wtorek, 3 maja 2011

Czerwiec 2010

26 czerwca 2010
Jestem w drodze do domu… Pociąg mknie w kierunku Warszawy. Czas biegnie powoli. Czytałam, słuchałam muzyki, rozmawiałam przez telefon, wymieniłam też kilka smsów z M.
Tęsknię. Już niedługo się zobaczymy. Jeszcze tylko około 7 godzin i wtulę się w mojego M. Nie było mnie 4 dni. Niby niewiele, a jednak sporo rzezy się przez te kilka dni wydarzyło. Padło wiele nieprzyjemnych słów z moich ust. Powiedziałam mu co czuję, co myślę, czego się boję i dlaczego uciekam. Wyjaśniłam z czym sobie nie radzę i w jaki sposób on sprawia mi przykrość. On głównie milczał. Mówił naprawdę niewiele, głównie to, że mam już wracać i nie przedłużać wyjazdu. Więc wracam, choć początkowo sądziłam, że po załatwieniu wszystkich służbowych spraw zostanę sobie na weekend i pobędę jeszcze trochę sama. Jednak wiem, że on bardzo cierpi. Nie mogę go tak zostawić. Potrzebujemy siebie nawzajem i nieludzkim było by przedłużanie tego co i tak nieuchronne.
Więc wracam. Jadę do mojego M. i zastanawiam się co mi powie.
Chyba nie jest zły. Rano wysłał sporo smsów z informacją, że tęskni, kocha i co właśnie w danej chwili robi.
Jego syn spał tej nocy w naszym łóżku. Trochę to dziwne i nie wiem jak będę się z tym czuła, ale sama zgodziłam się by go zabrał do nas podczas mojej nieobecności.
W mojej głowie burza myśli, a serce aż się rwie do niego, do M. Kocham go. Naprawdę bardzo go kocham i chyba dlatego tak bardzo cierpię, że nie mogę go mieć tylko dla siebie…
Kilka słów o M.:
Duży z niego facet. Waga, zdecydowanie ponad 100kg ;). Brunet z brzuszkiem, który wiecznie stara się zrzucić. Ciało niezbyt wysportowane, a do tego dość mocno owłosione…
Chyba kiedyś nie mogłabym powiedzieć, że jest to mój ideał mężczyzny, a jednak teraz nie ma to znaczenie, bo ważne jest jego wnętrze. Kocham w nim to, że jest taki czuły, ciepły i wrażliwy. Uwielbiam ten jego owłosiony brzuszek, po którym nieustannie go głaszczę. Kocham w nim to, że nie jest tak pedantycznie idealny. Mój M. Taki duży chłopczyk, który potrzebuje równie dużo czułości i miłości. Kocham w nim też to, że sprawia, że czuję się przy nim taka piękna…
3 grosze

24 czerwca 2010
/Kolejny list do M/
Wiesz że jestem cholernie dumna i nie lubię sytuacji w których muszę prosić o pomoc. Sam wiesz najlepiej, że były różne sytuacje i jakoś nigdy tej pomocy od ciebie nie chciałam. Nie, bo nie chcę ci niczego zawdzięczać, bo sama chcę dojść do wszystkiego, bo sama chcę być panią własnego losu i już nigdy nie musieć się martwić że sobie sama nie poradzę.
Dlatego taka jestem? Bo w razie gdyby się nam nie udało, nie chcę się bać co ze mną będzie i czy dam sobie sama radę. Te kilka miesięcy pokazały mi, że jednak sobie daję radę. Może są pewne problemy emocjonalne, ale nad tymi trudniej zapanować. Po prostu myślałam, że jakoś tak naturalnie zostanę włączona do twojego życia, a póki co nawet wakacje z synem zaplanowałeś sobie sam. Nie potrafię sobie z tym poradzić. Myślałam, że powoli już zaczynam być gotowa do pierwszego spotkania z twoim synem, ale ta informacja o waszym wyjeździe całkowicie sprowadziła mnie do parteru. Pokazałeś mi jak liczysz się z moim zdaniem i jaka ważna dla ciebie jestem. Nie umiem się po tym pozbierać. To nasze pierwsze wspólne miesiące, przed nami pierwsze wakacje, które miały być takie piękne i cudowne. Wyłączając mnie z pewnych decyzji spowodowałeś, że już nie czekam na nie z utęsknieniem i już się nie zastanawiam do jakiej nadmorskiej mieścinki moglibyśmy sobie pojechać, bo w tym roku nad morze pojedziesz z synem. Nie mam już ochoty na wspólne wakacje. Chciałabym sobie pojechać gdzieś sama, daleko, tak daleko jak tylko się da, by nie myśleć o tym, że przegrałam z 7-letnim dzieckiem. Żeby nie myśleć, że moje potrzeby nigdy nie będą tak ważne jak jego i jej.
Mówisz że tak się starałeś i tak chciałeś mi pomóc. Chyba się rozpędziłeś z tym stwierdzeniem, bo przecież sam wykluczyłeś mnie z waszego życia, a jedyne w czym mi pomogłeś to w uświadomieniu sobie, że raczej nigdy nie będę jego częścią. No chyba że zgodzę się ułożyć sobie życie według waszego harmonogramu...
Nie jest łatwo się z tym uporać zwarzywszy na to, że jako jedynaczka zawsze byłam w centrum zainteresowania. Twoim oczkiem w głowie nigdy nie będę, bo już masz inne... Mogę być tylko dodatkiem do życia jakie już masz. Nie potrafię się cieszyć z namiastki szczęścia jaka możesz mi dać. Przykre bo właśnie zadałam sobie sprawę, że być może czekają mnie już zawsze wspólne wakacje ty, ja i twój syn.... a jeśli nie to samotne czekanie w domu...
Nie potrafię się pogodzić z tym, że być może z tobą nigdy nie założę rodziny o jakiej  marzyłam. Dlaczego? Dlatego że już jedną masz, więc po co kolejna. Ty już wiesz z czym się to wiąże.. pieluchy, nieprzespane noce... Po co miałbyś pragnąć przechodzić przez to kolejny raz. Dlatego że nie wiem czy ja będę tego chciała, bo chciałabym by nasze dziecko było najważniejsze, a ty przecież już jedno masz. Dlatego że trudno jest decydować się na założenie rodziny, mając świadomość że ty nie do końca tego chcesz. Dlatego, że dla mnie to bardzo ważne by dwoje ludzi tego pragnęło... Zmuszanie, czy wywieranie nacisku w takiej sprawie nie może mieć miejsca, bo z całą pewnością nie przyniesie nic dobrego.
I kogo obwiniam za to wszystko? Chyba właśnie twojego syna, bo gdyby go nie było, nie byłoby też tych wszystkich moich problemów...
Jak widzisz trudno zaakceptować kogoś, kto kojarzy mi się z tym całym złem. Twój syn
powoduje że jestem straszliwie nieszczęśliwa, więc jak mam go polubić. To chyba niemożliwe... Jak sądzisz? Ty byś potrafił?
Przykro mi, że musiałeś to wszystko czytać, ale sam chciałeś wiedzieć co się we mnie dzieje... Teraz już wiesz jakie potworności siedzą w mojej głowie. Nie wiem czy dobrze, że tak wiele wiesz co myślę i czuję, bo nie chcę cię krzywdzić, a obawiam się, że te wszystkie słowa cię zraniły. Jednak ja chyba już dłużej nie mogę tego w sobie tłumić...
2 grosze

23 czerwca 2010
Siedzę przy małym biureczku. Zerkam przez okno, a tam świeci piękne czerwcowe słońce. Odliczam czas... Do 17-tej już niedaleko. Jak skończę pracę, pójdę na chwilę do pokoju. Zostawię laptopa i pojadę do Sopotu, albo pokrążę po centrum Gdańska. Może dla odmiany wskoczę na jaką Gdańską plażę...
Mam sporo czasu na rozmyślania. W sumie to niedobrze, bo im więcej myślę tym gorsze rzeczy przychodzą mi do głowy. 
Napisałeś dzisiaj że jeśli 4-dniowy wyjazd sprawi że się od siebie odzwyczaimy to marna ta nasza miłość. Cóż wygląda na to, że mamy inne spojrzenie na tę samą kwestię. Ja uważam, że dobrze by było gdybyśmy jednak nauczyli się trochę żyć bez siebie, bo teraz każdy dzień rozłąki powoduje, że cierpimy. Rozumiem że można tęsknić, ale wszystko z umiarem. Myślę, że jednak ja za bardzo przeżywam to, że nie ma cię przy mnie, a zamiast tego spędzasz czas np. z synem. To powoduje, że jestem zazdrosna i zła, że jesteś z nim, a nie ze mną. To powoduje że czuję żal, że wyjeżdżasz z nim na cały tydzień, a ja będę się w tym czasie borykać z własnymi odczuciami. To wszystko tkwi w moim sercu jak zadra, dlatego uważam że muszę się nauczyć żyć bez ciebie, bo w przeciwnym razie chyba się wykończę. Muszę się przyzwyczaić do tego, że nie zawsze jesteś blisko, a sposobem na to będą być może moje częstsze wyjazdy. Chyba jest mi łatwiej gdy to ja jestem daleko...

Godz.12:47.... Ty milczysz... Żadnych czułych smsów. Cisza. Może masz dużo pracy... a może po prostu nie masz mi już nic do powiedzenia... Chyba mi smutno.
Dzisiaj widzisz się z synem. Jutro widzisz się z synem. I w piątek w sumie też... Nadrobisz trochę zaległości i nacieszysz się nim. Ja jeszcze nie zdecydowałam kiedy wrócę.
Tęsknię, nawet bardzo. Brakuje mi ciebie gdy kładę się spać. Łóżko jest takie duże i takie puste... Brakuje w nim twoich łapczywych rąk, zachłannie biegających po moim ciele. Brakuje mi ciebie rano, gdy otwieram oczy i nie mogę się w ciebie wtulić. Brakowało mi ciebie wczoraj na plaży, gdy przyglądałam się spacerującym parom. Pewnie będzie mi ciebie brakowało również dzisiaj gdy będę się błąkać po krętych uliczkach Gdańska... Jendak nie potrafię inaczej, więc uciekam...
2 grosze

15 czerwca 2010
Strzeliłam focha bo... Bo M. wybiera się w sierpniu, tuż przed naszym planowanym urlopem, na tygodniowy wyjazd z dzieckiem. To mnie rozzłościło, choć pewnie nie powinno, bo w końcu to jego syn. Mimo to czuję złość i gniew. Czuję się zdradzona, nieważna. Czuję, że to co myślę ja, nie ma znaczenia.
A ja myślę, że to mi się nie podoba, że nie mogę się przełamać by w końcu poznać to dziecko, bo wciąż czuję złość. Czuję, że stoi nam na drodze, że zabiera mi M. A teraz jeszcze ten wyjazd...
Nie mam ochoty nigdzie jechać z M. Niech sobie zabierze dzieciaka i żonę i spędzi urlop z nimi, właśnie to myślę i czuję.
Znowu czuje odrazę i niechęć. Nie chcę by mnie dotykał.
Gdy poinformował mnie wczoraj o tym wyjeździe prawie zagotowałam. Powiedziałam, że miło z jego strony, że mnie o tym poinformował, bo pewnie bym się zdziwiła, gdyby nagle znikną na tydzień. Byłam dla niego złośliwa i chamska, bo tym newsem dotkną mnie do żywego. Powinien ze mną porozmawiać, zapytać co o tym myślę, a nie informować mnie o czymś co już uzgodnił z żoną. Byłam złośliwa, zapytałam czy termin jej odpowiada... On na to że mam nie przesadzać bo przecież jedzie z dzieckiem a nie z nią. Tylko skąd ja to mam wiedzieć? Powiedziałam że mu nie ufam i zapytałam jak on by się czuł, gdyby sytuacja była odwrotna. Powiedziałam że mam dość pustych słów i tego że ciągle powtarza jak bardzo mnie kocha i jaka jestem dla niego ważna, bo słowa nie mają znaczenia, gdy czyny świadczą o czymś innym.
Zrozumiał swój błąd. Przepraszał, przepraszał i przepraszał... Cóż z tego skoro czasu cofnąć nie można.
Czuję się podle, bo o wszystko obwiniam dziecko...
Najbardziej złości mnie to że czułam, że chyba nadszedł już czas by poznać jego syna, a po tym co zrobił M. znowu przeważyło poczucie złości i gniewu.

Nie wiem czy kiedyś zaakceptuję to dziecko, a jeśli tak to kiedy. Jedno jest pewne, to tylko dziecko i dlatego nie dojdzie do spotkania dopóki nie poczuję że mogę się z nim zaprzyjaźnić.
4 grosze

13 czerwca 2010
Miałam szokujący sen. Oczywiście jak to w snach bywa, wszystko było chaotyczne i pozbawione logicznego ciągu zdarzeń, jednak sens był przerażający.
Miałam wziąć ślub z jakimś mężczyzną. Wszystko było niedopracowane i robione jakby na szybko, a ja sama chyba nie do końca tego wszystkiego chciałam. Gdy nadszedł dzień ślubu wszyscy podążyliśmy na miejsce gdzie miała się odbyć ceremonia. Moja niepewność czy dobrze robię, ciągle rosła,  a gdy stanęłam na placu, na którym małż wymawiał mi słowa przysięgi kilka lat wcześniej, uciekłam, a w uszach brzęczały mi tylko słowa "oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci". Uciekałam, chciałam uciec jak najdalej. Było mi tak strasznie ciężko.
Na koniec snu, gdy już mi się wydawało, że przed wszystkimi zdołałam uciec, pojawił się jakiś mężczyzna znikąd i zaczął mnie całować, a ja się nie broniłam.

No i tyle na temat tego dziwnego snu... W sumie to jestem trochę przerażona, bo być może podświadomość próbuje mi powiedzieć, że M. to nie jest ten facet. Dziwnie się czuję. W mojej głowie powstał chaos, bo ten sen był naprawdę przerażająco realny.

Na dodatek wczoraj jak przyjechałam na swój ogródek to okazało się że jest tam małż, teściowa, moi rodzice, a potem dojechali jeszcze jedni znajomi, było wspólne grillowanie i życie toczyło się jak dawniej... Jakby stanął czas i było naprawdę miło.
Ja staram się nie dopuszczać do takich sytuacji, bo to wprowadza mi w głowie jeszcze większy mętlik, ale niestety rodzice nie dają za wygraną i próbują po prostu żyć jak dawniej, jak rodzina...
6 groszy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz