niedziela, 3 marca 2013

Weekend

Wczoraj wpadły do nas w odwiedziny z mojego działu. Było gwarno i wesoło, choć niestety wieczorem mały był strasznie płaczliwy. Chyba bolał go brzuszek bo się biedactwo strasznie prężył i miał gazy. Tak mi go żal było jak tak bidulek płakał, zawsze wtedy mam wyrzuty sumienia, że to ja coś zjadłam i dziecku zaszkodziłam. Na szczęście po godzinie płaczu w końcu biedaczek zasnął i spał jeszcze długo, aż do północy. Może pomogły kropelki, a może herbatka, najważniejsze że maleństwu w końcu ulżyło.
Dziwnie było je mieć wszystkie w domu, zwłaszcza że na początku był z nami M. Ukrywaliśmy się przed nimi kilka lat, a teraz okazujemy sobie uczucia w ich obecności i pokazujemy naszą sypialnię, dziecko... Jakoś dziwnie się czułam. Oczywiście pytały kiedy i czy wracam do pracy. Ja trochę się migałam od odpowiedzi i w sumie to powiedziałam, że jeszcze nie wiem co zdecydujemy. Prawda jest taka, że mam już pewność że póki co do nich nie wracam, choć w sumie nie zdecydowałam jak długi wzięłabym urlop. Inna kwestia jest taka, że myślę o zmianie pracy, a tego raczej nikt się w tej chwili nie spodziewa.
Ja jak zwykle jestem sama w domu. M. pracuje w domu, bo tak oczywiście ciągle jest coś do zrobienia. Tęskno mi już za nim i brakuje mi go, ale co zrobić... trzeba przetrwać ten okres i liczyć, że nie będzie trwał jak najkrócej.
Na dzisiaj to tyle, uciekam do książki póki jeszcze mały śpi ;)

1 komentarz:

  1. Ja mysle bolacy brzus to jedno ale pewnie wizyta tylu osob w domu miala swoje na placz malucha. Dobrze, ze zasnal szybciutko slodziaczek jeden. Buziaczki;****

    OdpowiedzUsuń