wtorek, 3 maja 2011

Lipiec 2007

18 lipca 2007
Zapadnie cisza… krótka… a jednak cisza… Muszę zastanowić się nad wieloma rzeczami, wyciszyć się, odpocząć… Obawiam się jednak, że zbyt wiele oczekuję. Tydzień z dala od domu, pracy i wszystkich, którzy mnie otaczają… nie jest w stanie zmienić mojego życia… chyba… A jednak będę się łudziła do dnia powrotu, że jednak coś się zmieni… ja się zmienię… Marzyłam, że któregoś dnia spakuję plecak i wyruszę w drogę… Cóż nie biorę plecaka tylko torbę na kółkach, ale wyruszam daleko, daleko od domu i na pewno będę miała co wspominać na stare lata. Bo przecież o to chodzi, prawda? Żeby któregoś pięknego dnia usiąść w fotelu i mieć co wspominać. Chcę mieć album pełen zdjęć z różnych pięknych miejsc, z jeszcze piękniejszymi wspomnieniami…
Może ktoś chce mnie odwiedzić? Zapraszam, będę tutaj... :)
W pracy… smutno… szczególnie mi… Nie jest dobrze, wydaje się, że wszystko wisi na włosku, zastanawiam się co zastanę po powrocie… Ludziom coraz bardziej się nie chce i mają coraz mnie wiary, ja też… Bardzo szybko przywiązuję się do miejsca i ludzi, za szybko. Za tą firmą będę bardzo tęskniła, czuję do niej ogromy sentyment, żal będzie się żegnać. Niestety ten moment kiedyś nadejdzie, jeszcze nie wiem kiedy, nikt nie wie ale wszyscy czują że koniec jest już bliski. Nie lubię zmian, nie takich, chociaż mogą mi wyjść na dobre. W każdym bądź razie cieszę się, że tu trafiłam!

Brak słów

17 lipca 2007
Jak ten czas szybko ucieka…. Pomyśleć, że jutro już środa, a w czwartek wyjeżdżam! Cieszę się, ale jak zwykle przed wyjazdem nachodzą mnie dziwne lęki. Zawsze, kiedy gdzieś wyjeżdżam boje się, że już nie wrócę, a przygoda mojego życia będzie moją ostatnią. Czego żałowałabym najbardziej? Wszystkich tych rzeczy, których nie zdążyłam jeszcze zrobić… a jest tego sporo.
Mam nadzieję że ta podróż mnie trochę zmieni. Ostatnio jestem nie do zniesienia. Łatwo się denerwuję, a moim życiem zawładną chaos. W pracy mam wszystko poukładane, posegregowane i wszystko ma swoje miejsce, a w domu… cóż ostatnio przestało mi zależeć na harmonii i porządku. Źle się czuję u siebie w domu, bo mało co jest na swoim miejscu, a przez to nie odpoczywam. Mimo upału i tego, że już jedną nogą jestem w podróży postanowiłam, że dzisiaj wszystko doprowadzę do ładu. Ogólnie jest czysto, bo tego nie zaniedbałam (mam na tym punkcie bzika), ale te wszystkie przedmioty porozrzucane w różnych miejscach powodują, że jak się wchodzi do mieszkania to wydaje się jakby był totalny bałagan. Czuję, że to ma na mnie zły wpływ. Zawsze w weekend zanim napiłam się kawy robiłam porządek, bo ta kawa zupełnie by mi nie smakowała gdybym ją wypiła w bałaganie. I teraz czuję się ciągle zmęczona, bo cokolwiek robię (dla relaksu), czytam książkę czy słucham muzyki i tak nie odpoczywam. Nie jestem pedantką i nigdy nią nie byłam, ale po prostu źle się czuję w takim chaosie. chaosie doprowadziłam do takiego stanu ze względu na mężusia… On nigdy nie potrafił docenić tego że dbam o dom, czasem myślałam że jemu się wydaje, że to wszystko samo się robi! No i widzę efekty. Na początku coś przebąkiwał, że nic nie robię że to wszystko tak wygląda a wczoraj zaczął w końcu sprzątać sam po sobie… Daleka droga przed nim i niestety większość tych rzeczy, które tworzą ogólny bałagan jest jego… tu torba, tam spodenki, jeszcze gdzieś indziej.

2 grosze

16 lipca 2007
Im bliżej wyjazdu tym bardziej się boję i najchętniej zostałabym w domciu… Lubię swoją samotność. Czasem tak sobie myślę że wyszłam za mąż tylko dlatego że nie lubię spędzać nocy samotnych, a nie powinnam wyjść za mąż bo nie znoszę czyjejś obecności w ciągu dnia. Biedny ten mój mąż nie ma lekkiego życia ze mną wiem o tym. Wszystko jest dobrze, gdy w ciągu dnia nie ma go w domu albo jest czymś zajęty, bo szału dostaję, gdy wracam z pracy a on się przytula, droczy ze mną, przychodzi do mnie do pokoju i na chama uszczęśliwia mnie swoją obecnością. Doskonale wie, że tego nie lubię, a mimo to zachowuje się tak żeby wytrącić mnie z równowago. Ja po prostu potrzebuję co najmniej godziny samotności, żeby po całym dniu dojść do siebie ochłonąć z wszystkich wrażeń… Sama nie wiem, ja po prostu uwielbiam położyć się na kanapie z książką w ręku, posłuchać muzyki, porozmyślać. Bycie jedynakiem ma jednak spore znaczenie w życiu człowieka. Całe życie byłam samotnikiem i tak już niestety zostanie… Mężownik musi to zaakceptować, moją potrzebę bycia samej. Lubię ciszę i harmonię, nie znoszę żadnych zakłóceń i nie wiem jak to kiedyś będzie jak pojawią się dzieci, przecież one wszystko dezorganizują i można zapomnieć o ciszy…

2 grosze

13 lipca 2007
Nie mogę powiedzieć, że przygotowania trwają… bo tak nie jest. Taki wyjazd nie wymaga jakiejś ogromnej organizacji. Wykupiłam ubezpieczenie, zarezerwowałam bilet i zostało jeszcze pakowanie się i to wszystko! Śmieszy mnie jak ludzie przez miesiąc wszystko organizują… Chyba podnieca ich sama myśl o wyjeździe, a potem tydzień lub dwa szybko mija a i tak stwierdzają, że mnóstwo rzeczy mogli zrobić inaczej… Mnie nie bawią przygotowania i nie cierpię się pakować, dlatego zawsze zostawiam to na ostatnią chwilę! Oczywiście zawsze czegoś zapomnę, ale w końcu jadę na tydzień/dwa a nie na rok i można się obejść bez tych rzeczy. Poza tym wszędzie są sklepy i zawsze można uzupełnić braki.
Szczerze mówiąc w ogóle nie czuję że gdzieś się wybieram. Widzę że wszyscy w koło to przeżywają a ja chyba poczuję ten fajny dreszczyk emocji w ostatnią noc przed wyjazdem. Podczas podróży tak wiele można się nauczyć, a tyle ile się przeżyje w ciągu tych kilku dni w domu nie przeżyje się nawet w ciągu roku. Podróże kształtują charakter i uczą pokory, a co najważniejsze dają nam niezapomniane wspomnienia…

Brak słów

10 lipca 2007
Chyba żadnych słów nie powtarzałam tak często… „-chciałabym spakować plecak i pojechać gdzieś daleko!” I zrobię to! Koniec z marzeniami o przygodzie, o ucieczce… Już postanowione właśnie zarezerwowałam bilet w czwartek jadę do … do Grecji! A co tam… jak szaleć to szaleć… Ale to nie wszystko. Mój mężuś zostaje w domu, a ja jadę sama! Zupełnie sama! Jeszcze w to nie wierzę… Koniec ulegania, koniec myślenia tylko o innych.. Moje potrzeby są równie ważne. Czas zacząć żyć własnym życiem! Już się nie wycofam. Decyzja zapadła. Chcę pobyć sama z sobą, poznać nowych ludzi i zobaczyć jak można żyć inaczej. Nie mam dzieci, nic mnie tu nie trzyma… Mąż…? Myślę, że cieszy się na trochę spokoju, bo już za bardzo działamy sobie na nerwy. Jadę! I czuję z tego powodu ogromną ulgę… Czy to normalne? Wiem że nie, ale czasu się już nie cofnie.

Brak słów

06 lipca 2007
A. już przyjechała! Nareszcie! Minęło tyle czasy, tak wiele się zmieniło, my się zmieniłyśmy. Zawsze po takim długim czasie zastanawiam się ja będzie. Na początku nie wiadomo co powiedzieć, od czego w ogóle zacząć. Tym razem nie widziałyśmy się półtorej roku… przecież to kawał czasu… Tak wiele rzeczy się wydarzyło. Niewiele zostało w nas z tamtych dziewczyn… Widzę, że dorosłam, mam odpowiedzialną pracę, którą bardzo lubię… to dzięki niej mam jakiś cel w życiu, wiem w jakim kierunku chcę podnosić swoje kwalifikacje… Dla mnie ta praca znaczy bardzo dużo i póki co wiem że właśnie to chciałabym robić… przynajmniej na razie. Kiedyś nie miałam nawet takiego celu i zupełnie nie wiedziałam jak będzie wyglądać moje życie, nawet nie miałam pomysłu jak mogło by wyglądać. Studiowałam bo rodzice tego ode mnie oczekiwali i w końcu tak źle nie było… ale dopiero dzisiaj wiem jaki to był ważny krok w moim życiu… Za to A. zrezygnowała ze studiów na 3 roku… czuła że to nie jest jej przeznaczenie. Chyba myślała że wybiera łatwiejszą drogę, rzuciła studia i przez jakiś czas było jak w bajce… ale szara rzeczywistość nie dała o sobie zapomnieć i nie raz była A. po głowie. Najważniejsze to przetrwać i mieć kogoś, komu można powierzyć to co nas boli. Otacza nas tyle zła… A. kocha zwierzęta i to im chce się poświęcać. Ma jedno marzenie skończyć kiedyś weterynarię… tak bym chciała żeby to marzenie się spełniło! Podziwiam ją za to że pomaga tym biednym psom, a przecież nie jest łatwo. Ja nie byłabym w stanie pójść nawet do schroniska… jestem zbyt słaba. Oczy tych zwierząt (tak jak dzieci w sierocińcach) wpatrzone w ludzi, pełne nadziei i wiary, że ktoś je przygarnie, że będą miały dom… Nawet to pisząc płaczę… Po takiej wizycie długo nie mogłabym chyba dojść do siebie. Dlatego ja nie pomagam… żałosne wiem o tym, ale każdy z nas wybiera jakąś drogę, ja wolę udawać że problem nie istnieje… Wiem że wybrałam najprostszą drogę, ale nie jestem gotowa na jej zmianę.
Jesteśmy tak różne, a jednak tak dobrze się rozumiemy… Dzisiaj się zobaczymy… tylko przez chwilę bo takie już jest życie, zawsze krzyżuje nam plany, ale za każdym razem sobie powtarzamy że kiedyś to sobie odbijemy… I obie mamy nadzieję że te kiedyś nadejdzie…



1 grosz

05 lipca 2007
Znowu miałam sen... tym razem trochę gorszy bo dotyczył mojego męża... Ten sen był taki rzeczywisty, taki realny, że do tej pory nie mogę przestać o nim myśleć. Otóż śniło mi się że mnie zdradził z jakąś brunetką, a ja ich niestety przyłapałam w łóżku... Okropne uczucie. Niby sen, a czuję się tak jakby to było naprawdę... Kiedyś myślałam, że każdy może zbłądzic i zdradę można wybaczyć... ale jak ich przyłapałam w łóżku to oprócz tego ze byłam w ciężkim szoku, to pomyślałam sobie tylko jedno... że on juz nigdy mnie nie dotknie. Czułam wstręt!
Nie wiem skąd się biorą takie sny tym bardziej, że to już drugi dotyczący zdrady. Nie mam pojęcia... może podświadomie czuję, że coś jest nie tak w naszym związku i mam obawy, że może dojść do tego. Nieby nie wierzę w znaki ale może cos w tym jest... może tzreba pomyśleć o poważnych zmianach zanim do tego dojdzie. Wczoraj miałam naprawdę kiepski dzień. Nawet pracę olałam wzięłam urlop na żadanie, potrzebowałam odpoczynku, ciszy i spokoju, miałam nadzieję że dzisiaj będzie lepiej ale znowu ten sen... w dodatku kiepsko się czuje fizycznie. To będzie ciężkie 8 godzin...


Brak słów

03 lipca 2007
Śniła mi się Mizia i raczej nie był to pozytywny sen. Myślę, że ona uważa się za moją przyjaciółkę, ale ja mam szczere wątpliwości. Wydaje mi się, że ona chciała by tylko barć nie dając nic w zamian… Raczej nie mogę na nią liczyć i porozmawiać na poważne tematy tez nie mogę. Ale za to jeżeli chodzi o ubrania, fryzury i kosmetyki to można by z nią rozmawiać na te tematy całymi godzinami… a… i jeszcze o facetach! Mizia zatrzymała się na pewnym etapie i tkwi tam już od dość dawna. Nie ma faceta i cały jej świat kreci się wokół tego żeby go jakoś zdobyć. Cóż chętnie bym się z nią zamieniła, bo dominują u mnie cechy singla, a jednak jestem w związku. Wiem że Mizia mi zazdrości, wiem też że gdyby zaszła taka potrzeba zaopiekowała by się moim mężownikiem… Mizia ciągle coś ode mnie pożycza… kasę, ubrania… pomysły! Jest też bardzo wygodna bo np. dzisiaj chciałaby się ze mną zobaczyć… ale jednak lepiej będzie jak to ja do niej przyjadę (kolejny raz z rzędu) bo mam przecież samochód więc nie powinien to być dla mnie problem. Zresztą… za każdym razem jak chce żebym do niej przyjechała to już mogę założyć że chce coś ode mnie pożyczyć i dobrze by było (wygodniej) gdybym jej to przywiozła… a jak chcę to szybko odzyskać powrotem to też musiałabym sobie po to przyjechać bo ona akurat teraz nie ma czasu do mnie wpaść jak jak chcę to mogę wpaść i sobie zabrać to coś :) Znam ją na wylot! Wiem jaka jest, wiem też że strasznie tego nie lubię, doprowadza mnie to do szału! A jednak… znamy się tyle lat, a nikt nie jest idealny… ja też nie… więc cierpliwie znoszę te wszystkie rzeczy. Chciałabym wiedzieć, co myślą o mnie inni… chociaż nie to nie jest dobry pomysł. Już raz się o tym przekonałam i nie wyszło mi to na dobre. Chyba lepiej wierzyć, że ludzie w koło są po prostu mili, bo nas lubią a nie dlatego że mają w tym interes! Chociaż każdy z nas zdaje sobie sprawę z tego, że to ta druga opcja jest niestety prawdziwa…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz