wtorek, 3 maja 2011

Luty 2011

28 lutego 2011
Tłoczno tu ostatnio. Jak dla mnie za bardzo. Myślę o zmianie adresu bloga. Nie czuję się tu swobodnie. Nie wiem kto tu trafi, a jak wiadomo licho nie śpi...
Nie lubię tych "wyróżnień", one powodują że na blogu nie ma już ścisłego grona, które wzajemnie zna swoje losy.

Cóż dla mnie to dzisiaj sądny dzień, a w zasadzie sądne 3 dni... Ale nie będę więcej pisała, jakoś nie mam ochoty. Straciłam ją w momencie gdy tylu obcych ludzi się tu pojawiło, pisząc, że jestem szmatą, egoistką, histeryczka, bezwzględną niepoukładaną emocjonalnie  kobietą, itp. Nawet nie mam ochoty wymieniać tych wszystkich epitetów.
Jestem jaka jestem i tym wszystkim zbulwersowanym przypominam, że moich wypocin czytać nie musicie, a obraźliwymi epitetami i tak nic nie osiągniecie.
11 groszy

27 lutego 2011
Przez mój blog przeszło wczoraj tłumnie grono "pielgrzymów", prawie 40 tyś. internautów... Większość chciała mi dopiec, wygarnąć jakim to jestem potworem. Zupełnie bezzasadnie wydawali wyrok. Tak jest najłatwiej. Powiedzieć że jestem złą kobietą i tak naprawdę to wszystko moja wina.
Początkowo się wkurzyłam. Komentarze były złośliwe i ukierunkowane na tzw. ukamienowanie bezwzględnej kochanki. Po chwili zastanowienia uznałam że jaki sens ma tłumaczyć im że wysuwają pochopne wnioski, że za szybko wydaja osądy. To nie miało sensu, bo oni już uznali, że jestem złą kobietą. Na szczęście to nie oni będą mnie osądzać. Ci co mnie dłużej czytają, znają moją historię i im tłumaczyć nic nie muszę. Pozostałym radzę chwilę zadumy, by przemyśleli czy sami są bez skazy...
Ja nie jestem, choć bardzo się staram. Związałam się z mężczyzną który ma z poprzedniego związku dziecko. To dla mnie trudne. Bywam zazdrosna, ale nigdy dziecku tego nie okazuję. Nie jestem podła, nie wyżywam się na niewinnym dziecku. Przez to dziecko zostałam zaakceptowana, do tego stopnia że nawet chciał do mnie mówić mamo! Przytula się do mnie i nie odstępuje mnie na krok! Gdybym była taka okropna, dziecko nie lgnęło by tak do mnie, nie wpadało by w histerię (bo chce do cioci) gdy czasem nie spędzamy dnia razem.
Tak łatwo oskarżać, tak łatwo wydawać wyrok...
A może ja wcale nie jestem taka zła, może tylko czasem się boję, może czuję się zagubiona i nie wiem czy sobie poradzę...
Chyba wolno mi się czasem bać?

PS Dziękuję tym, którzy mnie nie osądzali. Zdaję sobie sprawę, że tak jest najłatwiej.
12 groszy

25 lutego 2011
M. bardzo się martwi. Widzi że coś się ze mną dzieje i nie wie co z tym zrobić.
Gdy cierpię, zawsze uciekam i odsuwam się od wszystkich. Zamykam się wtedy w sobie i trudno wydobyć ze mnie choćby kilka zdań. Niema cały czas milczę i rozmyślam nad tym co robić.
Wczoraj tuż przed zaśnięciem M. zapytał, czy robię to wszystko, bo chcę odejść tylko nie mam na to sił. Pytał czy robię to celowo i chcę by zdjął ze mnie to brzemię. 
Tak chcę by zdjął ze mnie wszystko to, co tak bardzo mi ciąży, lecz nie tak jak on myśli. Nie chodzi o to by odchodził, lecz o to by pomógł nieś to brzemię i  by sprawił, że już tak bardzo mi nie ciąży.
Wiem, że nie jestem łatwa we współżyciu. Jestem cholernie uparta i nie pozwalam sobie w żaden sposób pomóc. Nawet gdy próbuje, opieram się jeszcze bardziej i stawiam coraz grubszy mur. Wiem że jest mu ciężko, bo chcę by był dla mnie oparciem, a ilekroć ofiaruje swoją pomoc, gardzę nią i mówię że ma już jedną utrzymankę, żonę, ja drugą nie będę i z wszystkim radzę sobie sama.
Powiedział, że było mu przykro gdy wybieraliśmy kolor farby do sypialni, po czym zapłaciłam za nią z własnych pieniędzy. Poczuł się odrzucony i prysł czar wspólnego urządzania się, bo wszystko i tak chcę robić i płacić sama.
Dlaczego to zrobiłam, bo się boję. Boję tego że odejdzie, że zostanę odrzucona, że znowu z kolejnym facetem będę musiała dzielić swój dobytek. Nie mam już na to sił. Potrzebuję czegoś stabilnego i pewnego.
I właśnie w ten sposób ranimy się nawzajem.
19 groszy

23 lutego 2011
Co się ze mną dzieje? Ogólny chaos... Jestem zagubiona w tym moim nowym realnym świecie.
Po pierwsze problemy ze zdrowiem :( Po drugie problemy z miłością. Jestem strasznie zazdrosna i nie bardzo potrafię sobie z tą zazdrością poradzić. Jestem zazdrosna o M. do szaleństwa i fakt że muszę się z nim dzielić z żoną i synem doprowadza mnie do szaleństwa.
Potrzebuję stabilizacji. Czegoś co jest pewne i stałe w moim życiu. Nie potrafię stanąć na nogi. Wciąż się chwieję i nie wiem czego powinnam się złapać. Boję się uchwycić M. bo gdyby odszedł trudno było by mi się pozbierać. Więc odpycham się od czego się da i próbuję stać w miarę prosto. Myślałam że jestem twarda i silna, a tak naprawdę nie potrafię sobie poradzić z własnymi emocjami. Coś mnie zżera od środka, a ja nie mogę nic z tym zrobić.
M.bardzo mnie kocha, ale kocha też syna, a ja nie mogę ich rozdzielać. To jest jasne i oczywiste, jednak świadomość tego że z powodu tego dziecka M. nigdy nie będzie w pełni mój jest dla mnie trudna. Myślałam że jestem wolna że zacznę nowe życie z moim ukochanym a tak naprawdę babrzę się w jakimś bagnie. Jestem młoda, sama nie mam dzieci, więc to ja byłam pępkiem świata i myślałam że dla M. też nim będę. Jednak nie jestem... 
Musiałam się nauczyć postępowania z niemal 10-letnim chłopce. 
Musiałam się pogodzić z tym że tylko jeden weekend w miesiącu jest tylko nasz, bo w pozostałe jeden dzień przeznaczony jest dla syna.
Musiałam się pogodzić z tym że spotkania są również w tygodniu i choć na tydzień wypadają tylko 2 spotkana to dla mnie i tak wiele.
Musiałam znosić to że gdy gotuję obiad jego syn rzadko chce go zjeść, bo pewnie mama gotuje inaczej... I choć bardzo się starałam nigdy nie usłyszałam, dziękuję to jest pyszne.
Musiałam się pogodzić z tym, że co roku w wakacje będę przechodziła przez to samo... minimum tydzień wakacji spędzony z synem, a ja zostaję sama w domu.
Nie ma mowy o spontaniczności bo jest harmonogram spotkań z synem, który pozwala na spontaniczność tylko w wybrane dni.
Muszę się pogodzić z tym, że będąc z M. nigdy nie będę miała pewnej przyszłości, a przynajmniej nie taką którą zapewni mi on. Sama muszę o nią zadbać i wszystko co razem osiągniemy w razie gdyby coś się stało M. w połowie należy się jego synowi. 
To wszystko jest trudne i skomplikowane. Nie ma mowy o tym by kupić wspólny dom, bo w razie czego mogę wylądować na bruku. Już dzisiaj muszę myśleć rozważnie i nigdy przenigdy nie mogę sprzedać swojego mieszkania, bo to moja jedyna "polisa" na życie. Dzięki temu mieszkaniu mogę mieć choć odrobinę poczucia bezpieczeństwa. 
Już w marcu wprowadzamy się do mnie. Małż się wyprowadził i mogę wracać do siebie, nie ma sensu tułać się po wynajmowanych, cudzych mieszkaniach, jak mam swoje.
Zamieszkamy tam razem, ja i M. Mam jednak dziwne przeczucie, że to się nie uda, że to wszystko nas przerośnie, że ja nie poradzę sobie z byciem tą drugą.
Mieszkanie trzeba odświeżyć, tzn. pomalować ściany i wszystko wysprzątać. Chcę też kupić nowe łóżko do sypialny. Nie chcę spać w łóżku w którym mój mąż kochał się z inną. Chcę by to mieszkanie nie przypominało już tego z czasów mojego małżeństwa.
Zdaję sobie sprawę z tego że trochę to wszystko będzie kosztowało... a do tego czekają mnie jeszcze spore wydatki związane z ząbkami :(. Postanowiłam jednak że za wszystko zapłacę sama. Nie chcę już się dzielić. Nie zniosłabym kolejnego rozstania i tych wszystkich podziałów, to moje to twoje... Wolę zapłacić za wszystko sama i to będzie tylko moje. Już nikt mi nic nie zabierze.
M. planuje również wakacje, którymi będę się musiała podzielić z jego synem. Albo zabierzemy go ze sobą albo pojada sobie gdzieś sami. M. chciałby byśmy spędzili cale wakacje wspólnie ale ja chyba nie mam na to ochoty. Niech sobie spędzą tydzień a nawet dwa tylko we dwoje. To nie moja rodzina, nie moje dziecko, nie moje życie i nie moje miejsce.
To mnie przerasta. Jestem zbyt samolubna i to ja chciałabym być w centrum, a nie tylko cieniem. 
Może to nie moja bajka...?
Najgorsze jest to że tak bardzo go kocham, że trudno mi sobie wyobrazić życie bez M.
Boję się że źle ulokowałam swoje uczucia, że ta miłość mnie rujnuje.
Jestem rozchwiana emocjonalnie, a moje zdrowie pozostawia wiele do życzenia.
Może kochać za bardzo to też źle...
449 groszy

20 lutego 2011
Powoli dochodzę do siebie. Wciąż jestem słaba. Wystarczy niewielka ilość wysiłku i już robi mi się ciemno przed oczyma.
Dostałam L-4 na kolejne półtorej tygodnia. Mam więc trochę czasu by porobić resztę badań i dojść do siebie.
Czuje się okropnie, jestem słaba i źle wyglądam. Chciałabym gdzieś wyjść, ładnie się ubrać i pobiegać z koleżanka po sklepach, iść gdzieś z M. Ale póki co siedzę w domu i głównie sprzątam bo całkowita bezczynność doprowadza mnie do szału.
M. jest przy mnie i dzielnie znosi moje humory. Tylko że ja już z sobą wytrzymać nie mogę :(
1 grosz

15 lutego 2011
Dochodzę do siebie.
Wczoraj byłam u lekarza. Przyjemnie nie było, bo lekarz ewidentnie był nie w sosie... Ale dostałam skierowanie na badania krwii, do neurologa i L-4 do końca tygodnia.
Szczęka boli coraz mniej, choć staram się nie faszerować tabletkami przeciwbólowymi.
Walentynki (choć nie takie jak sobie je wyobrażałam) były udane. Siedzieliśmy na kanapie, wtulaliśmy się w siebie i oglądaliśmy śmieszne komedie romantyczne. Było nam dobrze ze sobą :)
Choć nie było wystawnej kolacji przy świecach, romantycznego wyjścia gdzieś we dwoje i tak było cudownie.
W prezencie dostałam pyszne czekoladki które rozpływają się w ustach, przepiękny bukiet kwiatów i śliczna bieliznę która leży jak ulał :)
Kocham go :))
3 grosze

12 lutego 2011
Ogólnie weekend zapowiadał się fantastycznie. W piątek spotkanie z dziewczynami przy winku, w sobotę wyjazd do Wrocławia, a w niedziele leżakowanie na kanapie. Niestety los inaczej to sobie zaplanował...
Piątek spotkanie w prawie babskim gronie. Kilka pokoleń kobiet. Wszystkie czujemy się swobodnie w swoim towarzystwie. Było fantastycznie. Wypiłyśmy kilka lampek wina i ogólnie humorki dopisywały. Kupa śmiechu, żartów, wspomnień. No lepiej być nie mogło...
W sobotę nad ranem zachciało mi się pić i siku. Więc wstałam i poszłam do kuchni. Nalałam sobie soku pomarańczowego i gdy wracałam z tym kubkiem nagle poczułam lekkie mrowienie ciała i ogólną słabość. Sekundę później walnęłam na panele. Nie pamiętam jak upadałam wiem tylko, że zaraz podbiegł M. i zaczął mnie podnosić. Byłam cała w krwi. Wszystko bolało. Miałam nieźle pokiereszowaną, rozciętą a wręcz zmiażdżoną wargę. Chwile trwało zanim do mnie dotarło co się stało. M. obmywał mi twarz.
Jak trochę oprzytomniałam poszłam do łazienki zobaczyć co się stało. Zobaczyłam opuchniętą i zmasakrowaną wargę i dopiero później zobaczyłam kolejną tragiczną rzecz! Dwa przednie zęby były naruszone i trochę odchylone do wewnątrz. Wpadałam w panikę że zaraz mi wypadną. Trochę próbowałam za namową M. przesunąć je z powrotem ale bardzo się bałam by ich nie złamać. Troszkę je wypchnęłam ale na miejsce już nie wróciły.
Zaliczyłam wizytę na pogotowiu dentystycznym i tam dowiedziałam się że na szczęście nie są złamane. Nie wiadomo jaki będzie ich dalszy los. Nie ruszają się wiec wypaść nie powinny, ale może się zdarzyć że obumrą :(
Na pewno przez najbliższy tydzień mam jeść same papki i absolutnie nic nie gryźć. Gdybym chciała je przesunąć spowrotem trzeba założyć aparat ale jest ryzyko że jak je teraz zaczniemy ruszać to mogą wypaść.
Zostawiłam je na razie własnemu losowi, zobaczymy co będzie dalej. Jeśli wszystko się jakoś ułoży ząbki się osadzą jednak raczej mało prawdopodobne bym odzyskała swój dawny uśmiech.
Dla kogoś kto mnie nie zna pewnie nie będzie różnicy, ale ja ją widzę i nie potrafię się z tym pogodzić, tym bardziej że o zęby zawsze bardzo dbałam...
Pojechaliśmy też na ostry dyżur bo bolała mnie ręka która zaczęła puchnąć. Jakby tego było mało bolała mnie też głowa, w końcu walnęłam nią mocno o podłogę.
Wszystko oczywiście trwało bardzo długo, ale na całe szczęście nie było pęknięcia tylko mocne stłuczenie. Mam na ręce opatrunek usztywniający i tyle. Jeśli chodzi o ból głowy, nikt się tym nie przejął. Pewnie lekarz uznał że jest już z nią tak źle że gorzej być nie może.
No i siedzę sobie teraz cała obolała. M. bardzo o mnie dba. przygotowuje jakieś papki, namawia do jedzenia, podaje gorący rosołek, nawet karmi... Jest kochany i chyba tez się tym wszystkim przestraszył.
Nie wiem co ze mną. Zwolnienia raczej na takie obrażenia nie dostanę, a pracować trzeba. 
Nie wiem czy będę w stanie prowadzić samochód, bo ręka bardzo boli i niewiele mogę nią ruchów wykonać. Co do zębów to może nikt nie zauważy że jem tylko jakieś papki. Tylko żeby ta opuchlizna zeszła... bo w tej chwili wyglądam jakby mi ktoś nieźle wlał :(
5 groszy

09 lutego 2011
Czas szybko płynie. W naszym związku wzloty i upadki. Rozstaliśmy się, bo nie wytrzymałam "konkurencji". To były trudne dni. Oboje bardzo cierpieliśmy.
Umówiłam się że w środę (02.02.2011) podjadę po swoje rzeczy. Miało go nie być. Taki był plan. Postanowiłam że przyjadę w dniu kiedy on pojedzie do syna. Tak miało być najlepiej dla mnie i dla niego.
Jednak M. odwołał spotkanie z synem bo chciał ze mną porozmawiać. W głębi duszy chciałam mu wierzyć, chciałam by próbował mi wszystko wyjaśnić, chciałam by to było tylko jakieś nieporozumienie, choć oczywiście rozum podpowiadał by zabierać rzeczy i wiać.
Było mi przykro że M. nie walczy o nasza miłość, zdałam sobie sprawę, że pewnie to wszystko było tylko jednym wielkim oszustwem.
Spotkaliśmy się z M. przed domem. Milczącym krokiem podążaliśmy po schodach. Gdy weszliśmy od razu chciałam się wziąć za pakowanie, ale byłam tak zestresowana że w zasadzie nie wiedziałam od czego zacząć.
M. poprosił byśmy najpierw porozmawiali. Pozwoliłam mu wyjaśnić. Wygarnęłam wszystko co mi leżało na sercu. M. wysłuchał, przeprosił i wysłał sms do tamtej kobiety z informacją że prosi by się z nim więcej nie kontaktowała. Powiedział że nie może obiecać że ona się nie odezwie, ale on nie będzie już podtrzymywał tej znajomości.
Uwierzyłam mu. Choć bolało gdy już po chwili ona zaczęła bombardować go smsami, z prośba by tego nie robił. Prosiła go o wyjaśnienia, o to by to przemyślał itp. Tak było przez około 2 dni. 
Podobno to koniec i ja mu wierzę. Kocham go więc należy mu się ta szansa na naprawienie tego co spieprzył. 
Od razu powiedziałam że drugiej szansy nie będzie.
4 grosze

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz