexia i płakałam, płakałam i płakałam...
Wieczorem znowu wpadłam w histerię. Jak już leżeliśmy w łóżku wszystko mi się przypomniało i tak strasznie zaczęłam płakać że znowu nie mogłam przestać.
Opowiedziałam M. o moim śnie i powiedziałam, że jeśli umrę pierwsza i on wróci do exowej będę go straszyć i już nigdy nie będzie spał spokojnie.
Jakoś mnie nie przekonują jego zapewnienia że ich powrót jest niemożliwy. Bo już się w życiu nauczyłam: "Nigdy nie mów nigdy".

środa, 4 września 2013

Mój podejrzliwy M.

No i znowu mówiliśmy coś tam o kolejnym dziecku.
Jak patrzę na cudownego i uśmiechniętego Lexia to naprawdę marzę o kolejnym.
M. ostatnio uważnie mi się przygląda. Hmm... zbyt uważnie :/
Wczoraj np. stwierdził że jakiś głodomorek się ze mnie zrobił.
Prawda. Jestem łakomczuch, dlatego szalenie boję się o swoją wagę. Z jednej strony uwielbiam jeść zwłaszcza słodkości... z drugiej nie chcę przytyć. Jak powszechnie wiadomo. Raczej nie da się tych dwóch rzeczy pogodzić :(
Wczoraj też wyjątkowo często chodziłam siku (sporo piłam) i też mam wrażenie że M. to jakoś tam sobie w główce analizował. Już nic nie mówił, ale jego znaczące spojrzenie i lekko uniesione kąciki ust sugerowały, że podejrzewa że jestem w ciąży... Raczej mało prawdopodobne, bo ja tym razem nie podejrzewam.
Robiłam test, jakie 2 tygodnie temu przed wizytą u dentysty, bo wiedziałam że będzie mi robił prześwietlenie rtg. No i nic nie wyszło. Tak więc na 99% nie jestem w ciąży.
Biedny M. coś tam sobie uroił.

wtorek, 3 września 2013

Rozważania n/t kolejnego dzieciątka

Leżę sobie wczoraj spokojnie na kanapie. M. przygląda mi się uważnie po chwile głaszcze mnie po brzuszku i mówi...
- o co to za brzuszek?
- ee... objadałam się
- hmm... bo dawno okresu nie miałaś
- no tak... to normalne, byłam w ciąży, urodziłam, a do niedawna jeszcze karmiłam...
- ale wiesz że planowaliśmy że ojcem zostanę jeszcze przed 40-ką? :)
Tak pamiętam... tak sobie planowaliśmy jeszcze zanim pojawił się Lexio. Potem wpadliśmy na złotą myśl by zrobić sobie kolejnego szkraba. Pierwotnie założyłam sobie że jeśli w ciągu roku od urodzenia Lexia się nie uda to odpuszczamy.
Dzisiaj wróciłam do tematu i napisałam do M. że może rzeczywiście lepiej przesunąć granicę i jak nie uda nam się w ciągu najbliższego 1,5 m-ca to zapominamy o dalszych staraniach.
Po chwili M. odpisał:
- zobaczymy, przecież to nie komputer, jakiś margines błędu może być
No tak może być. Ja czasem bardzo bym chciała, zwłaszcza jak oglądam fotki brzuszka Ani. Ale są też chwilę gdy myślę że Lex już jest taki duży, że może już czas wrócić chociaż w części do dawnego życia zawodowego. Poza tym czy ja dam sobie radę z dwójką dzieci a właściwie to z 2,5 dzieci?

środa, 28 sierpnia 2013

niedoceniona

Zmęczenie daje mi ostatnio w kość. Za dużo obowiązków. I jeszcze M. który mam wrażenie nie docenia tego co robię. Jemu się wydaje że ja to sobie po prostu w tym domu leniuchuję :/ Irytuje mnie to ogromnie...
Kiedyś mu powiedziałam, żeby lepiej zaczął doceniać, bo jeśli nie on to może ktoś inny doceni. To było z takim przekąsem oczywiście, ale przecież tak to już jest, że jak czujemy się w związku niedoceniani to związki się rozpadają. Często mu przypominam, by doceniał co ma, ale to mnie irytuje. Nie chcę się dopominać o "brawa", chcę czuć że ktoś, ON docenia mnie.
Myślę że trochę go rozpuściłam i w tym tkwi problem...

czwartek, 15 sierpnia 2013

rodzina

Wczoraj minęła by 8 rocznica ślubu z exem. Dzisiaj były poprawiny w gronie rodzinnym.
Teraz obok mnie słyszę postękiwania Lexia. Jak co rano przegląda te wszystkie swoje skarby, zabawki.
Kocham go niezmiernie. To niesamowita więź i ogromna miłość.
Gdybym nadal była z exem nie było by go... a to moje największe szczęście.
Kilka dni temu ex przesłał mi wiadomość i fotkę z informacją że został ojcem.
Przypomniałam sobie co czułam ja. Szczęście i ogromna niepewność, jakim będę rodzicem.
Jakoś mi to idzie... ;)
Tak naturalnie. Bez czytania poradników, ja po prostu czuję czego mu potrzeba. Czasem bardzo się o niego martwię, a czasem pękam z dumy, gdy siada, mówi tata...

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Agresor związany z remontem

Remont trwa i trwa i trwać będzie jeszcze chyba długo. Chłopaki lecą sobie w kulki i cóż tu więcej powiedzieć. Minął lipiec i cały ten miesiąc przebimbali. Zrobione, prawie nic. Bo chłopaków więcej nie było niż byli. Sytuacja o tyle nie fajna że jeden z tych robotników to narzeczony Mizi... Eh... długo to wszystko znosiłam, ale w końcu nerwy puściły. Zadzwoniłam do Mizi i zapytałam wprost, czy ona wie o co chodzi, bo chłopaków ciągle nie ma a robota stoi. Mamy już dość z M zwodzenia, że któryś źle się czuje, że samochód się zepsuł, że ząb boli itp... No ileż można słuchać wymówek. Ona niby nic nie wie i nie chce się wtrącać...
Na to ja do niej wprost. Mizia słuchaj oni mają robotę na boku i wkur**a mnie to strasznie, bo siedzimy na weselu, na chrzcinach jak rodzina, a potem ktoś mi tu ściemy prosto w twarz mówi. Nie tak sobie wyobrażałam współpracę. Na czasie nam zależy bo remont trwa już od 4 miesięcy, a mnie cholera już bierze, bo chcę mieć w końcu porządek. Dodałam że to nie w porządku, takie oszustwa. Mogli przecież przyjść powiedzieć wprost, czy mogą sobie zrobić przerwę, na jakiś tydzień, bo szczerość jest najważniejsza. Ale nie wolą nam pociskać kity bez żadnych skrupułów.
Mizia niby o niczym nie wiedziała, a ja jej uwierzyłam, choć teraz zaczynam mieć wątpliwości. Chyba nie chce drążyć tematu, bo wolę już więcej nie wiedzieć. Przykre że Daniel okazał się kłamcą, wiedząc że jesteśmy z Mizią niemal jak rodzina.
Nie było chłopaków w środę, czwartek i piątek. Przyjechali dopiero dzisiaj. Atmosfera dość oschła, bo nie mam ochoty z nimi gadać. Niech robią swoje i spadają.
Na wszelki wypadek zaprosiliśmy dzisiaj jeszcze dwóch niezależnych kolesi od remontów, by wiedzieć czy stać nas na wymianę ekipy. Prawda jest taka że obecna ekipa zgarnęła już połowę kasy za remont, a nie zrobili chyba nawet 1/3 więc marnie to wszystko widzę.

środa, 31 lipca 2013

Jest cudnie ;)

Byłam wczoraj w pracy odwiedzić dziewczyny. Fajnie było. Pogadałyśmy, pośmiałyśmy się, ale najfajniej było już wyjść.
Złożyłam wniosek o urlop wychowawczy. Póki co do 9 lutego przyszłego roku, a potem zobaczę, czy chcę już wracać czy jeszcze przedłużę urlop.
Mały jest cudowny. Kocham go nad życie!
Choć czasem nie daje spać, choć bywa kapryśny i marudny i tak dla mnie jest najcudowniejszy na świecie :)
Z M. układa się bardzo dobrze, choć podobno nie należy chwalić, bo potem się wszystko psuje ;)
Dobrze nam się mieszka w naszym cudnym domku, choć remont nadal trwa i tak trwać nadal będzie, jak przypuszczam do września :/
Powód... Nasi robotnicy lecą sobie w kulki... Raz przychodzą, raz nie... i tak się to ciągnie i ciągnie... I pomyśleć że jeden z tych robotników to narzeczony Mizi. Eh... szkoda gadać i tyle :(

wtorek, 23 lipca 2013

1+1=2

Zaniedbuję tego bloga...
Prowadzenie dwóch zabiera mnóstwo czasu, którego niestety brak.
Nie zawieszam tu "działalności", po prostu będę rzadziej pisać.
Tu będą moje sekrety, tam życie mojej rodziny.
Jeśli macie ochotę też nas odwiedzajcie ;)
Cały nasz świat

niedziela, 14 lipca 2013

Hmm... już tak dawno nie pisałam...
Jakoś nie miałam weny twórczej, a przede wszystkim czasu. Ostatnio dopadły mnie też małe smutki, a jakoś nie chciało mi się o nich pisać.
Teraz prawdę mówiąc też nie mam na to ochoty, choć pewne rzeczy nie chcą mi wyjść z głowy.
Czasem mam żal do siebie, że nie potrafię być lepszym człowiekiem. Życie jest tak krótkie, a ja skupiam się na drobiazgach, które tak naprawdę mają niewielkie znaczenie.
Chyba nie chce mi się opisywać tych wszystkich moich smutków. Ogólnie... nie jest łatwo być ta drugą i czasem bardzo żałuję tego, że M ma syna z exową. Nie życzę źle chłopcu, żebyście sobie nie wyobrażali nie wiadomo co. Po prostu gdyby nie on moje życie było by prostsze. Głupio to brzmi, wręcz egoistycznie. Nie lubię w sobie tych emocji ale one niestety też są. Od razu nasuwa się zdanie, że gdyby nie ja życie tego chłopca też było by prostsze. Eh... co za życie.
Zła jestem na siebie, ale po prostu nie jest łatwo akceptować wybryki nie własnego dziecka. Wiadomo jak to jest, nawet własnych rodziców dziecko czasem doprowadza do szału, co dopiero osoby postronne, które nie mają tej rodzicielskiej cierpliwości.

Tak poza tym wszystkim to mamy dzisiaj z M rocznicę ślubu. Pierwszą, miejmy nadzieję jedną z wielu jakie są jeszcze przed nami...

środa, 26 czerwca 2013

M. w końcu jest w domu. Za nami już kilka nocy w naszym domku. Sprzątania mam dużo, efektów jednak brak. Dom jest duży więc trudno to wszystko ogarnąć. Mam dużo szorowania i czyszczenia pozostałości po farbach i gipsie. Nie wiem kiedy doprowadzę dom do stanu używalności, a to dlatego, że jest jeszcze mnóstwo pracy do skończenia. Nadal mam światło tylko w niektórych pomieszczeniach i to jeszcze częściowo bez kontaktów. Gniazdka też nie wszędzie założone, łazienki nie skończone, eh.... szkoda gadać...

sobota, 22 czerwca 2013

Głowa do góry

Niemal całą noc nie spałam. Dobiło mnie wczorajsze odkrycie. Eh... dzisiaj choć zmęczona doszłam do wniosku że nie można się poddawać. Jakoś trzeba to ogarnąć i doszłam do wniosku że zamiast się zamartwiać trzeba się wziąć w garść i zająć rozwiązaniem kolejnego problemu.
Nie można się tak łatwo poddawać, przecież życie to pasmo problemów i konfliktów które trzeba rozwiązywać.
PS u mnie dzisiaj nieco chłodniej... o 8:30 było 25 stopni ;)

piątek, 21 czerwca 2013

Opadłam z sił

Jest do chrzanu, delikatnie mówiąc. Eh złapałam dzisiaj dołka i to konkretnego. Czasem mam wrażenie, że "projekt" dom nas przerasta. Jakieś 2 tygodnie temu pojawił się problem przeciekającego dachu, który teoretycznie został już rozwiązany. Trzeba było wezwać fachowców, którzy zrobili przegląd, uszczelnili tam gdzie trzeba było. Koszt... spory, ale do przełknięcia.
Dzisiaj przyjechałam do domu i poza tym że jak co dzień zajmowałam się porządkami i rozwiązywaniem bieżących problemów, to zauważyłam kolejny tym razem duży problem. Na parterze zbiera się wilgoć na podłogach i ścianach. No doprawdy to mnie już dobiło, delikatnie mówiąc. Problem jest duży pojawił się znikąd, po prostu w szoku jestem. Już myślałam że może to jakaś rura gdzieś puściła, ale nie, tzn. nie sądzę bo nic nie znalazłam. Wygląda na to że to wilgoć od gruntu, a to znaczy że jest problem z izolacją... Koszt... fuck, prawdopodobnie od nasty tysięcy wzwyż!!

Rozpływam się

Godzina 8:30 na termometrze za oknem 29 stopni (w cieniu!). Jakieś szaleństwo. No doprawdy można się ugotować, a ja muszę wysprzątać cały dom... Robię to już od kilku dni, efektów wielkich brak. Choć nie, wczoraj je dostrzegłam, ale wciąż czeka mnie jeszcze sporo pracy.
Do tego wszystkiego mały ząbkuje, więc kaprysi trochę. Ech... nie może być łatwo.

środa, 19 czerwca 2013

Remont, remont i jeszcze raz remont....

Remont nadal trwa...
Pradę mówiąc jestem już mega zmęczona tym wszystkim. Tak naprawdę nadal żadne pomieszczenie nie jest tak do końca skończone. Fakt w wielu miejscach zostały już tylko drobnostki typu oświetlenie, czy kontakty, ale jednak skończone nie są :/
Nie wiem jak to wszystko ogarnąć. Dom jest duży i cały jest w kurzu z gipsowania i szlifowania ścian. Ponieważ żadne pomieszczenie nie jest skończone nie mogę sprzątać etapowo, wiec tak naprawdę wszędzie nadal jest burdel.
Na domiar złego zostałam z tym wszystkim sama, bo M. wyjechał dzisiaj w nocy  na kilka dni na łódkę z kolegami. I od razu dodam że nie mam żalu o to, bo na ten wyjazd sama go namawiałam, bo i jemu należy się odpoczynek. Problem w tym że gdy był planowany na początku roku, myśleliśmy że sprawę remontu będziemy mieli już dawno zamkniętą.
Gorzej że to najgorszy możliwy tydzień bo do niedzieli wypadało by się z mieszkania wynieść. Nie wiem jak to wszystko zrobię, przy tym małym szkrabie.
W nocy źle sypiam, pewnie trochę ze stresu, a do tego te okropne upały...
Jest po 8-ej, Alex ucina sobie drzemkę, bo na nogach jesteśmy od 6? Nawet nie wiem która dokładnie była....
Telefon urywa się od samego rana, bo przyjechali fachowcy od tych naszych nieszczęsnych drzwi, bo maja być fachowcy od dachu, bo M. coś tam sobie jeszcze przypomniał... I tak mam od rana urwanie głowy i mam nadzieję że to tylko dzisiaj.
Zaraz muszę się ubierać i jechać do domu dopilnować tych wszystkich spraw i zająć się sprzątaniem. Na szczęście mam pomoc w tacie który bierze maluszka na spacer i będę miał jakieś 1,5-2h wytchnienia i będę się mogła skupić na pracach remontowych.
W takim mega skrócie u mnie tyle....
Za to nie wiem czy wiecie ubiegły tydzień spędziłam cały w Ustroniu... ależ było cudnie.... Tak mi żal że się już skończyło :(

wtorek, 4 czerwca 2013

Końca nie widać

Dzisiaj już wtorek. Robotnicy nadal twierdzą że zdążą. Ciekawe bo jakoś ja już w to nie wierzę. Jest przecież wtorek, a sobota już tuż tuż. Zła jestem już bardzo bo, nim się do pracy zabierali to się im wydawało że skończą pracę w 1,5 miesiąca... Przezornie daliśmy im dwa, które już minęły, a dom nadal nie nadaje się do zamieszkania :(. Najgorsze jest to, że wszystko jest rozgrzebane i nic nie wykończone. Irytujące...
Najgorsze, że nie mamy wiele czasu bo moje mieszkanie jest już przecież wynajęte, a w ostatnim tygodniu czerwca M. wyjeżdża na Mazury i sama raczej nas nie przeprowadzę. Brrr... i jeszcze ta pogoda za oknem :/

piątek, 31 maja 2013

Kiepsko to widzę

Czy wspominałam już o tym że w przyszły weekend mamy się przeprowadzać?
Póki co dom nie wygląda obiecująco. Remont trwa i jakoś końca nie widać. Zaczynam się martwić.

wtorek, 28 maja 2013

Wątpliwości

Chciałam ograniczyć ilość produkowanego pokarmu i chyba się udało. Wytrzymuję już znacznie dłużej bez karmienia Alexa i piersi już tak nie bolą. To duża ulga, bo do tej pory były ciągle nabrzmiałe i pełne mleka.
Właściwie ten ból nie byłby taki straszny, matka wszystko wytrzyma, tyle ze myślimy o kolejnym dziecku, a przy rzadszych karmieniach jest szansa że znowu zacznę jajeczkować.
Tylko że teraz, świadomość że nie jestem w stanie wykarmić własnego syna, jakoś mnie przygnębiła. Maluszek skończył dopiero 5 miesięcy, a ja mu odbieram to co najcenniejsze dla niego, czyli pokarm matki. Teraz się zastanawiam czy to była dobra decyzja. Może należało poczekać jeszcze kilka miesięcy...
Alex jest przecież moim skarbem i powinnam o niego dbać, a sztuczne mleko nie jest przecież tak dobre jak moje własne.
Waham się co robić. Może jeszcze nie jest za późno by pobudzić laktację i wrócić do poprzedniego stanu, bez dokarmiania... Na pewno są na to jakieś sposoby. Przecież nie straciłam mleka, tylko mam go po prostu mniej.
Jestem rozdarta. Nie chciałam długo czekać z następnym dzieckiem, bo chcę by maluchy miały ze sobą silną więź i były na podobnym etapie rozwoju. Poza tym chcę poświęcić te kilka lat dzieciakom, a potem zapomnieć o pieluchach ;)
Druga sprawa jest taka że im więcej czasu minie tym trudniej będzie mi się zdecydować na drugie dziecko. Widzę to już teraz. Jeszcze niedawno bardzo chciałam jak najszybciej zajść w ciążę i mieć kolejnego szkraba. Dzisiaj nadal tego chcę, ale pojawiają się też inne głosy. Myślę sobie, że Alex jest już "duży" i te najgorsze miesiące mam już za sobą, no i poród... Jak dzisiaj sobie go przypominam to zaczynam się bać. Wiem już jak bardzo to wszystko bolało, a wszyscy straszą że kolejne porody są gorsze od pierwszego... Nie wiem dlaczego, ale taka krąży opinia. Może chodzi po prostu o to że już wiemy co nas czeka... Szkoda że M. nie może urodzić kolejnego dzieciątka ;)
Myślę też o sprawach finansowych. Dom jest duży więc dach nad głową będzie ;) ale co będzie z wakacjami i innymi rzeczami. Jak sobie człowiek przemnoży kwotę za wakacje razy 4, a właściwie to 5 bo jest jeszcze przecież S.... to zastanawiam się czy będzie nas na to stać. Pewnie nie. Trzeba będzie przewartościować wszystko i zamiast wczasować się co roku w romantycznych pensjonatach z bliskim sąsiedztwem do morza, będzie trzeba szukać czegoś tańszego. A i tak pewnie nie będziemy jeździć co roku, tylko np. raz na dwa lata...
Zastanawiam się jak duże ma to dla mnie znaczenie. Czy jestem w stanie zrezygnować z tych wszystkich "luxusów". Czy nie będę żałować tej decyzji o powiększeniu rodziny. Mam nadzieję, że już zawsze będę sobie myślała, że uśmiech dziecka jest znacznie cenniejszy.

czwartek, 23 maja 2013

Brak weny do pisania widać nie tylko u mnie... Na różnych, odwiedzanych przeze mnie blogach zastój.
U mnie też jakaś blokada powstała. Nie mam o czym pisać, a jak mam przynudzać to już wolę nie pisać wcale.
Kogo tak naprawdę obchodzi, że rano wstałam, nakarmiłam małego, wypiłam kawę, ogarnęłam mieszkanie, znowu nakarmiłam małego, zrobiłam zakupy i takie tam...
Kogo obchodzi że za dwa tygodnie się wyprowadzam i nie mam pojęcia jak ja to wszystko ogarnę.
Nikogo. Nawet mnie, bo szczerze mówiąc nawet nie chce mi się o tym myśleć.

niedziela, 12 maja 2013

Spotkanie z exową

I już po komunii...
Nasze pierwsze spotkanie z eksową mamy za sobą. Jak było?
Zwyczajnie. Nawet się nie spodziewałam, że aż tak zwyczajnie będzie.
Zacznę od początku.
M. od rana chodził cały w nerwach. Niby mówił że się nie stresuje, ale przecież za dobrze go znam i doskonale wiedziałam czego się boi... Ja w sumie to chyba byłam raczej spokojna, choć im bardziej M. panikował tym bardziej się zaczęłam zastanawiać czy powinnam się czegoś obawiać. Generalnie przyjęłam że eksowa ma trochę klasy i jednak będzie się umiała zachować, w końcu to komunia dzieciaczków i nie wolno im tego dnia zepsuć.
Generalnie to nic się nie wydarzyło. Nie zostałyśmy sobie przedstawione, co osobiście uważam za fo pa ze strony M. Właściwie to wszyscy z wszystkimi się witali, a jak się nie znali to byli przedstawiani, poza nami dwiema. Trochę jakbyśmy nie były na tej samej imprezie. Nie wiem dlaczego tak wyszło. Myślę że M. to przerosło, a nikt inny też się nie odważył.
Z drugiej strony może to i lepiej... W sumie to nie wiadomo co by było gdybyśmy były sobie przedstawione. Tzn. wiem jak bym się zachowała ja, ale nie ma pewności co zrobiłaby ona...
Właściwie to było mi jej żal. Pewnie nie czuła się dobrze na tej imprezie. W końcu to była wśród rodziny M. Musiała siedzieć przy stole i patrzeć na swojego byłego męża oraz jego nową żonę. Obserwowała mnie. Pewnie widziała, że jej syn oprócz tego że usiadł w pobliżu nas to ciągle też z nami przebywał. Rozmawiał, ze mną pokazywał różne rzeczy, opowiadał...
Wiecie co, może uznacie to za dziwne, ale uważam, że zachowała się z klasą i choć było jej na pewno bardzo ciężko potrafiła utrzymać nerwy na wodzy.
Co mnie zirytowało? To że W. ojciec dzieci komunijnych powiedział M. że w sumie to się dziwi, że exowa jeszcze siedzi przy stole, bo na jej miejscu już dawno by się zmył pod pretekstem bólu brzucha, czy jakiejś innej wymówki...
To nie było zbyt miłe i gdybym była przy tej rozmowie ja, to bym mu od razu coś uszczypliwego powiedziała. Bo skoro nie chciał by przychodziła, to mógł jej nie zapraszać. Skoro jednak to zrobił to nie wypada mówić takich rzeczy. W końcu to matka chrzestna jednego z jego dzieci i exowa przyszła tu dla chrześniaka a nie dla całej reszty...
Chyba nawet ją podziwiam za odwagę. Nie wiem czy ja na jej miejscu bym przyszła.

piątek, 10 maja 2013

Rodzice Dzieci Gorszego Roku 2012

Zachęcam do podpisania petycji skierowanej do Premiera Donalda Tuska: http://www.petycje.pl/petycjePodglad.php?petycjeid=9642

Liczy się każdy głos :)

wtorek, 7 maja 2013

Minęła majówka

Majówka się skończyła, niestety :(. M. miał trochę wolnego i mieliśmy więcej czasu pobyć po prostu rodziną. Przez cały ten tydzień był z nami również S i w sumie przyznaję, że było sympatycznie.
Wczoraj trochę odetchnęliśmy z M bo "pozbyliśmy się" dzieciaków, S wrócił do mamy a Alex pojechał do dziadków. Dzięki temu mieliśmy czas pójść sobie z M na basen i do strefy relaksu. Było super był czas na wygłupy na zjeżdżalniach i na relaks w jakuzzi i saunach. Potem poszliśmy na kolację, deser, a wieczorem relaks przed tv, bez płaczu i krzyków dzieciaków.

wtorek, 30 kwietnia 2013

Rozważania na temat płodności

Jestem szczęśliwą mamą. Ubóstwiam swojego szkraba, jest niemal całym moim światem.
Jednak czasem brak mi spontaniczności. Takich chwil jak kiedyś że wsiadałam w pociąg i jechałam sobie na wycieczkę. Odwiedzałam wtedy Kraków, chadzałam po uliczkach tego cudnego miasta. Miałam czas na rozmyślania, czytanie książki nad Wisłą. To był wspaniały okres, całkowicie beztroski.
Marzy mi się taki beztroski wyjazd, a póki co nie jest mi dany. Chciałabym zrobić coś tak tylko dla siebie. Teraz już tego czasu mam niewiele. Zwykłe czynności nie są już tak proste jak dawniej. Dzisiaj o 11-tej przyjedzie do mnie Mizia na pogaduchy. Wiadomo do kawy trzeba coś mieć, by się milej gawędziło ;). Niestety mój M. (który wiecznie jest na diecie) wszystko zjadł i trzeba było podjechać do sklepu, a z dzieciątkiem  to nie jest prosta sprawa. Akurat mały zasnął i co tu robić. Jak go wyrwę ze snu będzie wrzask i będzie zmierzły, no ale zostawić dziecko same w domu nawet na 10 min to skrajna nieodpowiedzialność... Niestety wybrałam to drugie. Nie było mnie 10 min, jak wróciłam mały nadal spał, ale stres z zostawieniem go na tą chwilę w domu był ogromny. Wiem że to było nieodpowiedzialne, nie musicie mi tego pisać :(
No własnie wszystko co teraz robię jest bardziej skomplikowane. Oczywiście radzę sobie, ale brakuje mi czasem tej beztroski.
Mam ochotę pojechać sobie do Krakowa, Wrocławia, albo Warszawy, nacieszyć się gwarem takiego dużego miasta. Odwiedzić kilka moich ulubionych miejsc i wrócić do domu, przyjemnie zmęczona. Potem przespać całą noc. Bez wstawania na siku, czy karmienie małego...
Póki co mogę zapomnieć, o ile nie na zawsze...
Myślę o drugim dziecku. Czy ja to wszystko ogarnę. Czy wystarczy mi czasu i sił. Czy na pewno chcę się tak uwiązać. Alex rośnie i będzie coraz bardziej samodzielny, a mi się marzy kolejna mała kruszynka?
Nie wiem już czego chcę...
A tak a propos Aśka jest w ciąży :)) Jestem bardzo szczęśliwa że w końcu po tylu latach się im udało. Bardzo chcieli mieć dużą rodziną a jak dotąd skończyło się na jednym dziecku. Na szczęście pomimo wielu kryzysów, pozbierali się psychicznie po tym wszystkim (m.in. poronienie) i zawalczyli o własne szczęście. Zaczęli się leczyć i skutkiem tego jest mała fasolka która już sobie rośnie w brzuchu A. Jestem bardzo szczęśliwa. Aż się wzruszyłam na tę cudną wiadomość! Trzymam kciuki by wszystko dobrze się ułożyło.
Ach... co będzie ze mną? Nie wiem, naprawdę nie wiem. Nie zabezpieczamy się z M., ale jakoś nie chcę odstawiać Alexa od piersi wiec póki co na zapłodnienie szanse są minimalne. Może to i dobrze bo będę miała czas na przemyślenie tego wszystkiego.
Widziałam się też dwa razy z exem. Było to nieplanowane, przypadkowe spotkanie, ale mieliśmy sporo czasu by na spokojnie usiąść i pogadać. Jakoś po tych spotkaniach dziwnie się czuję. Nie wiem dokładnie jak to ująć w słowach, bo nie do końca wiem co o tym myśleć. Nie tęsknie za nim, nie czuję właściwie nic poza sentymentem. Tak sobie człowiek myśli, że on ma łatwiej, bo nie mamy dziecka i tworząc nowy związek z inną (również bezdzietną kobietą) właściwie zaczyna od zera. Nie muszą przechodzić przez to co my. Mi czasem bywa ciężko. Chciałabym budować nasze szczęście nie myśląc o tym że rodzice M. faworyzują S., Że sam M. ma lepszą więź z S., że w naszym domu trzeba zrobić miejsce dla S., że trzeba go zabierać z nami na wakacje, trzeba dbać o jego uczucia i poczucie bezpieczeństwa, że musi spędzać z nami tak wiele czasu....
No nie wiem czasem mnie to przerasta i chciałabym byśmy byli tylko my, ja M. i Alex. Było by znacznie łatwiej, ale nie jest i nie będzie, a ja muszę sobie poradzić z własnymi emocjami, by nie zniszczyć tego co udało nam się zbudować.

wtorek, 23 kwietnia 2013

Mijają kolejne dni, ostatnio dość beztrosko. Słońce za oknem pozytywnie mnie nastraja i dodaje sił. Mały jest moim oczkiem w głowie, choć ostatnio bywa nieznośny. Od dwóch dni jak tylko coś mu się nie spodoba wpada w taką histerię, jakby go ktoś ze skóry obdzierał. Nie wiem skąd się to u niego wzięło, ale podejrzewam że zaczyna testować na ile może sobie pozwolić, chyba że taki będzie miał charakterek. Staram się być silna i nie ulegać jego zachciankom. Nie ma noszenia na rękach kiedy mu się to zamarzy. Wiem że jest malutki, ale myślę, że już próbuje sprawdzić co sprawia że dostaje to czego chce. Zabawne bo gdy wpadał w taki histeryczny szał, po prostu zaczęłam się głośno z niego śmiać (to już z bezradności), a on w tym momencie po prostu zgłupiał. Przestał płakać i zaskoczony zaczął mi się przyglądać.
Może on i jest malutki, ale wcale nie taki głupiutki, bo przy tych swoich chwilach szału i wściekłości uważnie mi się przygląda i obserwuje moje reakcje. Taki mały człowieczek to jednak bystre stworzonko i dobry psycholog, a ja staram się mu pokazać, że to jednak nie on tu rządzi.
Kocham mojego maluszka, chyba najbardziej na świecie. Jest całym moim życiem i nie wyobrażam sobie by mogło go już nie być. Kiedyś nie sądziłam, że można tak bardzo kochać, a jednak to możliwe. Marzę o tym by wyrósł na dobrego i mądrego mężczyznę, czasem boję się że to mi się nie uda, że popełnię gdzież błąd, którego nie będę potrafiła naprawić.
Nadal marzę o kolejnym dziecku. To się nie zmieniło. Piszę o tym, bo to wciąż mnie zadziwia. Poród był okropnie bolesnym przeżyciem, a jednak o tym nie myślę. Wiem że to tylko kilka/kilkanaście godzin, a potem będzie już po wszystkim. Nie myślę do siebie myśli że coś może pójść nie tak. jedyną opcję jaką dopuszczam do siebie to to, że szybko zajdę w ciążę, dzieciątko będzie zdrowe, a poród będzie szybki i jak najmniej bolesny.
Póki co życie jest cudowne. Pogoda za oknem wspaniała, codziennie chodzimy sobie na spacerki i jest wprost idealnie :)
W dalszym ciągu plan jest taki że w czerwcu wprowadzamy się do naszego domku. Do zakończenia urządzania jeszcze bardzo daleka droga, ale to nam nie przeszkadza i wystarczy że zakończą się prace remontowe. Jak tylko w domu będzie można zamieszkać to się przeprowadzamy. Jeszcze nie wiem jak mi tam będzie, ale mimo to jestem podekscytowana i czekam już z niecierpliwością na ten moment.

czwartek, 18 kwietnia 2013

Na spacerku :))

Ależ dzisiaj był cudowny dzień. Wspaniałe słońce, a temperatura typowo wakacyjna. Wybrałam się z maluszkiem na spacer. A oto kilka fotek ;)





środa, 17 kwietnia 2013

Moje narzekania

Aleksander ma niecałe 4 miesiące, a ja naprawdę bardzo intensywnie myślę o kolejnym dziecku. Czasem aż mnie to przeraża. Kiedyś wydawało mi się, że ja to raczej nie mam instynktu macierzyńskiego i jeśli się kiedyś w ogóle zdecyduję na dziecko, to nie więcej jak jedno. A tu taki psikus...
Myślę że dwójka dzieciaczków dostarczy nam więcej radości i lepiej wpłynie na ich rozwój. Jak się jest jedynakiem to jednak jest się tak naprawdę bardzo samotnym.
Czasem martwię się jednak tym że nie mam wsparcia w M. On ewidentnie nie radzi sobie z niemowlakiem.  Nie jestem pewna czy sama poradzę sobie z dwójką dzieci.
Rozumiem, że on ma dwa etaty i musi pracować, ale ja też potrzebuję czasem pomocy, a dziecko ojca. Są takie dni że sama nie daję rady, a on nie potrafi wtedy pokazać że mnie wspiera. Myślałam że w związku to ważne by nawzajem się wspierać i dopingować. Niestety to chyba nie działa u nas w obie strony. M. powinien się zaangażować, teraz kiedy jestem chora, zamiast tego zawsze znajduje wymówkę.
Wczoraj poprosiłam by wykapał dziecko. Nie czułam się dobrze, wiedział że jestem przeziębiona. Niestety usłyszałam, że musi pracować... Tak musi, wiem o tym, ale kąpiel dziecka to 15-20 min. Potem miał przecież czas by czytać newsy i oglądać jakiś program. Zupełnie nie myślał o mnie.
Było mi jakoś przykro, bo kiedy on był chory ja dbałam o niego, gotowałam rosołki. Widać działa to tylko w jedną stronę. Nie podoba mi się, że jest takim egoistą.
Dzisiaj wysłał mi sms że mnie kocha... Cóż to tylko słowa, dla mnie liczą się czyny.
Nie rozumiem dlaczego on taki jest :(

wtorek, 16 kwietnia 2013

Gardło boli :(

Już po chrzcinach. Wszystko przebiegło pomyślnie i było naprawdę miło. Maluch był naprawdę grzeczny i kochany.
Niestety ja jestem teraz trochę przeziębiona i nie czuję się najlepiej. Boli gardło, doskwiera katar...
Mimo to nie wytrzymałam i zaliczyłam dzisiaj wiosenny spacer w parku :)

czwartek, 11 kwietnia 2013

Z ostatnich dni

     Tyle się ostatnio dzieje że już po prostu autentycznie nie nadążam...
Po pierwsze gratuluję Ani :))) Doczekała się wspaniałej nowiny... zostanie mamą :))
     Tak poza tym to M. chory i Alex niestety też. Nie wiem co się z tym M. porobiło, że tak często choruje. Najgorsze, że zaraził maluszka i tak szczerz mówią to mam przesrane. Mam tylko nadzieję, że do niedzieli się chłopaki wykurują, bo przecież będzie chrzest Aleksandra.
Ostatnie dni były bardzo męczące, ale na szczęście wszystko zmierza ku dobremu.
      Remont domu posuwa się bardzo powoli, mimo to mam nadzieję że w czerwcu będziemy już tam mieszkali. To wersja optymistyczna, ale nie nierealna ;)
      M. przez niemal cały tydzień miał czas tylko dla siebie i S. Ja z Aleksandrem przeniosłam się do rodziców, by odseparować go od chorego M. Jestem ciekawa jak będzie się opiekował maluchem jak jutro wrócimy do domu. Choć pewnie niewiele będzie się angażował, bo niestety nadal jest podziębiony, no ale choroba w końcu minie.
      U rodziców było mi bardzo dobrze, bo jakby nie było miałam w nich dużą pomoc. Mały był marudny przez tą chorobę i samej było by naprawdę ciężko.
      Z rzeczy przyjemnych, byłam dzisiaj na zakupach i mam nowe spodnie (białe dżinsy) i taką cielisto-różową bluzeczkę. Idealny zestaw na nadchodzącą wiosnę :D
     No i byłam sobie dzisiaj u kosmetyczki. W końcu! Ostatnio byłam na jakimś zabiegu jakoś tuż przed ślubem, czyli w czerwcu, albo lipcu... Miło było poddać się takiej przyjemności, w końcu trzeba zadbać o siebie i sprawić by samopoczucie było trochę lepsze.
   
     PS Dzisiaj na zakupach, nieustannie zauważałam kobiety w ciąży. Może to przez Anię, a może dlatego, że jeszcze niedawno sama myślałam o kolejnym dziecku. Bycie w ciąży, było dla mnie wspaniałym doświadczeniem (pomijając 9 miesiąc). Czasem nachodzi mnie myśl że fajny by było gdyby było nas więcej... Prawda jest jednak taka, że ostatnie zachowania M. oraz choroba Alexa trochę ostudziły mój zapał. Chyba po prostu nie jestem pewna, czy tego chcę jeśli M. ma być taki wycofany... Co ma być to będzie. Czas pokaże jaką wybrać drogę. Teraz chyba jeszcze za wcześnie na takie decyzje.

sobota, 6 kwietnia 2013

Tata? Jaki tata?

Jestem jakaś taka rozdrażniona. Po prostu wkurza mnie podejście teściów do Alexa. Przykro mi i chowam w sobie żal. W dodatku mamy S. do czwartku i też mnie to jakoś tak irytuje. Mam żal do M. że nie potrafi się zająć maluszkiem, ale jakoś dla drugiego syna ma czas. Myślę sobie, że po co jeszcze ja mam się w to wszystko angażować. Po co być miłą dla S. i poświęcać mu swój cenny czas, który mogła bym poświęcić swojemu dziecku. Po co mam dbać o uczucia tego chłopca, skoro ojciec nie dba o uczucia Alexa. Chodzi mi po głowie że powinnam oddać każdą wolną chwilę swojemu dziecku a nie "marnować" ją na ich dziecko...
Nie rozumiem M. Nie wiem dlaczego jest taki zimny. Jakoś nie potrafię pojąć tłumaczenia, że Alex jest jeszcze mały i trudno z nim nawiązać kontakt. Ja tak nie uważam... Jest mały i potrzebuje tak niewiele, czułości, miłości i bodźców do prawidłowego rozwoju. Wychowywanie takiego maluszka nie ogranicza się do karmienia i zmiany pieluchy. On przecież rozumie bardzo wiele i reaguje na różne sytuacje. Rozpoznaje moją twarz, odwzajemnia uśmiech gdy się do niego śmieję lub mówię. Widzi kiedy jestem rozdrażniona, bo sam ma wtedy taką niepewną, trochę może nawet przestraszoną minkę. To dziecko czuje i potrzebuje więzi również z ojcem.
Zupełnie tego nie rozumiem, po prostu nie pojmuję.
Z jednej strony M. również myśli o powiększeniu rodziny, a z drugiej zachowuje się jakby wciąż miał tylko jedno dziecko. Od urodzenia Aleksandra zajmuję się nim wyłącznie ja, bez pomocy M. Nie potrzebuję nakazów, rozkazów czy instrukcji, typu "zrób mu herbatkę". Do cholery gościu wstań, zrób dziecku herbatkę i podaj mu ją, przecież to nic trudnego! Jak płacze, nie czekaj aż przestanie ryczeć tylko zajmij jego uwagę czymś innym, wtedy od razu zapomni o płaczu. A i jeszcze jedno, nie mów mi że to wyższa szkoła jazdy i nie każdy jest taki "świetny" jak ja! Nie potrzebuję kpiny. Weź się w garść i weź zwykły worek foliowy... jak zaszeleścisz tym, dziecko od razu się zainteresuje. I mów do niego... Wiem jest mały, nie rozumie co mówisz, ale poznaje tembr głosu i rozpoznaje emocje. Teraz jest czas na budowanie więzi... Od Ciebie zależy czy to spieprzysz, czy też nie...

środa, 3 kwietnia 2013

Za dużo na głowie.

Wszystko się jakoś tak zbiegło w czasie i trochę nas to wszystko przytłacza, a może nawet przerasta. Remont domu ruszył już na dobre, więc nadszedł czas podejmowania poważnych decyzji, typu kolor i rodzaj drzwi, kolor ścian, gładź czy tapeta, jakie kafelki, kontakty, oświetlenie i mnóstwo innych tego typu dylematów. Przy M3 które mam nie było takich problemów, bo powierzchnia sporo mniejsza więc wszystko było jakieś takie do ogarnięcia. Teraz mamy 3 kondygnacje do ogarnięcia i każda z nich jest sporo większa od tego w czym mieszkamy teraz. Dla mnie to nie lada wyzwanie. No bo np. taki salon który ma wymiary około 940x410 też musi być jakieś oświetlenie... Teoretycznie będą dwie strefy wypoczynkowa i jadalna no i nie mam pojęcia jakie tam dać oświetlenie. Tyle się już lamp naoglądałam i nadal nic nie wybrane, a prace już trwają i na zmiany będzie za chwilę za późno... Myślałam, że urządzanie domu będzie straszną frajdą, ale prawda jest taka, że jestem tak umęczona i niewyspana, że nie mam już sił na szperanie w sieci i szukanie jakichś inspiracji. Chodzi o to by było ładnie i praktycznie, a z tym drugim to akurat problem, bo wiadomo ze dopiero jak się coś użytkuje to się okazuje czy coś jest dobre czy nie.
Jakby problemów było mało, do kompletu dorzuciłam sobie jeszcze chrzest małego, który odbędzie się  14.04 czyli już za 11 dni. Nie mam jeszcze wynajętego lokalu, nie wybrałam menu, nie zaprosiłam jeszcze wszystkich osób (całe szczęście chrzestni już poinformowani). My musimy odbyć spotkanie przed chrztem, a i jeszcze małego trzeba jakoś ubrać...
Trzeba też wreszcie podjąć decyzję w sprawie nowej pracy, bo mamy już przecież kwiecień. No ale i to nie jest takie proste i oczywiste, bo podjęliśmy tez z M. inną ważną decyzję, otóż postanowiliśmy, że chcemy by ten duży dom był pełen radości, a co za tym idzie postaramy się o jeszcze jedno maleństwo :) Nie wiem kiedy to nastąpi, bo aktualnie karmię maluszka, a co za tym idzie zajście w ciąże jest mocno ograniczone. Póki co chcę by Aleksander był karmiony piersią, bo wiadomo że mocno go uodparnia i ponoć nie ma nic lepszego od mleka matki. No ale może od wakacji ograniczę karmienie piersią i wtedy kto wie może się uda ;)
Oczywiście kwestia dziecka nie jest przesądzona, bo przecież zdanie można jeszcze zmienić, poza tym nie wiadomo czy nam się uda. Pamiętacie pewnie że poprzednio staraliśmy się 8 długich miesięcy i już niemal straciłam nadzieję. Zobaczymy jak będzie tym razem...
Do tej trudnej i ważnej rozmowy doszło w niedzielę 24 marca. O dziwo, choć M. boi się o to, że będzie starym ojcem, stwierdził że też myślał o kolejnym dziecku i chyba fajnie by było gdybyśmy byli taką większą rodziną. Sami jesteśmy jedynakami i wiemy doskonale jak to jest wychowywać się samemu. Choć Aleksander ma przyrodniego brata, to jednak dzieli ich ponad 10 lat i myślę, że nie będzie między nimi silnej więzi, choć mam nadzieję że jednak się mylę.
W telegraficznym skrócie to tyle... Czekałam z tym newsem tak długo, bo myślałam, że w końcu znajdę czas by napisać szerzej o tym wszystkim, ale niestety doba ma tylko 24h i za cholerę nie chce się wydłużyć :/

niedziela, 31 marca 2013

I dzień świąt, u rodziców M.

Może to zabawne ale siedzę właśnie w łazience, bo to jedyne miejsce gdzie mogę pobyć chwilę sama. Może to cudowne że tak chłopaki do mnie lgną, ale czasem dobrze wyłączyć się i zająć się swoimi sprawami ;)
Pierwszy dzień świąt za nami... Spędziliśmy go u rodziców M. Było bardzo miło, wesoło i rodzinnie. Pojawiło się tylko jedno głupie, malutkie ale... Może to głupie i pewnie tak jest, ale zrobiło mi się przykro, że Aleksander nie dostał nic od dziadków. Było mi trochę smutno, bo jako matka chcę by Alex był równie kochany i akceptowany co S. Niestety prezent jest tylko dla jednego z wnuków. Ten smutek dopadł mnie chyba dlatego że mam świadomość tego że jak jutro pójdziemy do moich rodziców to prezent dostanie Alex, ale również S., który jest przecież dla nich obcym dzieckiem. Dla nich to nie ważne, bo uważają że trzeba zadbać o jedno i drugie dziecko, by nie czuło się w żaden sposób odrzucone... Nie chodziło o wielkie prezenty, to mógł być drobiazg, zwykły gryzaczek, smoczek, grzechotka, ale dzisiaj uznano że Alex jest za mały i nie warto na niego wydawać żadnych pieniędzy.
Głupota, a jednak sprawiła mi przykrość...

Na domiar złego, za oknem zima :((

czwartek, 28 marca 2013

Optymistyczniej

W sobotę wraca mama. Cieszę się bo mam z jej strony dużą pomoc przy dziecku. Czasem zabierała go na cały dzień, nawet na noc kilka razy się zdarzyło, a to dla mnie duża ulga. Wiadomo, że całej nocy nie prześpię, bo odciągnąć pokarm trzeba, ale to i tak sporo mi daje, bo jednak śpię spokojniej.
Mam dużo spraw na głowie a z małym dzieckiem i bez pomocy M. (który ma przecież inne rzeczy na głowie i drugą pracę) bywa naprawdę ciężko.
W sprawie ogrzewania sprawa już została w pewnym stopniu załatwiona. Wystarczyło oczyścić kocioł specjalnym specyfikiem i teraz grzeje już dobrze (nie wiem tylko czy to rozwiązanie na stałe, czy tylko doraźne). Pożyjemy, zobaczymy. Dzisiaj wracam już do domciu i czeka mnie dużo porządków, choć i tak sporo udało mi się zrobić już wczoraj.
Wczoraj wybraliśmy w końcu projekt kominka, tyle że na jego dostarczenie trzeba będzie poczekać około 3 tygodni :/
Póki co od przyszłego tygodnia zaczną się prace w domu już pełną parą, czyli instalacja elektryczna, gipsowanie ścian, kafelkowanie łazienek i malowanie :)
Potem już tylko czeka nas przeprowadzka :))))))
Boże już się nie mogę doczekać!

wtorek, 26 marca 2013

Bez ogrzewania

No to najczarniejszy scenariusz się sprawdził. Jesteśmy bez ogrzewania. Wiosna póki co nie dotarła i szybko chyba nie przyjedzie. Generalnie koczujemy u rodziców, ja u swoich, a M. u swoich. Święta zapowiadają się nieciekawie. Tzn. u rodziców jest mi bardzo dobrze, ale sami wiecie, że nie ma to jak u siebie, a poza tym nie lubię rozłąk z M.
Ach chciałabym w końcu mieć z górki. Z drugiej strony M. mówi że przecież ludzie mają gorzej i żyją. Nie można się tak szybko załamywać. W sumie to racja, przecież mamy się gdzie zatrzymać, a przeszkody trzeba po prostu pokonywać...
Dzisiaj muszę więc zająć się ogrzewaniem. Trzeba poszukać nowy kocioł i fachowców którzy go podłączą.

Mam tyle różnych tematów o których chciałabym napisać, a tu ciągle problemy i zrzędzenie na tym moim blogu. Kolejne komplikacje tylko utrudniają wszystko i nie ma czasu by poruszyć nurtujące mnie kwestie. posty są zdawkowe i pozbawione głębi. Dlaczego? Bo zwyczajnie opadam z sił i nie chce mi się już kompletnie nic...

niedziela, 24 marca 2013

Do dupy

Mam tyle do napisania, a czasu i sił brak. Ciągle jest pod górkę. Znowu jakieś komplikacje i mam już wszystkiego serdecznie dość. Opadam z sił :(
Problemy w mieszkaniu z ogrzewaniem, trzeba wezwać kominiarza i fachowców od c.o. bo dym z pieca po raz kolejny cofa się do mieszkania, a ja już nie mam sił na kolejne czyszczenie pieca z sadzy i ponowne szorowanie całego mieszkania. teraz koczuję u taty bo przecież zimno jest a w mieszkaniu nie można grzać, bo się wszyscy potrujemy :(
Płakać mi się chce bo w ciągu ostatnich 3 miesięcy problem jest nieustannie a w ostatnim czasie częstotliwość tych problemów się zwiększyła.
Jurto mam zamiar wybrać się do jakiegoś fachowca od c.o. który doradzi jakieś rozwiązanie, być może (co bardzo prawdopodobne) trzeba będzie wymienić całą instalację. To oznacza, że potrwa to trochę, bo pewnie nie od razu to zrobią no i kosztować też będzie jakieś kilkanaście tysięcy.
Nawet nie mam sił pisać dłuższego posta, po prostu mi się już nie chce... Takie oto mam przygotowania do świąt..
Fu*k

czwartek, 21 marca 2013

Wiosna? Niby gdzie?

Do kina w środę nie dotarliśmy. M. rozwalił mój samochód no i jestem uziemiona co najmniej do piątku :(
Za oknem nie widać wiosny co nie nastraja mnie zbyt pozytywnie. Chciałabym wyjść z domu i poczuć na sobie promienie słońca. Mam już dość tego pochmurnego nieba, to nie nastraja mnie optymistycznie. Ciężko się zebrać do roboty, mimo iż czas by się znalazł, jakoś brak mi chęci. Nawet czytanie jakoś mi nie idzie :/
Nawet z dietą mi jakoś nie idzie. Obżeram się jak świnka i to też mnie wkurza. Do wago sprzed ciąży ,muszę jeszcze zrzucić 2,5 kg. Niby nie wiele ale jakoś trudno mi się zebrać do ćwiczeń.
Patrzę na swój brzuszek i nie widzę tego co było przed ciążą. Skura jest jakby luźniejsza i fałdka też jest na brzuszku. Ach... gdyby po urodzeniu dziecka wszystko się samo jakoś regenerowało i wracało do stanu idealnego.
Pomyślałam nawet że może jak na blogu się zdeklaruję do częstszych ćwiczeń (bo już się nie będę wygłupiać i nie będę pisać że codziennych) to może jakoś mnie to zmobilizuje. Właściwie to trochę w to wątpię, ale może jednak spróbuję...
No to ok wrzucam zdjęcie z dzisiaj i zaczynam ćwiczyć brzuch :)

wtorek, 19 marca 2013

Macierzyństwo

Maluszek śpi, a ja rozmyślam sobie o planach na przyszłość. Czuję się rozbita i nie bardzo wiem na czym się teraz skupić. Koniecznie muszę zająć się planami remontu. Trzeba pilnie wybrać kominek do salonu i naprawdę pilnie zająć się projektem łazienki. Poza tym muszę zdecydować co z pracą i może jednak porozmawiać poważnie z M. n/t ewentualnego powiększenia rodziny. Ostatnio temat o dziecku sam wypłynął ale jakoś nie byłam gotowa ciągną tej rozmowy. Po pierwsze byłam w szoku jego stwierdzeniem a po drugie nie byłam pewna czego tak naprawdę chcę ja.
Teraz tez nie jestem pewna, czy to dobry pomysł by pojawiło się jeszcze jedno maleństwo, zwłaszcza że nie mam pewności czy to będzie dziewczynka. Właściwie to mam przeczucie że będzie chłopak ;) Bo w życiu tak już jest zawsze inaczej niż byśmy tego chcieli.
No więc wydaje mi się, że było by fajnie gdyby rodzina była większa. Choć trudno mi samej to pojąć to jednak w pełni odnalazłam się w roli matki i chyba była bym szczęśliwa mając jeszcze jedno maleństwo. Tyle ze skoro myślę o dziecku to raczej zmiana pracy nie jest dobrym pomysłem... Fuck, ależ to wszystko skomplikowane. Chyba po prostu boje się, że stanę się taką kwoczką i przestanę się rozwijać zawodowo :(. Tzn. nie twierdze że bycie matką która zostaje w domu z dzieckiem przez rok czy dwa to coś złego, ale jakoś martwię się źle to wpłynie na moją psychikę.
Kolejne dziecko rozważam również ze względu na roczny urlop macierzyński, nie ukrywam że to kusząca propozycja bo nie musiałabym się tak od razu martwić o nianie i przez ten ważny dla dziecka rok byłabym przy nim. Dodatkowo również Aleksander by na tym skorzystał...

A jutro idziemy z Aleksadrem do kina na "Dzień kobiet". Cóż trochę rozrywki też mi się należy ;)

piątek, 15 marca 2013

Akcesoria dla mam

Zamarzyłam mi się torba na przybory dla maluszka. Aktualnie nie mam żadnej i raczej uciskam wszystko w torebce. Nie jest to niestety wygodne i funkcjonalne. W środę po kinie wybrałyśmy się z koleżanką na małe buszowanie po sklepach i w jednym z nich znalazłam takie oto cudeńko:
Torba Duo Delux Jonathan Adler Blue Chevron Skip Hop

Torba Dash Blue Chevron Skip Hop
No i nie jestem pewna który wybrać model. Kolor chyba wybiorę taki jak na zdjęciu bo lubię taką kolorystykę, ale mam problem z wyborem kształtu torby. Obie są wyposażone w matę do przewijania i saszetkę na pieluszki.
Druga kwestia to taka czy ma sens inwestować w torbę skoro może wkrótce wrócę do pracy i niewiele będzie okazji do jej wykorzystania.
Ach te dylematy ;)

wtorek, 12 marca 2013

Rodzina

W niedzielę byliśmy z M. na obiadku, takim rocznicowym. Było naprawdę miło i romantycznie. Maluszka zostawiliśmy u teściów, a my wyskoczyliśmy na randkę...
Jakby tych przyjemności było mało nagle M. wyparzył coś o powiększeniu rodziny. W pierwszej chwili byłam w szoku i nawet nie byłam w stanie pociągnąć tematu. Spokojnie jadłam sobie dalej i dopiero później jak już przetrawiłam jego słowa to zapytałam czy on naprawdę myśli o powiększeniu rodziny. Powiedział że w sumie martwi się swoim wiekiem, ale właściwie obecnie nie zabezpieczamy się jakoś specjalnie, więc teoretycznie może się nam coś przytrafić.... Dodał że w sumie dom jest duży więc już nie ma problemu z tym że się nie pomieścimy. Szczena mi opadła. Sama o tym myślałam, ale byłam przekonana że on definitywnie się nie zgodzi, a tu taki psikus...

czwartek, 7 marca 2013

Moje ciało

Jakoś nie potrafię sobie poradzić ze swoim obecnym wyglądem, tzn. martwi mnie moja figura. Chciałabym wrócić do wagi sprzed ciąży, ale nie jest to proste gdy ciągle czuję się głodna. Najgorsze jest jednak to że nie potrafię zrezygnować ze słodyczy. Miałam w planie ćwiczenia, ale przez te ostatnio nieprzespane noce nie jestem po prostu w stanie wykrzesać z siebie chęci do gimnastyki.
Wiem że muszę coś z sobą zrobić, bym zaczęła się dobrze czuć w swoim ciele. Samo się jednak nie zrobi i od dzisiaj spróbuję ograniczyć słodkości.
Rano weszłam na wagę a tam 62,2kg (przy wzroście 173cm). Nie ma tragedii, ale nie jest najlepiej :(
Nie mam rozstępów na brzuchu, skóra na nim jest całkiem ok, tylko brakuje mi ćwiczeń...
Zobaczymy co uda się osiągnąć.

PS To zdjęcie po kuracji rzęs. Niestety ja chyba efektu nie widzę. Może problemem jest to, że nie jestem konsekwentna i często zapominałam o tej odżywce :/

przed kuracją
po kuracji

niedziela, 3 marca 2013

Weekend

Wczoraj wpadły do nas w odwiedziny z mojego działu. Było gwarno i wesoło, choć niestety wieczorem mały był strasznie płaczliwy. Chyba bolał go brzuszek bo się biedactwo strasznie prężył i miał gazy. Tak mi go żal było jak tak bidulek płakał, zawsze wtedy mam wyrzuty sumienia, że to ja coś zjadłam i dziecku zaszkodziłam. Na szczęście po godzinie płaczu w końcu biedaczek zasnął i spał jeszcze długo, aż do północy. Może pomogły kropelki, a może herbatka, najważniejsze że maleństwu w końcu ulżyło.
Dziwnie było je mieć wszystkie w domu, zwłaszcza że na początku był z nami M. Ukrywaliśmy się przed nimi kilka lat, a teraz okazujemy sobie uczucia w ich obecności i pokazujemy naszą sypialnię, dziecko... Jakoś dziwnie się czułam. Oczywiście pytały kiedy i czy wracam do pracy. Ja trochę się migałam od odpowiedzi i w sumie to powiedziałam, że jeszcze nie wiem co zdecydujemy. Prawda jest taka, że mam już pewność że póki co do nich nie wracam, choć w sumie nie zdecydowałam jak długi wzięłabym urlop. Inna kwestia jest taka, że myślę o zmianie pracy, a tego raczej nikt się w tej chwili nie spodziewa.
Ja jak zwykle jestem sama w domu. M. pracuje w domu, bo tak oczywiście ciągle jest coś do zrobienia. Tęskno mi już za nim i brakuje mi go, ale co zrobić... trzeba przetrwać ten okres i liczyć, że nie będzie trwał jak najkrócej.
Na dzisiaj to tyle, uciekam do książki póki jeszcze mały śpi ;)

wtorek, 26 lutego 2013

Chcieć to móc

M. przyniósł mi wczoraj kwiaty :) No proszę, jak chce to potrafi być miły...
Do tego nie uwierzycie (sama miałam z tym problem) ale zadzwoniła do mnie babcia M. czyli prababcia Aleksandra. W prawdzie poznałyśmy się w ubiegłym roku, ale to było tylko jedno spotkanie, ze względu na dużą odległość. Wracając do tematu, zadzwoniła po to by mi powiedzieć jak wspaniale się o mnie wyraża moja teściowa. Jaka jest ze mnie duma i w ogóle. Cóż miło to było usłyszeć, choć nie do końca wiem czym sobie zasłużyłam na tą fascynację moją osobą. Przypuszczam, że chodzi o S. i o to, że dbam o niego jak o własne dziecko. Widza jak ten chłopiec za mną szaleje i chyba to doceniają.
Z newsów... wczoraj M. przyniósł dwa...
Jeden, że szef pyta czy pojadę na prezentację do Krakowa.
Drugi, że na komunii u chrześniaka M. będzie też eksowa i pytanie czy w związku z tym będę na niej obecna. Eksowa jest chrzestną drugiego ich dziecka, a robią tym dzieciom komunię razem.
W sprawie pracy to właściwie chętnie bym się wybrała, o dziwo lubiłam te publiczne wystąpienia i takie wyjazdy traktowałam zawsze jak fajną wycieczkę z możliwością poznania ciekawych ludzi. Jednak zważywszy jak zostałam potraktowana ostatnim razem gdy rozmawiałam z szefem, stwierdziłam że będzie lepiej jak spędzę ten czas z dzieckiem.
W kwestii drugiej to właściwie to nie wiem co zrobić. Bo w sumie to chyba nie mam już problemu psychicznego z nią i jej obecność była by mi obojętna. Z drugiej strony, nie wiem jak zachowa się ona i było by nie fajnie gdyby były jakieś sceny z jej udziałem, bo szkoda dzieciaków, w końcu to ich dzień. Poza tym przyszło mi do głowy, że gdyby to nie był problem to kuzyn M. nie pytałby czy na wysłać zaproszenie dla nas dwojga czy tylko dla M... Gdyby moja obecność nie była problematyczna to po prostu by nas zaprosili, ale oczywiście uprzedzili o obecności eksowej, a eksową uprzedzili by że będę ja... To że tak do tej sprawy podchodzą każe mi sądzić, że woleliby by M. pojawił się sam... No i właściwie to nie wiem co z tym fantem zrobić...
A Wy co radzicie??

poniedziałek, 25 lutego 2013

Poskutkowało

M. wziął się w garść i przeprosił za swoje zachowanie. Powiedział, że jest przemęczony i jakoś się tak zapędził w ten remont w domu, przez co zapomniał co jest najważniejsze. Zachowanie wobec małego tłumaczył dość mętnie, tzn. że on z nim robi różne rzeczy i niektóre przecież mu się podobają, a nie chce się nad nim za bardzo rozczulać bo uważa że ja to robię za bardzo. Wytłumaczyłam że to jest przecież maleństwo i potrzebuje czuć się kochany i bezpieczny również będąc z nim. Zapytałam czy w związku z jego tokiem myślenia mam zmienić podejście do S. i zacząć go traktować z dystansem i bez zbędnej czułości tylko dlatego, że już się nad nim rozczulają dziadkowie i M. Chyba go to otrzeźwiło i bardzo przepraszał, stwierdził, że to rzeczywiście bez sensu i że przykro mu, że taki był.
Poza przeprosinami poszły również czyny, a to najważniejsze. Okazywał czułość małemu i nawet trochę się zajął pracami domowymi.

niedziela, 24 lutego 2013

Coś mi tu nie gra.

Czuję się bardzo samotna. Ostatnio M. w ogóle mi nie pomagał, zupełnie się nie angażował ani w prace domowe, ani w opiekę nad Aleksandrem. Nie wiem co się z nim działo, co mu po głowie chodziło, ale jego arogancja mnie wkurzała. Odsunęłam się od niego, stałam się bardziej milcząca i skupiłam się na dziecku. Było mi przykro że nie uczestniczy w życiu rodzinnym. Nie jestem robotem, tania siła roboczą, a Aleksander to nie worek kartofli który można przerzucać z konta w kąt. Wściekłam się któregoś razu i powiedziałam że ma się ogarnąć i zacząć inaczej traktować Alexa. Wygarnęłam mu że nie zajmuje się nim w ogóle, a jak się czasem zdarzy, że mały zacznie płakać jak akurat coś robię czy się kąpię to albo lekceważy ten fakt, albo bierze malca pod pachę jak teczkę albo przerzuca przez kolano i myśli że to go uspokoi!?! Nie mogę na to patrzeć i w końcu zareagowałam bo widziałam że nic się nie zmienia. Powiedziałam że nie mogę patrzeć jak tak traktuje nasze dziecko. Że ja o wiele lepiej traktuję jego dziecko z eksową niż on swoje własne.
Jakoś nie docierały do mnie jego argumenty że mały "lubi" takie rzeczy, że i tak nie będzie pamiętał, że jak sobie popłacze to w końcu się zmęczy i przestanie...
Jego podejście do tematu zupełnie mi nie odpowiada, a jego postawa jako ojca w ostatnim czasie całkowicie mnie rozczarowała. Nie wiem co o tym myśleć i co z ta sytuacją zrobić. To nie jest normalne, że boję się zostawić dziecko z własnym ojcem, bo oczami wyobraźni widzę jak zamyka małego w pokoju, by nie było słychać jego płaczu.
Od dwóch dni M. próbuje zatrzeć złe wrażenie i jest bardziej czuły i w stosunku do mnie i do małego. Jednak ja tak łatwo nie zapomnę o tym co było i boleć chyba nie przestanie. Od dzisiaj do soboty znowu mamy S. i szczerze mówiąc nie mam najmniejszej ochoty by z nami  był. Jakoś dla niego M. zawsze potrafi znaleźć czas i czuję, że S. okrada nas z czasu który mogli byśmy spędzić we troje. Znowu budzą się we mnie jakieś negatywne emocje z którymi będę sobie musiała poradzić sama.
Przez cały tydzień M. był dość nieprzyjemny i ciągle zajęty. Z wszystkim byłam zupełnie sama. Wczoraj cały dzień pracował w naszym domu i kuł kafelki w jednej z łazienek. Myślałam że dzisiaj pobędzie z nami, że zajmie się małym, chociaż poodkurza. Zamiast tego znowu pojechał do domu, a ja zostałam sama z dzieckiem. Wróci po południu bo wieczorem jedziemy do znajomych i po S.
Miałam się zabrać za sprzątanie i ogarnąć trochę dom, nastawiłam już pranie i odkurzyłam cześć mieszkania, ale ostatecznie stwierdziłam, że to nie ma sensu. Lepiej będzie jak się położę i prześpię, bo odpoczynek jest teraz chyba ważniejszy. Czekam aż mały zaśnie i może mi też się uda. Porządek w domu jest dla mnie bardzo ważny, ale po co mam się tak męczyć skoro nikt tego nie docenia i nie potrafi uszanować. Mam dość sprzątania również po nim, bo w końcu nie jestem niczyją sprzątaczką.
Chciałam być dobra, ale chyba nie warto, bo to zaczęło być wykorzystywane. Zmienię swoją postawę i albo M. się zmieni, albo pogadamy inaczej...

czwartek, 21 lutego 2013

Zmienić czy nie zmienić oto jest pytanie...

Dzisiaj przywieźli mi w końcu nową kanapę do mieszkanka. Ta która była, już się rozpadała, a jak będę chciała wynająć mieszkanie to jednak musi wszystko być w dobrym stanie i technicznym i wizualnym.
Tak więc siedzę sobie na nowej kanapie, patrzę na Aleksandra i zastanawiam się jak to będzie z tą nową pracą...
Dzisiaj miałam wstępna rozmowę, taką telefoniczną. Spełniłam wszystkie podstawowe kryteria, nie rozmawialiśmy jeszcze tylko o pieniądzach, a to może ich zniechęcić. To państwowa posadka, a na takich raczej nie zarabia się wielkich pieniędzy. Dla mnie to jednak ważne, bo nie chcę zmieniać pracy na gorzej płatną. Muszę dostać więcej niż mam obecnie, to dla mnie w tej chwili warunek podstawowy, który muszą spełnić oni. Zobaczymy jak będzie. Teraz mają "akcję PIT" więc mam zadzwonić za jakiś tydzień, a wtedy umówimy się na spotkanie by omówić szczegóły.
Jestem teraz pełna obaw, bo jeśli się dogadamy to czeka mnie poważna decyzja, bardzo trudna dla świeżo upieczonej matki... Będę musiała oddać Aleksa pod czyjąś opiekę, a boję się że ktoś obcy nie będzie miał tyle cierpliwości i może go skrzywdzić :(
Z drugiej strony to praca, która ma bardzo dużo zalet. Przede wszystkim mniej stresów i praca bez delegacji po całej Polsce... Kiedyś te wyjazdy to była zaleta, teraz przy maleństwie to wada, bo strasznie bym za nim tęskniła. Poza tym to inna kwestia jest zdecydowanie trudniejsza. Bo właściwie to zapadła decyzja, że nie wracam do firmy, zamiast tego zostaję na wychowawczym i zajmuje się malcem przez jakiś rok. Wiec tak naprawdę te dylematy związane z powrotem do firmy i ewentualnymi delegacjami, aktualnie nie spędzają mi snu z powiek. Problem jest inny trzeba zdecydować, czy wybieram wychowawczy, czy decyduję się na zmianę pracy.
Kurcze no... patrzę na tego maluszka i jestem strasznie rozdarta...
Oczywiście istnieje jeszcze duża szansa, że nie stać ich na takie wynagrodzenie i wtedy nie muszę się niczym przejmować bo zostaję z Aleksandrem w domu.
Najgorsze jest to, że tak naprawdę to żadna opcja mnie nie ucieszy tak do końca. Bo z jednej strony chcę się zaopiekować maluszkiem, a z drugiej chcę się rozwijać, a to dla mnie duża szansa...

poniedziałek, 18 lutego 2013

Pragnienia

Mój synek jest kochany, naprawdę cudowny. Bardzo go kocham i nie wyobrażam sobie, by mogło go nie być.
Odnalazłam się w roli matki i cudownie się z tym czuję.
Nadal tęsknię za córeczką o której zawsze marzyłam. Tęsknię też za tym uczuciem, kiedy jest się w ciąży. Aż głupio się przyznać, ale chyba chciałabym mieć jeszcze jedno dziecko. Nawet ze świadomością, że to może być kolejny (cudowny) chłopiec.
To moje pragnienie może się okazać problemem, bo M. raczej nie będzie chciał trzeciego dziecka... Dlatego też nie mam odwagi poruszyć tego tematu. Poza tym sama wiem, że to może nie być najlepszy pomysł. Mieć jedno dziecko to naprawdę nie problem, ale poradzić sobie z dwójką to już jednak większy wysiłek i oczywiście koszt... Poza tym myślałam o zmianie pracy, a kolejne dziecko może to skomplikować.
Oboje z M. jesteśmy jedynakami i przyznam, że brakuje mi rodzeństwa, zwłaszcza teraz gdy jestem już dorosła. Cudownie było by mieć brata czy siostrę, bo zazwyczaj rodzeństwo łączy silna więź. Brakuje mi tej bliskości i nie chciałabym by Aleksander był taki samotny jak ja. Wiem, ma przyrodniego brata, ale to chyba  za mało. Teraz S. jest cudowny dla Aleksandra, ale czy tak już zostanie? Czy ta więź nadal będzie tak silna? Przecież wychowuje go inna kobieta, która żywi do mnie głęboką urazę. Ta niechęć jest na tyle silna, że dzisiaj bał się jak to będzie, jak będzie go odbierała mama, a przecież tata jest w pracy i jestem tylko ja. Sam od siebie zaproponował, że to on otworzy mamie i wyjdzie. Nie wiem co ona mu mówi, ale pewnie nie wyraża się na mój temat zbyt pochlebnie skoro S. przejmuje się takimi rzeczami. Na szczęście obyło się bez żadnych scen, bo jak zadzwoniła na domofon po prostu powiedziałam że S. zaraz zejdzie i nie miałyśmy bezpośredniego kontaktu. Zastanawiałam się czy zadzwoni na dole czy wejdzie do góry, ale jak widać nie miała odwagi i bardzo dobrze. Nie powinnyśmy się widywać do czasu aż emocje całkowicie opadną.
Wracając do tematu, póki co nie jestem chyba gotowa na rozmowę z M. choć czasem myślę że on się trochę domyśla... Czasem mówi mi że całkowicie ześwirowałam na punkcie dzieci... i to prawda...
Jest jeszcze jedna kwestia... tzn. wiek....
Ja mam dopiero 32 lata, ale M. powoli dobiega już do 40-ki. Chyba nie jest fajnie być takim starszym rodzicem... Jak Aleksander będzie miał 20 lat, to my będziemy mieli 52 i 59 lat... To jednak sporo... :(

wtorek, 12 lutego 2013

Zmiany?

Los bywa przewrotny. Jak wiecie w planie miałam wychowawczy i nadal mam, ale... Ale wczoraj otrzymałam propozycję pracy na stanowisku kierownika działu płac w pewnym szpitalu. Praca odpowiadająca moim kwalifikacjom i kusząca bo raczej stabilna, nie to co w prywatnej firmie. No i właśnie nie wiem co począć. Zaczekają na mnie do końca urlopu macierzyńskiego jeśli się tej pracy podejmę. Mam kilka dni na przemyślenie czy w ogóle chcę pracować po macierzyńskim, jeśli tak i chcę zmienić pracę to mam się umówić na spotkanie w sprawie szczegółów...
No i mam teraz spory mętlik w głowie. Chciałam zmienić pracę to fakt, ale teraz w tym momencie życia nie wiem czy się na to decydować. Z drugiej strony taka szansa może się już nie powtórzyć i skłaniam się by pójść na spotkanie i ustalenie co dokładnie mi oferują. Jeśli pieniądze będą lepsze niż mam obecnie to może warto będzie to przemyśleć głębiej i wtedy łatwiej będzie podjąć decyzję. Teraz tak do końca nie wiem czy gra jest warta świeczki, bo choć była by to tzw. ciepła posadka, to być może kiepsko płatna, a taka mnie nie interesuje.
Prawdę mówiąc już się nastawiłam psychicznie że zostanę przez jakiś rok z Alexem, a tu taki psikus...

niedziela, 10 lutego 2013

Idę na wychowawczy

Są dobre wieści. W piątek podpisaliśmy umowę kredytową!
Nie sądziłam, że na wiadomość o wzięciu kredytu tak mnie kiedyś ucieszy, a jednak :))
Było to o tyle ważne, że ściśle związane z tym czy wezmę urlop wychowawczy. Lubię pracę, kiedyś praca była dla mnie bardzo ważna i byłam na dobrej drodze do pracoholizmu. Z czasem to się zmieniło, zwłaszcza teraz jak zostałam matką. Nie wiem jak będę się odnajdywać jako matka i gospodyni domowa, ale zależało mi na tym by moje dziecko nie było wychowywane przez obcych ludzi. Dodatkowo w piątek w "Dzień dobry tvn" był poruszany temat niań i na tapecie był poniższy film (ostrzegam zwłaszcza mamy że drastyczny):

Tak mną to wstrząsnęło, że się popłakałam. Nie rozumiem skąd się biorą tacy ludzie i gdyby to na mnie trafiło to nie wiem co bym tej kobiecie zrobiła. Czasem emocje biorą górę.
O 17-tej podpisaliśmy umowę kredytową i odetchnęłam z wielką ulgą, bo to oznaczało, że Alexem będę się zajmowała ja. O niczym innym tak nie marzyłam, bo nikt nie zajmie się tak moim dzieckiem jak ja sama.

piątek, 8 lutego 2013

Dar życia

W internecie krąży ostatnio pewien film, który wzrusza mnie do łez. Kiedyś, jeszcze zanim zostałam matką nie rozumiałam wielu rzeczy i byłabym na niego obojętna. Jednak teraz gdy sama poczułam co to znaczy być matką, moje serce bardzo się odmieniło i obudził się bardzo silny instynkt macierzyński.
I pomyśleć, że jeszcze niedawno wydawało mi się, że będę kiepską matką, bo natura poskąpiła mi instynktu macierzyńskiego...
Sami zobaczcie jakie cudowny jest dar życia i jakie te maleństwa są bezbronne i zależne od nas...

PS M. stwierdził że zbzikowałam na punkcie dzieci. To prawda. Kiedyś liczyły się tylko zwierzaczki, słodkie i bezbronne... Teraz moja dzidzia zawładnęła moim światem. Chciałabym czasem zatrzymać czas. Alex tak szybko rośnie i się zmienia, nie mam czasu się tym wszystkim nacieszyć.