środa, 16 listopada 2011

Jestem samotna wyspą...

Jestem samotną wyspą, okrętem dryfującym po bezkresnym oceanie.
Wszystko zmieniłam w swoim życiu. Zostawiłam męża, dla tego, którego tak bardzo pokochałam. Bezgranicznie mu ufałam i nie miałam wątpliwości, że muszę odejść od małża i zacząć nowe, lepsze życie.
Minęło już niemal dwa lata odkąd jesteśmy razem z M. Bywało różnie, raz wzloty, raz upadki. Nasz związek to wciąż jedna wielka niewiadoma. Kiedyś myślałam, że jestem dla niego wszystkim, że jestem jego skarbem o który będzie dbał. Dbał i owszem, lecz niestety nie tak jak bym tego chciała. Rodzina zobowiązuje, a on już ją ma. Trudno tak żyć, w cieniu jego przeszłości.
M. uważa że dał mi bardzo wiele, że jest wspaniały, czuły i kochający. Nie rozumie, moich rozterek i żalu za to jak kiedyś postąpił. Dla niego wszystko jest proste. Muszę zacząć traktować jego syna jak członka rodziny, to wtedy będziemy szczęśliwi. Ma rację. Nie twierdzę, że nie. Tylko po tym wszystkim co było, trudno mi zaakceptować jego syna w naszym życiu. Przecież, po części M. właśnie z jego powodu, na początku naszego związku zostawił mnie samej sobie. Łatwo jest mówić: zamknij to, nie wracaj do tego. Tyle że ja nie potrafię. Przyczyna? Brak zaufania. Już nie wierzę, że się o mnie zatroszczy, że będzie mnie wspierał i zawsze będzie stal za mną murem.
Czasem się kłócimy, raz częściej raz rzadziej. Nigdy nie wiem czy ta kłótnia jest tą ostatnią, czy jeszcze nie.
Wczoraj znowu doszło do sprzeczki. Jak zazwyczaj, poszło o pierdołę. Efekt jest taki że M. jest nadal nadąsany i strasznie obrażony, a ja chyba nie zamierzam na chama próbować załagodzić sprawy. Coraz bardziej obojętne staje się dla mnie to czy rozmawiamy normalnie, czy się po prostu mijamy.
Odczucia mam różne. Choć boję się do tego przyznać, chyba obawiam się że to, że się ze sobą związaliśmy  było błędem.
Czasem wydaje mi się, że to tylko kwestia czasu i gdy tylko jego ex małżonka się wyprowadzi z jego mieszkania, nasze drogi chyba się rozejdą. M. chciałby wrócić do swojego komfortowego mieszkania, a ja raczej nie zamierzam. Tu jestem u siebie, bezpieczna i nikt mnie stąd nie wyrzuci. W jego mieszkaniu już nie będę u siebie. Jego syn bardzo się cieszy na myśl, że moglibyśmy zamieszkać w tamtym mieszkaniu, bo po szkole mógłby do nas wpadać i w ogóle częściej bywać. Ja na samą myśl o tym jestem przerażona i tym bardziej nie chcę opuszczać swojej bezpiecznej oazy.
To aż nienaturalne, ale powoli zaczynam się już nawet przyzwyczajać do myśli, że wkrótce w tym łóżku będę spała sama...
Myślałam nawet o tym, że gdyby po naszym rozstaniu okazało się że jestem w ciąży, nie powiedziałabym mu o tym że jest ojcem. Wyparłabym się i powiedziała, że po rozstaniu szukałam pocieszenia i znalazłam je.
Nie potrzebuje jego pomocy, czy wsparcia. W najtrudniejszych chwilach i tak musiałam sobie poradzić sama. W takiej sytuacji też bym sobie poradziła. Wszystko udźwignę. Jestem silną kobietą i nie pozwolę się nikomu stłamsić.
Ciężko mi, ale wiem że jemu tez nie jest łatwo. Kocha swojego syna ponad wszystko i też pewnie ciężko mu patrzeć jak ten chłopak do mnie lgnie, jak się we mnie wtula i nie odstępuje na krok, wiedząc że ja chciałabym uciec. Nie potrafię tego wyjaśnić, ale naprawdę mi ciężko gdy on się tak we mnie wtula.
Pisałam wielokrotnie, że nie krzywdzę tego dziecka, zresztą gdyby tak było nie wariowałby tak na moim punkcie, tyle że jego bliskość mnie przytłacza, a ja nie potrafię sobie z tym poradzić.
Trudno jest też widzieć z jaką miłością M. patrzy na syna, mając zarazem świadomość tego, że na mnie nigdy tak nie będzie patrzył. Syna kocha miłością bezwarunkową, a mnie miłością warunkową. Ja to widzę i wiem, że z dzieckiem nie mogę i nie chcę rywalizować.
Nie chcę też dostawać okruchów, bo jedyne o czym tak bardzo marzyłam, to żyć pełnią życia i pełnia miłości.

PS Mam okres. Może to trochę tłumaczy moje stany depresyjne.
Wiem że opinie będą różne, ale przecież to mój kawałek wirtualnej rzeczywistości i nie mam ochoty kontrolować tu swoich myśli.

1 komentarz:

  1. Felicja,

    My jestesmy tu po to by Ciebie wspierac i doradzac. Kazdy
    Ma inne zdanie jakby zachowal sie w podobnej sytuacji...
    Tu ciezko miec jedna opinie, ktorej mozna sie trzymac.
    Ja juz sama nie wiem co Tobie poradzic. Nie widze byc byla szczesliwa. Z M. tak bardzo zrobiliscie rys na szkle, ze kazda widac, do tego ciagle te rozsterki z poczatku zwiazku. Chcialabym miec recepte dla Was...
    Trzymaj sie i moze posluchaj intuicji....

    Tule:****

    OdpowiedzUsuń