wtorek, 3 maja 2011

Styczeń 2011

23 stycznia 2011
Godz.00:41,  23.01.2011
M. się już nie odezwał. Nie mogę spać, bo nie potrafię sięwyłączyć. Ciężko mi bo czuję, że to już koniec, a przecież tak bardzo gokocham. Boli mnie serce i choć chciałabym cofnąć czas, napisać do niego żewracam, że go kocham i nie mogę bez niego żyć, to wiem że zrobić tego nie mogę.
W końcu zasnę, a każda kolejna noc będzie coraz łatwiejsza.
Muszę wziąć się w garść, muszę…
Będzie mi ciężko. Dam sobie kilka dni, a potem podejmękolejne kroki. Przekażę małżowi, że musi się wyprowadzić, bo długo kątem urodziców nie wysiedzę. Poza tym czas bym zaczęła żyć swoim życiem bezułatwiania go innym, podczas gdy sama Ledo się trzymam.
Czego pragnę w tej chwili?
Wtulić się w M. Poczuć jego ciepłe ciało, w które wtulałamsię co noc…
Wiem że to koniec, choć jeszcze trudno mi w to uwierzyć.Muszę się nauczyć bez niego żyć. Muszę przestać spoglądać na telefon, znadzieją na…, no właśnie na co?
23.01.2011 – mój pierwszy dzień bez M.
Strasznie trudna droga przede mną…

Godz. 8:50, 23.01.2011
Noc była ciężka i bardzo długa. Nie szlochałam w poduszkę,bo przy ojcu muszę się jakoś trzymać, poza tym nawet nie miałam na to sił.
Myśli krążyły w mojej głowi, a ponieważ wciąż jeszcze jestemw szoku, przez niemal całą noc powtarzałam sobie, że to już koniec. Muszewreszcie to zrozumieć. Muszę przestać liczyć na telefon czy sms. Przez całą noczerkałam na telefon. Myślałam że na pisze…
Uznał, że nie warto mi nic wyjaśniać, że nie warto o mniewalczyć. Zrozumiałam jak niewiele dla niego znaczyłam i jak straszne musiałobyć życie ze mną..
Jak pisze Paulo Coelho „Każdy zabija kiedyś to, co kocha.”
Czuję się winna. Bo nie byłam dość dobra, bo nie potrafiłamsprawić że mężczyzna z którym jestem, jest ze mną na tyle szczęśliwy, by niemyśleć o innych kobietach.
Cierpię, bo napisał mi, że ten rok był udręką, a ja myślałam,że poza kilkoma problemami jesteśmy ze sobą bardzo szczęśliwi.
Okazuje się, że życie ze mną było nie do zniesienia.

PS Nie mam dostępu do internetu, więc notki będą się pojawiały z kilku dni, jak tylko będę mogła u kogoś skorzystać z netu.
6 groszy
Odeszłam od niego. Spakowałam rzeczy i się wyniosłam.
Nie było go bo miał spotkanie z synem, więc mogłam na spokojnie zabrać najbardziej potrzebne rzeczy. Czułam że tego nie wytrzymam, że musze to zrobić, bo zwariuję. M. wyszedł do syna a ja błąkałam się po mieszkaniu, po 2 godzinach wsiadłam w samochód i pojechałam na ogródek do pieska i do dziadków na cmentarz. Miotałam się ze swoimi uczuciami, walczyłam sama z sobą. W końcu napisałam do M. że mam dość tego, że robi ze mnie idiotkę. Wymieniliśmy ze sobą kilka smsów i kilka telefonów. Oczywiście wyszło na to, że to jak coś sobie wymyśliłam, że wszystko komplikuję i robię z igły widły. Być może… Być może to wszystko moja wina. Być może sama sprawiłam że nasz związek się rozpadł, ale chyba lepiej teraz niż później. Powiedziałam, że odchodzę, że wyprowadzam się jeszcze dziś. Napisał tylko że mam się dobrze zastanowić, bo to będzie oznaczało nasz koniec. Powiedziałam mu, że chyba coś mu umknęło, bo to nie będzie, lecz jest koniec.
Nie wiedziałam co zrobić. Musiałam się wynieść, ale nie miałam gdzie. Chciałam wyrzucić to z siebie i wypłakać się ale nie wiedziałam komu. Zadzwoniłam do Mizi, ale była zajęta więc się rozłączyłam i pojechałam do taty. Zapytałam czy mogę się u niego zatrzymać na jakiś czas, aż zdecyduję co dalej z moim życiem. Nie pytał o szczegóły, bo widział że jestem w kiepskiej formie.
Wróciłam po jakieś najważniejsze rzeczy i leżę teraz na kanapie u taty. Nie wiem jak długo tu będę. Nie wiem co z sobą zrobić. Wszystko runęło jak dom z zapałek, a ja jestem w takim szoku, że nawet nie potrafię płakać.
Co boli mnie najbardziej. Chyba serce. Ja naprawdę bardzo kochałam M. Był całym moim światem, a okazuje się, że to wszystko to była tylko iluzja.
Rany zostały zadane bardzo głęboko, ale pewnie jeszcze kiedyś się z tego wszystkiego podniosę.
Teraz nie czuję nic, coś straciłam tylko nie wiem co. Nie sądziłam, że właśnie takie będzie zakończenie. Znowu muszę zaczynać od nowa. Znowu musze poskładać cały swój świat na nowo. Musze odnaleźć jakiś nowy cel i sens życia, bo szczęśliwy dom dwojga kochających się ludzi to najwyraźniej nie dla mnie.
Gdzie jest ta wielka miłość która nas łączyła. Nie mogę uwierzyć że nas już nie ma…
Jeszcze niedawno planowaliśmy wspólna przyszłość. Były nawet poważne rozmowy o dziecku. Mieliśmy stworzyć rodzinę, a dzisiaj z tych planów nie ma już nic.
Zostały tylko wspomnienia. Chwilami cudowne. Myślałam że jestem jego skarbem, a teraz jestem już nikim. Nawet o mnie nie walczył. Stwierdził że zbzikowałam i skoro chcę odejść to ok., bo on ma już dość mojego ciągłego niezadowolenia z jego osoby.
Ja czułam się podobnie, nie dość dobra, mądra, bogata, ładna… Skoro oboje czuliśmy się nie wystarczająco dla siebie dobrzy to po co było to wszystko?
Brak słów

22 stycznia 2011
Nie wiem co robić. Sytuacja jest napięta, bo ja jestem zimna jak lód, a M. nie ma pojęcia dlaczego. Ilekroć pyta co się stało, odpowiadam, że sam powinien wiedzieć czy ma coś na sumieniu.
Nie jestem gotowa na rozmowę. Nie wiem co robić, czy spakować walizki i się wyprowadzić... Tylko gdzie? Do rodziców? Wrócić do swojego mieszkania, w którym mieszka małż? A może najpierw porozmawiać z nim...
Tylko o czym? Czy to ma jakikolwiek sens? Przecież nie dowiem się prawdy. Nawet jeśli ma coś na sumieniu nie przyzna się tylko będzie mówił to co chcę usłyszeć...
Nie wiem nawet co mu powiedzieć. Grzebałam w jego telefonie, to nieładnie, ale gdyby nie jego dziwne zachowanie nie robiłabym tego. Ja nie mam nic do ukrycia, więc nie kasuję na bieżąco smsów. Gdyby je przeczytał to z czystym sumieniem mogę powiedzieć że nic tam nie znajdzie, nic co mogło by wzbudzić jego wątpliwości. Natomiast to, że on sobie pisze smski z byłą(?) kochanką to jest co najmniej dziwne i bardzo nadszarpnęło moje zaufanie. Pytanie czy można budować związek, gdy partner jest podejrzany o jakieś niecne czyny.
Wczoraj znowu były wieczorne smsy, a ja prawie nie wpadłam w szał. W pewnym momencie ściszył telefon rzekomo po to by mnie nie obudzić, bo leżałam już w łóżku. Być może tak było, tylko skąd mam mieć pewność?
Nie spałam pól nocy, a gdy w końcu zasnęłam, obudziłam się przestraszona. Akurat śniło mi się, że znowu ukradkiem zaglądam do jego telefonu. Gdy się przebudziłam serce waliło mi jak oszalałe. Leżałam w bezruchu i nasłuchiwałam czy M.śpi... Wahałam się czy podejść do jego telefonu i sprawdzić z kim tak pisała wczoraj przed spaniem. Nie wytrzymałam, wstałam wzięłam telefon i zobaczyłam że jest nowa wiadomość. Nie mogłam jej przeczytać, zobaczyłam tylko że to sms od jakiegoś kolegi. trochę mi ulżyło, tylko jaką mam pewność czy poprzednie nie były od kogoś innego...
Jestem zdezorientowana i nie wiem co robić. Chyba powinnam odejść, chodź to trudna decyzja.
Nie wiem czy coś go jeszcze łączy z tą kobietą, ale wiem że utrzymywanie z nią kontaktu jest nieuczciwe wobec mnie...
Pytanie jak to rozegrać.

PS Moje życie jest porąbane!!!
2 grosze

21 stycznia 2011
Mam mętlik w głowie, a w duszy niepokój...
Zrobiłam wczoraj coś, czego robić nie powinnam, ale zrobiłam i... nie żałuję.
Jestem bardzo zazdrosna o M., a że czasem są takie dni, że na jego komórkę przychodzi sporo smsów, niewiadomego pochodzenia, które potem skrupulatnie kasuje, zaczęło mnie to zastanawiać i budzić moje wątpliwości.
Sądziłam, że to może być jego żona, że męczy go smsami i podczas gdy się kąpał zajrzałam do jego komórki. Tam ku mojemu zdziwieniu, nie było smsów od żony, lecz... od jego byłej kochanki. Aż mnie zmroziło i nie wiedziałam jak się zachować gdy już wyszedł po kąpieli. Byłam zimna, nawet nie chciałam by mnie dotknął. 
Jak się dowiedziałam o niej?
Było to ponad rok temu, rozmawialiśmy, a ja czułam, że zanim podejmę decyzję o tym czy z nim być, zapytałam czy były jeszcze inne przede mną. Początkowo milczał i nie chciał nic mówić, ale w końcu powiedział że uważa, że trochę za wcześnie na tę rozmowę, ale skoro pytam nie ma sensu to odwlekać.
Przyznał się że kiedyś już miał kochankę, z którą był dość długo, chyba z przerwami około 3 lat. Bardzo ja kochał lecz mimo to się im nie udało, bo on nie był gotowy odejść od żony, która właśnie urodziła im dziecko, a ona w końcu wróciła do swojego byłego...
Zapytałam czy to już skończone. Powiedział że tak. 
Zapytałam czy utrzymuje z nią kontakt, przyznał że czasami tak. Powiedział, że jeśli będę chciała zerwie z nią kontakt, a ja właśnie tego chciałam. Wtedy nie miałam pojęcia kim ona była, ale dzisiaj już wiem dokładnie. Znam jej imię i nazwisko, wiem mniej więcej gdzie mieszka i gdzie się poznali. Skąd... po prostu poukładałam sobie puzzle i złożyłam w całość.
Tych smsów było tylko kilka, z dnia poprzedniego, a ich treść nie była jakoś bardzo niepokojąca, a wręcz lakoniczna. Z treści wywnioskowałam, że były jakieś wcześniejsze (które zdążył usunąć), a w kolejnych były tylko jakieś strzępki, ona mu odpisała że to miłe że o niej pomyślał o takiej porze i że będzie się jej lepiej spało, potem coś jeszcze że M. już nie odpisał, on napisał dnia następnego że zasnął. Na to ona, że tak szybko, no i on odpisał w końcu że nie sądził, że ona się tak rozpisze.
Pytanie z czyjej inicjatywy ten kontakt z jego czy jej...
Nie chcę go bronić. Nie mam takiego zamiaru. Jeśli on coś knuje, ja na pewno się o tym dowiem, bo teraz będę go bacznie obserwować.
Pierwsza myśl jaka przyszła mi wczoraj do głowy, to taka, że się wyprowadzam i nie pozwolę na takie traktowanie.
Teraz mam wątpliwości, bo być może wyolbrzymiam całą sytuację. Jednak irytujące jest to, że ten kontakt utrzymują, a skoro mnie kocha i szanuje to nie powinien tego robić!!
Powiem tak, sytuacja jest napięta i jeśli coś jeszcze znajdę co mnie zaniepokoi nie będę słuchała głupich wyjaśnień, po prostu odejdę, bo facet, który nie potrafi zerwać kontaktu z była kochanką nie jest mnie wart.
Jestem w stanie jakoś sobie poradzić z tym, że w jego życiu zawsze będzie żona (pewnie niedługo była), ale nie zniosę byłej kochanki!!! To zbyt wiele na moje wątłe barki!!!
4 grosze

17 stycznia 2011
Poniedziałek, 17 stycznia 2011 roku. Jak ten czas szybko leci...
Gdybym cofnęła się o rok, mieszkałabym jeszcze z małżem. Planowałabym wyjazd z M. na kilka dni. Jeszcze wtedy mogło mi się wydawać że to nic poważnego, że ja i M. dopiero się poznajemy i nie robimy nic złego. Wiem... gadka szmatka... Sama myśl o tym że chcemy gdzieś razem pojechać była zła, ale wtedy tłumaczyłam to sobie najbardziej naiwnie jak się da, tzn. że nic między nami nie musi się wydarzyć, że jedziemy poznać się i spędzić ze sobą więcej czasu.
Po tym wyjeździe wszystko się zmieniło. Oboje już wiedzieliśmy że nie możemy bez siebie żyć. Zaczęło się szukanie mieszkania i cała ta mało przyjemna kolej rzeczy (rozmowa z małżem, wyprowadzka, rozmowa z rodzicami, itp.).
Minął rok. Znowu szukamy mieszkania, bo w tym kończy się umowa najmu. Zastanawiam się gdzie będziemy za rok i czy nadaj będziemy tak szczęśliwi jak dziś.
Oby...
4 grosze

15 stycznia 2011
Co w życiu jest ważne?
Patrzę za siebie choć wiem, że nie powinnam oglądać się wstecz. Wszystko jest jeszcze takie świeże,takie nieprawdopodobne i nierealne. Czasem gubię się w swoim życiu i potrzebuję przystanąć, by złapać oddech i ustalić gdzie i z kim jestem. 
Może to dla was dziwne, bo w końcu mieszkamy ze sobą już prawie rok, więc powinnam się przyzwyczaić...
Jednak nie jest to proste i sama nie wiem dokładnie dlaczego, wciąż jestem lekko oszołomiona tym wszystkim co stało się w ostatnim roku.
Nie wiem dokładnie skąd wciąż się we mnie ten melancholijny nastrój, choć w sumie łatwo można go powiązać z wizytą u małża. Było milo, choć dało się wyczuć coś dziwnego w powietrzu. Wciąż jesteśmy małżeństwem, choć tak naprawdę żyjemy z kimś innym.
Może to nie jest normalne, ale czasem się zapominam i boję się że wtedy np. pomylę ich imiona.
10 lat to szmat drogi, sporo razem przeżyliśmy, mamy mnóstwo wspomnień, których nie jestem w stanie wymazać.
Budujemy z M. wspólną przyszłość, próbujemy zamknąć stare życie i żyjemy nowym, ale już nie takim zupełnie czystym i nieskażonym przeszłością. M. ma bagaż znacznie większy, dziecko..., które ja muszę się nauczyć kochać a nie tylko akceptować.
Stawiam kroki ostrożnie, jednak najważniejsze że nie boję się iść dalej....
4 grosze

01 stycznia 2011
Sylwester był naprawdę udany. W zasadzie żadnych planów nie mieliśmy tak jak nasi znajomi i stwierdziliśmy ostatecznie że lepiej siedzieć w czwórkę niż w dwójkę ;)
Każdy coś na Sylwestra przygotował więc jedzenia było co niemiara. Mimo że była nas tylko czwórka, impreza była naprawdę udana bo zakończyła się po 4-tej rano. Śmialiśmy się, wygłupialiśmy się, tańczyliśmy i było rewelacyjnie. Aż się wierzyć nie chce że w czwórkę tac świetnie się ubawiliśmy!
Był to też pierwszy wspólny Sylwester z M., więc tym bardziej było wspaniale. Świetnie nam się razem tańczyło, zupełne przeciwieństwo małża. 
Teraz czeka mnie tydzień urlopu, który mam nadzieje nie zostanie brutalnie przerwany. W planie mamy wyjazd na narty mimo iż żadne z nas na nich raczej nie jeździ. Z pewnością nie jest to 
argument przeciw, bo przecież kiedyś trzeba się nauczyć ;)Obym się tylko nie połamała :)

PS Życzę wam wszystkim wszystkiego dobrego w Nowym Roku!!!
8 groszy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz