wtorek, 3 maja 2011

Grudzień 2009

29 grudnia 2009

Spędziliśmy razem niemal cały dzień. Było cudownie. Byliśmy na basenie, na spacerze, a potem poszliśmy jeszcze coś zjeść. Spędziliśmy ze sobą około 10 godzin, a mimo to nadal mi go brakuje i wciąż czuję niedosyt. Tak przyjemnie było się w niego wtulić. Poczuć jego dotyk  i pocałunki na moim ciele…
Jestem szczęśliwa, ale i przerażona tempem z jakim to wszystko się dzieje. Wciąż niedowierzam. Wciąż powtarzam sobie, że to nie może być takie piękne, że coś musi się wydarzyć, że takie rzeczy zdarzają się tylko w bajkach. Widzę, że On jest we mnie wpatrzony jak w obrazek. Milion razy na godzinę powtarza, że jestem cudowna. A ja… Ja boję się uwierzyć w to, że to może być prawdziwe, że jego uczucia są szczere, a ja się nie mylę… Tak bardzo się boję, że popełnię jakiś błąd, że zranię jego, jego żonę, dziecko i oczywiście, że zranię małża. Żadne z nich nie zasługuje na to by cierpieć. Ciągle myślę o nich i zapominam przez to o sobie, co powoduje, że nie mogę się cieszyć tym wszystkim tak w 100%...
Dzisiaj (co bardzo mnie zaskoczyło) odważył się powiedzieć, że mnie kocha… Pierwszy raz z jego ust usłyszałam Kocham Cię… Cudowne uczucie. Nie wiedziałam jak zareagować, bo to wszystko dzieje się przecież tak strasznie szybko, ale byłam naprawdę szczęśliwa. Nie tylko On zdominował moje życie, ale również ja zdominowałam jego…
Powiedział, że jest pewny czego chce i że tym czymś jestem ja…
Kiedy mówił że mnie kocha… naprawdę czułam, że mówi to z głębi serca. Boję się że go zranię, bo już sama nie wiem co czuję. Strach mnie paraliżuje.
2 grosze

25 grudnia 2009

Długo milczałam. Zamknęłam się w sobie. Nie miałam czasu, ani sił by pisać o tym, co dzieje się w moim życiu, a działo się wiele. Dzisiaj w mojej głowie nadal panuje chaos i tak naprawdę nic się nie ułożyło.
Po naszym spotkaniu, podczas którego postanowiliśmy, że nie możemy tego dłużej ciągnąć, oboje czuliśmy się katastrofalnie. Mimo to miałam nadzieję, że wszystko jakoś się ułoży i oboje wrócimy do codzienności.
Byłam rozbita, ale naprawdę wierzyłam, że dobrze postąpiliśmy. Nie miałam wyrzutów sumienia. To miła odmiana, po tym co czułam do tej pory. Jednak straciłam sens. Snułam się po domu jak cień... a w sercu czułam pustkę. Czułam się naprawdę podle i zupełnie nie wiedziałam co powinnam teraz z sobą zrobić.
Weekend szybko minął, trzeba było wrócić do pracy i stanąć przed nim twarzą w twarz. Było mi ciężko udawać że wszystko jest w porządku, bo przecież nie było. On również był przybity, oboje byliśmy...
Jeszcze w trakcie pracy napisał, że chciałby mnie zaprosić na obiad. Byłam zaskoczona przecież kilka dni temu postanowiliśmy że to koniec. Odpisałam, że to raczej nie jest dobry pomysł, bo przecież ustaliliśmy coś innego. W głębi serca oczywiście bardzo chciałam się z nim zobaczyć, ale wiedziałam że muszę być silna. Po chwili przyszedł kolejny SMS w którym napisał, że też nie jest pewien czy to jest dobry pomysł, ale dużo myślał przez te trzy dni i doszedł do wniosku, że mamy jedno życie i bez względu na to jak to się skończy chce spróbować bo nie chce żyć w świadomości że stchórzył.
Pisał codziennie, aż w końcu w czwartek (10.12.2009) postanowił przyjechać pod mój dom. Prosił bym zeszła chociaż na chwilę. Napisał że chce skraść mi buziaka... Długo biłam się z myślami, ale zeszłam i może to był mój błąd, bo potem już takich spotkań było znacznie więcej. W zasadzie to widywaliśmy się niemal codziennie.
Było cudownie. Każda chwila z nim spędzona była cudowna. Przy nim przestałam się bać co będzie gdy ktoś nas zobaczy, chyba było mi wszystko jedno, liczyło się tylko to, że jesteśmy razem... Na jednym z ostatnich spotkań powiedział, że bardzo mu na mnie zależy i chce bym wiedziała, że traktuje to wszystko bardzo poważnie. Stwierdził, że musimy sobie dać trochę czasu, ale taki stan rzeczy nie może trwać wiecznie. Pół roku powinno wystarczyć. Chce byśmy do czerwca podjęli decyzję czy chcemy być razem. Jeśli tak to powinniśmy zacząć porządkować swoje życie, byśmy mogli być razem.
Chyba nie spodziewałam się tego usłyszeć. Zaskoczył mnie i to bardzo, ale byłam też szczęśliwa że On naprawdę poważnie do tego wszystkiego podchodzi...
Mimo to, dzisiaj znowu nie wiem co czuję. Dowiedziałam się wczoraj od niego, że niestety nie pierwszy raz zdradza swoją żonę... Przede mną, kilka lat wcześniej była już inna kobieta. To zwaliło mnie z nóg. Sama chciałam szczerości, ale chyba nie to chciałam usłyszeć, bo teraz bardzo boli... W głowie krąży milion myśli. Skoro przyznał się do jednej może było ich jednak więcej. Może jestem tylko kolejnym trofeum... Może dla niego to tylko zabawa... Może mówi tylko to co chcę usłyszeć...
Może, może, może...
Czuję się jakby ktoś podciął mi skrzydła... Boli, trochę tak jakby to mnie zdradził...
"Im mniej człowiek wie, tym łatwiej mu żyć. Wiedza daje mu wolność, ale unieszczęśliwia."
— Erich Maria Remarque (Paul Remarque)
4 grosze

03 grudnia 2009

W końcu nadszedł dzień naszego spotkania. Nie powiem bym była na to gotowa, bo oczywiście tak nie było.
Spotkanie było spowodowane SMSem którego w końcu odważyłam się napisać… Męczyła mnie już ta sytuacja. Nie wiedziałam co z sobą robić. Nadal nie wiem, ale przynajmniej mam czyste sumienie…
Napisałam, że to co robimy jest złe i trzeba to skończyć, ze względu na nasze rodziny. To wywołało u niego dość negatywne emocje. Widziałam, że nagle stał się bardzo przygaszony, a wkrótce potem wyszedł z pracy. Po jakiś 2 godzinach zadzwonił i powiedział, że musimy się spotkać i porozmawiać. Byłam trochę zaskoczona, ale zgodziłam się. W końcu trzeba sobie pewne rzeczy wyjaśnić, bo przecież jakoś musimy współpracować i nie ma co stroić fochów.Oboje zasługujemy na pewne wyjaśnienia...
Nie wiedziałam jaki będzie charakter spotkania. Zupełnie nie wiedziałam jak On się zachowa, co powie, co zrobi… Przywitał mnie buziakiem, co oczywiście strasznie mnie zaskoczyło, ale nie zdążyłam nawet zareagować. Poszliśmy się przejść. Mówił głównie On, bo ja miałam straszny mętlik w głowie i zupełnie nie wiedziałam co powiedzieć. Słuchałam. Mówił dużo…
Powiedział, że cała ta sytuacja całkowicie go zaskoczyła i nie spodziewał się, że nagle ze zwykłej znajomości wyklują się takie uczucia. Rozumie dlaczego chcę to zakończyć, ale to strasznie trudne. Dodał, że syn jest dla niego bardzo ważny, ale nie wie czy da radę tak po prostu to skończyć. Podobno bez przerwy o mnie myśli i nie wyobraża sobie że miałby przestać pisać…
Z jego ust padło wiele różnych słów. Sama miałam niezły chaos w głowie i wiele rzeczy pewnie mi umknęło… Pod koniec powiedział, że ma coś dla mnie, ponieważ wkrótce obchodzę urodziny. Znowu mnie zaskoczył. Powiedziałam, że nie rozumiem dlaczego to robi, po co daje mi prezenty, przecież kończymy to wszystko?! Nalegał bym go przyjęła bo kupił go już jakiś czas temu właśnie z myślą o mnie. Stwierdził, że mam z nim zrobić co zechcę. Jeśli uznam, że go nie chcę, mam go wyrzucić…
Wkrótce potem się pożegnaliśmy. Chciał mnie pocałować, ale go odepchnęłam i powiedziałam, że tego nie chcę. Spojrzał na mnie smutnymi oczami. Wsiadłam do samochodu i odjechałam…
W tym całym zamieszaniu zapomniałam podziękować za prezent, bo w zasadzie prawie w ogóle nic nie mówiłam. Dostałam śliczną bransoletkę… Napisałam krótkiego SMSa, że dziękuję za prezent i że podjęliśmy słuszną decyzję. Po chwili odpisał, że cieszy się, że go przyjęłam bo to dla niego wiele znaczy, dodał też czuje się katastrofalnie i ma wrażenie jakby stracił coś bardzo ważnego… Nie odpisałam… Teraz już musimy sobie jakoś sami z tym wszystkim poradzić…
Na jutro wzięłam urlop. Nie mogłabym się z nim znowu zobaczyć. Muszę mieć kilka dni na przetrawienie tego wszystkiego… Mam tak ogromny mętlik w głowie, że w tej chwili chyba już nie czuję nic… Nawet nie mam już sił płakać...

"Nie poddawaj się rozpaczy. Życie nie jest lepsze ani gorsze od naszych marzeń, jest tylko zupełnie inne."
— William Shakespeare (Szekspir)
3 grosze

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz