niedziela, 27 maja 2012

Musiałam ją pożegnać...

Nie ma jej już. Męczyła się przez dwa dni aż w końcu zasnęła. Już nie mogłam jej pomóc. Weterynarz nie miał pomysłu na leczenie. Byłam bezsilna. W piątek naprawdę myślałam, że będzie zdrowa i wyszła z tego wszystkiego. Widać antybiotyki jej zaszkodziły i zrobiły spustoszenie w jej organizmie. Popłakałam sobie, posprzątałam i pochowałam wszystkie jej rzeczy. Misię zakopaliśmy koło Filipci leżą sobie teraz razem.
Kochałam je obie. Jak na gryzonie były cudowne i bardzo oswojone i komunikatywne. Brakuje mi ich obu. Jeszcze dzisiaj miałam przynajmniej Misię, teraz nie mam już żadnej...
Walczyłyśmy o jej życie od ponad tygodnia, ale się nie udało. Czułam że chce żyć, ciężko jej było tak po prostu leżeć bez ruchu. Choć ledwo oddychała i nie była w stanie ustać, walczyła by wstać. Nad ranem gdy przyszłam sprawdzić co u niej stała w koncie na 4 łapkach. Ucieszyłam się. Wydawało mi się że skoro się podniosła to jednak będzie żyć, że jakimś cudem dojdzie do siebie. Niestety nie udało się gdy przyszłam do niej po raz kolejny znowu leżała i ciężko oddychała.
Zawsze była pełna życia i nie usiedziała zbyt długo w miejscu, a teraz nie miała nawet sił podnieść pyszczka.
Najtrudniej było patrzyć jak leży i nie jest w stanie się podnieść, jak walczy o każdy oddech i nie móc jej pomóc.

2 komentarze: