wtorek, 3 maja 2011

Czerwiec 2008

30 czerwca 2008
Jutro pierwszy dzień w pracy... Oczywiście zaczynam mieć wątpliwości że zmiana pracy była dobrym pomysłem. Znowu przestaję w siebie wierzyć i boję się że sobie nie poradzę. Nie lubię zmieniać otoczenia. Najlepiej czuję się na znajomym gruncie, jednak mam świadomość tego, że czasem trzeba coś zmienić w swoim życiu. Nie można tkwić zbyt długo w jednym miejscu, bo to powoduje że człowiek zaczyna się cofać...
Co teraz czuję?
Chciałabym znowu być małą dziewczynką, nie mieć obowiązków, mieszkać z rodzicami i znowu poczuć się bezpiecznie...
Bycie dorosłym nie zawsze jest fajne czasem nadmiar obowiązków i oczekiwać przytłacza. Człowiek czuje się zagubiony, chciałby się gdzieś schować ale przecież nie ma gdzie..
Jutro będzie lepiej... mam nadzieję :) W poprzedniej pracy pierwszy dzień był super zresztą jak wiele kolejnych. Będzie dobrze... musi być!
8 groszy

27 czerwca 2008
Dzisiaj czeka mnie wyprowadzka...
Od dzisiaj przez dwa tygodnie będę mieszkała sama. Wyprowadzam się do domu znajomych którzy poprosili mnie o przysługę. Oni wyjeżdżają na wczasy i nie mają kogo poprosić żeby zająć się ich domem i psem. Ja uwielbiam zwierzaki, a przez to i one kochają mnie. Choć pies jest groźny mnie od zawsze akceptował i dlatego ze spokojnym sercem znajomi mogą sobie jechać na wypoczynek. Przeprowadzam się tylko ja bo mężownik kończy pracę wcześniej niż ja a pies by go za żadne skarby do domu nie wpuścił. Może to i dobrze będę miała ciszę i spokój, wreszcie pobędę sobie sama ze sobą. Przed domem jest ogród i chyba nie ma nic lepszego jak wypicie porannej kawy w pięknym ogrodzie... No czego chcieć więcej?
Tylko jednego nie lubię... samotnych nocy... Chyba nie ma nic gorszego niż zasypiać się i budzić samemu w łóżku... Jestem straszny straszek i co jak co ale w nocy sama być nie lubię!
Jakoś przetrwam w końcu będzie ze mną pies obronny w razie czego mnie obroni ;)

PS Czytam „Szklaną zupę” J. Carroll’a nie wiem czy ja jestem ostatnio taka rozkojarzona czy ta książka jest taka trudna, ale jakoś ciężko mi przez nią przebrnąć. Dostałam ją już jakiś czas temu i już robiłam kilka razy podchody żeby ją przeczytać. Tym razem się nie poddam ;) Powoli zbliżam się do końca i może w końcu zacznę ją rozumieć ;))
6 groszy

24 czerwca 2008
Ach... co to był za wyjazd... :))
Że Kraków pięknym miastem jest każdy dobrze o tym wie...
Wybrałyśmy się z Mizią na kilka dni do Karkowa, bo potrzebowałyśmy ucieczki od codzienności. Wyjazd miał być spokojny, skupiający się raczej na wypoczynku...
Wsiadałyśmy na różnych stacjach PKP i jak to z nami zwykle bywa ( w zeszłym roku była identyczna sytuacja) miałyśmy problem spotkać się w jednym przedziale pomimo tego iż miałyśmy wykupione konkretne miejsca siedzące... Na bilecie był podany numer wagonu i numer miejsca siedzącego... czego chcieć więcej?! W zasadzie wystarczyło tylko wsiąść do odpowiedniego wagonu i usiąść na swoim fotelu. Cóż żeby to było takie proste... Człowiek jak już się gdzieś wyrwie na kilka dni to z tego szczęścia i euforii jakby zapomniał ze sobą zabrać część rozumku. W zeszłym roku to Mizia biegała na kolejnych stacjach między przedziałami szukając tego właściwego. W tym roku to ja zapomniałam zabrać ze sobą rozum i rozwagę i całkowicie zawierzyłam mężownikowi, który zamiast wsadzić mnie w wagon o numerze 38 wsadził mnie do wagonu 58... Ja zamiast sprawdzić do jakiego wagonu wsiadłam idę pewnym krokiem do wyznaczonego miejsca siedzącego, otwieram przedział widzę że na „moim” fotelu siedzi jakiś grubszy pan... już mam otwierać buzię że zajął moje miejsce gdy słyszę że dzwoni telefon. Pociąg rusza, ja odbieram telefon, to mężownik dzwoni.
I słyszę:
-Dziubeczku to nie ten wagon...
Kawy rano nie zdążyłam wypić i dobrze bo w tym właśnie momencie ciśnienie skoczyło mi nieźle do góry! Najchętniej sypnęłabym mężownikowi niezłą wiązankę, ale ponieważ trzeba być wyrozumiałam powiedziałam tylko że szkoda że dopiero teraz się zorientował i się rozłączyłam. Na następnej stacji Mizia wchodzi do wagonu idzie do odpowiedniego przedziału... i doznaje szoku, mnie nie ma! Ona bez biletu, bo oba kupiłam ja (żebyśmy miała miejsca koło siebie). Mizia analizuje co się mogło stać przecież powinnam tu siedzieć. Mnie nie ma mojego bagażu też... Ja w tym czasie biegłam z walizką na kółkach z przed ostatniego wagonu prawie na sam początek pociągu. Na szczęście zdążyłam. Mizi spadł kamień z serca jak mnie zobaczyła. Ja zdążyłam w ostatniej chwili, bo jak tylko wsiadłam pociąg od razu ruszył. Przez pół drogi nie mogłyśmy się powstrzymać od śmiechu!
Już na miejscu przychodzimy do wybranego przez nas hostelu, miła pani prowadzi nas do naszego pokoju i obie doznajemy malutkiego szoku... Płacimy tyle pieniędzy za taki pokój?!!
No niestety okazuje się że tak... To w końcu Kraków, jedno z najpiękniejszych miejsc na świecie. Ogólnie było w miarę czysto tylko jakaś dziwna woń unosiła się w pokoju, której pomimo ciągłego wietrzenia i perfumowania pokoju nie mogłyśmy się pozbyć. Cóż w pokoju się tylko śpi.. i nie przyjechałyśmy po to żeby się stresować takimi rzeczami...
Ogólnie pobyt w Krakowie był miły ale jednak bardzo męczący. Chciałyśmy zobaczyć jak najwięcej i nogi nas bardzo bolały, ale warto było przejść te wszystkie kilometry...
W poniedziałek (dzień powrotu) zostawiłyśmy bagaże w szafkach do przechowywania bagażu i pobuszowałyśmy jeszcze po mieście. Wieczorem złapała nas straszna ulewa. Od rana zbierało się na burzę która w końcu przyszła i to ze zdwojoną mocą, bo poza deszczem padał też grad. Całe szczęście że byłyśmy w pobliżu podziemnego przejścia toż przy stacji PKP i miałyśmy się gdzie schronić. Ostatecznie i ta przygoda skończyła się happy endem ;)
Na jakieś 20 minut przed odjazdem naszego pociągu poszłyśmy po bagaż.
Chyba już wspominałam o tym że zapomniałyśmy spakować resztę rozumku?!
Podchodzimy do szafek i... nie pamiętamy do której włożyłyśmy bagaż... Co tu robić. Czas nagli my nie możemy sobie przypomnieć która to była szafka! Wzięłam kluczyk i zaczęłam sprawdzać szafki po kolei. Pech chciał że w jednej z szafek kluczyk utknął i nie można było go wyciągnąć. W tej właśnie chwili przyszli właściciele tejże pechowej szafki którzy ni w ząb nie mówili po polsku... W tym całym stresie próbowałam wytłumaczyć co się stało. Facet próbował wyciągnąć kluczyk ale się nie dało. W głowie wirowały myśli... co robić, co robić... Wszyscy stali i się zastanawiali a ja pobiegłam szukać kogoś kto mógłby pomóc... Tylko kogo? Po drodze spotkałam policjanta i strażnika i ich zapytałam czy nie wiedzą kto mógłby nam pomóc. Okazało się że gdzieś przy tych szafkach jest numer telefonu, pana który się tym zajmuje. Pobiegłam z powrotem do szafek zadzwoniłam, ale miły pan kazał zadzwonić jeszcze gdzie indziej. W tym momencie usłyszałyśmy że nasz pociąg już przyjechał... Zadzwoniłam więc jeszcze raz żeby przyśpieszyć tego pana i całe szczęście był gdzieś niedaleko i za jakieś 2 min był u nas. Szybko wyciągną kluczyk i na szczęście Mizi w końcu się przypomniało która szafka jest nasza. Wyciągnęłyśmy bagaż i biegłyśmy z całych sił na nasz pociąg. Chyba czuwała nad nami jakaś opatrzność bo znowu w ostatniej chwili zdążyłyśmy wsiąść. Przez pół drogi śmiałyśmy się do łez z tej całej przygody i nie mogłyśmy uwierzyć w to że jakimś cudem zdążyłyśmy i jedziemy do domu...
Rozbawione na maksa nawet nie podejrzewałyśmy że „najlepsze” dopiero przed nami...
Dojeżdżałyśmy do stacji na której miała wysiąść Mizia. Ja zostałam w przedziale i wyglądałam przez okno bo miałam wysiadać dopiero na następnym przystanku. Co się okazało Mizia nie mogła wysiąść bo nie można było otworzyć drzwi. Ktoś nawet próbował jej pomóc jednak z marnym skutkiem. Zdesperowana Mizia złapała torby i pobiegła do wyjścia na drugim końcu wagonu. Tam drzwi otwarły się z łatwością, niestety pociąg już ruszył! Mizia zamiast się wycofać postanowiła skakać z całym swoim bagażem. Nie wiem czemu to zrobiła do teraz nie mogę tego zrozumieć bo sytuacja była wręcz tragiczna! Mizia skacząc z tymi wszystkimi torbami zahaczyła o klamkę i się przewróciła. Na szczęście puściła torbę i cała ta akcja skończyła się szczęśliwie. Ja pobiegłam do wyjścia i odhaczyłam torbę i rzuciłam jej na peron.
Teraz się z tego śmiejemy, ale mogło się skończyć tragicznie... Ludzie w pociągu byli przerażeni nie mogli zrozumieć dlaczego ona wyskoczyła. Przecież mogła wyjść na następnej stacji... Po całej tej akcji zadzwoniłam do Mizi z pytaniem czy jest cała i zapytałam dlaczego to zrobiła. Sama nie potrafiła mi odpowiedzieć. Powiedziała że to była jej stacja więc wyskoczyła. Teraz wie że to było strasznie głupie ale wtedy myślała tylko o tym że musi wysiąść...

To chyba na tyle jeśli chodzi o wyjazd do Krakowa. Nie wiem jak wy ale ja nawet teraz pisząc to wszystko uśmiałam się do łez.
Jedno trzeba przyznać nasze wyjazdy z Mizią są bardzo ekscytujące :))


10 groszy

20 czerwca 2008
Wczoraj mężownik mnie rozbroił ;)
Przyszedł z pracy, oczywiście bardzo zmęczony, do tego stopnia, że musiał się położyć. Zjedliśmy obiad i mężownik poszedł się zdrzemnąć, jednak zanim zasnął zdążył mi powiedzieć, że dzisiaj w pracy poruszali bardzo ważną kwestię... Zapytacie jaką?
Otóż mężownik i jego ciężko pracujący koledzy z pracy doszli wczoraj do bardzo poważnych wniosków. Otóż ich zdaniem liczba wypadków na drogach wzrasta właśnie w okresie letnim... ale jak ma nie wzrastać kiedy ulicami chodzą tak skąpo odziane kobiety... Facet jak to facet jest wzrokowcem i gdy widzi idącą chodnikiem dziewczynę w szortach lub skąpej mini, a do tego głęboki dekolt... cóż nie czarujmy się... Ostatnią rzeczą na jaką spojrzy będzie droga i znaki...
Ja na szczęście wychodziłam i nie musiałam oglądać zalegającego na kanapie mężownika. Jednak jakież było moje zdziwienie gdy do domu wróciłam po kilku godzinach... Wchodzę a tu cisza... Rozkosmany mężownik otwiera oczy... 
Cóż analizowanie faktu do ilu wypadków mogło dzisiaj dojść na drodze musiało być bardzo męczące...
10 groszy

18 czerwca 2008
Ostatni dzień w pracy minął jeszcze bardziej roboczo niż przed ostatni... Nie miałam nawet czasu zjeść z ludźmi pożegnalnego ciastka, sama swój kawałek zjadłam w biegu. Ostatnio jestem zbyt zabiegana i zbyt zestresowana schudłam już 3 kg. W zasadzie fajnie bo na wiosnę wszystkie kobiety się odchudzają a mi to samo przyszło jako skutek uboczny tych wszystkich zmian jakie zachodzą teraz w moim życiu. Odliczanie trwa ;) W sobotę wyjazd do Krakowa. Z Mizią żyjemy już tylko tym!! Dzisiaj jadę do niej zrobić tzw. Przegląd szafy (u mnie robiłyśmy jakieś 2 tygodnie temu) żeby wiedzieć co mamy, co nadaje się do wyrzucenia... i czego nam jeszcze brakuje! Ostatnio staramy się robić zakupy z głową ponieważ ubrań nam w zasadzie nie brakuje, a jak już zdecydujemy się na zakup czegoś ta nowa rzeczy musi pasować do reszty. U mnie troszkę z tym gorzej bo jak mi się coś podoba to po prostu biorę. Podobno styl mam niezły ale ja nie zawsze jestem przekonana że wszystko ze sobą gra. Poza tym zmiana pracy też będzie na mnie wymuszała nieco bardziej formalny styl niż do tej pory. Tego mi właśnie będzie brakowało... dowolności w stylu ubierania się. W poprzedniej pracy każdy chodził jak chciał, adidasy, krótkie spodenki, sprane koszuli, super krótkie mini... No naprawdę każdy chodził jak chciał, bo nie mieliśmy styczności z osobami z zewnątrz i to było nawet fajne. Chociaż... może jednak nie do końca bo ja ubieram się raczej schludnie i raczej elegancko co chyba nie zawsze pasowało do reszty załogi. Hmmm... teraz mnie już nie ma i trochę mi tęskno...
Rano wstałam tak jak zawsze wstawałam do pracy. I nawet się cieszę będę miała dłuższy dzień a poza tym jestem rannym ptaszkiem i uwielbiam pić kawę z samego rana gdy jeszcze większość ludzi śpi. Otwieram okno, ptaki ćwierkają, jest takie rześkie powietrze, rozkładam się wygodnie na kanapie i czego można chcieć więcej...
Wracając do wczoraj... Z jakiegoś powodu ciągle uciekam od tego tematu.
Sama nie wiem jest mi trochę żal bo zostały tam też osoby z którymi bardzo się zżyłam... Głównej księgowej aż łzy pociekły, Prezes zapraszał żebym wpadała w odwiedziny i pytał czy w razie problemów mogą liczyć na moją pomoc... Oczywiście ze tak! Tej firmie naprawdę wiele zawdzięczam i będę pamiętała o tym do końca życia.
Płaczę! Cholera ja to jestem jednak miękka, za miękka... Przecież takie jest życie ludzie pojawiają się w naszym życiu, a potem odchodzą... Zmiana pracy to nic nadzwyczajnego, a jednak będę tęsknić. Wczoraj wyniosłam z biura kilka reklamówek moich rzeczy, a pewnie i tak wszystkiego nie zabrałam... Moje biuro było dla mnie jak drugi dom. O właśnie zapomniałam o kwiatach... wszystkie zostały... ciekawe kto teraz o nie zadba...
Zaczyna się nowy rozdział w moim życiu i muszę twardo stąpać po ziemi. Nie mogę zbaczać z drogi którą sobie wybrałam. Jeśli chcę coś osiągnąć nie mogę tak łatwo poddawać się emocjom.

8 groszy

16 czerwca 2008
Onet rzucił mnie na pożarcie swoim internautom...  Napisałam sobie pościk pod tytułem „po co mi mąż”. Pościk napisany raczej w formie żartobliwej choć oczywiście mówiący co czuję.
Tak jakoś wyszło że nie przebierałam w słowach i masz ci babo placek Onet umieścił ten post na głównej stronie. W pierwszej chwili szok! Skąd tyle komentarzy i te opinie takie przykre. W pewnym momencie miałam nawet myśli samobójcze, tzn. w stosunku do bloga ;) Już miałam nacisnąć guziczek Skasuj blog gdy uświadomiłam sobie że to przecież moje miejsce w tej cholernej blogowej społeczności, z której jednak nie mam zamiaru rezygnować! To mój blog, moje życie i moje uczucia.
Tyle okrutnych komentarzy i złośliwych maili... Chciałam się bronić tłumaczyć że się mylicie, ale przecież to nie ma sensu. Jeśli ktoś tak okrutnie ocenia mnie po przeczytaniu jednego postu nie jest w stanie zrozumieć tego co naprawdę czuję.


Dziękuję za słowa wsparcia bo i takie na szczęście się zdarzały...
8 groszy

14 czerwca 2008
Już po obronie. Udało się! Jestem chyba w czepku urodzona ;)
Jak wiadomo pisanie pracy odwlekałam w nieskończoność, oddałam ją dzień po terminie, zaczęłam się przygotowywać do samej obrony dzień przed.... i jako jedna z niewielu obroniłam się na 5!!! To jakieś szaleństwo. Nadal w to jeszcze nie wierzę, bo nie przypominam sobie żeby moje odpowiedzi była na pięć. Fakt odpowiedziałam na wszystkie zadane pytania ale raczej pobieżnie i jak to ze mną w sytuacjach stresowych bywa motałam się niemiłosiernie. Nie mniej jednak komisja składająca się z trzech panów najwyraźniej uznała że piątka mi się na leży i oczywiście protestować nie zamierzam, bo przecież jakbym śmiała ;) Zabawne bo jeszcze przed ogłoszeniem wyników sądziłam że nie poszło mi zbyt dobrze i naszły mnie nawet myśli że tróję dostanę, a tu no proszę piąteczka jak się patrzy ;))
Cieszyłam się niemiłosiernie ale teraz jak już emocje opadły zaczynam myśleć analizować i zrobiło mi się przykro bo już pewnie nigdy nie zobaczę pana M.... Fajnie się rozmawiało i jeszcze wczoraj do późna smsowaliśmy a dzisiaj... dzisiaj przyszedł czas na pożegnanie i jakoś tak dziwnie było... M. Mieszka daleko i raczej nie ma szans na spotkanie się gdzieś przypadkiem wygląda więc na to że to już koniec znajomości. Smutno mi troszkę, choć przecież nie powinno. W końcu w pokoju obok siedzi mężownik i ogląda mecz a ja siedzę w pokoju obok i zastanawiam się co by było gdyby...
Gdybym nie była mężatką pewnie coś mogło by się z tej znajomości wykluć bo od samego początku była między nami jakaś chemia. Jednak czas o tym zapomnieć i wrócić do codzienności. Dzisiaj jest mi podwójnie przykro bo powinnam świętować a tak naprawdę nie bardzo mam z kim. Tak jakoś wyszło że najbliżsi zawiedli i jest mi jakoś tak ciężko...
8 groszy

13 czerwca 2008
Mężuś choruje… Wczoraj jak przystało na prawdziwego kibica poszedł z kolegami do pubu… Efektem tego przyszedł późno w nocy i do samiuśkiego rana wypluwał swoje wnętrzności… bleeee…. Dzięki temu i ja się nie wyspałam. On stwierdził że weźmie sobie urlop na żądanie… a ja….ja siedzę w pracy bo nie mogę sobie pozwolić na to że nie przyjdę.
Faceci są jak dzieci. Przecież wiadomo jak się kończy libacja alkoholowa, więc po co to wszystko. Dzisiaj udaje męczennika i oczywiście jest obłożnie chory… a dobrze mu tak!!
Od samiuśkiego rana zaczynają się smsy od M. pyta jak przygotowania do obrony… Kiepściutko niestety… Powiedział że leży w łóżku i brak mu motywacji do wstania… Hmmm… Facet chyba czuje do mnie miętę bo coś za często do mnie pisze… Ciekawe czy chłopak ma świadomość tego że jestem mężatką… Raczej nie… Bo to facet a faceci są  jakby to powiedzieć inni… i na pewne rzeczy tak szybko nie wpadną. W dobie Internetu wystarczy wejść na naszą-klasę, wpisać imię i nazwisko poszukiwanej osoby i już wszystko widać jak na dłoni… ;)
Ale prawda jest taka że nie noszę obrączki i to może być mylące… Zwyczaj w naszym kraju jest taki że jak już się z kimś bierze ślub to raczej się na palcu nosi obrączkę, ale nie ja i mężownik… On nie nosi bo mu przeszkadza a ja nie noszę bo nie mam ochoty… Poza tym wolę srebro  ta złota obrączka do niczego mi nie pasuje… Prawda jest taka że wytłumaczenie jest kiepskie, a tak naprawdę to jak zakładam obrączkę to jakbym była w klatce. Nie lubię się tak czuć… chcę być wolna i dlatego od obrączki uciekam daleko!
Kolejny sms… M. pyta czy dzisiaj będę… Ach będę, będę a co bym miała nie być ;) Trzeba stwarzać pozory. Może nic nie umiem ale niech profesorek widzi że mi zależy ;) Bo rzeczywiście mi zależy na tym żeby to był już koniec!!!
M. pisze że zmobilizowałam go do przyjazdu i też dzisiaj będzie, a teraz pleniuchuje jeszcze w łóżeczku...
Cóż napisałm mu że jest świnką bo ja muszę pracować a on się wyleguje w łóżku, a potem życzyłam mu miłych snów... Ciekawe czy jeszcze napisze...


Odpisał hahaha....
Ma nadzieję że jak świnka nie wygląda, a jak jeszcze uda mu się zasnąć to sny napewno będą bardzo przyjemne...
Faceci....
:))


5 groszy

12 czerwca 2008
Dzisiaj przeczytałam na blogu Wejdawustus’a że pesymista to optymista dobrze poinformowany ;) Spodobło mi się to stwierdzenie… nawet bardzo! Bo ze mnie już taka dziwna osóbka która podobno ciągle narzeka ale tylko na blogu. W życiu realnym jestem bardzo powściągliwa i nie okazuję uczuć czy emocji. Nie mówię o tym co mnie martwi i boli bo tak mi jest wygodniej i bezpieczniej. Tu to co innego… tu mogę bez obaw ujawniać swoje uczucia i jest mi z tym dobrze.
Dzisiaj nawiedził mnie tzw. tu mi wisizm... W sobotę obrona ja nic nie umiem i nie bardzo chce mi się uczyć. Wygląda na to że pójdę na żywioł. Ponieważ zmieniam pracy BHP raczej mi się nie przyda, lepsza byłaby wiedza informatyczna, ale kto to miał wiedzieć rok temu… Poza tym, kto wie co będzie za kolejny rok może jednak taka wiedza mi się przyda. Jak już coś zaczęłam to muszę to skończyć, takie mam zasady. Poza tym praca już oddana i teraz tylko wystarczy przyjść powiedzieć dzień dobry, opowiedzieć co takiego napisałam i odpowiedzieć na kilka pytań…. Cała filozofia ;) Będzie dobrze!! Głupia nie jestem coś tam wymyślę! Poza tym mam jeszcze całe dwa dni więc może czegoś się jeszcze nauczę.
A cha i najważniejsze w nagrodę po obronie jadę z koleżanką na 3 dni do karkowa, a jak się nie obronię to nie będzie czego świętować… No i to mnie musi zmobilizować do nauki ;)
Mój kuzyn mnie (tzn. nas) rozszyfrował od razu i ostrzegł, że mam uważać co robię… Chyba widzi że w naszym związku nie jest zbyt dobrze… w końcu od 2 lat urlopy spędzamy osobno, a to chyba o czymś świadczy. Zabawne bo mój mąż jest przekonany że w naszym związku wszystko jest porządku, bardzo się kochamy, a ja jak zwykle wymyślam…
Nie wymyślam. Wiem co czuję chyba jednak lepiej niż on. Jestem pewna że nie tak powinien wyglądać związek dwojga kochających się ludzi, ale on uważa inaczej. Twierdzi, że bardzo mnie kocha i wszystko się zmieni jak już skończy studia i będzie miał więcej czasu dla mnie… Tylko, że to nie będzie tak szybko bo został mu jeszcze jeden semestr na studiach inżynierskich, potem koniecznie musi zrobić magistra i jeszcze podyplomowe z czegoś tam żeby mieć wszystkie niezbędne uprawnienia… To jeszcze sporo lat nauki a ja chyba tego dłużej nie wytrzymam. W dodatku ja też będę teraz sporo wyjeżdżać i w zasadzie celowo zgodziłam się na taki system pracy. Trochę pojeżdżę po kraju, pozwiedzam i zaznam innego życia. Aż wstyd się przyznać, ale nigdy nie byłam w Warszawie a teraz będę podróżować po różnych większych i mniejszych miastach z czego się bardzo cieszę! Potrzebuję jakiejś odmiany. Chcę poznać nowych ludzi, nauczyć się nowych rzeczy i zmienić coś na lepsze. A teraz naprawdę bardzo tego potrzebuję…
8 groszy

10 czerwca 2008
Mam taka koleżankę, której w małżeństwie się jakoś ostatnio nie układało… i efekty są takie że właśnie w ten weekend jej mężuś się od niej wyprowadził… Ona pewnie to przeżywa a ja chyba trochę zazdroszczę, bo czasem naprawdę wolałabym mieszkać sama.
Punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia… Myślę że inaczej bym do sprawy pochodziła gdybym była rzeczywiście sama… Wtedy pewnie desperacko szukałabym mężczyzny u którego mogłabym znaleźć oparcie. Będąc mężatką mam trochę inne podejście do tematu… tzn. wiem że mąż to tylko dodatkowy ciężar. Zamiast mnie wspierać oczekuje wsparcia ode mnie. Zamiast dawać mi bezpieczeństwo żąda go ode mnie…
Taki już los kobiet. Dźwigamy na swoich ramionach nie tylko swoje brzemię ale i faceta (wieczne dziecko), który zamiast dawać chciałby tylko brać.
Gdzie ci mężczyźni gdzie…?
Gdzie rycerz na białym koniu, który zadba o swoją królową?
Gdzie inteligentny dojrzały mężczyzna, który otoczy bezpiecznym ramieniem swoją ukochaną?
Wiem ideałów brak! A wyobrażania z lat młodości o mężczyźnie, który się mną zaopiekuje rozmyły się wraz z upływającym czasem. Dzisiaj już wiem, że mój mąż nie jest w stanie sprostać moim oczekiwaniom i nie jest w tym wyjątkiem. Bo mężczyzna to coś w rodzaju pasożyta, który chce wyssać wszystkie soki z tej swojej biednej kobiety…

Wiem to wszystko a mimo to się łudzę że taki ideał jednak istnieje i któregoś dnia się odnajdziemy i będziemy żyli długo i szczęśliwe…
Żałosne… a jednak prawdziwe…


Rozmarzyłam się dzisiaj troszeczkę… Na pulpicie dzisiaj Wentworth Miller. Niezłe z niego ciasteczko pisałam to już nie raz ;) Nic na to nie poradzę że ten facet tak na mnie działa. Dla kogoś takiego zastawiłabym męża w ciągu kilku sekund, bez chwili zastanowienia…

A w pracy… dzisiaj dość pracowicie ciągle się coś działo dopiero teraz mogę poleniuchować… więc leniuchuję wpatrując się w pulpit… i potem się jeszcze dziwię z czego mnie te oczy tak bolą hihihi ;)

162 groszy

07 czerwca 2008
Sobota, godz. 8:15… siedzę sobie w pracy jest cicho i spokojnie. To moje ostatnie dni tutaj. Będę tęsknić mimo wszystko.. mimo tych przykrości których tu doświadczyłam, mimo tych ludzi z którymi nie potrafię współpracować… Bo z czasem pewne rzeczy widać już tylko jak przez mgłę. Pewnego dnia zupełnie zapomnę o tych wszystkich złośliwościach i wtedy będę tęsknić jeszcze bardziej, bo przecież jest za czym. To była moja pierwsza poważna praca. Odpowiedzialne stanowisko i całkowita samodzielność. Podlegałam tylko Prezesowi, który dawał mi wolną rękę, bo wiedział że do tej pory się nie zawiódł…
A teraz odchodzę… jeszcze tylko siedem dni pracy w tym biurze… przy tym biurku.
Jednak jestem sentymentalna i na pewno bardzo będę tęsknić.
Jednak wierzę w to że naszym życiem żądzą przypadki dlatego wszystko będzie dobrze.
Przecież przypadkiem pracowałam tutaj i to w takiej dziedzinie zupełnie niezwiązanej z moim wykształceniem. Również przypadkiem wysłałam dokumenty aplikacyjne do mojej nowej firmy… Już nie przypadkiem, ale dzięki mojej wiedzy dostałam pracę na lepszym stanowisku (zgłoszenie wysyłałam na inne stanowisko). Jestem taka dumna z siebie i taka szczęśliwa!!!
Mam tylko nadzieję że wszystko się dobrze ułoży i nie zawiodę oczekiwań mojego nowego szefa, a on nie zawiedzie mnie.
Nie jestem pracoholikiem ale jeżeli robię coś co lubię oddaję się temu w 100%. Jeśli oczekiwania mnie nie zawiodę, a wymagania nie przerosną wszystko inne na pewno się ułoży!
Dobra, wracam do pracy, bo przecież po to tu przyjechałam ;)

Brak słów

03 czerwca 2008
Jestem dużo spokojniejsza. Przestaję się przejmować i wszystko mi „wisi”. Znajomy który odchodził z pracy w zeszłym roku powiedział że fajnie się pracuje na wypowiedzeniu… powiedziałabym że nawet bardzo fajnie J Już mi tak nie zależy żeby wszystko było dopięte na ostatni guzik. Na wszystko mam czas… zamiast pracować czytam blogi i jest mi z tym dobrze.
W którymś ze swoich postów Kalina napisała że lubi pisać dużo a ludzie którzy piszą krótkie notatki wydają się jej nieszczerzy… Przejrzałam swoje… wszystkie są bardzo, bardzo krótkie… Raczej się nie rozpisuję, ale to wcale nie znaczy że jestem nieszczera. Taki charakter. Rzadko się otwieram i nie jestem zbyt wylewna. Piszę dla siebie nie dla innych. Piszę po ty by poczuć ulgę i nie muszę się przy tym rozpisywać.
Tylko że pisanie krótkich i zwięzłych postów ma pewną wadę…  są mało zrozumiałe i jasne dla innych. Nawet ja po upływie dłuższego czasu nie wszystko dokładnie pamiętam i rozumiem J Jedno trzeba przyznać jestem bardzo chaotyczna hihihi.
Cóż taka już jestem i pewnych rzeczy nie zmienię. Nigdy się nie rozpisywałam, a listy pisałam na około jedną stronę (jak jeszcze się listy pisało ;))
A tak ogólnie to nie zawsze potrafię być spokojna… np. teraz mam jakby wyższe ciśnienie bo zadzwoniłam do swojej promotorki „od siedmiu boleści” i dowiedziałam się że jeszcze nie zdążyła przejrzeć mojej pracy i się odezwie, a czas mnie goni bo w piątek muszę ją oddać jak chcę się bronić w czerwcu!!!!!!!!!!
No i co J nie będę się przecież dalej rozpisywać o tym jak bardzo jestem w tej chwili zła… a wręcz wściekła!
Na prawdę pomimo szczerych chęci nie nadaję się do pisania dłuuugich postów.

4 grosze

02 czerwca 2008
Głęboki wdech… już dobrze nie stresuję się nie pozwalam wytrącić się z równowagi… o nie… a to oczywiście bardzo przeszkadza niektórym osóbkomJ)) Ja mam satysfakcję… Jestem silna i nie daję się sprowokować, nie warto… nie ten poziom J
Co poza tym…
W sobotę miałam ostatnie zajęcia i jak dobrze pójdzie za dwa tygodnie obrona. Problem w tym, że nie mam jeszcze zatwierdzonej pracy i kompletnie nie potrafię się zmusić do nauki. Nie mam pojęcia dlaczego, ale jestem jakaś strasznie oporna ostatnimi czasy. Wiedza zupełnie nie wchodzi mi do głowy nie wiem co się ze mną dzieje.
Z mężownikiem bywa różnie, po prostu staramy się sobie nie przeszkadzać i tyle.
Mam nadal romansuje z XX a mnie już coś trafia jak go gdzieś widzę. Jego osoba mnie drażni i chyba nigdy go nie polubię! Nawet nie mam zamiaru próbować.
Wczoraj był dzień dziecka a ja jako duże dziecko spędzałam czas z rodzicami na ogródku. Tyło tak miło… a przynajmniej do czasu, kiedy tata postanowił iść już do domu. Za pięć minut mama poinformowała mnie, że jest mówiona i musi wyjść…
Wiadomo XX ważniejszy. Jakoś nie mogę być tylko z nią, bo on zawsze gdzieś jest albo w jej głowie, albo śpieszy się na spotkanie z nim, albo smsują…
Jest ciężko się z tym pogodzić, bo jestem jedynaczką i zawsze to ja byłam najważniejsza… a teraz już nie jestem.
2 grosze

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz