sobota, 31 maja 2014

Żale i smutki

Do pojawienia się Maxa pozostało 13 dni.
Alex jest i nie daje o sobie zapomnieć ;-)
Choć jest dopiero po 20-tej, leżę już w łóżku i odpoczywam. M. z S. jeszcze nie wrócili, przypuszczam że będą za jakąś godzinę. Wyjechali o 7-rano i tak nie będzie ich również jutro, cały weekend sama...
Nie lubię się dzielić, zwłaszcza mężczyzną którego kocham. Czasem trudno mi być cierpliwą i godzić się na to wszystko. Moja cierpliwość jest w kiepskiej formie i jak Max pojawi się na świecie chyba ukrócę tych regularnych wizyt S. W tygodniu M. wraca w godzinach wieczornych i szybko siada znowu do pracy. W weekend jest S. i my (ja i Alex) znowu jesteśmy jakby z boku. Mam dość tego że teściowie wychowują exowej S. w tygodniu, a my spędzamy z nim wszystkie weekendy. Dla mnie te 3 dni to dużo, bo tak mało mamy czasu dla siebie. Czuję się okradana.
Zbyt dużo we mnie złości, zazdrości i gniewu. Może jutro przejdzie, dzisiaj lepiej już więcej nie piszę, bo mnie znienawidzicie...

wtorek, 27 maja 2014

Zostało 17 dni

Siedzę sobie na tarasie. Odpoczywam. Alex śpi, mam chwilę dla siebie.
Do porodu teoretycznie zostało 17 dni. Czekam z niecierpliwością na rozwiązanie...
Boję się. Wiem jak będzie bolało, a plotka głosi, że przy drugim bywa jeszcze gorzej.
Nie wiem czy Max już się obrócił, a poród pośladkowy wcale mnie nie napawa optymizmem...
Mimo to czekam z niecierpliwością i nadzieją, że wszystko przebiegnie sprawnie i bez komplikacji.
Chciałabym już urodzić. M. stwierdził, że to dlatego, że czekanie nie jest moją mocną stroną.
Może... a może chodzi o to by już mieć z głowy te kilka-kilkanaście godzin męczarni i mieć zdrowego synka w swoich ramionach.

środa, 21 maja 2014

Co czuję w 9 miesiącu ciąży?

Ogromne zmęczenie i niemoc...
Leżę na tarasie. Oczy zamknięte. Wsłuchuję się w śpiew ptaków. W oddali słychać szczekającego psa i dźwięki prowadzonych w oddali rozmów. Nie mam sił. Zupełnie. Nawet tak by wstać i przynieść sobie podusie do pełni szczęścia. Więc leżę przykryta kocykiem, oddaje się tej niemocy. Trudno mi się odprężyć, bo w głowie wciąż lista/plan rzeczy do zrealizowania. Taka niekończąca się, bo gdy zrobię jedno dopisuję dwie kolejne pozycje i tak w kółko... Niby tyle zrobione. Niby osiągnęłam to czego oczekiwałam. Jednak to wersja minimum, a ja nie lubię rozwiązań pobieżnych. Wciąż dążę do perfekcji i za cholerę nie potrafię odpuścić. To mnie zżera i choć zdaję sob ie sprawę z tego że nie ma znaczenia czy fugi między kafelkami są idealnie czyste, ale jednak męczy mnie to i dręczy. To że rzeczy dzieciaczków nie są w idealnym porządku, posegregowane rozmiarami, itp. Tak można by wymieniać bez końca. Tylko jakie to ma znaczenie?
Nie osiągnę perfekcji, stanu idealnego który pozwoli mi odetchnąć, bo przecież zawsze jest coś do zrobienia.
Doszło do tego, że się nawet dzisiaj popłakałam, bo chciałam skończyć układać książki, a byłam już tak zmęczona że musiałam przerwać i pójść odetchnąć. I po co to wszystko? Nie wiem... Naprawdę nie wiem...
Wiem tylko tyle, że czego nie zrobię teraz, jeszcze przed porodem, tego prędko już nie zrobię... Bo z dwójką maluchów, będę jeszcze bardziej zmęczona, bezsilna i ograniczona niż teraz....
Co mogę zrobić? Tylko jedno. Pogodzić się z tym, że choć tak bardzo bym chciała, nie mogę...

niedziela, 18 maja 2014

Imprezowo

Dzisiaj idziemy z dzieciakami na imieniny do teścia. Szczerze...? Zupełnie nie mam na to ochoty. Iść, siedzieć tam i uśmiechać się nieszczerze... Tak czuję. Bo niby czemu miało by być inaczej. Uraz pozostał, słowa wypowiedziane w złości, siedzą mi w głowie i chyba prędko z niej nie wyjdą. Postanowienie mam takie, że będę jak oni. Nie będę ważyć słów i starać się by było dobrze. Jak znowu wspomną coś o "pomocy", choć szczerze w to wątpię, bo skoro przez kilkanaście miesięcy się nie udało to niby czemu teraz miało by się coś zmienić. Wtedy na pewno powiem by się nie wygłupiali, bo nie lubię słów bez pokrycia, jak chcą wziąć wnuka na spacer, to niech po prostu to zrobię, bo już od co najmniej dwóch miesięcy o tym wspominają i jakoś się nie udało do tej pory.
Impreza ma być w większym gronie. Wtedy zazwyczaj chcą pokazać jacy to są wspaniali i cudowni, oj niech nie próbują nikomu mydlić oczu, bo już ja na pewno języka za zębami trzymać nie będę.

A z bardziej pozytywnych rzeczy, sąsiedzi zaprosili nas na imprezę urodzinową. W sumie było to dla nas zaskoczenie, bo przecież nie znamy się najlepiej. My byliśmy u nich, oni u nas, raz M. wybrał się z Irkiem na wycieczkę rowerową i czasem przegadamy coś pod płotem. No ale znajomość jest raczej taka powierzchowna, bo zbyt krótko się znamy. Wygląda jednak na to, że nas polubili, skoro chcą nas wprowadzić do swojego towarzystwa. Fajnie, przydadzą się nowe znajomości. Zobaczymy jak się sytuacja rozwinie, ale nasi chłopcy są z tego samego roku więc pewnie jakoś będzie nas to łączyć.

Wczoraj zrobiłam też przegląd torby do szpitala, coś z niej wyciągnęłam, coś dołożyłam, spisałam listę z rzeczami które trzeba będzie dołożyć w ostatniej chwili i chyba jestem już gotowa... ;)

czwartek, 15 maja 2014

Z ostatnich dni

Połowa maja...
Do porodu został już niecały miesiąc.
Tyle rzeczy jeszcze nie zrobionych... Tyle planów, które czekają w kolejce do realizacji...
Jestem jak mrówka robotnica. Nie potrafię tak całkiem zwolnić.
Już i tak staram się więcej odpoczywać. Znowu mam kogoś do sprzątania domu. Więc choć tyle mam mniej na głowie, a wierzcie mi, to ogromna pomoc i udogodnienie w domu który ma 3 piętra. Ja mam wielki brzuch, bo się roztyłam i wyglądam jak hipcia, więc i z ruchami coraz gorzej :/
Ale już niedługo wrócę do formy. Za niedługo urodzę i zacznie się harówka ;)
Dzisiaj w planie był lekarza -  zaliczony. Wyniki są bardzo dobre. Dostałam maść na obrzęki i żylaki, mam się smarować 3 razy dziennie. Jak za dwa tygodnie nie będzie poprawy dostanę jakieś leki, by mnie przygotować do porodu naturalnego.
Wszystko fajnie, byle się maluch obróci, bo poród pośladkowy jest bardziej ryzykowany i dla dziecka i dla mnie.
W domciu czysto - wprawdzie nie ja sprzątałam, ale ważne że jest posprzątane ;)
Zakupy meblowe - tak dzisiaj jedziemy po witrynę na książki. nareszcie, bo kartony wciąż zalegają na dole i sprawiają wrażenie bałaganu, a tego nie lubię. Reszta mebli będzie dokupowana sukcesywnie, jak tylko pozamykamy kwestię remontów.
Włosy - zafarbowane na bursztynowy. I fajnie jakaś odmiana się przyda ;)

czwartek, 1 maja 2014

To był dobry dzień

Ostatnio z M. mamy głównie dobre dni. To dobrze, że nastał spokój. Brakowało mi tego. Nadal jesteśmy zapracowani i zabiegani, a każdy weekend spędzamy z S. To się nie zmieniło, ale zmieniło się podejście M.
Muszę tylko pilnować jednej ważnej rzeczy, by M. znowu nie zapomniał o tym jak ma traktować mnie i Alexa. Gdy on jest czuły i kochający, wtedy i ja taka jestem. Gdy ja się staram a on ma wszystko gdzieś, zaczynam się denerwować i od razu zaczynam myśleć, że nie tego od życia oczekuję. Nie chcę być niczyją służącą. Chcę kochać i być kochana. Jeśli zacznę być dla M. gosposią, wtedy uznam że ponieśliśmy porażkę i odejdę.
Już byłam raz żoną, już żyłam z boku, mijając się. Zmieniłam całe swoje życie w imię miłości. Jeśli ta miłość również nie przetrwa próby czasu, będę bardzo rozczarowana, bo czułam że z M. łączy mnie coś wyjątkowego. Nie chciałabym z czasem uznać, że to była tylko namiętność, która nie miała wiele wspólnego z uczuciem jakiego pragnęłam...
Leżałam sobie dzisiaj na tarasie... Cieszyłam się chwilą błogiej ciszy. Wsłuchiwałam się w ćwierkające ptaszki, podziwiałam zieleń otaczających nas drzew... Czułam się szczęśliwa, choć w pewnej chwili przeszedł mnie dreszcz. Zostało już jakieś 6 tygodni... To tak niewiele. 6 tygodni i wezmę swojego drugiego synka w ramiona. Wspaniale. Ale... Boję się. Znowu czeka mnie poród. Bolało i to bardzo. Oby wszystko poszło bez powikłań i strasznego bólu. Waham się czasem czy nie zdecydować się na znieczulenie, ale wiem że lepiej wytrzymać ból i szybciej urodzić. To na pewno lepsze dla dziecka. Tak mówią... ale czy to aby na pewno prawda. Może tak, a może marketing, by NFZ nie wydawało kasy na znieczulenia.
Jakoś przeżyłam pierwszy poród, to i drugi dam radę, muszę. To tylko kilka/kilkanaście godzin, a potem się zapomina o całym tym bólu. Pamiętam jak położyli mi Alexa na klatce piersiowej. Spojrzałam na niego i od razu się zakochałam. Był taki cudowny, taki idealny, taki mój... Najpiękniejszy mały mężczyzna na świecie :)