poniedziałek, 10 grudnia 2012

Po weekendzie

Znowu minął kolejny weekend. I jest już 40-ty tydzień ciąży. Jeden z terminów (z USG) wskazywał że poród może się odbyć 9.12. ale nie urodziłam ;) Za to miałam wczoraj ciężki wieczór i noc. Miałam dość silne bóle. Nie wiedziałam jak usiąść, czy się położyć i niemal całą noc się męczyłam. Brzuch twardniał i napinał się, do tego czułam takie rwanie, kłocie w dole brzucha no i ból krzyża. Wody jednak nie odeszły, a teraz czuję się już lepiej. Głownie leżę i odpoczywam, choć zdążyłam już zrobić jedno pranie, posprzątać kurze i podłogi. Więc odpoczywam, ale nie tak całkowicie, beztrosko ;)
Dzisiaj mam wizytę u lekarza zobaczymy co mi powie. Wczoraj autentycznie myślałam, że to może już pierwsze skurcze i poród się zaczyna. Trochę się nawet zestresowałam, że to już ;)
*             *             *             *             *             *             *
Od piątku był z nami S. Po szkole jechaliśmy na Mikołajki do drugiej pracy M. S. nawet się w miarę zachowywał. Miał kilka wpadek, bo generalnie nie panuje chyba nad mimiką twarzy i wciąż nie pamięta o tym by okazywać wdzięczność, a nawet jak już pamięta to widać, że jest wymuszona... No ale pracujemy nad tym.
Poza tym widać, że choć wariuje na punkcie brata, to jest też zazdrosny i chce mieć wszystko lepsze. Walczyliśmy z tym filcowym napisem dla S. i ciągle się przejmował żeby nie wyszedł gorszy. Ciężko z tym walczyć, bo na każdym kroku chce być lepszy i ważniejszy. W dodatku dał nam trochę popalić w niedzielę wieczorem  Ja byłam słaba i źle się czuła, M. też chciał już chwilę odpocząć, a S. ciągle marudził żeby się nim zajmować. Na nic tłumaczenia, że poświęciliśmy mu uwagę przez cały weekend i przez godzinę chociaż mógłby się zająć sam sobą. Ja już byłam cała nerwowa, bo wszystko bolało, a on właził mi na kolana, bo potrzebował zainteresowania. No zrzędził strasznie i nie dało się z nim porozmawiać. W końcu zapytałam, czy w domu mama też spędza z nim cały czas, czy tam sam się sobą zajmuje. Przyznał że mama nic z nim nie robi i siedzi tylko przed kompem. M. widziałam że nie był z tego zadowolony i słusznie, bo S. siedzi nam na głowie przez calusieńki dzień a ona choć nawet teraz nie pracuje nic z nim nie zrobi. Siedzenie przed komputerem przez cały weekend raczej jest mało rozwojowe, ale tak jest jej widać wygodniej. Pewnie dlatego S. tak lubi być u nas, bo zawsze coś się dzieje. Uczymy się, gramy w coś, rysujemy, wygłupiamy się, idziemy na spacer, rower, basen, czy coś tam jeszcze. Jakaś atrakcja zawsze jest, tyle że S. nie ma umiaru i chce nas wykorzystać maksymalnie, tzn. czas spędzony z nami. trzeba go uczyć że musi się zająć też sobą. Chłopak nie ma przecież 5 lat żeby mu wymyślać ciągle jakieś atrakcje. Musi być też kreatywny i mając prawie 11-lat też musi zadbać sam o to by robić coś fajnego. Cała szafka zabawek zupełnie go nie interesuje, zdecydowanie woli nas.
Dzisiaj mamy wolne od S. ale od wtorku znowu jest z nami. Ja też mam jakby mniej cierpliwości jak wszystko boli, a on ciągle chce się przytulać. Nie odrzucam go, by nie zranić jego uczuć, ale czasem już nie wytrzymuję i tłumaczę mu, że to boli nie pozwalam mu wchodzić na kolana. Poza tym chyba go dopada jakiś syndrom niemowlaka. Sam czasem się kuli i udaje że jest niemowlęciem. To się podobno zdarza u dzieci, jak się pojawia nowe rodzeństwo. Krytykujemy takie zachowanie i tłumaczymy, że jest już za duży żeby się tak zachowywać i to jest niefajne. Ma być starszym bratem, który daje dobry przykład, a nie udawać niemowlaka.
Pewnie wiele czeka nas problemów jak się pojawi Alex. To co jest teraz to tylko drobnostki, które nikogo nie krzywdzą, ale obawiam się, że to dopiero początek.
Już się martwię by kiedyś nie doszło do tego że S. będzie krzywdził Alexa, bo wtedy to nie wiem co zrobię i czy będę potrafiła utrzymać nerwy na wodzy... Oby wszystko się ułożyło.
*             *             *             *             *             *             *
Jestem już po wizycie u gina i jak się okazuje te wczorajsze bóle są uzasadnione bo wygląda na to że lada dzień urodzę. Szczegółów pisać nie będę, ale generalnie szyjka się skraca, a to jeden ze znaków nadchodzącego porodu.
Dostałam L-4 na tydzień, ale gin stwierdziła że możemy się już nie zobaczyć... przed porodem oczywiście ;)
Cóż, cieszę się że to już blisko. Naprawdę strasznie mi się ciężko porusza i dobrze będzie jak mały Alex zacznie już rosnąć na własną rękę ;)). Jak wróciłam do domu (a nie obyło się bez przygód), to M. już się niecierpliwił czy wszystko ok i jakie wieści. Powiedziałam, że poród tuż tuż i oszalał. Zobaczyłam błędny wzrok, zaczął biegać po domu, szukać aparatu, ładować baterie, no jakieś szaleństwo go ogarnęło.
Też poczułam dreszczyk emocji na wieść że to już prawie, ale jestem daleka od obłędu który dosięgnął M.
Po raz setny zaczęłam mu tłumaczyć, które torby bierzemy do szpitala, a które ma przywieźć jak będziemy z niego wychodzić, ale szczerze mówiąc wątpię czy coś do niego dotarło. Pogłaskałam go tylko po twarzy i powiedziałam, że już się boję co się będzie działo jak dam sygnał, że wody mi odeszły... ;D
Dodatkowo miałam przygodę, gdy wracałam od gina. Otóż chciałam jeszcze kupić mały chodniczek do przedpokoju by się piach nie roznosił po całym mieszkaniu. No i wracałam drogą zupełnie niestandardową. jadę sobie spokojnie i nagle co widzę? Starszą kobietę, półleżącą na chodniku z porozrzucanymi torbami. Zjechałam na bok, wysiadłam z samochodu i podeszłam do niej. Zapytałam czy wszystko w porządku i czy potrzebuje pomocy. Pomogłam jej wstać bo sama nie była w stanie, tak się potłukła. Do tego wszystkiego nie bardzo mogła ruszać jedną ręką. Chciałam wezwać karetkę, ale nie chciała, więc pozbierałam jej torby i podrzuciłam ją do domu. Dodałam jeszcze, że nie powinna lekceważyć tej ręki bo może być złamana i powinna wezwać pogotowie. Nie wiem czy to zrobi. Odstawiłam ją do domu, wiem że nie mieszka sama bo w domofonie odezwał się mąż, więc zakładam że już sobie poradzi. Najgorsze jest to, że ta kobiecina powiedziała że chwilę przede mną, przechodził w pobliżu niej jakiś facet i zamiast zapytać czy trzeba jej pomóc, śmiał się... A to przecież nie ma żartów. Jak się jest młodym, to się człowiek pozbiera, ale starsza osoba już nie jest taka żwawa...

4 komentarze:

  1. Trzymam kciuki za szczęśliwe rozwiązanie. Bądź dzielna :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Pamietam jak wątpiłas ze M nie przezywa twojej ciąży tak jak ty bo to dla ciebie pierwsze a dla niego drugie przeżycie. A teraz zobacz. M jest bardzo szczęśliwy i przerażony ze to już już tuż tuż hihi te torby to może do nich karteczki przyczep bo on jeszcze je pomyli biedaczek :-)

    OdpowiedzUsuń