wtorek, 3 maja 2011

Listopad 2008

29 listopada 2008
Dziwne uczucie…. Czuć, że nie trzeba się ścigać z czasem, nie trzeba walczyć z przeciwnościami losu. Rozglądam się w koło i co widzę? Wszystko to co chciałabym widzieć. Nie czuję presji, mam wszystko to co chciałabym mieć budzę się i czuję się lekko. Kiedyś było gorzej czułam że do nikąd nie zmierzam że nie mam celu, że nie mam dokąd iść. Czułam się bezbronna i samotna. Teraz jest inaczej. Los od jakiegoś czasu ciągle się do mnie uśmiecha. Wszystko układa się po mojej myśli. Zadziwiająco szybko osiągam to co sobie zaplanują, a czasem nawet więcej.
Samotność już mi tak nie doskwiera. Chyba dlatego że dotarło do mnie że czułam się tak na własne życzenie. To ja uciekałam od ludzi. To ja sama na własne życzenie spędzałam samotne wieczory w domu. Ostatnio częściej wychodzę, spotykamy się z mężownikiem ze znajomymi z którymi ostatnio widzieliśmy się jakieś pół roku temu. Chcę więcej wychodzić do ludzi i póki co to również się udaje. Zastanawiam się nad moimi noworocznymi postanowieniami. Na ogół mam jakieś trzy ale tym razem… cóż, nie mam pojęcia nad czym będę chciała popracować w 2009 roku. Mam jeszcze sporo czasu na tego typu przemyślenia, ale powoli już się przygotowuję. Nie mam długiej listy postanowień bo zauważyłam że to się nie sprawdza ;) a niepowodzenia zniechęcają. Większe prawdopodobieństwo że zrealizuję trzy zaplanowane rzeczy, niż np. 10.
2 grosze

23 listopada 2008
Tydzień w Warszawie minął bardzo owocnie i szybko. Powitanie było bardzo miłe. Cieszę się że mogłam tam znowu przyjechać i zobaczyć się z tymi wszystkimi ludźmi. Myślę że ten wyjazd znowu wiele mi dał bo sporo się nauczyłam. Teoria teorią ale w praktyce to już zupełnie co innego.
Przygnębiająca była jedynie pogoda, ale cóż w końcu mamy już listopad…
Po tygodniowym rozstaniu z mężownikiem było bardzo miło. Widziałam że on się stara, ładnie mnie przywitał i przygotował kolację. To wprawiło mnie w dobry nastrój który towarzyszył mi przez cały weekend. Cóż może rodzaj pracy jaki wybrałam trochę odświeży nasz związek, a częste służbowe wyjazdy spowodują że będziemy za sobą tęsknili.
Niestety jutro poniedziałek i znowu szara rzeczywistość. Najgorsza będzie poranna pobudka L. Mam przeczucie że to będzie dłuuugi tydzień więc chyba wezmę sobie wolny piątek ;)
3 grosze

12 listopada 2008
Jutro mam pewną wizytę w pokoju zwierzeń. Miałam dzisiaj nieoczekiwane spotkanie z szefem i jestem pewna że wezwie mnie jutro na rozmowę. Pewnie będzie przepraszał bo znowu mu się coś wypsnęło… Hmm… ostatnio trochę za często.
Szłam sobie podziemnym parkingiem gdy nagle zatrzymał się jakiś samochód właśnie w chwili gdy chciałam przejść na drugą stronę. Ktoś uchylił szybę i powiedział: Wow a ja właśnie się zastanawiałem co to za fajna laska idzie.
Cóż okazało się że to szef. Nie mam nic do dodania po prostu jestem w szoku.
9 groszy

08 listopada 2008
Jak firmowy zwyczaj nakazuje pracownicy są wzywani do szefa na rozmowy. Częstotliwość bywa różna w zależności od nastroju najwyższego (czytaj szefa).  Bywa tak, że szef nie chce z kimś rozmawiać przez cały miesiąc a bywają osoby, które są wzywane regularnie raz lub dwa razy na tydzień. Rozmowy, jakie się odbywają za zamkniętymi drzwiami są ściśle tajne i po wyjściu z gabinetu zwierzeń się o nich nie mówi. Z obserwacji widzę, że nastroje po rozmowie bywają różne. Zawsze się zastanawiam, o czym rozmawia najwyższy z takim wybrańcem losu. Odkąd wróciłam z Wa-wy jestem jedną z tych osób, których częstotliwość wizyt bywa zastanawiająco częsta, tym bardziej, że podczas wizyt w tzw. pokoju zwierzeń nie rozmawiamy o niczym szczególnym. Jest miło, wesoło a czasem dziwnie. Podstawowe pytania dotyczą oprogramowania, tego, jakie mam uwagi itp. Ostatnio na jednej z wizyt została zapytana o to jak mi się współpracuje z pozostałymi pracownikami, czy dobrze się czuję w ich towarzystwie i czy nie mam jakichś problemów, w których mógłby mi pomóc… Hmm… Myślę sobie, o co chodzi z tą współpracą, przecież wszystko jest ok, a pytanie pojawia się już po raz kolejny, co bardzo mnie zastanawia. Zapytałam więc, wprost co konkretnie ma na myśli, bo pytanie jest zastanawiając i daje sporo do myślenia, więc chciałabym wiedzieć czy mam się czegoś obawiać. Odpowiedź była dość wymijająca. Usłyszałam że czasem tak bywa, że nie każdy się zgadza z jego decyzjami i bywa tak że ktoś może się poczuć zagrożony. Potem dodał, że gdyby wydarzyło się coś, z czym nie mogłabym sobie poradzić to on by bardzo chciał żebym się z tym zwróciła do niego, bo czasem bywa tak, że tylko on, jako szef może w pewnych sytuacjach zaradzić i oczywiście obiecuje pełną dyskrecję. Poza tym bardzo mu zależy żebym nie żałowała zmiany pracy, bo chce się w pełni wywiązać z obietnic, które mi złożył.
No… to, o co w tym wszystkim chodzi?! Czy wplątałam się w coś, o czym jeszcze nie mam zielonego pojęcia? Trochę mnie tym przestraszył i teraz nie mogę przestać o tym myśleć.

4 grosze

03 listopada 2008
Dlaczego miarą szczęścia jest fakt odnalezienia bratniej duszy. Każdy z nas ma swoją drugą połówkę dla której jest w stanie poświęcić niemal wszystko. Miłość… a co to takiego? Czy warto się zadręczać tym że się jej nie zaznało? A może powinnam się cieszyć że nigdy nie kochałam. Może dzięki temu łatwo mi przyjąć to co jest. Nie żądam zbyt wiele, bo lubię moją samotność. Tylko że czasem bywają takie dni jak ten że chciałabym poznać to uczucie choć na kilka chwil. Wiedziałabym co tracę, choć może lepiej nie…
5 groszy

01 listopada 2008
Ludzie chodzą zamyśleni i zadumani. Dzień Wszystkich Świętych to dzień w którym całe rodziny ściągają chmarami na cmentarze by odwiedzać zmarłych.
Nie ja. Dla mnie to dzień jak co dzień. Nie czuję tego klimatu, może dlatego że nie chodzę do kościoła. Kiedyś było inaczej. Kiedyś wierzyłam i w kościele byłam co tydzień. Dzisiaj nie czuję takiej potrzeby. Zastanawiam się dlaczego. Może powodem jest to że wszystko dobrze się układa. Radzę sobie w życiu. Jestem zdrowa, mam pracę którą lubię… Może do Boga idziemy tylko wtedy gdy jest nam źle. Nie bez powodu powstało przysłowie „jak trwoga to do Boga”.
Tu gdzie mieszkam mam tylko jeden grób który odwiedzę… ale może nie dzisiaj a jutro. Bo dzisiaj na cmentarzach jest zbyt dużo ludzi. Nie lubię tłumów. Lubię ciszę i spokój, unikam miejsc gdzie czuję się przytłoczona.
Myślę że ma na to wpływ fakt iż jestem jedynaczką. Zawsze byłam sama i dzisiaj się to nie zmieniło. Jest mi z tym dobrze. Nie ciągnę do ludzi, bo lubię pomilczeć w samotności. Tak sobie właśnie pomyślałam że byłabym idealnym singlem, bo nie czuję potrzeby bycia z kimś przez 24h.
Ja i Mężownik jesteśmy małżeństwem ale tak naprawdę żyjemy oddzielnie. Rzadko razem wychodzimy i w ogóle mało czasu spędzamy razem. Mieszkamy razem ale tak naprawdę każde z nas ma swoich znajomych i swoje życie.
  
4 grosze

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz