wtorek, 3 maja 2011

Październik 2010

24 października 2010
Los płata nam figle. Niecały rok temu pewnie oboje inaczej wyobrażaliśmy sobie nasze wspólne życie. Jednak jak to w życiu, w rzeczywistości wszystko wygląda inaczej. Marzyłam o wspólnym życiu, o tym że będziemy razem szczęśliwi, że nie popełnię już tych samych błędów i będziemy żyć dla siebie. Że będziemy mieli wspólne pasje, marzenia i plany… Łudziłam się że zaczniemy całkiem nowe życie, z dala od tego co jest tu i teraz, że teraz kiedy już razem mieszkamy wszystko się zmieni i będziemy żyć dla siebie, bez strachu czy ktoś nas gdzieś rozpozna.
Wiem byłam naiwna, ale ja naprawdę myślałam że M. będzie tylko mój. Nie myślałam o tym że ma dziecko z inną kobietą i ona nigdy nie zniknie z naszego życia. Nie zastanawiałam się wtedy nad tym że to ona jest jego żoną i nigdy nie będzie tylko przeszłością. To ona jest tą pierwszą, tą która dała mu syna i z którą łączy go tak wiele. Nigdy tego nie zmienię choć nie wiem jak bym tego pragnęła. On mam wrażenie chciałbyś mieć jedno i drugie, a ja nie potrafię tak żyć. Nie potrafię się dzielić i ciągle zamartwiać się jak to będzie. Marzę o tym by w końcu odnaleźć szczęście i spokój ducha. Czuję się bezsilna bo choć go kocham nie potrafię z nim być i zająć miejsca które dla mnie ma.
Twierdzi że mnie kocha, że jestem tym czego pragnie, a sam mnie niszczy. To on sprawia że tak się czuję, że widzę jak niewiele jestem dla nie go warta i jak mało znaczą moje potrzeby i odczucia. Skazuje mnie na życie w cieniu, w cieniu jego żony i dziecka. Chciałby to wszystko jakoś pogodzić,chciałby o wszystkich zadbać by wszystkim było dobrze, ale mi nie jest, bo nie jestem na takie życie gotowa.
Nie potrafię zapomnieć o tegorocznych wakacjach i tym, ile bólu mi  tym sprawił. W życiu nie byłam w takim stanie psychicznym jak wtedy, a on po prostu pojechał sobie z synem na wakacje.
Dzisiaj rano wstał i już nie była w humorze, dlaczego?Dlatego że wczoraj wieczorem powiedziałam mu że nie chcę by tak wyglądało moje życie, bym miała wybór, albo spędzam dzień sama albo z nim i jego synem. Czuje się odsunięta na dalszy plan. Obawiam się tego że z czasem jego syn zagości w naszym życiu już na dobre i nie będzie już nawet takiego wyboru jak dziś…samotność, albo towarzystwo jego dziecka. Nie chcę spędzać czasu na opiekowaniu się nie swoim dzieckiem, nie chcę być częścią czegoś co nie jest moje.
Początkowo miał się widzieć z synem od rana do 16-tej. Ale żonka wczoraj dała mu znać, że później idzie do pracy i ma przyjechać na 11-tą.Cóż na to mój M.?? Nic, oczywiście zgodziła się bez konsultacji ze mną i ostatecznie umówił się, że spędzi cały dzień z synem aż do wieczora. Mi dał możliwość wyboru,albo spędzimy dzień w trójkę albo niestety zostanę sama… Oczywiście wybrałam to drugie. Nie jestem nianią . Jestem wolna i nie mam swoich dzieci dlatego spędzaniu czasu na zabawianiu cudzych dzieci zupełnie mnie nie bawi. Jest we mnie złość, która aż kipi.
Cóż jeszcze z newsów? Właściwie niewiele poza tym że wciąż próbują się dogadać z żonką co do rozwodu i jakiegoś podziału majątku. Kolejna wersja jest taka, że oprócz płacenia sporych alimentów na dziecko to jeszcze będzie utrzymywał żonkę przez 6 lat, a nie pięć jak pierwotnie ustalali bo jakoś musi stanąć na nogi i to że dostała na dobry początek samochód, uzgodnili że zostanie w mieszkaniu do osiągnięcia przez ich syna 21 roku życia to wciąż zbyt mało. Nie myślcie że jestem pazerna, bo nic z jego pieniędzy nie mam. Jestem samowystarczalna i sama się utrzymuję, a wszystkie rachunki związane z naszym utrzymaniem płacimy po pół. Po prostu wkurza mnie to że on nigdy nie zadba o naszą przyszłość tylko zawsze będzie dbało o nich, bo jestem przekonana że na 6 latach utrzymywania żonki się nie skończy.
Nie chcę się martwić o siebie i naszą przyszłość. Myślałam że mój mężczyzna nie będzie się martwił o inne kobiety, tylko właśnie o mnie… Boli mnie że tak nie jest i nie będzie. Ona nigdy nie zniknie z naszego życia, a ja coraz bardziej jej przez to nienawidzę.
Może jednak powinnam odejść i spróbować się jakoś pozbierać. By zweryfikować czy on jest wart tego by tak żyć...
5 groszy

07 października 2010
Wiele się zmieniło od ostatniego postu. Jednak tym razem nie na gorsze lecz na lepsze. W końcu widać światełko w tunelu, a ja osiągnęłam spokój ducha.
Wreszcie się przemogłam i poznałam jego syna. Byliśmy na wspólnej wycieczce w zoo. Teraz w sobotę znowu wybieramy się gdzieś we trójkę :) Polubiłam jego syna i najwyraźniej on mnie też. Dużo się śmialiśmy, wygłupialiśmy, było naprawdę fantastycznie. Aż sama byłam zaskoczona bo nie sądziłam, że tak sobie przypadniemy do gustu.
Wiem że do idealnego stanu jeszcze daleko, ale zrobiłam duży krok na przód i czuję się spokojniejsza. Nie mam już stanów lękowych w stylu co będzie jak ja i jego syn się nie polubimy. Nie martwię się już tak bardzo tym że muszę się dzielić M.
To naprawdę miła odmiana od tego co działo się w moim sercu w ostatnim czasie.
3 grosze

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz