Dzień jak codzień... Poniedziałek, początek tygodnia, droga do pracy, w radiu muzyka, wszystko zwyczajne... A jednak tym razem do pracy nie dojechałam. Podczas zmiany pasa na zakręcie wjechałam w koleinę i niestety wpadłam w poślizg. Było tak ślisko a koleiny były tak duże, że nie byłam w stanie się odratować i wylądowałam w lesie... Jestem cała i zdrowa, poza stłuczeniami i urazem psychicznym nic mi nie jest... ale wczorajszy dzień trochę mnie zmienił. Zawsze uważałam się za świetnego kierowcę, a teraz już wiem, że nie do końca nim jestem. Co czułam wciągu tych kilku sekund...? Nie miałam życia przed oczami jak pokazują to na filmach! Czułam złość i rozczarowanie... jak mi się to mogło prytrafić! Nie wierzyłam, że to się dzieje na prawdę! W ciągu zaledwie pół godziny na tym odcinku drogi, w odstępach kilku mertów było jeszcze pięć wypadków, ale nikt nie został ranny... To cud, że to wszystko tak się skończyło! Ale największa złość ogarnia mnie na myśl o osobie przez którą wszystko się stało (poza mną oczywiście bo bez winy nie jestem). Osoba, która wymusiła na mnie zmanę pasa nawet się nie zatrzymała, żeby sprawdzić czy żyję... |
wtorek, 3 maja 2011
21 marca 2006 Otarłam się o śmierć...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz