wtorek, 3 maja 2011

Luty 2010

24 lutego 2010
Stan ogólnej fascynacji trwa...
Spędziliśmy ze sobą kolejne 3 cudowne dni...
Minęły zbyt szybko i oczywiście powrót do rzeczywistości był jak zderzenie z chodnikiem przy upadku z 10 piętra. Gdy jesteśmy razem jest cudownie. Cieszymy się sobą i po prostu jesteśmy razem. Brak mi słów by opisać co czuję, ale z pewnością uczucie jest głębokie i dodaje mi sił, by stawić czoła wszystkim przeciwnościom.
M. ma na moim punkcie całkowitego świra. Patrzę w jego oczy i widzę ogrom miłości. Zależy mu na tym, by ze mną być i nie chce już dłużej czekać. Intensywnie szuka mieszkania. Umówił kolejne spotkania na czwartek i piątek...
Staram się trzymać rękę na pulsie, by M. nie podjął żadnej pochopnej decyzji, bo w końcu umowa najmu jest wiążąca i dobrze byśmy wybrali odpowiednie mieszkanie.
Ciągle mam mnóstwo obaw i oczywiście boję się ryzyka. Być może M. nie jest taki jaki mi się wydaje, a ja nie dostrzegam tego przez moje różowe okulary. Boję się by nie był zaborczy i by mnie nie ograniczał i nie kontrolował na każdym kroku. Póki co M. chce wszystko wiedzieć, gdzie wychodzę, z kim, o której wracam i co robię... Trochę to dla mnie dziwne, bo zupełnie nie jestem przyzwyczajona do takiego stanu rzeczy. Staram się nie popadać w paranoję i tłumaczę sobie, że to normalne, że po prostu mnie kocha i martwi się o mnie. Myślę że właśnie tak jest, choć oczywiście czasem pojawiają się jakieś małe wątpliwości. Wynika to z tego, że do tej pory nikt mnie nie kontrolował. Małż doskonale wiedział, że chodzę własnymi ścieżkami i nie starał się tego zmieniać. Ja już taka jestem, że czasem lubię po prostu zamknąć się w pokoju i pobyć sobie sama, albo też wyjść z domu i iść gdzieś przed siebie, pogrążona w myślach.
Boję się tego jak będzie i naszych "starych" przyzwyczajeń. Boję się że sobie z nimi nie poradzimy, choć wiem że kocham go i jestem w stanie w wielu kwestiach ustąpić. Mam nadzieję, że on również będzie w stanie pewne przyzwyczajenia zmienić i zaakceptować nowe wspólne zasady.
Być może wyolbrzymiam problem, bo przecież gdy się kogoś kocha, to wszelkie ustępstwa przychodzą z łatwością. Jednak prawda jest taka, że im bliżej podjęcia decyzji o wspólnym zamieszkaniu i stawieniu czoła wszelkim przeciwnościom, tym bardziej się boję i w podświadomości sama tworzę sobie problemy...
8 groszy

20 lutego 2010
Szukanie mieszkania nabrało tempa... W zasadzie znaleźliśmy dwa w których moglibyśmy zamieszkać od zaraz. W każdym z nich są plusy i minusy... Musze zmienić nastawienie, bo przecież oba mieszkania są ładne, a nowe mieszkanie nigdy nie będzie tym samym w którym mieszkam teraz...
M. bardzo mnie wspiera, gdy mam wątpliwości i czegoś się obawiam... Jest naprawdę cudowny i widzę jak bardzo mnie kocha...
Czasem to on się obawia i martwi tym jak to wszystko będzie i wtedy ja staram się go wspierać najlepiej jak potrafię...
Przed nami wiele trudnych chwil dlatego to bardzo ważne byśmy byli dla siebie oparciem.
Kocham go....
4 grosze

14 lutego 2010
Jesteśmy na etapie szukania mieszkania. W sumie to trochę szybko, ale M. stwierdził, że znalezienie mieszkania może trochę potrwać więc chce byśmy się już zaczęli rozglądać...
Zdziwiłam się że tak szybko. Gdy zapytałam dlaczego już i co jak w krótkim czasie znajdzie się jakieś mieszkanie które nam się spodoba, powiedział że to nawet lepiej. Bardzo męczy go już cała ta sytuacja, mnie zresztą też :(
Zapytał co bym zrobiła gdyby już chciał ze mną zamieszkać i czy byłabym gotowa już teraz zdecydować się na odejście od męża...
Odpowiedziałam że nie wiem, ale prawda jest taka, że naprawdę bardzo go kocham i mimo iż naprawdę bardzo się boję tych wszystkich przykrych rozmów, które mnie czekają z bliskim, czuję że chcę być z nim...
10 groszy

07 lutego 2010
Decyzja zapadła, choć inna niż przypuszczałam, bo jednak byłam skłonna wyjechać.
Wszyscy w koło przekonali mnie, że wyjazd nie jest dobrą decyzją. M. długo milczał, nie chciał wpływać na moją decyzję, ale w dzień, w którym miała się odbyć rozmowa z Bossem chodził jak struty. Nie wiedziałam co się z nim dzieje. Napisałam mnóstwo smsów, z prośbą by napisał co się stało, dlaczego chodzi taki przygnębiony, itp. W końcu odpisał, że wie, że nie powinien mi tego mówić, ale strasznie boi się mnie stracić, a jak wyjadę to pewnie tak będzie. Przestanę odbierać telefony, odpisywać na wiadomości, a on nie będzie mógł nic z tym zrobić... Dodał też, że wie, że właśnie tak chcę zrobić, że próbuję odejść, a on mnie tak strasznie kocha i nie wie co ma robić.
Przez niemal cały dzień wyglądał jak zbity pies... Miał rację, właśnie taki miałam zamiar. Wycofać się, odejść od niego, tak powoli wycofać się z jego życia ze względu na jego dziecko...
Niestety, albo stety, po burzliwych przemyśleniach odpowiedziałam Bossowi, że nie mogę przyjąć jego propozycji. Wściekł się, nie takiej odpowiedzi oczekiwał i wyprosił mnie zanim jeszcze zdążyłam dobrze usiąść.
Zawiodłam go, bo naprawdę spodziewała się, że się zgodzę i choć w sumie na ten wyjazd zgodziła się jednak jedna z dziewczyn, chciał bym jechała ja.
Ostatecznie zaprosił mnie jeszcze tego samego dnia i zaproponował inną ofertą. Nadal brakuje nam kierownika, a zastępca jest w ciąży i pewnie lada miesiąc zacznie przynosić L-4, w związku z tym Boss ma kolejny problem. W zeszłym roku już o tej ofercie rozmawialiśmy i to wielokrotnie, w sumie nawet przez jakiś czas pełniłam funkcje kierownika, do czasu, gdy Boss w swój gorszy dzień oskarżył mnie, że celowo działam na szkodę firmy?! To oczywiście była zupełna bzdura, ja się również wkurzyłam i powiedziałam, że skoro tak właśnie uważa to ja rezygnuję i niech sobie znajdzie kierownika, który spełni jego oczekiwania... Już następnego dnia próbował się wycofać z całej tej historii i przrekonywał mnie, że biorę to wszystko za bardzo do siebie, ale zdania już nie zmieniłam. Poszukiwania trwały pół roku, a efekt jest taki, że po raz kolejny oferta została złożona mi. Od razu powiedziałam, że nie ma sensu wracać do tego tematu, bo już o tym rozmawialiśmy w zeszłym roku i nic się od tego czasu nie zmieniło.
Boss nie dał za wygraną, powiedział, że mnie potrzebuje i że mam powiedzieć ile chcę dostawać kasy na tym stanowisku. Po chwili zastanowienia podałam kwotę jaką powinna zarabiać osoba na stanowisku kierownika, a on na to że ok., przemyśli to sobie i da mi odpowiedź w przyszłym tygodniu.
Następnego dnia znowu mnie zaprosił. Zapytał czy mam jeszcze jakieś nowe przemyślenia w związku z proponowanym awansem. Powiedziałam że nie. On na to że przyjmuje moją propozycję i chciałby bym od 1 marca przejęła stanowisko.
Zaskoczył mnie. Miałam nadzieję, że jednak się nie zgodzi i będzie po problemie... Naprawdę nie przypuszczałam, że do tego dojdzie. W sumie mogę się jeszcze wycofać, przecież nikt mnie nie zmusi do podpisania aneksu, ale to jednak było by głupie, zważywszy na to, że zgodził się na za proponowaną przeze mnie kwotę.
Wracając do M. oczywiście jest zachwycony, że ma mnie tu na miejscu. Snuje plany dotyczące czerwca. W sumie nie wiem czy już o tym wspominałam, ale właśnie w tym miesiącu ma zapaść decyzja co z nami będzie. Jeśli będziemy chcieli być razem to właśnie w czerwcu chcemy już ze sobą zamieszkać... To wszystko jest jak sen... Wszystko dzieje się tak szybko, a zarazem tak wolno. Kocham go i widzę jak bardzo on kocha mnie. To cudowne uczucie, tylko czy będę potrafiła cieszyć się naszym szczęściem, mając świadomość tego że komuś innemu zniszczyliśmy życie...
PS Byle do czerwca...
8 groszy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz