sobota, 29 marca 2014

Z ostatnich dni

Gdybym powiedziała że powoli wychodzę z dołka, to pewnie bym skłamała, bo choć część rzeczy udało się załatwić/wyjaśnić to jest to dopiero wierzchołek góry lodowej...
Załatwiłam sprawy w US związane z mieszkaniem oraz wysłałam info do spółdzielni mieszkaniowej. Byłam już na badaniach z glukozy i teraz została mi jeszcze internista.
W mieszkaniu też kilka rzeczy udało się zrobić: wysprzątałam mały pokój, przemalowałam częściowo ścianę, zakleiłam kilka dziur i zaczęłam czyścić listwy w drugim pokoju. Poza tym wymieniłam klosz w przedpokoju, M. wymienił baterię umywalkową w łazience oraz silikon w kabinie prysznicowej. Wiem jeszcze sporo pracy przede mną, a sił jakoś coraz mniej, ale powoli, bardzo powoli zmierzam ku końcowi.
W ostatnim czasie umówiłam się z kilkoma paniami do sprzątania oraz odebrałam w tej sprawie mnóstwo @ i telefonów, ale udało się wybrałam jedną osobę. Jest to pani po 50-ce i dzisiaj była po raz pierwszy. Za tydzień znowu będzie, więc trochę mnie odciąży w obowiązkach domowych.
Ja rozmroziłam i wymyłam dzisiaj lodówkę, w końcu się doczekała. Przebrałam pościel i wyprałam 5 automatów prania! Do tego ogarnęłam trochę jeden z pokoi na dole i powoli zaczyna to jakoś wszystko wyglądać. Gdybym musiała sprzątać dom, na te rzeczy nie starczyło by już sił, a tak są zrobione.
Od poniedziałku rusza remont tarasu, to też jest jedna z pozytywnych rzeczy. Zamówiliśmy też bramy garażowe, niestety one będą za jakieś 4-5 tygodni. Poza tym posiałam trawę w ogrodzie i czekamy aż nam coś z tych ziarenek wyrośnie.
Jak widać coś udało się pchnąć do przodu, niestety są też takie rzeczy które zwalają z nóg. Jakie?
Cóż mamy na I piętrze ogrzewanie podłogowe, a to naprawdę fajna sprawa o ile nic się nie wydarzy. My "szczęściarze" zostaliśmy wyróżnienie przez los i jako jedni z nielicznych mamy przeciek tejże instalacji... Zaczęło się niewinnie, ściemniało kilka paneli. Teraz coraz większa przestrzeń nawilgła, nawet ściana jest wilgotna :( Co nas czeka? Trzeba rozebrać panele, pewnie skuć kawałek podłogi, odnaleźć wyciek, naprawić go, zrobić wylewkę na rozkopanym fragmencie, wyłożyć podłogę nowymi panelami, bo te już się do użytku nie nadają...
Tak, my to mamy szczęście....

PS Byłam też na spotkaniu z Mizią po 3 miesiącach od ostatniego widzenia. Było niby ok, jednak niezmiernie drętwo. Czuję że z dawnej, kilkunastoletniej przyjaźni niewiele zostało. Było do przewidzenia, jednak człowiek się jeszcze trochę łudził.

3 komentarze:

  1. Podziwiam Cię,masz tyle na głowie, jesteś w ciąży a nie rozczulasz się nad sobą tylko prężnie działasz! Zastanawiam się skąd czerpiesz takie pokłady energii? :)
    Chyba Maluch wysyła Ci jakieś pozytywne, mobilizujące fale :)
    Pamiętam, że ja w ciąży wiecznie latałam z mopem, a w dniu porodu myłam okna :)
    Trzymam kciuki żeby wszystko poukładało się po Twojej myśli!
    Wiosenna Buźka :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę,że że znalazłas pomoc...a raczej zdecydowałaś na nią,ale wciąż za dużo masz na barkach.
    A z przyjaźniami tak to już bywa...wypalają się.Chociaż z drugiej strony mówią,ze jak przyjaźń się kończy to znaczy,że nigdy nią nie była i nie ma czego żałować.

    OdpowiedzUsuń
  3. Energi to Ci naprawdę zazdroszczę bo ja nie mam jej wcale ostatnio, ale też i podziwiam za siłę bo ciągle coś się u Was dzieje szkoda tylko, że mało pozytywnego.
    Ja też straciłam przyjaciół, szkoda, że tak się dzieje bo brakuje potem tych bliskich nam kiedyś osób.
    Ściskam słonecznie :-)

    OdpowiedzUsuń