wtorek, 3 maja 2011

Październik 2007

31 października 2007
Gdzie jest mój raj? Tak często zadaję sobie to pytanie i jeszcze częściej próbuje na nie wymyślić jakąś sensowną odpowiedź.... Jak dotąd z marnym skutkiem.
Zdarza się że tłumaczą sobie to tak...
Obecny sytuacja jest tylko stanem przejściowym w wyniku którego, jestem tam gdzie jestem i robię to co robię. Ponieważ to tylko przejściowy stan rzeczy jakoś to przeczekam, a w całkiem niedalekiej przyszłości wydarzy się coś co całkowicie zmieni moje życie. Przyjedzie tzw. książę na białym koniu, ofiaruje mi swoje serce i szaloną, gorącą i namiętną miłość! Będziemy żyli długo i szczęśliwie, a monotonia dnia codziennego nigdy nie wkroczy w nasze życie....
Zabawne... jakbym miała jakieś 12 lat....
Nie źle to ujęłam zamiast zabawne miałam napisać ŻAŁOSNE!
7 groszy

26 października 2007
Aż mnie energia rozpiera! Dzisiaj mam jeden z tych dni, kiedy mogłabym przenieść góry... Chyba powodem tego było słońce które tak pięknie dzisiaj świeciło. Po tylu dniach pochmurnej pogody dzisiejsze słońce dało mi niezłego kopa. W pracy się śmiali że chyba ktoś mnie dzisiaj podłączył pod dodatkowe zasilanie ;))
Co poza tym.... hmmmm..... Znowu mijałam się dzisiaj z P.W. (będę go tak nazywać bo jest bardzo podobny do Wentworth’a Miller’a ;) – taki osiedlowy Pan Wentworth – P.W. J).
Zawsze tak dziwnie na mnie patrzy. Jest cholernie pewny siebie i zawsze bezczelnie się patrzy, a czasem nawet uśmiechnie. Przystojniaczek z niego.... może gdybym była wolna... ale nie jestem więc pozostało mi tylko pomarzyć ;)
Czasem mnie dołuje to że jestem związana węzłem małżeńskim już do końca życia. Oboje składaliśmy przysięgę i oczywiście któreś może ją zerwać, ale czy nie było by prościej gdyby nie było całej tej presji i ludzie byli by ze sobą dlatego że naprawdę tego chcą, a nie dlatego że kiedyś dawno temu złożyli przysięgę... Ciągle mnie to męczy... ta złota klatka z której na wszelki wypadek chciałabym czasem uciec. Czemu na wszelki wypadek? Dlatego że nie lubię być w żaden sposób ograniczana! Mężownik na szczęście nie próbuje mnie w żaden sposób zamknąć czy ograniczyć, ale sama myśl że już do końca życia mam być z jednym mężczyzną sprawia że chciałabym uciec!
Zawiłe to wszystko czasem mam wrażenie że sama nie wiem czego bym chciała, a innym razem że zbyt dobrze wiem czego chcę. Tak czy siak mam raczej charakter singielki, niż przykładnej żony i to jest moim głównym problemem....
Cóż... czym byłoby życie bez żadnych komplikacji?!

6 groszy

22 października 2007
Życie umyka mi przez palce mija dzień za dniem i ciągle na nic nie mam czasu. Jestem wiecznie zmęczona i zastersowana, nie wiem jak długo wytrzymam. Czuję zbyt dużą presję czasu i otaczających mnie ludzi... Czasem chciałabym się zaszyć gdzieś na odludziu i nie mieć rzadnych obowiązkó i nie musieć robić wszystkiego na czas. Chciałabym sprostać wszystkim oczekiwaniom ale to chyba niemożliwe.
Jeszcze do niedawna miewałam w pracy walone chwile czy luźniejsze dni ale to odeszło w niepamięć odkąd pojawiła się stażysta. Jak dla mnie zbyt absorbująca! Miła, sympatyczna ale ciągle gada a to nie pozwala mi się skupić na swojej pracy. Poza tym próbuję ją czegoś nauczyć a to też pożeracz czasu i z wszystkim ciągle się gonię.Chciałam jej dać jutro wolne bardziej dla siebie niż dla niej ale wiecie co usłyszałam?! Dziewczyna stwierdziła że w domu się jej nudzi a tu jest fajnie i ona chce przyjść bo i tak nie ma co robić! Cholera... jak ja to wytrzymam przez te kilka miesięcy... HELP!!!!!
2 grosze

16 października 2007
„O wy mężczyźni piekło was zrodziło że nie ma kraju gdzie by was nie było”
Zastanawia mnie co takiego mają w sobie niektórzy mężczyźni, że przykuwają mój wzrok. Co tak naprawdę powoduje że właśnie ten mężczyzna wydaje mi się atrakcyjny fizycznie... Kiedyś słyszałam taką opinię że kobiety szukają mężczyzn proporcjonalnych, z kształtną głową i umięśnioną klatką piersiową a to wszystko ma dla nas ogromne znaczenie. Mamy gdzieś w podświadomości zakodowane że mężczyzna z ładną krągłą głową jest bardziej inteligentny itp. itd. Nie będę się zagłębiać w szczegóły... J Ogólnie chodzi o to że wybierając partnera myślimy o tym jakie cechy odziedziczy nasze potomstwo J
Zastanawiam się czy rzeczywiście tak jest że gdzieś w podświadomości jest zapisane jakiego mężczyzny szukamy.
Dla mnie osobiście kształt głowy, wzrost, klatka piersiowa i pośladki mają duże znaczenie. To tak jak u facetów np. biust ;) Jednak najważniejsze jest to co widzę w oczach faceta. Są tacy mężczyźni, którzy nie robią na mnie żadnego wrażenia, bo w ich oczach widzę zupełną pustkę, totalny brak emocji, głębi.
Smutne jest to że jest tyle pięknych, bardzo zadbanych kobiet i dosłownie garstka przystojnych facetów. W dodatku większość z tych zadbanych mężczyzn to geje J. No i w czym te biedne kobiety mają wybierać J Pracuję w firmie w której 90% załogo to faceci a z wśród nich może 2-3 takich których ewentualnie można by zaliczyć do tej grupy przystojnych, zadbanych, ale niekoniecznie seksownych....
Skoro więc nie ma na kim oka zawiesić, ratuję się zdjęciami przystojnych modeli/aktorów na pulpicie.
Kto jest w moim typie? J Od dłuższego czasu na moim pulpicie w pracy czy też w domu niezmiennie gości... on... J
 
Wiem, wiem... podobno gej... J ale dzieci mieć z nim nie zamierzam.... choć mogły by być ładne z takiego mixu J
2 grosze

12 października 2007
Co robisz gdy stajesz na rozstaju dróg? Ludzie różnie zachowują się w takiej sytuacji. Jedni w związku z tym że nie wiedzą którą drogę wybrać stają i nie są w stanie zrobić kroku w żadną ze stron. Inna grupa ludzi poddaje się temu co los przyniesie, a drogę wybierą pod wpływem chwili. Jeszcze inni dokładnie wiedzą którą drogą mają iść i zmierzają nią choćby po trupach...
Nie wiem jaka jestem ja wciąż nie potrafię zrozumieć samej siebie. Jestem tak rozchwiana emocjonalnie że pod wpływem nawet drobnego impulsu w tej samej sytuacji zachowuję się zupełnie inaczej. Jak mogłabym więc wymagać by ktoś wiedział czego potrzebuję skoro same tego nie wiem.
Pojęcie małżeństwa nadal jest dla mnie zagadką. Mimo iż sama tkwię w takim związku zupełnie nie rozumiem panujących w nim zasad. Trudno jest mi się pogodzić z tym że powinnam wytrwać z jednym mężczyzną do końca życia. Obecnie wydaje mi się to nierealne, a presja kulturowa i otoczenia zupełnie mnie przytłacza. Zawsze sądziłam że najważniejsza w życiu jest miłość, która wszystko wybacza i przetrwa każde napotykane na swej drodze zło. To jednak mit który zupełnie nie ma odzwierciedlenia w rzeczywistości. Miłość pojawia się i znika. Dzisiaj kocham pana X a za rok czy dwa pana Y dlaczego wiec spędzać całe życie z panem X skoro po kilku lata okazuje się że już nic nas nie łączy. Jak wytrwać w takiej sytuacji i w dodatku wychowywać dzieci. Wydaje mi się że to niemożliwe kochać kogoś przez całe swoje życie. To przecież się nie zdarza a nawet jeśli to jest to raczej wybryk natury. Przecież człowiek nie jest stworzony do monogamii! Owszem, ludzie tkwią w tych fikcyjnych związkach, bo przecież składali przysięgi ale wieczorem zasypiając lub nawet uprawiając sex nie myślą o żonie/mężu ale o kimś zupełnie innym... Czy to nie jest gorsze?!


14 groszy

08 października 2007
Dostała mi się w spadku stażystka. Od dzisiaj przez 3 miesiące będę miała dodatkowy cień gratis. Taki w promocji, czy tego chcę czy nie... Dziewczyna nie jest zła, chociaż jestem przyzwyczajona do tego że pracuję raczej sama w idealnej ciszy i spokoju. Ona lubi sobie pogadać i ja czasem też, chociaż jako typowy samotnik lubię harmonię i ład, a teraz mam mały kłopocik na głowie. Być może trzy miesiące szybko miną i jeszcze zdążę za nią zatęsknić... ale póki co muszę po prosty przywyknąć do nowej sytuacji. Wbrew pozorom wymyślanie zadań takie stażystce która jeszcze nic nie umie, nie jest takie proste. Ja podchodzę do sprawy poważnie (zresztą jak zawsze) i przez cały dzień ciągle jej coś tłumaczyłam i w tej chwili straszliwie boli mnie gardło. Chyba stracę głos. W dodatku była dzisiaj kolejna (jak zwykle bardzo głośna) narada i każdy każdego przekrzykiwał. Jutro chyba słowa z siebie nie wyduszę ;)
Ogólnie czuję się dobrze. Już tyle nie myślę o tym co i jak będzie. Czuję że wszystko się jakoś ułoży i bardzo chcę w to wierzyć.
Zaczęły się też samotne wieczory bo mężownik zaczął już zajęci nie ma go do późna. Tak sobie siedzę samiutka w domu i nawet jest mi z tym dobrze. Wczoraj byliśmy w kinie na „Posłańcach” i film był nawet nie zły (czasem lubię się trochę po bać), chociaż zdecydowanie widziałam lepsze. Co poza tym... Cóż dzisiaj mija 8 lat odkąd ja i mężownik jesteśmy razem... Strasznie szybko to minęło, nawet nie wiem kiedy minęły te wszystkie lata. Dzień za dniem ucieka a my jesteśmy coraz starsi i coraz... mniej/więcej nas łączy.
Samo życie... nic dodać, nic ująć...
2 grosze

06 października 2007
Za późno na przeprosiny...  Za późno na postanowienia poprawy...  Za późno, za późno, za późno.................
W styczniu mama się wyprowadza od taty. Ja już wiem, on jeszcze nie ma zielonego pojęcia o tym że jego małżeństwo się rozpadnie. Dzisiaj znowu miałam kryzys. Mężownik patrzy na mnie jak na wariatkę. Zupełnie nie wie co się ze mną dzieje. Niekontrolowane wybuchy wściekłości, płaczu i poczucia bezsilności. Nie wiem jak wygląda to z boku, mogę się tylko domyślać że mężownik zaczyna uważać mnie za wariatkę! I wcale mu się nie dziwię, już sama z sobą nie mogę wytrzymać. Mama ma zamiar wrócić do kraju tuż przed świętami. Wigilia... na samą myśl chce mi się płakać! Tradycyjnie na kolację wigilijną chodziliśmy do moich rodziców. Było bardzo wesoło i rodzinnie. W tym roku chyba nie dam rady. Nie sądzę by mama powiedziała tacie o rozstaniu przed świętami, raczej zostawi to na potem... ale ja nie dam rady udawać że wszystko jest ok. Już teraz jest mi ciężko. Nigdy bym nie przypuszczała że gdy ostatnim razem łamaliśmy się opłatkiem, jedliśmy świąteczną kolację, rozpakowywaliśmy prezenty... że to była już ostatnia wspólna kolacja... Teraz wszystko się zmieni, już się zmieniło, a zmieni się jeszcze bardziej. Wiem że to wszystko będzie bardzo trudne ale w tej chwili najbardziej chciałabym żeby w końcu już wszyscy się dowiedzieli, żebym nie musiała już nic udawać. Cały czas myślę o tacie i o tym jak on sobie poradzi z taką wiadomością. Właśnie tego obawiam się najbardziej. Żeby nie zrobił czegoś głupiego, żeby się nie załamał. Nie mam pojęcia jak to przyjmie, a ta niepewność doprowadza mnie do rozchwiania emocjonalnego. To dlatego chciałabym żeby już wszystko było jasne, może wtedy będę wiedziała jak sobie poradzić dalej, bo w tej chwili nie wiem już nic.
Nie potępiam mamy bo uważam że każdy ma prawo do własnych wyborów, a przede wszystkim do szczęścia, ale tak bardzo kocham tatę, że gdybym tylko mogła chciałabym mu tego wszystkiego w jakiś sposób zaoszczędzić.
4 grosze

05 października 2007
Dzisiaj pierwsze zajęcia! Jestem bardzo ciekawa jaką będę miała grupę i jak to wszystko będzie wyglądało… Może będzie fajnie i poznam nowych ciekawych ludzi, szczerze mówiąc to by mi się przydało. Kiedyś miałam większą łatwość w nawiązywaniu kontaktów, ale być może wynikało to raczej ze sposobu życia a nie mojego charakteru. Zawsze byłam bardzo zakompleksiona i zamknięta w sobie. Trochę zmieniłam podejście do siebie gdy zaczęłam zauważać że jestem atrakcyjna dla płci przeciwnej. Jak to się mówi z brzydkiego kaczątka wyrósł piękny łabędź… Wydaje mi się że mam teraz o wiele więcej pewności siebie niż przed laty. Dostrzegam swoje walory i staram się je umiejętnie wykorzystywać. Już nie chodzę ze spuszczoną głową jak kiedyś. Niestety nawet teraz częstą tracę grunt pod nogami i mam niestety takie dni że wydaje mi się że zupełnie do niczego się nie nadaję i że marnuję swoje życie.
Kiedyś naprawdę wierzyłam że w życiu jest jak w bajce (zresztą do dzisiaj czasem w to wierzę) i że wszystko jest możliwe. Niestety realia są jakie są i na większość rzeczy zupełnie nie mam wpływu… Chyba trochę się poddałam i coraz mniej wierzę że jeszcze coś może się zmienić. Otacza mnie straszliwa monotonia… Od poniedziałku do piątku wstaję rano o tej samej godzinie, myję się, ubieram, jem śniadanie i wsiadam w samochód. Pięć razy w tygodniu przemierzam tą samą trasę i stoję w korkach zawsze w tych samych miejscach… Osiem godzin pracy w której zbyt rzadko pojawiają się jakieś wyzwania. Powrót do domu zawsze tą samą drogą (korki zawsze w tych samych miejscach), chociaż czasem jadę do sklepu na zakupy i wtedy trasa trochę się zmienia… Wchodzę do domu i potrzebuję około 1 godz. na regenerację sił. Włączam telewizor, zjadam jakiś posiłek, wypijam kawę i próbuję ogarnąć dom. Potem znowu odpoczynek, kładę się na kanapę i albo oglądam telewizję, albo czytam jakąś książkę/gazetę. Wieczorem prysznic i kładę się spać. Oszaleć można z tą cholerną rutyną.
Zadziwiające jest jednak to że choć jestem mężatką w moim życiu mąż odgrywa bardzo niewielką rolę. Czuję że jestem zdana tylko na siebie. Wszystko opiera się na moich barkach a jedyne o czym marzyłam to być po prostu kobietą… puchu marny….
Przy nim nigdy nie będę mogła być delikatną kobietką ale czy jest na świecie mężczyzna który potrafiłby mi to dać… Myślę że wszyscy są synami swoich matek, rozpieszczonymi i mało zaradnymi, zupełnie nieprzystosowanymi do życia… Pocieszające jest jednak to że zawsze mogłam wybrać gorzej, np. brat mojego mężownika to już totalna porażka zupełnie nieprzystosowany do życia (chyba do 40-ki będzie mieszkał z mamusią, która wie najlepiej jak zadbać o swojego synalka)!
Tylko… skoro mogłam wybrać gorzej…. może mogłam też wybrać lepiej… może…
3 grosze

03 października 2007
Wczoraj wracając z pracy słuchałam swojej ukochanej płyty „Ray of light” Madonny. Przypadkowo Mektub mi o niej przypomniał. Już tak długo jej nie słuchałam…. Dzisiaj jadąc do pracy też jej słuchałam i śpiewałam w niebogłosy J. Dobrze że nikt tego nie słyszał J.
Ta płyta zawsze zmusza mnie do wielu przemyśleń i tym razem nie mogło być przecież inaczej. Tyle myśli nadal kłębi się w mojej głowie, a ja nie jestem pewna czy chcę je wydobyć na światło dzienne. Jestem jednak bardzo zamknięta w sobie, mimo iż jestem to anonimowa i tak trudno mi się otworzyć. Od lat uczyłam się tego by nie okazywać zbyt dużych emocji i nie pokazywać, co mnie boli. Tworzyłam pancerz i nadal go tworzę, już chyba nie potrafię inaczej żyć. Chyba nikt mnie tak do końca nie zna, a dzięki temu czuję się bardziej bezpieczna, bo ludzie w koło mnie nie bardzo wiedzą jak mnie zranić. To dla mnie taka polisa J
Kurcze to niby poważne rzeczy a ja ciągle z wszystkiego żartuję…
Wczoraj rozmawiałam z mamą i prawdopodobnie po świętach powie tacie, że od niego odchodzi. On nadal nie ma pojęcia, co się święci, a kochanek taty często z nim rozmawia, żartuje z nim, jest miły… Szlag mnie trafia jak to widzę, mam wtedy ochotę walnąć go w mordę! Do mnie ten fagas nie próbuje się nawet zbliżyć, wie że ja wiem i chyba zdaje sobie sprawę z tego czym mogłoby się to skończyć!! A w takich chwilach raczej nie ręczę za siebie! Puszczają mi wszystkie hamulce…
W ogóle nie czuję żalu do mamy, bo nigdy z tatą nie byli szczęśliwym małżeństwem. Wstrętne dla mnie jest to, że tak bardzo nie znoszę nowego pana XX, który bezczelnie od dawien dawna zabiegał o względy żony swojego kolegi… Pewnego razu mama uległa ( w domu kolejna kłótnia z tatą) i dała się namówić na spotkanie… zaiskrzyło i wszystko potoczyło się swoim biegiem…
Najgorsze jest jednak to że jak widzę jaka jest z nim szczęśliwa strasznie jej zazdroszczę faceta który mimo tylu przeszkód potrafił o nią zawalczyć. To chyba nie może być tylko pożądanie, ale wielka miłość, która mimo tylu przeszkód nie daje za wygraną. Szkoda tylko, że w takim układnie ktoś musi cierpieć…
Znowu płaczę… L nie powinnam bo ktoś może zobaczyć (dobrze że mam osobne biuro). Chodzi o to, że w tym wszystkim się gubię! Z jednej strony czuję żal i gniew a z drugiej strony sama chciałabym to przeżyć…
Idę coś z sobą zrobić nie chcę żeby ktoś mnie widział w takim stanie…
2 grosze

01 października 2007
Czasem zmieniam zdanie na temat rodziny. Chyba powoli zaczyna się odzywać mój instynkt macierzyński… Bywają takie dni, że chciałabym być już matką. Mieć swój skarb, dziecko któremu będę mogła przekazać całą swoją mądrość.
Czasy się zmieniły, nie wiem czy na lepsze… Owszem w sklepach są takie zabawki, że aż się w głowie nie mieści! Tylko czy ten cały materializm jest w stanie zastąpić rodzicielską miłość. Mam wrażenie, że dzisiejsi rodzice rozpieszczają swoje pociech do granic możliwości. Kupują swoim dzieciom wszystko, co jest w zasięgu ich ręki. A wszystko to po to żeby zagłuszyć wyrzuty sumienia… Bo dzisiejsi rodzice żyją głównie pracą. Dobrze zarabiają, ale to się wiąże z częstym zostawaniem po godzinach i niewielką ilością wolnych weekendów… Prościej jest kupić dziecku nowa zabawkę niż poświecić mu swój czas. Poczytanie książki, wyjście na spacer, czy zwykła rozmowa od serca wymaga znacznie więcej wysiłku… niestety… Jaką będę matką nie wiem. Chciałabym być najlepszą ale już dzisiaj wiem że to nie będzie łatwe bo praca jest dla mnie bardzo ważna. Chcę się rozwijać, chcę pracować i osiągać swoje małe sukcesy, ale chciałabym też cieszyć się swoim dzieckiem…Nie wiem kiedy się zdecyduję na dziecko. Mężownika ciągle odkłada to na później. Co roku jest jakaś wymówka i myślę że nigdy tak naprawdę nie będzie gotowy, tak jak i ja… Dziecko przewraca dom do góry nogami i wszystko zmienia. Właśnie dlatego ta decyzja jest taka trudna. Poza tym póki co to ja więcej zarabiam więc nie ma szans żebym sobie poszła na wychowawczy i siedziała z dzieckiem w domu. Myślę że byłabym gotowa zrezygnować z pracy na jakieś 2 lata, chociaż może nie tak zupełnie, mogłabym pracować np. w domu. To pewnie też jest jakieś rozwiązanie…
Wszystko jeszcze przed nami. Na razie przede mną rok studiów, a przed mężownikiem jakieś półtorej roku. Zawsze chciałam urodzić dziecko przed 30-ką… jeszcze może się uda trochę czasu zostało ;) Skończymy studia, urodzę dziecko i wszystko się jakoś samo ułoży…

24 groszy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz