wtorek, 3 maja 2011

21 marca 2006 Otarłam się o śmierć...

Dzień jak codzień... Poniedziałek, początek tygodnia, droga do pracy, w radiu muzyka, wszystko zwyczajne... A jednak tym razem do pracy nie dojechałam. Podczas zmiany pasa na zakręcie wjechałam w koleinę i niestety wpadłam w poślizg. Było tak ślisko a koleiny były tak duże, że nie byłam w stanie się odratować i wylądowałam w lesie... Jestem cała i zdrowa, poza stłuczeniami i urazem psychicznym nic mi nie jest... ale wczorajszy dzień trochę mnie zmienił. Zawsze uważałam się za świetnego kierowcę, a teraz już wiem, że nie do końca nim jestem.
 Co czułam wciągu tych kilku sekund...? Nie miałam życia przed oczami jak pokazują to na filmach! Czułam złość i rozczarowanie... jak mi się to mogło prytrafić! Nie wierzyłam, że to się dzieje na prawdę!
W ciągu zaledwie pół godziny na tym odcinku drogi, w odstępach kilku mertów było jeszcze pięć wypadków, ale nikt nie został ranny... To cud, że to wszystko tak się skończyło! Ale największa złość ogarnia mnie na myśl o osobie przez którą wszystko się stało (poza mną oczywiście bo bez winy nie jestem). Osoba, która wymusiła na mnie zmanę pasa nawet się nie zatrzymała, żeby sprawdzić czy żyję...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz